Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2017, 13:59   #116
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Tajna baza małych ludziów była super! Sucha, wygodna i jeszcze na wysokości, dzięki czemu dało się rozglądać czy ktoś nie zbliża się żeby zasadzkować albo coś. Co prawda na miejscu Jamesa i Jacka dorobiłaby dwa otwory na ścianach gdzie ich nie było, ale to w końcu ich tajna baza, nie jej.

Przypominała trochę punkty strażnicze dziadka, ale nie wykuto jej w kamieniu, tylko zrobiono z drewna. Ciągle na podłodze leżały pióra, no i brakowało długiej broni w okienkach. Takiej z lunetką na górze, żeby móc patrzeć bardzo daleko, prawie tam gdzie horyzont. I trupić intruzów zanim odnajdą drogę do ich domu.

- Ooo, ona była pod pompą zanim się zaczęliśmy strzelać - poinformowała małych kolegów, podchodząc od okienka, gdy pojawiła się znajoma pani - Nigdy nie miałam tajnej bazy. Mieszkałam z dziadkiem na pustyni i razem robiliśmy takie wieże i punkty obserwowania. Posterunki - przypomniała sobie trudne słowo - Żeby pilnować i patrzeć czy jest bezpiecznie. Jak jest wysoko to lepiej widać i łatwiej się strzela… no i wróg później zauważa, jeżeli dobrze się ukryjesz. - wzruszyła ramionami, a po chwili na ulicę wyszła druga kobieta.
- Kto to jest Rice? - zapytała zaglądając ciekawie ponad głową dziecia na ubierającą się panią. Mama Jane zajmowała się praniem albo robieniem koszulek? Dlatego ta pani tak ją poprawiała? Nie zdążyła się dopytać, kiedy pojawiła się druga pani, tym razem nieznajoma. - Ona często przychodzi po koszulki do twoich rodziców? - zwróciła się do dziewczynki, obracając się przez ramię żeby na nią spojrzeć.

Dziewczynka wzruszyła ramionami i temat Rice chyba w ogóle jej zdawał się nie interesować. Chłopcy tutaj byli bardziej pomocni.
- Rice odwiedza rodziców Jane czasami. No może częściej niż czasami. Nasza mama jej nie lubi. Mówi, żebyśmy trzymali się od niej z daleka. - powiedział Jack mrużąc z namaszczeniem powieki jakby musiał sobie przypomnieć co na dany temat mawia ich mama.

- Mama mówi, że Rice się źle prowadzi. Wiele osób jej nie lubi. Znaczy dorosłych. - dopowiedział równie poważnie jego brat obserwując jak kobieta przedziera się przez zalaną wodą ulicę.

- A jak wygląda ta pustynia? To daleko stąd? Gdzieś za rzeką? - bracia zadarli głowy by spojrzeć ciekawie na blondynkę.

Angie zasępiła się. Rice źle się prowadziła, odwiedzała rodziców Jane i jeszcze panie mama nie przepadała za nią… coś świtało w blond głowie. Wujek coś mówił o złym prowadzeniu się, jak rozmawiali o tych puszczalskich paniach, co siadają obcym na kolanach i pozwalają się macać po koszulkach… ale to przecież wystarczyło ją zdjąć i po problemie! Tak Rice musiała być niespecjalnie mądra.
- Mogę jej zrobić wypadek, nie będzie już przychodziła do was, a twoja mama nie będzie krzyczeć ani tłukować kubków - popatrzyła na mała ludzię, a potem na resztę kolegów i wyraźnie się ożywiła - Pustynia jest super! Taka ogromna i wielka i płaska, ale nie do końca! Pełno na niej piachu… właściwie to samego piachu. I kamieni! I jest bardzo gorąco, tak że w południe nie da się wytrzymać na powierzchni i trzeba zejść pod ziemię, albo się umrze. No i wody jest mało, bo wszystko zaraz wysycha. Nie ma tam innych ludziów, przynajmniej nie tam gdzie mieszkaliśmy z dziadkiem. Byliśmy sami, z jaszczurkami, skorpionami i wężami! Czasem też pająkami! Pustynia to taka łąka piasku, która ciągnie się aż do horyzontu i jeszcze dalej. - wytłumaczyła najlepiej jak umiała.

Chłopcy dawali się słuchać jak urzeczeni wpatrzeni w mówiącą nastolatkę. Jakby opowiadała dziwy z innych krain i światów.
- A są tam Indianie? Ja słyszałem, że oni są na pustyni właśnie. - zapytał James patrząc uważnie na większą od siebie blond koleżankę.

- A skorpion! To wiem! Taki pająk ze szczypcami i ogonem! Nasz tata ma taki na ręku! - Jack wychwycił inny detal i narysował palcem po swoim ramieniu w miejscu gdzie ich ojciec pewnie miał wspomniany tatuaż.

- Oni nie muszą mieć nikogo i nic by się bić i kłócić i rzucać. - Jane znalazła na półce nad głową jakąś piłeczkę i zaczęła się nią bawić. Temat rodziców, domu czy ich gości dalej wydawał się ją zajmować dość marginalnie.

- Był Czarny Skorpion, taki pan o czerwonej skórze jakby się spalił na słońcu. Dziadek z nim handlował czasem, a ja widziałam go raz. Jak odwoził wujka poza piaski - nastolatka zadumała się, zawieszając wzrok na ścianie - Znaczy to był taki pan, nie robak, ale nazywał się Czarny Skorpion. Wasz tata też ma obrazki? - ożywiła się, moment zastoju minął jakby nigdy nie nadszedł - Obrazki są super. A może… - zawahała się i kucnęła przy małej ludzi - Mogę się spytać, czy pozwolą ci pojechać z nami to Teksasu, do cioci Ellie. Spałabyś ze mną, no i bym polowała. Dla nas dwóch wystarczy. Tylko nie wiem czy się zgodzą, twoja mama z tatem. No i co wujek powie, ale zapytam jak chcesz.

Mała dziewczynka przerwała zabawę piłeczką i popatrzyła z tą swoją dziecięcą powagą na nastolatkę która usiadła tuż przy niej.
- A kto to ciocia Ellie? - zapytała w końcu lustrując wyższą blondynkę uważnym spojrzeniem.

- Chcesz się spytać jej starych czy Jane może jechać z wami do Teksasu? - chłopcy popatrzyli z zafascynowaniem ale i niedowierzaniem po momencie zerkania na siebie. Pytali jakby nie byli pewni czy coś dobrze usłyszeli albo zrozumieli.

- A co to Teksas? - zapytała znowu Jane patrząc na obydwu chłopców a potem na siedzącą w kucki dziewczynę najstarszą z całej gromadki.

- W Teksasie żyją krowy! - wypalił od razu James nie mogąc doczekać się by pochwalić się co wie.

- I kowboje! O! A twoja ciocia jest kowbojem? - Jack dokrzyczał swoje ale jakby przypomniał sobie o czymś więc też zadał Angie pytanie.

- A ma krowy? - James też chciał wiedzieć czy ciocia Ellie ma te sławne także i poza Teksas krowy.

- No tak… do Teksasu - blondynka powtórzyła i wzruszyła ramionami, maskując niepewność. Co to krówka wiedziała, przecież jedli krówki z puszki, a wujek pokazywał jej i mijane szkielety i obrazek na ścianie z takim dużym obiadem na 4 nogach i z wielkimi rogami - Nie wiem czy ciocia Ellie jest kowbojem… co to jest kowboj? - westchnęła i zapytała. Nie kojarzyła tego słowa - Ale wujek lubi ciocię Ellie, bardzo mocno. Więc ciocia musi być super, inaczej byśmy tam nie jechali. Ona ma duży, ładny dom i tam są inne dzieci i zielono i trawa… i dużo dobrej wody - uśmiechnęła się rozmarzona.

- Kowboj ma kapelusz! - James wystrzelił pierwszy jak z procy jakby bał się, że brat go ubiegnie.

- I lasso! I umie łapać na lasso! Krowy i mustangi! - Jack dołączył do wyścigu i zaczął udawać, że coś kręci nad głową.

- I robią rodeo! Ujeżdżają tam dzikie konie i byki! - drugi z chłopców też dodał kolejne detale o których chciał opowiedzieć fajnej koleżance.

- A krowy? Ujeżdżają krowy? - Jane też wydawała się zaciekawiona tym co mówili chłopcy więc zadała swoje pytanie.

- No coś ty! Krów się nie ujeżdża! - prychnął z wyższością Jack a brat zawtórował mu mądrym kiwaniem głową.

- I robią spędy bydła! Na cały świat! - zawołał poniesiony entuzjazmem jego brat.

- No w każdym razie bardzo daleko. Dużo dalej niż Teksas. Dalej niż za Rzekę. - Jack chyba czuł się w obowiązku nieco doprecyzować wyznanie brata i wskazał gdzieś na jedną ze ślepych ścian gołębnika. Tą wschodnią.

- I kowboj ma w klapie gwiazdę! - jego brat aż zdawał się promienieć ze szczęścia gdy mógł podzielić się cennymi informacjami o kowbojach.

- No coś ty! Gwiazdę w klapie ma szeryf! - Jack zaprotestował przeciw ostatniemu pomysłowi swojego brata patrząc na niego z naganą jak wcześniej patrzył na Jane gdy pytała o ujeżdżanie krów.

- Ale może być też kowbojem i mieć kapelusz! - drugi z braci zaperzył się z miejsca i widocznie wierzył, że ma rację.

Tyle nowych słów, zwrotów i informacji sprawiło, że nastolatka powoli, acz sukcesywnie wycofała się do tyłu, tam gdzie wyjście. Szeryfy, spędy, kowboje... i jeszcze gwiazdki? Takie jak miał dziadek, albo tata Jamesa i Jacka. To dziadek był szeryfem? Angela od zawsze myślała że żołnierzem Specnazu, zresztą sam tak mówił jak opowiadał.
- Pójdę porozmawiam z wujkiem - wyjaśniła i uśmiechnęła się szeroko - Może on coś wymyśli na te kłótnie, teksasy, krowy i panie co się źle prowadzają.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline