- A jakieś konie albo inne zwierzęta tam, w tej drwalskiej chacie macie? - Zachariasz wziął się pod boki i podszedł do pojmanych. - Bo wiecie, żeście mi muła mojego kochanego ustrzelili i teraz w kłopocie jestem, bo kto mi mój cały, marny bo marny, dobytek życia niziołczego dźwigał będzie? No widzicie, głowami kiwacie. A trzeba było pomyśleć wcześniej, a nie strzelać do bezbronnego zwierzęcia. Oj, Taal i Rhyia zadowoleni z waszych postępków nie będą.
- No ale widzicie - kontynuował, gdy Emmerich zaproponował swój szczwany plan. W gruncie rzeczy, plan ów nie był zbyt "emmerichowy", nie było w nim gróźb, bicia, strzelania w plecy z zasadzki ani trzech wiader przelanej krwi, co Zachariasza dziwiło. - Pan łowca szanowny Was życiem obdarował i jeszcze pieniądze daje, to chyba na współpracę pójdziecie, co? A potem, jak już wolni będziecie, to mi te... - nie dokończył zdania, bo mimo zamroczenia umysłu, zorientował się, że to co miał powiedzieć, raczej zbyt motywujące dla łobuzów nie będzie.