Anderson skorzystał z zaproszenia wcześniej wychylając duszkiem kieliszek koniaku. Na balkonie wyjął swoją zapalniczkę i odpalił papierosa. Zaciągnął się głęboko nawet nie myśląc o poczęstowaniu zięcia.
- A chłopaki? Coś widzieli? Musieli coś zauważyć. I jak to znoszą?
Kolejne niewygodne pytania. Brandon znosił je dzielnie, czym kolejny raz zyskiwał w oczach teścia.
Dominic obserwował widok z balkonu. Dopalał papierosa powoli.
- Jak wyglądała rutyna jej dnia? Co robiła po twoim wyjściu?
Anderson z żalem musiał przyznać, że odwiedzał córkę za rzadko. Te kilka razy do roku spowodowało, że faktycznie pozostawał w cieniu młodego i będącego na miejscu Brandona. Ale widocznie taka musi być kolej rzeczy. Gdy kobieta sama staje się matką zapomina o rodzicach. Mała Nat dzwoniła do niego regularnie. Kilka razy w tygodniu. Ale były to zdawkowe rozmowy. „Jak się czujesz?” „Jak na uniwersytecie?” „Czy pamiętasz o lekach na cholesterol?” „Czy wreszcie rzuciłeś palenie?”
Potarł się po czole. Próbował w głowie odtworzyć ich ostatnią rozmowę… kiedy to było?
Potarł się po czole. Zgasił wypalonego papierosa, a niedopałek upchał do kieszeni marynarki. Pamiętał jak Nat strofowała go o wyrzucanie ich z balkonu. Zupełnie jak jej matka.
- Chodźmy zobaczyć jej rzeczy. Czy zabrała walizkę, ładowarkę… szczoteczkę do zębów.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |