Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2017, 13:22   #47
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Minuty zmieniły się już chyba w godzinę. Juggernautów zostało dwudziestu czterech, czyli taki sobie “pluton”, do tego Ulv, Bort i sama Pani hetman. A wokoło Legion. Już nie tysiąc, daleko było do tego, jednak wciąż ponad dwustu, wciąż dziesięć ogromnych czerwi przypominających połączenie gigantycznej stonogi ze szczurem… lub po prostu nie przypominające niczego co mogłoby się pozytywnie kojarzyć.
Dla Tatiany stało się jasne, że wróg nie ma zamiaru odpuścić, straty nie miały znaczenia. Ciała poległych znikały z pola walki, Legioniści nie pozwalali by jakiekolwiek się “zmarnowało”.
- Niech ktoś zobaczy gdzie zabierają ciała. - poleciła w ferworze walki i sama wbiła kły w kark poczwary, której zaraz ten kark złamała.
- Do gęby… znaczy melduję, że do gęby, Pani hetman. - odpowiedział zdyszany głos jakiegoś mężczyzny, Tatiana nie zwróciła uwagi na rozmazane info z podskakującego wyświetlacza. Faktycznie, miejscowy Legion nie był chyba przynajmniej na razie jakoś specjalnie zainteresowany zwiększaniem swoich szeregów o pokonanych Ziemian. Jałowy świat, bez żadnych zwierząt, roślin, liczyło się tylko jedzenie. Nad głowami walczących ludzi zawisł pojazd przywodzący na myśl latające spodki z filmów S-F lat czterdziestych i pięćdziesiątych dwudziestego wieku. UFO miało za to bardzo gustowny szafirowy kolor. Wampirzyca zauważyła, że juggernauci znajdujący się bezpośrednio pod centralną częścią pojazdu zaczynają lekko podrywać się od ziemi.
- To nasze wsparcie, nie bójcie się, nie atakujcie tuziemców. - poleciła, mając nadzieję, że się nie myli.
- Gesztugla! Ewakuujecie nas? - spróbowała w komunikatorze wywołać znajomego “elfa”.
Znów nieprzyjemne zgrzyty i szumy sprawiły iż wampirzyca na moment straciła łączność z resztą oddziału.
- W sytuacji ewakuacji proszę podążać schodami w górę. - głos, nieco niższy, pasujący bardziej do “ciemnego” rozbrzmiał pod hełmem hetman.
- Ewakuują nas, wytrwajcie, bierzcie rannych. - powiedziała do swoich, wypatrując teraz dwóch Zmiennokształtnych.
- Bort, Ulv, do mnie! Musicie się zmienić! -
zamiast starać się zatłuc jak najwięcej wrogów, starała się teraz asekurować podopiecznych, by umożliwić im przemianę do formy ludzkiej.
Łączność, którą Tatiana miała ze swoimi żołnierzami, pozwalała na rzeczywistą komunikację w nawet najbardziej makabrycznym, bitewnym zgiełku…
takim właśnie jak w chwili obecnej chociażby.
Jednak sam fakt, wydania jakiejkolwiek komendy, nie oznaczał, iż może ona zostać bezproblemowo wykonana. O ile legioniści machali wszystkimi swoimi kończynami, to niestety nie po to by z ziemianami się pożegnać, lecz by ich pożegnać z życiem. Jedno było pewne, każdy juggernauta, z pierwszej linii, w momencie próby odwrotu dostawał się w szpony, kły czy co tam jeszcze potwory legionu miały. Dlatego żaden z żołnierzy o odwrocie nawet nie myślał, zewnętrzny krąg nieustannie starał się przeć do przodu.
Tak jak i para zwierzokształtnych. Na wezwanie wampirzycy, większy Bort zamrugał nawet inteligentnie oczami (zanim jakieś legionowe bydle nie rzuciło mu się w chwili tej nieuwagi na pysk) jednak Ulv pozostawał całkowicie pogrążony w ślepej furii rozrywania i pożerania przeciwników. Tatiana doskoczyła w ich pobliże, by odciążyć wychowanków w boju. I choć mówiła sobie, że to nie kwestia sentymentu a ich wartości bojowej, z uwagą obserwowała ich poczynania, nie przerywając przy tym łamania karków i rozrywania ciał przeciwników.
O ile pancerze juggernautów, rzucały kłom i pazurom wyzwanie (choć w odróżnieniu od grafenowej garderoby pani hetman, nie były “niezniszczalne”) to futro i skóra zmiennych nie. Bort i Ulv posiadali niemożliwą szybkość i siłę, którą mogły przyćmić tylko wyczyny samej Tatiany. Jednak ich ciała, były wciąż żywe i śmiertelne. Oczywiście możliwości regeneracji, wspomagane jeszcze płynącą strumieniami juchą legionistów, ta dwójka miała ogromne, wciąż jednak każda minuta tej konfrontacji dodawała im ran. Należało sobie postawić pytanie: czy kiedy “emocje” opadną, pozostanie w nich wystarczająco dużo “czegoś” na czym mogłby się utrzymać płomyczek życia?
- Gesztugla, słyszysz mnie? Tych dwóch musicie zabrać teraz - niedźwiedź i wilk. - przypuszczalnie obcy nie znali nazw ziemskich zwierząt, jednak obskakująca dwóch zmiennokształtnych Tatiana raczej wyraźnie wskazywała o kogo chodzi.
- Tylko musicie uważać. Na początku będą groźni.
Po sekundach, które w tej sytuacji zdawały się niesamowicie długim czasem głos odpowiedział:
- niebezpieczne za. - potem jeszcze - jak?
- Wciągnijcie też mnie. Ja nad nimi zapanuję. - zadeklarowała wampirzyca, bezceremonialnie chwytając za ogon jednego z potworów, który właśnie zamierzał skoczyć na plecy Ulva i odrzucając bestię jak najdalej.
Znowu dłużące się sekundy.
- Niedługo - padło zapewnienie, jednak czas dłużył się niemiłosiernie i kiedy w końcu Tatiana poczuła, że jej własne stopy odrywają się od gruntu, gdy rozejrzała się dookoła, zdała sobie sprawę, iż poza Bortem i Ulvem na placu boju nie ma już żadnego innego ziemianina. Może zabrano ich już do góry?
A może… zabrano ich wszystkich do dołu?

***

Promień grawitacyjny (określenie które zaproponował K.O wampirzycy) utrzymywał Tatianę i jej zmienne “dzieciaki” dobre trzydzieści metrów nad ziemią, ale wciąż ponad osiem metrów od włazu do “latającego spodka”. UFO ciągnęło więc trójkę na niewidzialnym holu. Bort jęczał coś po “niedźwiedziemu” a po wyrazie pyska można było przysiąść, że zaraz zapadnie w sen co najmniej zimowy. Ulv jeszcze coś tam wściekle machał łapami w powietrzu ale jego ruchy robiły się coraz bardziej ślamazarne, Tatiana obserwowała ich ze swojej perspektywy. Cokolwiek elfy wymyśliły, to było sensowne, więc nie wyrywała się. Spojrzała w kierunku pola bitwy. Tak wielu poległo... zastanawiała się też jak Legion przyjmie ich odwrót. Wampirzyca widziała jeszcze, jak potwory Legionu mucują się z rozszarpywaniem juggernauckich egzoszkieletów, które wciąż chroniły ciała wielu poległych… bądź po prostu nieprzytomnych Ziemian. Ku swojej uldze Tatiana zauważyła również, że przeciwnik nie dysponował jednostkami powietrznymi.
Przynajmniej tu i teraz.

Spodek poruszał się z dużą prędkością brujaszce przelatywały przed oczyma obrazy tej “cichej” planety, mnóstwo skał, żadnych wód, żadnych drzew, żadnego życia. “Dzieci” Tatiany zaczęły powoli osuwać się w sen i jednocześnie wracać do swoich ludzkich form. Wtedy wampirzyca poczuła jak ich ciała unoszą się wyżej, ku pojazdowi obcych.

***

Trzynastu - tylu Ziemian, prócz wampirzycy i zmiennych przetrwało potyczkę z Legionem. Sześciu mężczyzn i siedem kobiet, w tym Woronowa! Juggernatuka albo miała tyle szczęścia, albo była taka dobra.
Albo obie te rzeczy na raz.
Ponieważ egzo Marty było najbardziej sfatygowane (najmniej go było) Tatiana mogła bez podpowiedzi KO łatwo rozeznać się w stanie swoich ludzi…
Oczy Woronowej zdawały się zupełnie czarne, kobieta nerwowo drapała nieosłoniętą już egzoszkieletem prawą dłoń, z której teraz wystawały niczym szpony stalowe gwinty na kostkach. Piechur miast dumnego żołnierza, przypominał teraz zdziczałego ćpuna, który gotowy jest zrobić wszystko za kolejną działkę. Reszta juggernautów nosiła znacznie mniej uszkodzone pancerze, które zapewne wciąż pozostawały sprawne, jednak z kilku rozbitych hełmów, brujaszka dostrzegła ten sam niespokojny wzrok.
Samo wnętrze “spodka” nie wpływało jakoś specjalnie kojąco.
[MEDIA]http://atomhawk.com/images/1699_270_270_custom-crop.jpg[/MEDIA]
W odróżnieniu do poprzedniego pojazdu tu było niezwykle ciemno. Tatiana musiała używać świateł w swoim własnym hełmie by być w stanie dobrze widzieć. Dookoła samej hetman, jak i wszystkich jej ludzi kłębiły się malutkie istotki przypominające ćmy.
- Niegroźne. - wyjaśnił głos za plecami wampirzycy. Kiedy Tatiana odwróciła się, zobaczyła przed sobą niskiego, ale miarkując wedle ziemskich standardów proporcji, mężczyznę, o dość szerokich ramionach. Obcy wydawał się przedstawicielem tej samej rasy co “czarny”... czy raczej “czarna”.
[MEDIA]https://pre00.deviantart.net/843e/th/pre/i/2014/211/1/d/thor_2_fan_art__dark_elf_by_rlandvatter-d7sw6ge.jpg[/MEDIA]

Tatiana przyjrzała mu się, po czym kiwnęła głową.
- Dzięki, że nas zabraliście. - powiedziała powoli, ciekawa jak ten obcy radzi sobie z ich mową.
Obcy powiódł wzrokiem za “ćmą” fruwającą między jego a Tatiany twarzą.
- My i ja Azig...owie - wyraźnie zastanawiał się nad dobraniem końcówki. - brak naturalna zdolność adaptacja język - powiedział bardzo poprawnie lecz zupełnie jak automat - tak mają i są Sag. Sagowie. My i ja Azigowie alternatywa rozumieć… - obcy znów się zastanawiał - maszyna. Wasz i ty dane, my i ja rozumieć czterdzieści pięć sześćdziesiątych… - Obcy powiódł wzrokiem za inną ćmą. - siedemdziesiąt pięć procent. My i wy i ja i ty podróżujemy nasz i mój dom.
- Rozumiem. Na waszej orbicie jest więcej naszych, musimy ich sprowadzić.
- powiedziała tatiana, myśląc o Yulu. Miała nadzieję, że jest jeszcze kogo “sprowadzać”.
Kosmita przyglądał się chwilę wampirzycy.
- Teraz, tu, niemożliwe. Później. - powiedział po czym odszedł. Ciemny twierdził, iż jego zdolności językowe pozostawiają do życzenia, mimo iż z ludzkiego punktu widzenia, bierne rozumienie obcego gatunku wydawało się czymś niewyobrażalnym. Tym bardziej, że kosmici mieli styczność z Ziemianami właściwie ile? kilkadziesiąt minut? “Ciemny” przecież nie tylko rozumiał, ale i potrafił mówić. Fakt, większość jego dialogów musiała być formułkami z Ziemskiego oprogramowania egzoszkieletów, ale… jak oni potrafili je tak szybko rozpracować? Z drugiej strony, przecież Rada Ziemian powiedziała Tatianie, że mieszkańcy tej planety byli już kiedyś na Ziemi. Mogli wiedzieć o ludziach znacznie więcej niż ci drudzy o nich.
Obcy miał coś w swoich ruchach: nie mówiąc nic, dawał Tatianie do zrozumienia, by ta za nim podążyła. Oboje stanęli przed oknem… lub może ekranem, podobnym do tych na okrętach floty.
[MEDIA]http://atomhawk.com/images/1694_1600_835_auto.jpg[/MEDIA]
- Dom. - powiedział wskazując strukturę przed nimi.
- Bezpieczny? - zapytała Tatiana przyglądając się z uwagą konstrukcji.
Kosmita pokiwał głową. Pojazd zdawał się powoli wyhamowywać, gdyż wampirzyca wyczuwała zmianę ciśnienia i nachylenia. Konstrukcja musiała być ogromna. Coś w stylu Wieży, w której brujaszka obudziła się po swoim wielosetletnim letargu. Znów naszła ją refleksja: na ile pomysły współczesnych ludzi były ich własnymi wynalazkami, a na ile sugestiami dawnych przybyszy?
Gdzieś z wnętrza pojazdu Tatiana posłyszała głosy swoich ocalałych żołnierzy. Obcy spojrzał w tamtym kierunku.
- Wy głośność, duża. - powiedział i wampirzycy wydawało się, że mężczyzna nieznacznie się uśmiechnął. Nie nosił “nauszników” podobnie jak spotkana wcześniej przez Hetman inna ciemna. Chyba ta odmiana nazywała siebie Azigami.
Tatiana odważyła się ściągnąć własny hełm, skoro nie musiała już walczyć. Posłała uśmiech kosmicie.
- Tak - powiedziała, kiwając potakująco głową, po czym wydała rozkaz żołnierzom, by starali się tonować emocje w głosie i mówić ciszej w trosce o narządy słuchu ich gospodarzy.
Trudno było powiedzieć, jak bardzo wnikliwie może przypatrywać jej się obcy. Ta odmiana tubylców była chyba wyspecjalizowana w niewerbalnej komunikacji, toteż jeśli mężczyzna chciał coś ukryć w swoim zachowaniu, na pewno potrafił. Tatiana za to poczuła na policzku muśnięcie skrzydełka ćmy, ale tylko raz. Małe istotki, czy próbniki, drony, czy czym w ogóle owe “ćmy” w istocie były, więcej nie zbliżały się tak blisko do ciała wampirzycy.

Pojazd wylądował pionowo na jednym z tarasów “miasta” - bo to raczej było miasto. Kosmita ruszył przed siebie ciemnym (cały spodek taki był) korytarzem pełnym małych latających istotek.
- Wyjść, my i ja i wy i ty.
Nie zamierzała protestować. W końcu przymierze wymagało bezpośredniej współpracy. Zatrzymała się jednak na chwilę.
- A co z tymi śpiochami? - wskazała uśpionych zmiennokształtnych.
W odpowiedzi tubylec sugestywnie wzruszył ramionami.
- Śpiochami śpią. - odparł.

Z pojazdu nie trzeba było bynajmniej wyskakiwać. Istniały dość spore drzwi, przez które swobodnie mógłby przejechać średniej wielkości pojazd, choćby dwudziestowieczny samochód. Nie było schodów, ale była wysuwana rampa - znów zupełnie jak w latających spodkach ze starych, amerykańskich filmów. Czyżby to właśnie te, najbardziej cukierkowe, naiwne fantazje na temat pozaziemskich cywilizacji okazały się najbardziej trafne? Cóż, dodatkowym argumentem był wymarsz tubylczej załogi: większość ciemnych Azigów miała naciągnięte na głowy siwe maski, całkowicie zakrywające twarz. Jedynie oczy odznaczały się ogromnymi czarnymi soczewkami. Tatiana chyba właśnie rozwiązała zagadkę “szarych ufoludków”.
Przy małych drobnych kosmitach, Ziemianie wyglądali jak olbrzymy, bogowie, albo demony.
Nieprzytomnego Borta trzymała jedna z żołnierek, Ulva inny z “trzynastki”
Juggernauci wychodzili w szeregu dwójkami za swoją hetman. Ocalał jeden oficer w stopniu chorążego: Arpad Gergely, z przebiegu służby wynikało, że był obecny w czasie pierwszego kontaktu z Legionem w amerykańskim rezerwacie.

Mimo iż Ziemianie starali się chodzić cicho, to w tym bezgłośnym mieście, ich kroki wydawały się uderzeniami młotów.
Mieszkańcy trzymali się dość daleko od pojazdu a większość tych których widziała Tatiana, było Azigami i chyba mężczyznami. Z kolej nieliczni Sagowie szczelnie przytykający nauszniki wydawali się kobietami.

 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline