- O psia twoja mać - rzucił, dość zresztą trafnie, Gerhart, spoglądając na trzęsącego się ze strachu Zabójcę. - Twoja matka chyba z zającem się puściła, czy inszym królikiem.
Nie bardzo wiedział, czego tym razem się przestraszył tchórzliwy kundel, ale na szczęście nie uciekł na kolejne drzewo.
- Cicho bądź! - dodał. - Morda w kubeł i leżeć!
Tego jeszcze brakowało, by kryjący się w chacie bandyci usłyszeli i...
Tak prawdę mówiąc nie rozumiał, jakim cudem tamci nie zareagowali. Powinien choćby jeden wyjść i sprawdzić, co jest źródłem hałasu. A tamci nic. Głusi nie byli, więc co? Pospali się? Popili na umór?
Jeśli tak, to odzyskanie psa powinno być ułatwione.
Parę chwil później okazało się, że aż tak lekko nie będzie.
Za chatą czaiło się coś, co mogło być powodem, iż dwaj rabusie nie zamierzali wychylać nosa ze swej kryjówki.
- To chyba niedźwiedź - szepnął cicho do towarzyszącego mu Wiktora. Albo jakiś zwierzoludź, przemknęło mu przez głowę.
Pewny tak całkiem nie był. Duże, kudłate... Powinien być niedźwiedź, ale różne paskudztwa po lasach się włóczyły.
- Poczekajmy, aż się ruszy - zaproponował. I nie drgnął, gotowy do strzału, nawet gdy od strony chaty rozległy się jakieś wrzaski. |