Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2017, 20:12   #210
Goel
 
Goel's Avatar
 
Reputacja: 1 Goel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputację
Tymczasem w lazarecie dochodziło do niewiele mniejszego rozlewu krwi niż na polu bitwy. Zbyt mocno uszkodzone kończyny szybko amputowano, kowal przypalał kikuty a kapłanka (wcale silna!) szybko zakładała prowizoryczne opatrunki. A tych mieli tak cholernie mało...

Cała trójka uwijając się jak w ukropie co i rusz łapała wzajemne spojrzenia irytacji, przerażenia i zwątpienia. Lecz te sekundy kontaktu z kimś, kto jest w z tobą w piekle i kto niesie na barkach taką samą odpowiedzialność jak ty dodawały choćby na chwilę otuchy i nie pozwalały załodze lazaretu uciec.

Może gdyby łapiduchy-amatorzy wyjrzeli przed namiot, próbując objąć wzrokiem opłakaną sytuację własnych wojsk zmieniliby zdanie. Ale i na to nie było czasu. Przytrzymaj, przemyj, oceń i wybieraj - życie w kalectwie lub powolna śmierć od ran i szoku. Abelard dobrze wiedział, że ratowanie przez niego życia wielu nieszczęśników tylko nieznacznie przedłuży ich życie - większość z kombatantów zapije się lub popełni samobójstwo nim nie minie rok. Bez pracy, przepijając symboliczne odprawy, będą po wielokroć złorzeczyć cyrulikowi, który miast dać im umrzeć jak bogowie przykazują przedłużył ich mękę na kolejne miesiące niemocy i poniżenia.

Ranni nie milczeli. Jęki, błagalne modlitwy i ciche płaczliwe zawodzenia "mamo... mamoooo...", mieszały się z cichymi dyskusjami co przytomniejszych.

- Odepchnęliśmy ich, damy radę!

- Co ty pierniczysz, widziałeś co dzieje się za rzeką? Widziałeś ilu ich na barkach przypłynęło?

- A żryj piach, kurwiu - flaki se wypruj i się na nich powieś, jak tak ci do piachu prędko...

- Poczekam, dziękuję - jak konnica w nas wjedzie...

Abelard nie wytrzymał. Odwróciwszy się o kowala, który akurat miał chwilę oddechu i poprosił:

- Karl, ten pan może walczyć - byłbyś łaskawy go wyprowadzić?

Kowal przez chwilę przyglądał się Abelardowi, po czym skinął powoli głową i bez słowa chwycił zdębiałego, słabo protestującego pacjenta w pół i dosłownie wyrzucił go niczym worek kartofli przed lazaret. Abelard rozejrzał się po pacjentach:

- Czy ktoś jeszcze ma nam coś za złe i pragnie zginąć za cesarza? Droga wolna, lazaret obowiązkowy nie jest w przeciwieństwie do udziału w bitwie.

Nawet jęczący ucichli na chwilę, gdy wściekły balwierz wiódł wzrokiem po zapełnionym namiocie.

Coś jednak musiało iść nie po myśli Imperialnych, gdyż rannych przybywało teraz szybciej i Abelard podjął straszną decyzję. Z nieobecnym spojrzeniem rzekł do kapłanki:

- Laurencjo, weź bandaż i wyjdź przed namiot. Zawiąż kawałek na ramieniu tych, którzy mogą zaraz wrócić do walki.

Źrenice dziewczyny rozszerzyły się, gdy zrozumiała o co prosił Nossenkrap. Czyż nie było to wbrew dogmatom jej wiary? Nie była jednak głupia - to był wojskowy lazaret, a tylko w ten sposób mogła zachować życie choć niektórych: zasilając szeregi żołnierzy odratowanymi rannymi.

Z twarzą bladą niczym elficka banshee wyszła.

Twarze tych, którzy umierali nie będąc wybranymi przez kapłankę, pamiętać miał Abelard do końca życia...
 
Goel jest offline