Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2017, 12:12   #39
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Reszta nocy minęła spokojnie, a późnym rankiem, gdy Aila i Alexander przebudzili się, Matylda wezwana dzwoneczkiem powiedziała im, że powóz jest do ich dyspozycji i mogą ruszać kiedy chcą. Bękart chciał opuścić siedzibę potwornego nieumarłego jak najszybciej, wciąż nie do końca ufając Josefowi i Federico. Był jednak dzień, wampiry spały… małżeństwo zdecydowało się zostać jeszcze choćby na śniadanie.

Człowiekiem wyznaczonym do odwiezienia ich do Wiednia był szczupły mężczyzna w sile wieku, ciemnowłosy, małomówny i ze śladami po ospie na twarzy. Wedle Matyldy zwał się Heinrich i nie był jedynie po to by odwieźć małżeństwo do cesarskiej stolicy, ale by porozumieć się ze sługami ich w kwestii aprowizacji na wyprawę. Powóz też wydawał się inny niż ten którym przyjechali, a zaprzężony był w dwa konie, nie jednego, jak w nocy.

Mimo to droga zajęła im o wiele, wiele dłużej z Kreuzenstein do Wiednia. W dzień na trakcie wiele wozów było i tempo jazdy do nich trzeba było dostosować, a i konie, choć dwa, wymagały postojów aby odpoczęły. Tak tedy “Pod Złotą Wronę” dotarli późnym popołudniem, właściwie to wręcz niedługo przed wieczorem.
Alexander zamyślił się…
Prawda to, że w nocy trakt pusty był, a wampir zapewne w ciemności świetnie widział. Prawda też, że drogi pod samą habsburską stolicą utrzymywano w dobrym stanie. Mimo to z miasta na zamek było pewnie z pięć lig z okładem, lub imperialną miarą ze trzy wiedeńskie mile. Dla wozów i z dzień drogi, a w nocy w dwie może trzy godziny ten dystans zrobili. Rycerz wiele oddałby za takiego konia, nie wątpił też, że vitae zwierze pojone być musiało. Podejrzeniami co do tego z Ailą zresztą się po drodze podzielił, a ona przyznała mu rację, również podejrzewając, że zwierzęta, które ich wiozły musiały być wzmocnione i szybsze od tych tutaj.

“Pod Złotą Wroną” reakcje bardzo różne były na przyjazd małżeństwa. Mijał wszak powoli trzeci dzień od kiedy Aila i Alexander odprawili Noela i Bernarda spod kamienicy z pracownią kartografa i wieści przez ten czas żadnych nie dali. Świta łowcy wiedząc z kim spotkać się przyjść mogło dwójce szlachty, nadzieje na ich powrót miała już jeno iluzoryczne…
Alina z Urszulą zareagowały pełnym radości rozklejeniem się ze wzruszenia, Bernard i Noel ulgą, a Jiri i Gisele złością z tej ulgi wynikającą. Czech burczał coś po swojemu niepochlebnego zapewne, a Walonka rzuciła kilka uwag, że Alexander kiedyś ją ku apopleksji doprowadzi. Tonując się i wiedząc jakie relacje między nią i Ailą są, na szlachciankę tego nie rozwijała, acz jasnym było, iż na oboje wściekła.
Noel i Bernard zaraz też z ospowatym Heinrichem zaszyli się w stajni za poleceniem bękarta, aby ustalić co potrzebne będzie im na powrót. Rzekł im przy tym na stronie ‘z kim’ podróżować im przyjdzie, na co obaj młodzieńcy zareagowali z początku szokiem, ale poza tym nie rzekli nic.
Tymczasem Aila też musiała swoim służkom powiedzieć o dalszych ich planach i nowych towarzyszach podróży. O dziwo, tym razem to bardziej Urszula zaczęła panikować. Alina widać po cicho wciąż miała nadzieję, że małżonka zaginionego odnajdzie.

Wieczorem Bernard opowiadał im o wieściach z szerokiego świata, oraz tych z okolic, najbardziej ważnych.
- … mówią, że lada chwila ta wojna już w otwarte starcia się zmieni. Wczoraj kupcy mówili, że widziano niewielki oddział zbrojnych Albrechta o dwa dni drogi od Wiednia, a cesarz Fryderyk ani pieniądza w szkatule dużo nie ma, ani w kraju spokój. Jego młodszy brat zobaczy brak reakcji, to jak mówią… w tym roku jeszcze może na Wiedeń ruszy! Na szlaku ku Lienz i dalej ku Bawarii to jeszcze spokój, boć to handlowy trakt, ale na południe czy też na północ stąd ku czeskiej granicy to i rozboje, bandyci, ot wszyscy czują na co się zapowiada. W mieście niektórzy mówią, że Albrecht rację ma, bo starszy brat mu w Austrii żadnej ziemi nie wydzielił, inni wskazują, że to hańba by cesarz tak dawał się zaszczuć młodszemu bratu…

Aila słuchając skupiła się jednak na czym innym, na jednej niewieście, która jej się przypatrywała. Stała przy wejściu nie wiadomo jak długo nie szukając miejsca do spoczynku i sama, bez towarzystwa męża ani sługi. Ciężko było po stroju też orzec czy to dwórka lub mieszczka bardzo dostatnio odziana, czy też skromnie wystrojona szlachcianka.
Że jednak Aila przywykła do tego, że urodą swoją wzrok przyciąga, wprost spojrzała w oczy kobiety, by zobaczyć jej reakcję. Ta oczu nie spuściła, ale zareagowała w końcu. Powoli zaczęła iść ku stołowi, gdzie małżeństwo siedziało i młody Bernard wciąż opowiadający o niuansach starć między Habsburgami. Kobieta przystanęła w końcu przy stole, a rycerz i jego giermek spojrzeli na nią z ciekawością.
- Pani Aila d’Eu? - spytała pochylając głowę. Mówiła, o dziwo, po francusku.
- Owszem. - Szlachcianka podniosła na nią zaciekawiony wzrok. Zastanawiała się czy to mogła być jakaś osoba z jej przeszłości, gdy bywała na różnych przyjęciach. Jednak nie potrafiła skojarzyć twarzy.
- List mam do wielmożnej pani. - Kobieta podała złożony pergamin zalakowany niewielką woskową pieczęcią.
- Od kogo? I z kim mam przyjemność? - zapytała Aila, nim wyciągnęła rękę po list.
- Nazywam się Elżbieta, Pani. Jestem dwórką Pani Fanchon - odezwała się w odpowiedzi Niemka. - Moja Pani ma nadzieję, że przyjmiesz zaproszenie na niewielką ucztę w Hofburgu. - Wciąż trzymała przed sobą list.

Hofburg… Wiedeńska siedziba Habsburgów, miejsce o jakim Aila marzyła by się znaleźć już jako młoda dziewczyna. Poczuła znów ten uścisk w żołądku, gdy tremowała się przed balami, na których miała spotkać wielkich arystokratów. I choć sama zrezygnowała z tego życia, teraz ono samo jakby do niej wróciło. Blondynka spojrzała niepewnie na małżonka, by pomiarkować co on o tym myśli.
- Małżonka ma jeno zaproszona? - Alexander uniósł brwi, a kobieta nie rzekła nic, jedynie trzymając list w wyciągniętej dłoni.
Aila niepewnie sięgnęła po pergamin i go rozwinęła, czytając bezgłośnie.

Cytat:

Droga Pani,

Wieści o Pani przybyciu do Wiednia nie ominęły mych uszu i wzbudziły ciekawość. Więcej niż chętnie poznam tak ciekawa osobę.
Jutro w Hofburgu odbędzie się uczta towarzysząca spotkaniu poselstwa czeskiego z wysłannikami cesarza… a może i sam Fryderyk III obecnością swą to spotkanie uświetni? Radość wielką sprawiłabyś mi Pani, gdybyś przyjęła zaproszenie na to jutrzejsze wydarzenie.
Oczywiście czuj się w mocy by wybrać kogoś do towarzystwa, abyś sama nieobyczajnie nie musiała przybywać.

Fanchon

- Twoja pani oczekuje już teraz na odpowiedź? - zapytała Aila dwórki, by zyskać na czasie. Nazwisko (lub imię!) Fanchon nic jej nie mówiło, jednak lokacja... lokacja spotkania była wystarczającą zachętą. Spojrzała z niemą prośbą na męża.
- Odpowiedzią dla mej pani, będzie twa obecność, lub jej brak. - Kobieta skłoniła się. - Proszę o wybaczenie, oddalę się zatem. - Zrobiła krok w tył. - Uczta zacznie się… po zmroku, Pani.
Alexander milczał spoglądając to na małżonkę, to na list.
- Dziękuję. - Aila skinęła kobiecie, po czym odczekała jak ta wyjdzie. Z dziewczęcym zapałem napadła na męża.
- Możemy? Możemy iść? teraz i tak czekamy... a to byłby chrzest bojowy dla Aliny i Urszuli, żeby mnie przygotować w pełni do balu. Wiesz, tyle czasu ćwiczyłyśmy, a przez wyprawę znów zapomną...
- Hmmm… czyli mnie chcesz na towarzysza? - Uśmiechnął się. - Dowolność wszak w tym masz. - Gestem wskazał list i pocałował ją w skroń.
- No a kogo? - zdziwiła się - Oszalałeś? Przecie ty jesteś moim ślubnym...
- Droczę się… acz. Dziwi mnie trochę, że napisała że kogo wybierzesz, a nie, że zaproszenie dla Ciebie z mężem.
- Może to ktoś z mej przeszłości, kto nie zna... chociaż nie, bo przecież służka mnie twoim nazwiskiem tytułowała. - Aila zastanowiła się. - Myślisz, że to insynuacja, bym wyrwała się od mężulka i poczuła znów wiatr we włosach? - zachichotała.
- Może… - Alexander zastanowił się. - No mów, bo zaraz się rozpękniesz - dodał spogladając na Bernarda.
- Panie, tak sobie myślę, że jeżeli to zwykła arystokratka co zapraszać jest w mocy. - Giermek wił się na ławie. - No tyś niby szlachcic, ale… no… a jak ma być cesarz… Może chciała Panią zaprosić, a i na jej głowę ściągnąć uchybienie nie na swoją, że na takiej uczcie…. no.. że nieślubny syn hrabiego…
- Ale przecież ród Alexandra znamienitszy niż mój - zaprotestowała Aila, po chwili jednak dodała - Musieliby być bardzo pruderyjni...
- Może mieć rację… - Alexander zasępił się. - Ród mój jeno tym ważki, że w dziewiątym pokoleniu od królów Francji, a jam nieślubny i świeżo uznany.
- O ile to o urodzenie idzie - za ich plecami rozległ się cichy głos Giselle. - Nieumarłym by to nie czyniło przeszkody.

Na chwilę zrobiło się cicho.

- Nie dowiemy się, jak nie pójdziemy - powiedziała w końcu Aila.
Bękart patrzył chwilę na szlachciankę.
- Alina, Urszula! - zawołał ku jednemu ze stołów gdzie siostry siedziały z Noelem i Jirim. Pod wpływem różnych spojrzeń i cichych komentarzy zarzucili jedzenie i siadywanie przy jednym stole ze służbą.
- Tak Panie? - odezwały się obie podchodząc chyżo. Alina brzmiała bardziej w stronę “rzeknij jeno co mogę dla Ciebie uczynić”, podczas gdy Urszula bardziej jak “Coże znowu?”.
- Panią trzeba wam wyszykować. Jutro na ważną ucztę idziemy.
Podniecone służki aż piszczeć zaczęły a Alexander poczuł uścisk ramion małżonki na szyi oraz jej krągłości ocierające się o jego ramię.
- Dziękuję! - nagle w Aili odezwało się dziewczęce podniecenie, które musiało jej kiedyś częściej się udzielać, gdy bywała na salonach. Może jednak jej tego brakowało?
Nim rycerz zdążył coś powiedzieć, szlachcianka w asyście równie podekscytowanych służek ruszyła do alkierza, by tam omówić “strategię” działania.

- Taaaa. - Rycerz spojrzał ponuro na Bernarda. - Jeno kto przygotuje mnie.
- No cóż... - Sługa wydawał się strapiony.
- Ja mogę - powiedziała Giselle, gdy Aila i jej służki wyszły z sali.
- Od kiedyś krawcową Gisie? - Alexander uśmiechnął się lekko. - Najlepsze szaty w Wygódkach spłonęły. - Zmartwił się. Wszak w Monachium zadbał o to by Aila piękne suknie zamówiła przed przyjazdem do Wiednia, ale sam o tak strojne szaty dla siebie nie zadbał.
- Zapomniałeś panie, że kiedyś byłam szwaczka zanim... - Zacisnęła zęby, po czym zmieniła temat: - Wybrać do krawca nam się trzeba i tak, jednak myślę, że doradzić coś mogę... i pomóc.
- Jeden dzień. Ot na wariata to będzie... - Alexander wstał. - Chodźmy, trzeba nam krawca dobrego znaleźć. Po zmroku już, ale za godny pieniądz może po nocy będzie robił i przed jutrzejszym wieczorem zdąży.
Giselle uśmiechnęła się lekko, widać była zadowolona z tego planu. Po chwili i oni zniknęli, a Bernard westchnął i zamówił kolejny kufel.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline