Mecz krykieta, o którym mówił Reginald, zbliżał się wielkimi krokami, a Alicja wciąż biła się z myślami, co też powinna zrobić. Młody sportsmen zawrócił jej lekko w głowie, ale czy nie rozczarowałby się szybko panną Liddell po bliższym zapoznaniu? No i jakby się tutaj na takie rozgrywki wybrać, przecież nie samej. Do ojca jeszcze się w tym temacie nie zwróciła, a chyba nie było nikogo innego z kim mogłaby iść. Pana McIvory było jej łatwo zignorować (mimo tego, że dalej przysyłał anonimowo bukiety), ale pana Hargreavesa chyba ignorować nie chciała.
No i wciąż pamiętała tę ich rozmowę o odwadze. Wreszcie Alicja postanowiła sięgnąć do jej pokładów i... poprosić ojca o rozmowę. Henry Liddell siedział sobie właśnie w salonie, czytając gazetę. W spółce handlowej panował obecnie spokój, jako że w ostatnich dniach pozałatwiano wszystkie sprawy związane z nową inwestycją. Głowa domu mogła sobie dzięki temu pozwolić na trochę relaksu.
-
Papo... czy możemy porozmawiać? - zagadnęła nieśmiało Alicja, korzystając z faktu, że jej matki nie ma w pobliżu. Ten złożył gazetę i kiwnął z uśmiechem głową.
-
Oczywiście.
Dziewczyna usiadła w fotelu obok wyraźnie skrępowana. Sama nie wiedziała jak zacząć. Wreszcie jednak wypadało się odezwać.
-
Papo... ja wiem, jak wiele dla mnie zrobiliście, jak bardzo mama o mnie dba i wiem, że moim podziękowaniem dla was jest się dobrze uczyć, ale... ja też czuję, że nie jestem już dzieckiem. I choć wiem, że to oznacza przede wszystkim zamążpójscie, to... chciałabym też przydać się w bardziej dorosły sposób, dopóki tego męża nie znajdę. - Oblizała wargi. -
Ja... chciałabym poprosić cię o pracę w firmie.
-
Żadnego miło cię widzieć, ojcze, jak ci dzień mija, tylko od razu do konkretów - zaśmiał się, ale rozbawienie szybko minęło. -
Dyskutowałem o tym z twoją matką i jest temu przeciwna. Masz smykałkę do księgowości i na pewno byłabyś dużą pomocą, ale co ja mam powiedzieć na argumenty, że zepsujesz sobie tym reputację?
-
To zależy czy przyszły mąż będzie chciał mieć ozdobę w salonie czy pomoc przy domowych interesach. - Powiedziała wyjątkowo twardo Alicja. -
Wiem, że moja edukacja kosztuje, a to jest sposób, bym mogła sprawdzić swoje umiejętności w prawdziwym życiu... A matka, wiem, że mnie kocha, ale też to trochę ciężkie znaleźć męża, gdy praktycznie nigdzie nie bywam poza nudnymi herbatkami w gronie pań. Czemu na przykład nigdy nie byliśmy na zawodach krykieta, skoro to taka prestiżowa impreza i odbywa się niedaleko? - zapytała, po czym zmieszała się własną śmiałością -
Wybacz papo, po prostu... myślę, że mama czasem trochę za bardzo się o mnie martwi.
-
Matki takie już są, martwią się zawsze - zamilkł na chwilę, chyba zaskoczony argumentacją własnej córki. -
Mecz krykieta? - spytał w końcu. -
Czyżby moja córeczka usłyszała o jakimś przystojnym krykieciście? Może jednak ploteczki przy herbatce nie są takie bezcelowe - uśmiechnął się, przekonany o słuszności swej dedukcji.
-
Och papo... - zarumieniła się delikatnie na samo wspomnienie owego zawodnika o którym nie tylko słyszała, ale którego trzymała też pod ramię -
Po prostu pokazuję, że są wydarzenia, w których nie bierzemy udziału, bo matka się nimi nie interesuje, a... to wcale nie znaczy, że są złe. Czasy się zmieniają. Kobiety też mogą się przydać w domowych biznesach... i świadczy to o ich zaradności tylko.
-
Widzę, że traktujesz to bardzo poważnie - ustąpił trochę. -
Co powiesz na to córko - zaczął ostrożnie. -
Część rozliczeń będę przynosił do domu i zatrudnię cię, jako moją asystentkę. A kiedy matka już trochę do tego przywyknie, może będę cię od czasu do czasu zabierał ze sobą do biura - zaoferował.
Zobaczył jak twarz jego córki rozpromienia się.
-
Będziesz ze mnie zadowolony, papo. Obiecuję! - powiedziała z entuzjazmem, który znów bardziej pasował do dziewczynki niż kobiety.
-
Gdybym już nie był zadowolony z twoich umiejętności, to nie złożyłbym tej oferty - pokiwał palcem. -
Biznes to biznes, nie ma w nim miejsca na sentymenty - ostrzegł.
-
Oczywiście, papo! - przyskoczyła i cmoknęła rodzica w policzek, po czym jakby zawstydziła się.
-
A... pomyślisz o tym krykiecie? To podobno jakiś ważny mecz teraz…
Henry, chyba nieświadomie, cały się rozpromienił widząc radość Alicji. W tym stanie nie umiał znaleźć w sobie sił, żeby odmówić.
-
Niech już będzie, niech już będzie. Zapraszam cię oficjalnie na rozgrywki, moja panno.
-
Papo, dziękuję! Obiecuję, że będziesz się świetnie bawił! - uściskała rodzica ciepło.
Krykiet był bezdyskusyjnie najpopularniejszym sportem Imperium Brytyjskiego, co mogło być powodem dla którego Henry Liddell tak chętnie zgodził się na propozycję Alicji. Pierwszoligowe mecze często przeradzały się w małe festyny, jako że trwały przynajmniej trzy dni. Całe rodziny urządzały sobie pikniki wokół boisk, zważając by za daleko wybita piłka nie przewróciła jakiegoś koszyka z wiktuałami.
Sobota była pierwszym dniem meczu Hampshire z Sussex, zabawa miała więc trwać jeszcze długo. Panna Liddell wypatrzyła w tłumie przybyłych parę znajomych dam z towarzystwa, co trochę ją zrelaksowało. Jej nagłe zainteresowanie krykietem nie wyglądało w takiej sytuacji dziwnie, ot moda wśród młodych mieszczanek.
Kiedy obie drużyny wyszły na boisko, Alicja od razu zaczęła wypatrywać Reginalda. W oczy najbardziej rzucali się miotacz i pałkarz, ale Hargreaves musiał być gdzieś indziej. Na szczęście jego blond loki były charakterystyczne i dziewczyna wypatrzyła go w polu, gdzie przestępował z nogi na nogę przypatrując się pilnie temu co działo się przy trzech wbitych w ziemię kijkach (które chyba nazywano bramkami, z tego co Alicja naprędce przed rozgrywkami się dowiedziała).
-
O którym to dżentelmenie z Sussex słyszałaś córko, że tak zainteresowałaś się krykietem? - zapytał ojciec, delektując się piklowanym ogórkiem. W lokalnym patriotyzmie nie przyszło mu nawet do głowy, że jego córka mogłaby kibicować przeciwnej drużynie.