Tyle się działo. Diuk starał sobie przypomnieć jak spokojnie siedział sobie w celi czekając na państwo żarło. Teraz minęło ile? Kilka dni? Tygodni? Może miesięcy od kiedy wcieli go siłą do armii. Armia nie była zła, była jak gang. Dobrze zorganizowany, wyposażony i szanowany gang, ale jednak miała ona swoje minusy. Wojnę.
Wojna na ulicach miast, dachach domów czy kanałach miała się nijak do prawdziwej wojny. Diuk widział jak gangi przychodzą i odchodzą, ale starcie nad rzeką było czymś zupełnie innym. Nie było tu przejmowania dzielnic, zastraszania frajerów czy przekupowania stróżów. Nie, tu była tylko wojna. Mord na mordzie i bicie po mordzie. Mimo wszystko Diuk był w tym dobry. Bardzo dobry, bo razem z Baronem niemalże we dwóch rozpędzili wroga, niestety na ich miejsce ciągle pchali się następni. W końcu Diuk nie mogąc już dłużej machać halabardą, zdyszany i ciężko ranny wycofał się za Baronem.
- Nie. Nie mogę już dłużej.- Karl powiedział dowódcy pokryty krwią swoją jak i wrogów ciężka dysząc.- Nie mogę dalej walczyć.
Baron chyba rozumiał. Wysłał Diuka do lazaretu, a ten ruszył wedle rozkazu. |