Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2017, 19:41   #26
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

- Och papo... - powiedziała zawstydzona dziewczyna, uśmiechając się uroczo, po czym wskazała drużynę Reginalda - Słyszałam o nich, podobno są bardzo... utalentowani. A ty komu kibicujesz, papo? - zmieniła temat.
- Kibicujesz tym gołowąsom z Hampshire? - ojciec nieomal zakrztusił się przekąską. - Zamiast naszym chłopcom? - słowa te chyba wyjaśniły, że rodzina opowiedziała się po przeciwnych stronach barykady.
- Papo, jestem tu pierwszy raz, nikomu nie kibicuję. Mówię tylko, co słyszałam. Trzeba wszak doceniać przeciwnika... - próbowała wybrnąć, a jednocześnie pomyślała, że opcja przedstawienia Reginalda rodzinie jeszcze bardziej się oddala. Choć czy w ogóle była na to szansa? Ojciec się trochę nadąsał, jak przystało na kibica, ale nie robił dłużej wyrzutów.

Wkrótce okazało się, że to o czym Alicja "słyszała" było chyba prawdą. Pałkarz Sussex dwoił się i troił wybijając piłki, ale gołowąsy, jak raczył ich nazwać pan Liddell, bardzo szybko je dopadali odrzucając ku polu bramkowemu. Reginald zaś, ilekroć była po temu okazja, rozglądał się po widzach. Czyżby szukał Alicji wzrokiem?
Nie mogła mu jednak zamachać. No i nie wiedziała czy to jej szuka. Pewnie miał wiele wielbicielek. Mimo to jednak, gdy mężczyzna zwracał swoją uwagę na widownię zawsze znajdowała pretekst by się wyprostować lub wstać na chwilę z siedzenia niby to poprawiając suknię lub zamawiając kolejną przekąskę. Trudno było ocenić, czy ją zauważył, czy nie (w końcu sam też nie mógł jej tak po prostu pomachać), ale w końcu przestał się tak ciągle odwracać i skupił się w pełni na grze. Dwa razy nawet złapał wybitą piłkę w locie, rzucając się ku niej i przypłacając to lądowaniem na trawie. W efekcie gdy wreszcie nastąpiła przerwa, jego strój był po części zielony i brązowy.
Członkowie obu drużyn zeszli z boiska i udali się ku kramikom z żywnością. Była to też okazja dla widzów, by zamienić słowo z ulubionym zawodnikiem.
Ponieważ jednak ojciec Alicji był zajęty rozmową z innym przedsiębiorcą marne były szanse, że też zejdzie na dół. Dziewczyna trochę niepewnie pokręciła się na swoim miejscu, po czym szepnęła na ucho ojca.
- Muszę w ustronne miejsce papo, ale nie przerywaj sobie. Wiem gdzie to jest.
- Och, rozumiem -
oderwał się na sekundę od rozmowy. - Tylko wracaj szybko.
- Oczywiście...
- powiedziała i tylko z odrobiną wyrzutów pomknęła ku najbliższemu zejściu z widowni.

Tymczasem Reginald starał się szybko wykręcać z wszelkich pogawędek, tłumacząc się wzbierającym głodem i zmęczeniem. W efekcie Alicja spotkała go przy jednym ze stoisk z przekąskami. Cały ubrudzony przywodził na myśl zadowolonego z siebie psa, który wrócił ze spaceru.
- Hien hobhy phani - wykrztusił, próbując przełknąć kęs kiełbasy.
Uśmiechnęła się do niego promiennie w odpowiedzi.
- Dzień dobry, proszę uważać żeby się nie zakrztusić. Drużyna chyba pana potrzebuje.
- Och, mam nadzieję, że nie -
odpowiedział już z pustymi ustami. - Oby nasi najlepsi miotacze utrzymali się jak najdłużej - po zmianie stron na boisku pozostawał tylko jeden gracz Hampshire, zmieniany ilekroć graczom Sussex uda się wyeliminować miotacza.
- Niestety, obawiam się, że mój ojciec jest odmiennego zdania. - powiedziała uśmiechając się przepraszająco. Przyglądała się też ciekawie Reginaldowi w jego dość nietypowym stroju. Rozejrzała się, by ocenić jak wielką uwagą innych kobiet cieszą się zawodnicy. Stwierdziła, że sporą. Rzecz jasna damom nie uchodziło ustawiać się w wianuszkach wokół jakichkolwiek mężczyzn, ale niby to przypadkiem przechodziły obok tego, czy tamtego zawodnika i zamieniały z nim słówko. Mężatki nawet trochę śmielej, choć z pewnością wzbudzało to zazdrość małżonków.
Alicja więc postanowiła wykorzystać pretekst i również zamówiła pieczoną kiełbasę, by zrobić swojemu ojcu przyjemność.
- Na koniec dnia wszyscy jesteśmy poddanymi Jej Królewskiej Mości, z pewnością twój ojciec też tak uważa. To w końcu bardzo mądry mężczyzna - stwierdził z przekonaniem.
Pokręciła z rozbawieniem głową.
- Miło cię widzieć. Dobrze grasz. - pochwaliła, choć przecież ledwo co znała zasady tej gry.
- Właściwa widownia to dwunasty zawodnik. Może to dlatego? A widzieć ciebie, to prawdziwa przyjemność. Wiedziałem, że znajdziesz sposób by tu przybyć.
Opuściła oczy, zmieszana.
- Zaintrygowałeś mnie. I... chciałam zobaczyć jak grasz. - wyznała.
W myślach jeszcze miała masę słów o tym jak wyobrażała sobie tę chwilę, jak w najśmielszych z tych wizji rzucała się na szyję Reginalda, by go pocałować oraz o smutkach związanych z tym, że pewnie o kolejną szansę na ich spotkanie będzie jeszcze trudniej. Nic z tego jednak nie opuściło złotowłosej główki.
- Zaintrygowanie jest zatem obustronne - stwierdził z satysfakcją. - A jak się mają sprawy służbowe z pani ojcem i matką? Postawiłaś na swoim? - pamiętał ostatnią ich rozmowę.
- Powiedzmy, że poczyniłam pewne kroki w tym kierunku... - odparła zawstydzona - Pracuję w domu z papą i... cóż, obiecał, że jak mama przywyknie, to będzie częściej zabierał mnie do biura.
- Czyli postawiłaś na swoim, tylko rodzice jeszcze o tym nie wiedzą
- uśmiechnął się uroczo. - Brawo - pogratulował.
Dziewczyna chwilę przyglądała się jego uśmiechowi.
- Cóż... widać zostałam dobrze zmotywowana. - Powiedziała i nagle zaczęła cicho chichotać. - Teraz powinieneś zobaczyć siebie w tym gabinecie luster. - Wskazała na jego umorusany trawa i ziemią strój.
- To kamuflaż - zapewnił poważnym tonem. - Żeby zaskoczyć oponenta. A i tak wolę patrzyć na ciebie.
- Lubisz zawstydzać swoich rozmówców...
- powiedziała, nerwowo odgarniając kosmyk włosów za ucho - Niestety, muszę zaraz wracać... a ty masz mecz.
- To prawda
- potwierdził z ociąganiem. - Ale! - rozpogodził się od razu. - Myślałem o tym trochę i chyba nic nie stoi na przeszkodzie, byś wysłała mi jakiś list, jeśli jeszcze nie znużyłem cię swoją osobą. Gdzie ja to mam? - zaczął grzebać po kieszeniach, aż w końcu wyjął równo złożoną karteczkę. - Mój adres.
- Chyba nie wypada, by panna sama pierw słała list do kawalera..
. - rzekła patrząc niepewnie na karteczkę w jego dłoni. Nie wysunęła po nią dłoni.
- Ale kawaler nie zna adresu panny - bronił się Reginald. - A dopytywać się mu nie wypada.

No tak, nie pomyślała o tym. Problemem też była jej matka, która z pewnością chętnie przechwyciłaby korespondencję od wielbiciela.
- Masz rację. Dziękuję, choć nie bardzo wiem, co bym miała napisać. - Rzekła skrępowana. Wiedziała, że się wygłupiła i chciała jak najszybciej uciec. - W każdym razie ja... nie będę ci już przeszkadzać. Będę trzymała po cichu kciuki za ciebie i twoją drużynę.
- Możesz mi napisać o tym, jak idzie ci w interesach -
podpowiedział. - A adres zwrotny listu możesz podać jaki chcesz, jeśli boisz się, że moją odpowiedź przechwycą rodzice - zaproponował, jakby czytał w jej myślach. - Pewnie masz jakąś przyjaciółkę, albo zaufaną służącą.
- Siostrę.
- Odpowiedziała od razu, po czym dodała. - Wybacz, to wygląda jakbym się wstydziła naszej znajomości. Po prostu moja mama... - urwała, gdy on wsunął jej karteczkę w dłoń.
- Zatem postanowione. Twoja siostra będzie naszą wspólniczką w tej zuchwałej zbrodni - zaśmiał się.
Skinęła głową, po czym powoli ruszyła ku wejściu na trybuny, jakby trochę zawiedziona sobą. Tak bardzo liczyła na to spotkanie, marzyła o nim, a gdy doszło co do czego... nie wiedziała o czym ma z Reginaldem rozmawiać. Zapewne uznał ją teraz za nudną i niegodną uwagi…

Druga część meczu była już znacznie nudniejsza. Miotacze Hampshire zdobywali punkty, pałkarz i gracze Sussex próbowali wyeliminować miotaczy. Alicja ożywiła się tylko, gdy do piłki podszedł wreszcie Hargreaves. Alicja wstawała wówczas z siedzenia i zaciskając pięści przyglądała się w napięciu grze. Lecz kiedy i on został zdjęty z boiska, zauroczonej parze pozostawało tylko zerkać na siebie ukradkiem i z daleka. Choć fakt, że Reginald spoglądał ku niej świadczyło chyba, że się nią nie znudził. Prawda?

Alicja jeszcze nigdy tak się nie czuła. Była zła na siebie, na niego i na cały świat, że wikłał ich w sieć konwenansów nie dając poznać się szczerze i prawdziwie. Nerwowo znów przeczesała swoje włosy zawadzając o wstążkę, którymi miała je związane. Ze zdziwieniem spojrzała na granatowy materiał, jakby dopiero teraz uświadomiła sobie jego istnienie.
Po chwili wyplątała wstążkę z włosów i ścisnęła w garści. Przypomniała sobie rozmowy z Reginaldem i to jak zachęcał ją do bycia odważną. Teraz czuła, że... chce tej odwagi jak jeszcze nigdy wcześniej. W głowie zrodził się jej pewien plan.
- Papo, wybacz, muszę cię na chwilę zostawić jeszcze. - Powiedziała do ojca, który nieco zdziwiony częstością jej potrzeb fizjologicznych jednak nie komentował ich.

Alicja zbiegła po schodkach w dół trybuny, gdzie pomknęła wzdłuż ogrodzenia jak najbliżej “zejścia” z boiska drużyny Hargreavesa. Teraz musiała tylko pochwycić jego spojrzenie, by podszedł do granicy boiska. Dziewczyna spróbowała go dojrzeć wśród odpoczywających graczy.
Nie musiała długo czekać, bo mężczyzna wędrował wzrokiem dosyć często. Dość zdziwiony pojawieniem się panny Liddell, podniósł się i podszedł do niej, odprowadzany spojrzeniami kolegów.
- Czy mogę w czymś pomóc? - spytał ostrożnie, sytuacja była wszak publicznie widoczna.
- Mówiłeś, żebym była śmiała, więc... jestem. - Podała mu zwiniętą wstążeczkę, wciskając na chwilę swoją dłoń w jego.
- To na pamiątkę dzisiejszego dnia. - Powiedziała cicho.
- Proszę mi wierzyć i tak bym nie zapomniał - ścisnął mocno podarunek. - Teraz już muszę wygrać ten mecz, aby nie pohańbić mojej pani - uśmiechnął się.
“Moja pani” - tak właśnie ją nazwał. Alicja uśmiechnęła się zarumieniona, po czym bez słowa ruszyła szybko w kierunku trybuny, gdzie było jej miejsce.
“Moja pani” - wciąż słyszała w głowie jego słowa.

- No, to teraz już wiem, o którym zawodniku usłyszałaś - zagadnął ojciec, gdy koło niego usiadła. Z tonu jego głosu trudno było odgadnąć jego nastrój, ale chyba nie był bardzo zły.

Alicja spuściła wzrok, nie komentując spostrzeżenia ojca. Do końca meczu była już przykładną córką, która grzecznie siedziała na swoim miejscu. I, jak się okazało, czekała ją za to nagroda. Pierwszy dzień rozgrywek zakończył się przewagą Sussex, co wprawiło Henry'ego w dobry nastrój.
- Co powiesz na to córko, by pogratulować przegrywającym hartu ducha i starań?
Zdziwiona spojrzała na ojca.
- To byłoby bardzo... miłe. - Powiedziała trochę niepewnie.
- I stosowne. Pokonać gościa to jedno, ale nie okazać mu przy tym szacunku to już niegodne dżentelmena - wstał i zaprowadził Alicję ku zawodnikom Hampshire, którym spora liczba widzów faktycznie składała gratulacje. Ci przyjmowali to z godnością. Henry zbliżył się do pierwszego lepszego, ściskając mu serdecznie dłoń. Alicja postępowała za przykładem ojca, gratulując pokonanym dobrej gry, jednak jej wzrok raz po raz szukał tego jednego, konkretnego zawodnika… Aż w końcu go usłyszała.
- To bardzo miło z pani strony. Dziękuję za słowa uznania - jakaś starsza dama i jej mąż właśnie mu kurtuazyjnie gratulowali.
Alicja zarumieniła się już na sam dźwięk jego głosu. Nie śmiała jednak poganiać ojca, wiedziała, że wkrótce się spotkają.
- Bardzo dobra gra - dłonie Henry’ego i Reginalda złączyły się w uścisku. - Szczególnie zaimponował pan mojej córce. Pewnie przez to zaangażowanie - machnął ręką na cały brud i trawę, z której Hargreaves nie miał jeszcze czasu się oczyścić.
- Cóż, faktycznie nie nadaję się teraz na salony, proszę pana, ale gdybym nie dawał z siebie wszystkiego na boisku, to po co bym tam był?
- Mój papa coś o tym wie, mało kto tak poświęca się pracy. -
posłodziła ojcu Alicja, po czym dodała, kierując słowa już bezpośrednio do stojącego przed nią mężczyzny. - Na pewno był pan bardzo przydatny swojej drużynie.
Wreszcie też znalazła w sobie dość siły, by jeszcze raz spojrzeć w twarz Reginaldowi i posłać mu nieco tajemniczy uśmiech, który skrywał ich wspólne tajemnicę pierwszego spotkania.
- Reginald Hargreaves, proszę pani. Na wypadek, gdybym stał się tak przydatny, że warto będzie pamiętać moje nazwisko - skorzystał z okazji, by formalnie się przedstawić. Odpowiedziała skinieniem głowy.
- Alicja Liddell, a to mój drogi ojciec Henry Liddell. - przedstawiła rodzica, robiąc miejsce, by mężczyźni mogli wymienić uściski dłoni.
- Nazwiska ludzi z pasją zawsze są warte zapamiętania, prawda papo? - zapytała przy okazji.
- Absolutnie, Alicjo, absolutnie - nie miał jednak nic więcej do dodania, skierował się zatem ku następnemu zawodnikowi. Reginald wymienił jeszcze z dziewczyną ostatnie słowo.
- Będziesz mi musiała napisać czym się twój ojciec zajmuje.
- “Musiała”? To rozkaz? - zapytała cicho z rozbawioną miną, niestety nie dosłyszała odpowiedzi, bo musiała iść za ojcem, a też do Reginalda podeszła jakaś kolejna para z gratulacjami.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline