Dwaj bracia niczym połączeni umysłami jednocześnie podjęli próbę przewrócenia spanikowanych jeńców. W odróżnieniu od Josefa, Albrechtowi się powiodło, lecz cios kolbą okazał się zbyt słaby, by ogłuszyć bandytę, którego kolega zamknąwszy w końcu usta pędził co sił tam, skąd przybył.
Mimo spowodowanego walką hałasu Emmerich zwrócił uwagę, że za wejściowymi drzwiami, po prawej stronie, jakiś ciężki przedmiot upadł na podłogę. Świadczył o tym głuchy dźwięk przypominający pacnięcie buta w błoto. Nic jednak nie wystąpiło przeciw nim przed dom ani nie pojawiło się w jego progu. Po krótkim spojrzeniu na przestrzał głównej izby można było dostrzec krzesło, obok niego drugie ciało leżące w kałuży krwi a także otwarte drzwi na podwórze.
Tymczasem z boku budynku Wiktor osłaniany przez Gerharta począł skradać się do hipotetycznego niedźwiedzia, od którego dzielił go już jedynie wysoki ale lichy płotek. Była to plecionka z wikliny – nie do przeskoczenia, za to łatwa do wyrwania i odstawienia na bok. Zwłaszcza z pomocą toporka.
Stworzenie w jakiś sposób zwęszyło bliską obecność wojownika. Z wyraźnym trudem podniósł się i odszedł pod przeciwną krawędź płotu warcząc przy tym i strosząc sierść na karku. Zupełnie przypominał w tym psa, choć Wiktor dałby słowo, że gdyby tylko stanął pewnie na czterech łapach byłby rozmiarów nie tak dawno padłego muła.