Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2017, 21:33   #27
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
XII. Na ɯoʞɹo


1

Alicja była już bardzo zmęczona wyprawą, kiedy poczuła w nosie niemożliwy do pomylenia z niczym innym zapach morza. Potępieńcze skrzeczenie w powietrzu musiało zatem być spowodowane przez mewy… chyba, że w Krainie Dziwów nie było mew. To wtedy jednak przez co innego.
Radość szybko jednak zmieniła się w niepokój. Panna Liddell musiała się dostać na wyspę, a tymczasem po drodze co chwila trafiała na ostrzegawcze tablice. I poza czymś-co-brzmiało-jak-mewy, w okolicy było cicho. Księżna wspominała o rybakach, a tacy chyba powinni trochę hałasować. Pogrążona w swoich myślach nawet się nie zorientowała, kiedy stanęła przed drewnianym fortem, zamkniętym na każdy możliwy spust. Znad blanków wychynęła zielona jak wodorosty głowa z zatkniętą na czubku filiżanką i krzyknęła wrogo.
- Kto idzie?
- Alicja! - odpowiedziała zgodnie z prawdą, licząc na to, że jej imię jednak zostanie rozpoznane.
Głowa zniknęła i po kilku chwilach wychynęła ponownie. Właściciel owej głowy wydawał się być raczej niewielki, niższy od samej Alicji.
- Jesteś rybą? - padło absurdalne pytanie.
- Nie, jestem dzie... - zająknęła się - kobietą! Szukam Pana Gąsienicy.
- Haha! - krzyknął z satysfakcją. - Każdy ryba twierdzi, że nie jest rybą. To świadczy, że jesteś rybą - stworek zamachał groźnie… widelcem?
- Tak? To jak niby Ty sam możesz udowodnić, że nie jesteś rybą? - powiedziała bojowo nastawiona Alicja.
- Mogę tak powiedzieć, bo wiem że nie jestem rybą - odparł z pewnością nie zmąconą żadną myślą.
- Ja też wiem, że rybą nie jestem. Nie mam skrzeli, nie mam płetw, nie mam nawet łusek!
- A może je chowasz pod kiecką?! - zasugerował bezczelnie strażnik, choć po prawdzie mało co było przykryte u Alicji spódniczką.
- A może ty pod filiżanką?! - odpowiedziała coraz bardziej rozzłoszczona dziewczyna. Zielony ludek gniewnie zerwał swoje nakrycie głowy.
- Nie ukrywam żadnych płetw, ty rybo! - oburzył się.
- Ja też! - powiedziała niemniej gniewnie Alicja i podniosła sukienkę prezentując białe, bawełniane majteczki. To w końcu zamknęło usta krnąbrnemu strażnikowi.
- Hmm… no tak. Chyba faktycznie - mówił niepewnie. - A czego tu szukasz Alicjo? - zmienił szybko temat.
Opuściła spódnicę.
- Już mówiłam. Szukam Pana Gąsienicy!
Głowa znowu zniknęła i nie wyłaniała się przez dłuższy czas. Kiedy już znowu się pojawiła, to stwierdziła.
- Nie ma tu takiego.
- A czy ktoś słyszał, gdzie go można znaleźć? Idę z bardzo daleka... może mogłabym u was odpocząć? - zapytała dziewczyna.
Zielona głowa była chyba na jakiejś sprężynie, bo znowu się schowała. Tym razem jednak nie wychyliłą się ponownie, tylko ktoś otworzył bramę w murze. Trzy zielone stworki, uzbrojone w duże stołowe noże z tarczami ze spodeczków stanęły na baczność w przejście.
- Zapraszamy. Jestem kapitan Spławik i witam cię w moim bastionie - ukłonił się jeden z nich. Okazywał znacznie większy szacunek niż krzykacz z blanków.
- Jestem Alicja, bardzo mi miło. - dziewczyna ukłoniła się zgrabnie. Po chwili wahania przekroczyła bramę i rozglądając się ciekawie na boki, zapytała kapitana:
- A dlaczego tak bardzo nie lubicie ryb?
Wnętrze bastionu nie było szczególnie imponujące. Szczerze mówiąc, sprawiało wrażenie prowizorki albo co najmniej amatorszczyzny. Poza palami tworzącymi mur, wszystko było pozbijane krzywo i nijako.
Spławik widocznie zdziwił się, słysząc pytanie.
- To nasi śmiertelni wrogowie. Bronimy wybrzeża przed ich inwazją - wyjaśnił, choć brzmiało to niepoważnie. Czego ryby miałby szukać na wybrzeżu?
Alicja stwierdziła jednak, że to nie jej sprawa i lepiej się nie narażać.
- Mhm... w każdym razie dziękuję za gościnę.
Zieloni rybacy, którzy w najlepszym przypadku sięgali Alicji do piersi, podjęli swojego gościa obiadowym stołem. Wybór potraw nie był szczególnie różnorodny - ryby, trochę inne ryby, ewentualnie nieznane dziewczynie ryby. W przeróżnych rozmiarach i kształtach.
- Proszę się nie krępować i jeść, ile pani chce - zaoferował jeden z tubylców, podsuwając blondynce stołek.
Usiadła i rozejrzała się trochę niepewnie, przyglądając gospodarzom. Po chwili ostrożnie sięgnęła po najbliższą rybę i spróbowała. Była niedopieczona i niedoprawiona. Kucharz wyraźnie poszedł w ilość zamiast jakości. Gospodarze zaś przyglądali się swojemu niespodziewanemu gościowi, równie uważnie jak ona im. Miała tylko nadzieję, że nie oceniali wciąż prawdopodobieństwa, że jest rybą.
- Dziękuję, pyszne. - powiedziała odkładając potrawę po kilku kęsach i popijając ją obficie. Zwróciła się potem do kapitana Spławika:
- A więc... czy słyszeliście coś o Panu Gąsienicy? Podobno mieszka gdzieś na wyspie w pobliżu.
- Słyszeliśmy - potwierdził. - Mędrzec Gąsienica mieszka na wyspie na morzu - machnął ręką w mało skoordynowany sposób, ale z pewnością w kierunku wody.
- A czy wiecie jak mogę się tam dostać? - zapytała Alicja, rezygnując z dalszego jedzenia.
- Wpław, albo okrętem wojennym - odpowiedź była co najmniej lakoniczna.
No tak, w morzu pewnie żyły ryby - ich wrogowie. Alicja westchnęła.
- A czy ktoś w pobliżu ma tutaj łódkę? - zapytała znów kapitana.
Rybacy wyraźnie się zakłopotali i zaczęli coś między sobą szeptać. Spławik podrapał się z zażenowaniem po głowie..
- Mieliśmy, oczywiście. Potężne okręty - rozłożył dłonie w geście zarezerwowanym zazwyczaj dla przechwałek “taka ryyyba”. - Tylko… po ostatniej burzy odpływ je wszystkie zerwał z cumy - spuścił wzrok.
- Daleko odpłynęły? - zapytała dziewczyna.
- No, kawałek - potwierdził kapitan. - Tylko, że trzeba by do nich dopłynąć o własnych siłach, a wtedy ryby… - aż się cały wzdrygnął. Rybacy z każdą chwilą wydawali się coraz mniej kompetentni… ale Księżna wspominała też coś o syrenach, gdyby z tymi żołnierzami nie dało się nic wskórać.
Alicja więc gdy tylko posiłek dobiegł końca postanowiła opuścić fort i brzegiem morza powędrować dalej. Rybacy odprowadzali ją niepewnymi spojrzeniami i szemrali między sobą.
- Nad morze idzie, może to szpieg?
- Ale nie miała płetw. Patrzyłem.
- Ale miała pęcherze pławne, jak syreny.
- No, ale syreny mają ogony, a ona nie miała.
Na wszelki wypadek zamiast czekać, aż dojdą do jakiegoś konsensusu, panna Liddell przyspieszyła kroku. Skręciła ścieżynką w jedną stronę, skręciła ścieżynką w drugą, minęła trochę piasku, wspięła się na wydmę i stanęła jak wryta. Odruchowo zasłoniła dłońmi usta, żeby nie krzyknąć. Jej oczom ukazało się drzewo wisielców, na którym kiwali się na wietrze mali, korpulentni ludzie. Ale pierwsze wrażenie było mylne. To wcale nie było drzewo, tylko wędka. A wędka zwisała znad pyska ogromnej ryby.
Może jednak rybacy mieli powody do strachu i paranoi?


2




______________________
1 i 2 - obie grafiki pochodzą z "The Art of Alice Madness Returns"
 
Zapatashura jest offline