Oskar wszedł do świątyni. Kiedy otworzył drzwi, owionął go zaduch i smród niemytych, gnijących za życia ciał. Pomieszczenie było pełne ludzi i szlachcic musiał rękami torować sobie drogę. Na szczęście dla niego, kapłanka znajdowała się blisko od wejścia, toteż szybko do niej dotarł. -Widzę, że macie tutaj ścisk, dlatego za koc i wodę podziękuję. Szczególnie,
że w takim zagęszczeniu to inne choróbska mogą dopaść człowieka... Natomiast ten lek łagodzący objawy, o którym mówiłaś kapłanko... Mogłabyś mi go dać? Jakie jest jego dawkowanie? I czy jakiś aptekarz, albo zielarz, byłby w stanie je przyrządzi? Rozumiesz chyba, że nie uśmiecha mi się codzienne chodzenie tutaj. - zadał pytania szlachcic, przestępując z nogi na nogę. Z jednej strony nie mógł wytrzymać zapachu śmierci, z drugiej musiał jak najszybciej wyzdrowieć, dlatego cierpliwie wysłuchiwał słów kapłanki. |