| Bela Dustermann z odrazą spojrzał na Kovasha, jednak nie skomentował zachowania Kislevity. Wymienił jedynie spojrzania z Bertrandem, zniesmaczony manierami gościa i przeszedł do odpowiedzi na pytania. - Julianne ma osiemnaście lat. Jest bardzo uczynną i spokojną dziewczyną. Wszyscy w mieście za nią przepadają. - Spojrzał na Kaspara, po czym przeniósł wzrok na Vitaliya i Kastora. - Ludzie gadają w mieście, że kryjówka tych zbójów znajduje się w lasach na północny-wschód od miasta, ale nie wiem, czy Wil i jego pomocnicy natrafili na nich właśnie tam. Można rozpytać po mieście, niestety, ludzie tutaj mają to do siebie, że dużo gadają, ale prawdy w tym albo tyle, co kot napłakał, albo w ogóle. Musicie się rozejrzeć i zdobyć jakieś informacje. Nie wiem, ilu może mieć ludzi, straż żadnego jeszcze nie złapała, bo to są spryciarze - nie zasadzają się na wszystkich podróżnych, tylko na wybranych. Atakują tylko wtedy, kiedy wiedzą, że uda im się okraść delikwenta. Wielu już kupców z roszczeniami tu było u straży, ale tamci tylko rozkładali ręce. Tak to wygląda z tym Kaltblutem... - Szlachcic teatralnie udał, że spluwa za lewe ramię.
Chwilę później wysłuchał Kasji i odpowiedział. - Ostatnimi czasy nie układało nam się dobrze z Julianne. Odkąd dowiedziałem się, że spotyka się z tym szubrawcem, praktycznie cały czas się kłóciliśmy... I tego dnia, kiedy zamknąłem ją w pokoju nie było inaczej. Bardzo na nią nakrzyczałem i wymierzyłem policzek. - Bela westchnął ciężko, a jego usta ściągnęły się. Wyglądało na to, że żałował tego, jak traktował córkę. - To był błąd, dlatego chcę, żeby wróciła do domu. Żebym mógł wszystko naprawić. Nie wiem, czy chciałaby zrobić mi na złość. Możliwe, ale to, jak opowiadała o tym zbóju... z takim uczuciem... może rzeczywiście go pokochała i chciała uciec z domu, żeby z nim być. - Szlachcic zawiesił głos na chwilę. - Moja córka zajmowała się katalogowaniem moich zbiorów. Choć nie narzekam na status materialny, jestem handlarzem starych ksiąg. To moja pasja. To też pasja Julianne. Jest bardzo oczytana, w książkach odnajdywała największą przyjemność, dlatego nie miała wielu przyjaciół. Z tego, co wiem, jej najlepszą przyjaciółką jest taka jedna aptekarka... - Bela zamyślił się. - Annike Werner. - Wtrącił chłodnym tonem Bertrand. - Tak, właśnie. Annike Werner. Pracuje w aptece na Neumannstraße, to niedaleko rynku. Może ona będzie mieć jakieś dodatkowe informacje... może Julianne jej się zwierzała i będzie wiedzieć coś, czego ja nie wiedziałem... I to chyba wszystko, co mam wam do powiedzenia.
Macie jakieś tropy, więc je sprawdźcie i zajmijcie się sprowadzeniem Julianne do domu. Wierzę, że mnie nie zawiedziecie.
Skinął na Bertranda palcem, a wielki mężczyzna odwrócił się w stronę kredensu, o który stał oparty i z jednej z szuflad wyciągnął sześć mieszków, w których pobrzękiwały monety. Rozdał po jednym wszystkim po drugiej stronie biurka. - Jak mówiłem, dziesięć koron zaliczki. Drugie dziesięć po doprowadzeniu mojej córki do domu. Bertrand odprowadzi was do drzwi. - Zapraszam - powiedział łysy.
Zabrali więc mieszki i ruszyli za ochroniarzem Dustermanna. Gdy wyszli przed dom, Bertrand rzucił oschle. - Będę codziennie wieczorem u Gorzałków, żebyście zdali mi raport z tego, jak przebiegają poszukiwania. Mam nadzieję, że szybko ją znajdziecie.
Po tych słowach mężczyzna zatrzasnął im drzwi przed nosem i zamknął je na klucz. Ruszyli więc do bramy wyjściowej - na błękitnym niebie przygrzewające przyjemnie słońce było niemal w zenicie, mieli więc dużo czasu, by jeszcze dzisiaj spróbować się czegoś dowiedzieć. |