Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2017, 17:49   #232
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Gdy pierwsza fala żołnierzy dotarła na lotnisko, Brown 0 wypatrywała tego jednego, a gdy go zobaczyła od razu poczuła ulgę. Nagranie Conti wyglądało koszmarnie, sam marnie bagatelizował całe zajście mówiąc że nic mu nie jest. Teraz pojawiła się szansa, aby to sprawdzić i Parch z niej skorzystała, oglądając go dokładnie z każdej strony póki się nie upewniła, że rzeczywiście wszystko gra. Potem wczepiła się w poobijany pancerz Floty i stała tak, ciesząc się z krótkiej chwili względnego spokoju. Oparła policzek o zimną blachę, pozwalając aby kłótnie i słowa otaczających ich ludzi przelatywały gdzieś z boku. Póki nie padł rozkaz. Wciąż czekali na pozostałych, a teren należało przygotować. Zaczynając od punktu medycznego. Rozumiała racje obu stron, miała obraz sytuacji z linii walki i też nie podobały się jej te przeklęte okna.

- Johan ma rację, proszę go posłuchać -
zwróciła się do paramedyczki z powagą - One umieją chodzić po ścianach, sufitach. Dostaną się do rannych bez najmniejszego problemu po zewnętrznej stronie ściany. Wejdą przez szyby… a ranni nie będą w stanie sie obronić. Wymordują ich i nie będzie już komu pomagać. Punkt opatrunkowy musi być bezpieczny, żeby pani praca, życie poszkodowanych i zasoby medyczne nie poszły na marne. Nie walczymy z ludźmi, zasady walki z ludźmi tu nie działają. Tym bestiom jest obojętne czy zabijają dzieci, starców, kobiety czy żołnierzy. Czy ofiara stawia opór. Dla nich lepiej, jeśli tego nie robi… łatwiejszy łup - wzdrygnęła się i mocniej przycisnęła do marine - Dlatego nie powinniśmy ułatwiać im zadania, a chronić tych którzy do tej pory chronili innych, a przez rany teraz sami potrzebują ochrony. O oświetlenie proszę się nie martwić. Jeżeli postawimy generatory na nogi, będzie dobrze. Awaryjnie znajdziemy pani lampy i latarki. Lepiej przyświecać sobie sztucznym światłem… niż wystawiać chorych na pastwę potworów… a właśnie! - ożywiła się i rozpogodziła odrobinę, z kieszeni pancerza wyciągając niewielkie pudełeczko - To dla ciebie, wkład o którym mówiłeś - podała je technikowi.

- O! Ooo. Dzięki Mayu jesteś kochana. - Johan wyraźnie ucieszył się rozpoznając czym jest podane pudełko. Uścisnął czarnowłosą informatyczkę i pocałował a na koniec jeszcze puścił jej przyjazne oczko. Sam zaś sprawnie zaczął pakować wkład do swojego naramiennego urządzenia naprawczego. - I dobrze. Bo te już mi się prawie skończyło. - powiedział wymieniając wkład.

- Szkoda, że wcześniej nikt mi tego o oknach nie powiedział. - paramedyczka westchnęła patrząc dookoła sali ładnie oświetlonej przez naturalne światło dnia ale coś nie upierała się przy tej lokacji. Spojrzała za to wymownie na kaprala marine od łączności.

- No nie patrz tak na mnie. Ja jestem technikiem. Tylko w mundurze. Jak niedzielny żołnierz. Nie znam się na walce. Mogę zamówić rozmowę albo wsparcie z powietrza. - kpr. Otten wzruszył ramionami i zaczął się tłumaczyć patrząc trochę nerwowo to na paramedyczkę, to na Parcha albo drugiego marine. Ten zaś skończył się pakować i chyba był gotów do drogi.

- Dobra, jeszcze się nam przydasz. Wezmę dwóch chłopaków. Ty chodź, pójdziesz z nami. Chyba wiesz tutaj najlepiej co i jak. - Johan wydawał się być w dobrym humorze i wskazał na blondynkę w egzoszkielecie. Ta skinęła głową na znak zgody. - A ty Mayu? Pójdziesz z nami? - zapytał patrząc wesoło na stojącą przy nim kobietę.

- Oczywiście, skoro tak ładnie pytasz. Nie wypada odmówić - Vinogradova odwzajemniła uśmiech, zostawiając na jego ustach krótki pocałunek. Spoważniała jednak szybko - Idziemy na niezabezpieczony teren. Ty sobie poradzisz, dwóch twoich kolegów tak samo… ale idzie z wami trójka praktycznie cywili. Siebie nie liczę za wsparcie ogniowe - wzięła go za rękę oburącz i zacisnęła palce - Jeżeli pozwolisz i nie będzie to stanowiło problemu, poproszę pana Morvinovicza aby wysłał z nami kogoś od siebie. Ma sporo ludzi, byliśmy na górze i się uzbroili. Porozmawiam z nim… o ile nie wyrazisz sprzeciwu… bo… nie chcę, abyś… znowu się przeze mnie denerwował niepotrzebnie - dokończyła zakłopotana.

Kapral FMC zrobił minę jakby nagle gdzieś między zębami znalazł i rozgryzł ziarnko pieprzu. Kopnął jakiś mały kamyk butem i wzruszył ramionami uciekając gdzieś w bok spojrzeniem.
- Wiesz, na pewno sobie poradzimy sami. Tamci to cywile nie znają naszych procedur. - powiedział wpatrzony gdzieś w zielonkawe chmury za oknem. - Ale jak ci zależy to z nim pogadaj. Jednego czy dwóch to może jakoś się ogarnie. - powiedział chyba po to by nie odmawiać Mai jej prośbie.

- No nie są tacy źli. Poszli na ten dach i wrócili. Ja bym się czuła bezpieczniej jakby było nas więcej. Można by od razu sprawdzić schron jak już będziemy na dole. Powinien być na tyle duży by pomieścić wszystkich rannych. - do rozmowy wtrąciła się Herzog stając w obronie pomysłu czarnowłosej informatyczki. Johan spojrzał na nią bystro.

- Jaki schron? - zapytał z lekkim zdziwieniem i w głosie i spojrzeniu. Wydawał się jednak zaciekawiony pomysłem.

- No schron przeciw metanowy. Na wypadek wybuchu kriowulkanu. Każdy budynek publiczny misi mieć taki schron odpowiedniej wielkości. Tutaj jest lotnisko to musi mieć i być gotowe do użytku. Znaczy powinno być ale nie wiem jak jest teraz. - wyjaśniła paramedyczka. Marine chwilę zastanawiał się nad jej słowami trzymając przy tym jedną dłonią rękę Mai.

- No dobra to jak jeszcze coś mamy sprawdzać to skocz do tego ważniaka. Ale wiesz, nic ważnego by się stawiał to kij mu w oko. Daruj sobie, poradzimy sobie bez niego. - Johan przemyślał sprawę ale chyba rosyjski biznesmen nadal nie kojarzył mu się zbyt miło.

- Będzie dobrze, nie martw się. Koło samochodu są torby z zapasami dla Chelsey, Zoe i Hektora. W kapsule jeszcze coś zostało… jak wrócimy mogę iść z kimś po pozostały sprzęt. Nie ma tam dronów to Elenio nic nie popsuje - uśmiechnęła się i uścisnęła go ostatni raz - Zaraz wrócę.

- O tak, do psucia to on jest pierwszy. A potem to mnie woła jak już zrobi swoje. - Johan uśmiechnął się kiwając wygoloną głową gdy po przyjacielsku obgadywał nieobecnego kumpla. Humor chyba mu sie poprawił od tych żarcików bo już nie wydawał się taki skwaszony pomysłem współpracy z ludźmi Morvinovicza.

Idąc szybko przez płytę lotniska tam gdzie biznesmen w bieli i jego ludzie, Rosjanka zastanawiała się co znajdą pod ziemią. Była szansa, że ktoś tam żył… albo natkną się na wyszarpane ciała i jeszcze więcej potworów.
- Wybaczcie Anatoliju, ale czy mogę wam zająć chwilę? - na widok biznesmena uśmiech powrócił na jej twarz. Kiwnęła mu lekko głową, podchodząc już wolniej.

Biznesmen zaś uśmiechnął się promiennie jakby odwiedziła go jakaś dawno nie widziana kuzynka czy podobna przyjaciółka.
- Ależ oczywiście Różyczko. Słucham, cóż skromny biznesmen mógłby ci pomóc? - zapytał kurtuazyjnie podając jej dłoń by ją chwyciła i symbolicznie ale odchodząc kilka kroków w bok by swobodniej porozmawiać.

Nie objęli się na przywitanie, zachowywali zasady kurtuazji. O głupi dotyk dłoni Johan nie powinien mieć pretensji… takie Brown 0 żywiła ciche nadzieje. Patrzyła na biznesmena i na nim skupiała uwagę. Przynajmniej na razie.
- W piwnicy, tam gdzie generatory, jest wykończony schron przeciwmetanowy, pani Herzog o tym wspominała. Byłoby nam raźniej, a przede wszystkim bezpieczniej, gdybyście zgodzili się oddelegować paru ludzi z nami. Teren wypada zabezpieczyć i-i… - zająknęła się i urwała, spuszczając oczy ku asfaltowi pod stopami. - Wiecie jak może być, nie wiadomo kiedy przyjdzie kolejna fala - dodała ciszej - Byłabym też o wiele spokojniejsza, gdybyście w razie czego mieli gdzie się bezpiecznie schować czekając na taksówkę.

- O, jakie to urocze. I bardzo miłe.
- uśmiechnął się Rosjanin mówiąc przypatrywał się bystro Rosjance w Obroży. - A do tego nie głupie. - uśmiech nieco zszedł mu z warg i spojrzenie wydało się intensywniejsze. - Misza, Jurij, pójdziecie z naszą Słowiańską Różą na dół. Dopilnujcie by wróciła cało. - szef zwrócił się do ochroniarzy i ci skinęli głowami. Wymieniona dwójka podeszła do Brown 0 by ją odprowadzić z powrotem do wieży.

- Dziękuję Anatolij -
informatyczka dygnęła przed nim, nawet nie próbując udawać niewzruszonej. - Jest mi naprawdę niezmiernie głupio tak ciągle przychodzić i o coś prosić albo pytać… głowę zawracać. Nie chowajcie urazy… i uważajcie na siebie, dobrze? - uśmiechnęła się na koniec, robiąc krok do tyłu.

- Oczywiście dziewuszka, oczywiście. - biznesmen uśmiechał się dobrodusznie kiwając przy tym głową i wydawał się całkiem zadowolony z całej tej rozmowy albo sytuacji. Dwaj przydzieleni Vinogradowej ochroniarze byli bardziej stonowani. Właściwie w ogóle się nie odzywali i miny też mieli zawodowo obojętne. We trójkę wrócili do wieży gdzie z kolei dotychczasowa gromadka powiększyła się o dwóch innych mundurowych.

Brown 0 przypatrywała się im ciekawie, próbując nie wyjść na nachalną. Jeden olbrzym i miał te same oznaczenai co Johan. Drugi normalnych gabarytów, te co Elenio. Z ochroniarzami Morvinovicza zrobiła się ich ósemka, ale tych w mundurach jeszcze nie znała. Kultura wymagała, aby to nadrobić.
- Dzień dobry panom - uśmiechając się podeszła do dwójki mundurowych, z Johanem pośrodku - Co prawda okoliczności są nerwowe i niepewne, ale cieszę się że mogę panów poznać - kiwnęła każdemu głową - Proszę mi mówić Maya, albo Brown 0 po kodzie wywoławczym. Gospodin wysłał nam do pomocy Miszę i Jurija - zwróciła się do swojego marine, dokonując prezentacji pozostałej dwójki Rosjan. Widząc podobne urządzenie na przedramieniu jednego z nowo poznawanych mundurowych wskazała je ruchem dłoni - W razie potrzeby mamy wkłady zapasowe i chętnie się podzielimy. Chelsey nie powinna być… bardzo zła - uśmiech trochę jej zrzedł, ale wciąż trwał.

- Kpr. Alex Thomson. - odpowiedział gigant zakuty w pancerz wspomagany i ciężką bronią do równie ciężkiego kompletu. Wydawał się górować masą i wielkością nad pozostałymi postaciami jak Black 7 górował wcześniej nad innymi Parchami i ich towarzyszami.

- Kpr. Paien Lampron. - przedstawił się drugi z podoficerów. Ten był zrównany z gabarytami i wyposażeniem bardziej niż jego wielki kolega.

- Dobra nie ma co zwlekać bo się sierżant wkurzy. Thompson będziesz szedł pierwszy. Ja i Maya za tobą. Mayu naszykuj detektor dobrze? Za nami Renata i wy dwaj. A na końcu Lampron, zamykasz szyk. - Johan szybko ustalił szyk i kolejność. Pierwszy miał iść największy i najcięższy z tej grupki. Gdyby gdzieś przelazł to reszta też powinna. A gdyby coś jednak miało się rzucić na nich z pazurami to chyba był najlepszym kandydatem by czuć się względnie bezpiecznie. Drugi z przydzielonych przez sierżanta żołnierzy miał podobne multinarzędzie jak Johan na ramieniu a do tego sporo granatów, claymorów i plastiku na sobie. Też nie miał obiekcji przeciw takiemu szykowi. Dwaj ochroniarze Morvinovicza popatrzyli na marine, na Brown 0, na siebie nawzajem na koniec na blondynkę z jaką mieli iść. Wreszcie na wyjście z wieży przez które przed chwilą weszli a gdzie został och szef. Wreszcie też chyba postanowili nie robić obiekcji bo skinęli w końcu głowami.

Ruszyli we wskazanym przez blondynkę kierunku, Vinogradova wsadziła nos w detektor, a dookoła niosło się miarowe, spokojne pikanie czujników. Obok Johana nie musiała się o nic martwić. Kapral Thomson przypomniał trochę Hektora w tej ciężkiej zbroi, ale był obcy. Mniej już bała się "Wujaszka", niż całkiem obcego mężczyzny z ciężką bronią idącego w bliskiej odległości.
Szli w szyku bojowym, lecz brakowało agresywnych wrzasków i zemszczenia po latynosku. Ponurego milczenia i basowego dudnienia z południowym akcentem przez pancerz. Warkotu, syczenia i zgrzytania zębami.
Bardzo tego informatyczce brakowało, a obawiała się otworzyć HUD i sprawdzić parametry życiowe trójki Blacków. Może właśnie walczyli, albo ginęli. Przy ostatnim Obroża poinformuje ją o zdarzeniu sygnałem dźwiękowym. Karl i Elenio nie mieli Obroży, ich sieć czujników nie obejmowała.
- Johan... dlaczego Elenio mówił, że u was we Flocie są same obleśne potwory? Przecież u was sami mili i sympatyczni ludzie służą - spytała marine u boku, odrywając myśli od mniej przyjemnych rejonów.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline