| Gdy pierwsza fala żołnierzy dotarła na lotnisko, Brown 0 wypatrywała tego jednego, a gdy go zobaczyła od razu poczuła ulgę. Nagranie Conti wyglądało koszmarnie, sam marnie bagatelizował całe zajście mówiąc że nic mu nie jest. Teraz pojawiła się szansa, aby to sprawdzić i Parch z niej skorzystała, oglądając go dokładnie z każdej strony póki się nie upewniła, że rzeczywiście wszystko gra. Potem wczepiła się w poobijany pancerz Floty i stała tak, ciesząc się z krótkiej chwili względnego spokoju. Oparła policzek o zimną blachę, pozwalając aby kłótnie i słowa otaczających ich ludzi przelatywały gdzieś z boku. Póki nie padł rozkaz. Wciąż czekali na pozostałych, a teren należało przygotować. Zaczynając od punktu medycznego. Rozumiała racje obu stron, miała obraz sytuacji z linii walki i też nie podobały się jej te przeklęte okna.
- Johan ma rację, proszę go posłuchać - zwróciła się do paramedyczki z powagą - One umieją chodzić po ścianach, sufitach. Dostaną się do rannych bez najmniejszego problemu po zewnętrznej stronie ściany. Wejdą przez szyby… a ranni nie będą w stanie sie obronić. Wymordują ich i nie będzie już komu pomagać. Punkt opatrunkowy musi być bezpieczny, żeby pani praca, życie poszkodowanych i zasoby medyczne nie poszły na marne. Nie walczymy z ludźmi, zasady walki z ludźmi tu nie działają. Tym bestiom jest obojętne czy zabijają dzieci, starców, kobiety czy żołnierzy. Czy ofiara stawia opór. Dla nich lepiej, jeśli tego nie robi… łatwiejszy łup - wzdrygnęła się i mocniej przycisnęła do marine - Dlatego nie powinniśmy ułatwiać im zadania, a chronić tych którzy do tej pory chronili innych, a przez rany teraz sami potrzebują ochrony. O oświetlenie proszę się nie martwić. Jeżeli postawimy generatory na nogi, będzie dobrze. Awaryjnie znajdziemy pani lampy i latarki. Lepiej przyświecać sobie sztucznym światłem… niż wystawiać chorych na pastwę potworów… a właśnie! - ożywiła się i rozpogodziła odrobinę, z kieszeni pancerza wyciągając niewielkie pudełeczko - To dla ciebie, wkład o którym mówiłeś - podała je technikowi. - O! Ooo. Dzięki Mayu jesteś kochana. - Johan wyraźnie ucieszył się rozpoznając czym jest podane pudełko. Uścisnął czarnowłosą informatyczkę i pocałował a na koniec jeszcze puścił jej przyjazne oczko. Sam zaś sprawnie zaczął pakować wkład do swojego naramiennego urządzenia naprawczego. - I dobrze. Bo te już mi się prawie skończyło. - powiedział wymieniając wkład. - Szkoda, że wcześniej nikt mi tego o oknach nie powiedział. - paramedyczka westchnęła patrząc dookoła sali ładnie oświetlonej przez naturalne światło dnia ale coś nie upierała się przy tej lokacji. Spojrzała za to wymownie na kaprala marine od łączności.
- No nie patrz tak na mnie. Ja jestem technikiem. Tylko w mundurze. Jak niedzielny żołnierz. Nie znam się na walce. Mogę zamówić rozmowę albo wsparcie z powietrza. - kpr. Otten wzruszył ramionami i zaczął się tłumaczyć patrząc trochę nerwowo to na paramedyczkę, to na Parcha albo drugiego marine. Ten zaś skończył się pakować i chyba był gotów do drogi.
- Dobra, jeszcze się nam przydasz. Wezmę dwóch chłopaków. Ty chodź, pójdziesz z nami. Chyba wiesz tutaj najlepiej co i jak. - Johan wydawał się być w dobrym humorze i wskazał na blondynkę w egzoszkielecie. Ta skinęła głową na znak zgody. - A ty Mayu? Pójdziesz z nami? - zapytał patrząc wesoło na stojącą przy nim kobietę. - Oczywiście, skoro tak ładnie pytasz. Nie wypada odmówić - Vinogradova odwzajemniła uśmiech, zostawiając na jego ustach krótki pocałunek. Spoważniała jednak szybko - Idziemy na niezabezpieczony teren. Ty sobie poradzisz, dwóch twoich kolegów tak samo… ale idzie z wami trójka praktycznie cywili. Siebie nie liczę za wsparcie ogniowe - wzięła go za rękę oburącz i zacisnęła palce - Jeżeli pozwolisz i nie będzie to stanowiło problemu, poproszę pana Morvinovicza aby wysłał z nami kogoś od siebie. Ma sporo ludzi, byliśmy na górze i się uzbroili. Porozmawiam z nim… o ile nie wyrazisz sprzeciwu… bo… nie chcę, abyś… znowu się przeze mnie denerwował niepotrzebnie - dokończyła zakłopotana.
Kapral FMC zrobił minę jakby nagle gdzieś między zębami znalazł i rozgryzł ziarnko pieprzu. Kopnął jakiś mały kamyk butem i wzruszył ramionami uciekając gdzieś w bok spojrzeniem.
- Wiesz, na pewno sobie poradzimy sami. Tamci to cywile nie znają naszych procedur. - powiedział wpatrzony gdzieś w zielonkawe chmury za oknem. - Ale jak ci zależy to z nim pogadaj. Jednego czy dwóch to może jakoś się ogarnie. - powiedział chyba po to by nie odmawiać Mai jej prośbie.
- No nie są tacy źli. Poszli na ten dach i wrócili. Ja bym się czuła bezpieczniej jakby było nas więcej. Można by od razu sprawdzić schron jak już będziemy na dole. Powinien być na tyle duży by pomieścić wszystkich rannych. - do rozmowy wtrąciła się Herzog stając w obronie pomysłu czarnowłosej informatyczki. Johan spojrzał na nią bystro.
- Jaki schron? - zapytał z lekkim zdziwieniem i w głosie i spojrzeniu. Wydawał się jednak zaciekawiony pomysłem.
- No schron przeciw metanowy. Na wypadek wybuchu kriowulkanu. Każdy budynek publiczny misi mieć taki schron odpowiedniej wielkości. Tutaj jest lotnisko to musi mieć i być gotowe do użytku. Znaczy powinno być ale nie wiem jak jest teraz. - wyjaśniła paramedyczka. Marine chwilę zastanawiał się nad jej słowami trzymając przy tym jedną dłonią rękę Mai. - No dobra to jak jeszcze coś mamy sprawdzać to skocz do tego ważniaka. Ale wiesz, nic ważnego by się stawiał to kij mu w oko. Daruj sobie, poradzimy sobie bez niego. - Johan przemyślał sprawę ale chyba rosyjski biznesmen nadal nie kojarzył mu się zbyt miło. - Będzie dobrze, nie martw się. Koło samochodu są torby z zapasami dla Chelsey, Zoe i Hektora. W kapsule jeszcze coś zostało… jak wrócimy mogę iść z kimś po pozostały sprzęt. Nie ma tam dronów to Elenio nic nie popsuje - uśmiechnęła się i uścisnęła go ostatni raz - Zaraz wrócę. - O tak, do psucia to on jest pierwszy. A potem to mnie woła jak już zrobi swoje. - Johan uśmiechnął się kiwając wygoloną głową gdy po przyjacielsku obgadywał nieobecnego kumpla. Humor chyba mu sie poprawił od tych żarcików bo już nie wydawał się taki skwaszony pomysłem współpracy z ludźmi Morvinovicza.
Idąc szybko przez płytę lotniska tam gdzie biznesmen w bieli i jego ludzie, Rosjanka zastanawiała się co znajdą pod ziemią. Była szansa, że ktoś tam żył… albo natkną się na wyszarpane ciała i jeszcze więcej potworów.
- Wybaczcie Anatoliju, ale czy mogę wam zająć chwilę? - na widok biznesmena uśmiech powrócił na jej twarz. Kiwnęła mu lekko głową, podchodząc już wolniej.
Biznesmen zaś uśmiechnął się promiennie jakby odwiedziła go jakaś dawno nie widziana kuzynka czy podobna przyjaciółka. - Ależ oczywiście Różyczko. Słucham, cóż skromny biznesmen mógłby ci pomóc? - zapytał kurtuazyjnie podając jej dłoń by ją chwyciła i symbolicznie ale odchodząc kilka kroków w bok by swobodniej porozmawiać.
Nie objęli się na przywitanie, zachowywali zasady kurtuazji. O głupi dotyk dłoni Johan nie powinien mieć pretensji… takie Brown 0 żywiła ciche nadzieje. Patrzyła na biznesmena i na nim skupiała uwagę. Przynajmniej na razie.
- W piwnicy, tam gdzie generatory, jest wykończony schron przeciwmetanowy, pani Herzog o tym wspominała. Byłoby nam raźniej, a przede wszystkim bezpieczniej, gdybyście zgodzili się oddelegować paru ludzi z nami. Teren wypada zabezpieczyć i-i… - zająknęła się i urwała, spuszczając oczy ku asfaltowi pod stopami. - Wiecie jak może być, nie wiadomo kiedy przyjdzie kolejna fala - dodała ciszej - Byłabym też o wiele spokojniejsza, gdybyście w razie czego mieli gdzie się bezpiecznie schować czekając na taksówkę.
- O, jakie to urocze. I bardzo miłe. - uśmiechnął się Rosjanin mówiąc przypatrywał się bystro Rosjance w Obroży. - A do tego nie głupie. - uśmiech nieco zszedł mu z warg i spojrzenie wydało się intensywniejsze. - Misza, Jurij, pójdziecie z naszą Słowiańską Różą na dół. Dopilnujcie by wróciła cało. - szef zwrócił się do ochroniarzy i ci skinęli głowami. Wymieniona dwójka podeszła do Brown 0 by ją odprowadzić z powrotem do wieży.
- Dziękuję Anatolij - informatyczka dygnęła przed nim, nawet nie próbując udawać niewzruszonej. - Jest mi naprawdę niezmiernie głupio tak ciągle przychodzić i o coś prosić albo pytać… głowę zawracać. Nie chowajcie urazy… i uważajcie na siebie, dobrze? - uśmiechnęła się na koniec, robiąc krok do tyłu. - Oczywiście dziewuszka, oczywiście. - biznesmen uśmiechał się dobrodusznie kiwając przy tym głową i wydawał się całkiem zadowolony z całej tej rozmowy albo sytuacji. Dwaj przydzieleni Vinogradowej ochroniarze byli bardziej stonowani. Właściwie w ogóle się nie odzywali i miny też mieli zawodowo obojętne. We trójkę wrócili do wieży gdzie z kolei dotychczasowa gromadka powiększyła się o dwóch innych mundurowych.
Brown 0 przypatrywała się im ciekawie, próbując nie wyjść na nachalną. Jeden olbrzym i miał te same oznaczenai co Johan. Drugi normalnych gabarytów, te co Elenio. Z ochroniarzami Morvinovicza zrobiła się ich ósemka, ale tych w mundurach jeszcze nie znała. Kultura wymagała, aby to nadrobić.
- Dzień dobry panom - uśmiechając się podeszła do dwójki mundurowych, z Johanem pośrodku - Co prawda okoliczności są nerwowe i niepewne, ale cieszę się że mogę panów poznać - kiwnęła każdemu głową - Proszę mi mówić Maya, albo Brown 0 po kodzie wywoławczym. Gospodin wysłał nam do pomocy Miszę i Jurija - zwróciła się do swojego marine, dokonując prezentacji pozostałej dwójki Rosjan. Widząc podobne urządzenie na przedramieniu jednego z nowo poznawanych mundurowych wskazała je ruchem dłoni - W razie potrzeby mamy wkłady zapasowe i chętnie się podzielimy. Chelsey nie powinna być… bardzo zła - uśmiech trochę jej zrzedł, ale wciąż trwał.
- Kpr. Alex Thomson. - odpowiedział gigant zakuty w pancerz wspomagany i ciężką bronią do równie ciężkiego kompletu. Wydawał się górować masą i wielkością nad pozostałymi postaciami jak Black 7 górował wcześniej nad innymi Parchami i ich towarzyszami.
- Kpr. Paien Lampron. - przedstawił się drugi z podoficerów. Ten był zrównany z gabarytami i wyposażeniem bardziej niż jego wielki kolega.
- Dobra nie ma co zwlekać bo się sierżant wkurzy. Thompson będziesz szedł pierwszy. Ja i Maya za tobą. Mayu naszykuj detektor dobrze? Za nami Renata i wy dwaj. A na końcu Lampron, zamykasz szyk. - Johan szybko ustalił szyk i kolejność. Pierwszy miał iść największy i najcięższy z tej grupki. Gdyby gdzieś przelazł to reszta też powinna. A gdyby coś jednak miało się rzucić na nich z pazurami to chyba był najlepszym kandydatem by czuć się względnie bezpiecznie. Drugi z przydzielonych przez sierżanta żołnierzy miał podobne multinarzędzie jak Johan na ramieniu a do tego sporo granatów, claymorów i plastiku na sobie. Też nie miał obiekcji przeciw takiemu szykowi. Dwaj ochroniarze Morvinovicza popatrzyli na marine, na Brown 0, na siebie nawzajem na koniec na blondynkę z jaką mieli iść. Wreszcie na wyjście z wieży przez które przed chwilą weszli a gdzie został och szef. Wreszcie też chyba postanowili nie robić obiekcji bo skinęli w końcu głowami.
Ruszyli we wskazanym przez blondynkę kierunku, Vinogradova wsadziła nos w detektor, a dookoła niosło się miarowe, spokojne pikanie czujników. Obok Johana nie musiała się o nic martwić. Kapral Thomson przypomniał trochę Hektora w tej ciężkiej zbroi, ale był obcy. Mniej już bała się "Wujaszka", niż całkiem obcego mężczyzny z ciężką bronią idącego w bliskiej odległości.
Szli w szyku bojowym, lecz brakowało agresywnych wrzasków i zemszczenia po latynosku. Ponurego milczenia i basowego dudnienia z południowym akcentem przez pancerz. Warkotu, syczenia i zgrzytania zębami.
Bardzo tego informatyczce brakowało, a obawiała się otworzyć HUD i sprawdzić parametry życiowe trójki Blacków. Może właśnie walczyli, albo ginęli. Przy ostatnim Obroża poinformuje ją o zdarzeniu sygnałem dźwiękowym. Karl i Elenio nie mieli Obroży, ich sieć czujników nie obejmowała. - Johan... dlaczego Elenio mówił, że u was we Flocie są same obleśne potwory? Przecież u was sami mili i sympatyczni ludzie służą - spytała marine u boku, odrywając myśli od mniej przyjemnych rejonów.
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead. |