Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2017, 22:50   #27
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Festiwal toczył się swoim rytmem, pełen gwaru, zabaw i tańców, aż do chwili, kiedy niebo na zachodzie zaczęło się czerwienić. Wiedzieli już mniej więcej co ma się wydarzyć, bowiem po Izambarda przyszedł jeden z akolitów kapłana, prosząc go o udanie się w stronę podium. W końcu młody czarodziej miał powiedzieć kilka słów. Głuchy odgłos, niczym dźwięk odległego gromu, przetoczył się po Sandpoint. Jakiś bezpański pies, schowany pod wozem niedaleko stojących na placu Kilyne, Chasequaha oraz Lugira, obudził się i ziewnął. Szum dwóch tuzinów rozmów cichł szybko, uciszany dodatkowo przez tych co bardziej zorientowanych. Na centralne podium wchodził właśnie ojciec Zantus, dźwigający jakąś sporą, bogato zdobioną księgę.

Otworzył ją, wziął głęboki wdech i zanim z jego ust wydobyło się choćby słowo, ostry, głośny kobiecy krzyk przeciął powietrze. Kilka chwil później rozległ się następny. I jeszcze jeden. Wokół podniósł się gwar, ludzie zaczęli się rozglądać, ale i tak do ich uszu docierały również bardziej niepokojące dźwięki. Odgłosy inne, ostrzejsze, wyższe i niezbyt ludzkie. Tłum rozstąpił się i ujrzeli jak coś biegnie nisko przy ziemi, wydając z siebie dźwięki szczerej radości. Nagle dopadło do wozu i bezpański pies wydał z siebie krótki skowyt, zanim padł z gardłem rozciętym od ucha do ucha. Krew trysnęła na ziemię, przy akompaniamencie jeszcze wyższych i bardziej panicznych krzyków, które i tak nie zdołały zagłuszyć ochrypłego dźwięku dziwnej pieśni, intonowanej przez przenikliwe, szorstkie głosy. Kilyne i Lugir dostrzegli to, co umknęło większości uciekających ludzi oraz ciągle patrzącemu zbyt wysoko Kasowi. Na skraju wozu krył się szaro-bury goblin, zlizujący krew ze swojego długiego, zakrzywionego noża podczas rozglądania się za nowym celem.

Przerażona tłuszcza - w dużej mierze nie do końca wiedząc dlaczego - pędziła już w stronę uliczek, tłocząc się, popychając i tratując. Niewielu pozostało na miejscu. Dwóch akolitów, którzy towarzyszyli Izambardowi tuż przy podium, wchodziło właśnie pod nie, a sam czarodziej ze swojej pozycji widział trzy biegnące od północy gobliny, wybiegające właśnie spomiędzy domów.
- Co się dzieje?! - zapytał Shoanti. - To jakiś dziwny tutejszy obyczaj?
Dobył miecza i wskoczył na stół biesiadny, rozglądając się dookoła.
- Nie, gobliny! - odpowiedział przekrzykując tłum druid - Jeden jest na skraju wozu! - wskazał kierunek, jednocześnie wyciągając zza pasa pałkę - A słychać więcej! -
Białowłosy z bronią w ręku podbiegł do wozu za którym chował się goblin, pilnując by mały potwór raczej trafił nożem w koło lub burtę niż w niego samego.
Izambard był zdecydowanie zbyt daleko, by móc ich usłyszeć. Już od dawna miał przygotowaną w dłoni owalną runę magicznego pancerza przygotowaną, gdy przez jego myśli niczym piorun przeszedł obraz płonącego miasta, którą strzaskał, osłaniając się niewidoczną magiczną sferą. Następnie przygotował w glif tłuszczu na swojej dłoni przy użyciu odrobiny masła wyciągniętej z fiolki, mając w planie go użyć gdy małe pokraki się zbliżą odpowiednio blisko.
- Leć do pozostałych, o tam! - ruchem dłoni wskazał swojemu chowańcowi - Powiedz: gobliny z północy!
- Kra! Kra! Gobliny z północy! - odkraknął Mesmir i odleciał tak szybko jak się dało.
Kilyne, która już zupełnie doszła do siebie po nieoczekiwanej, katastrofalnej klęsce w zawodach, sięgnęła od razu do specjalnych kieszonek w gorsecie. Nie krzyczała, dodając niepotrzebnego zamieszania i hałasu - Lugir już przekazał wszystko co sama wiedziała. Zamiast tego w jej dłoniach pojawiły się metalowe, ostro zakończone gwiazdki. Jedna od razu pofrunęła w stronę goblina. Jak te małe pokurcze dostały się do miasta całkiem niezauważone?!
Lugir ruszył, z pałką gotową do ataku. Nie zaskoczył jednakże szarozielonego potworka, za to zrobił dokładnie to, do czego próbował sprowokować goblina - to jego broń zahaczyła o burtę wozu. Za to zakrzywiony nóż wroga ciachnął go po nogach. Polała się krew, małe stworzenie zakrzyknęło z uciechy. Niestety dla niego szybko zakończonej. Najpierw w jego pierś wbiła się gwiazdka ciśnięta przez Kilyne o wiele celniej niż noże podczas konkursu. A potem przeciwnika wreszcie dojrzał Kas i runął na niego z mieczem. Jednym ciosem rozpłatał czaszkę, kawałki kości i mózgu prysnęły na boki po tym brutalnym ciosie.
- Kra! Kra! Gobliny z północy! - rozległo się nad nimi krucze wołanie.

Rzeczywiście, zauważyli je spoglądając w tamtą stronę. Na szybko pustoszejącym placu wrogowie stawali się o wiele bardziej widoczni, szczególnie, że wcale nie próbowali się kryć. Nie skręcili w stronę Izambarda, zamiast tego upatrzyli sobie stragan z owocami. Jeden wskoczył na dwukółkę, strącając kilka koszy z jabłkami, które potoczyły się po bruku. Drugi złapał jedzenie i zaczął upychać je sobie do kieszeni, a trzeci zatańczył coś co wyglądało jak taniec radości i zwycięstwa jednocześnie, kiedy dojrzał niedaleko trójkę bohaterów przy zwłokach swojego pobratymca.

Druid szczęśliwie wiedział gdzie jest północ. I miał niezły słuch, więc nie musiał szukać zbyt długo. Wyciągnął z goblina gwiazdkę Kilyne i oddając ją właścicielce sam sięgnął po procę.
- Że dopadniemy ich jak tylko wylezą zza straganu? - zapytał towarzyszy wychodząc na lepszą pozycję do rzutu.
- Nie będę się bawić w podchody z trzema zielonymi pokrakami! - warknął Shoanti i ruszył szybkim krokiem ku goblinom, zamierzając obejść namiot obok straganu i zajść je z boku, żeby nie blokować strzału pozostałym.
- Widzimy trzy - odkrzyknął druid.
Tymczasem Izambard podszedł do kapłana, ścierając runę bez wyzwalania zaklęcia. Czuł wciąż zagrożenie, a uczucie goszczące mu od wielu dni jeszcze bardziej się nasiliło.
- Ojcze! Kusza! Macie tu kuszę?! - zapytał się go, chowając się przed goblińskim wzrokiem za podestem.
Kilyne w tym przypadku zgadzała się z myśleniem Kasa. Odebrała podaną jej gwiazdkę, przesuwając się o kilka metrów, żeby namiot nie zasłaniał pola widzenia i cisnęła drugim małym pociskiem w stronę stojącego na dwukółce goblina. Jak tylko opuścił jej dłoń, sięgnęła po sztylet, w razie gdyby pokurcze zdecydowały się jednak zaatakować.
Migoczący i wirujący w powietrzu szuriken ponownie trafił w swój cel, zadając kolejny kłam konkursowym niepowodzeniom Kilyne. Chwilę później poleciał kamień z procy, z satysfakcjonującym dźwiękiem wbijając się w... melona. Tańczący goblin zawył nagle z oburzenia i uciechy jednocześnie i popędził na czarnowłosą, machając swoim doglicerem z takim zapamiętaniem, że kobieta bez trudu uskoczyła mu z drogi. Drugi zielonoskóry cisnął w Lugira nagryzionym jabłkiem, po czym orientując się, że pocisk pokonał zaledwie połowę dystansu, zeskoczył z dwukółki i ruszył do ataku na druida. Trzeci pozostał na miejscu, ciągle pakując jedzenie do kieszeni i pod ubranie i rechocząc do siebie niczym po dobrych "ziółkach". Kas zachodził go z boku, jedcznocześnie wychodząc na plecy obu atakujących stworzeń.

- Kusza? Jaka kusza?! - ojciec Zantus został wyraźnie zaskoczony pytaniem Izambarda. Rzeczywiście, skąd szykujący się do święcenia kapłan miałby mieć przy sobie kuszę? Zaprzestał już wysiłków w uspokajaniu ludzi, w okolicy zresztą już ich prawie nie było, zamiast tego skupiając się na próbie wyciągnięcia akolitów spod podestu. - Wychodźcie, ludzie potrzebują pomocy! Szukajcie rannych i pomagajcie im przejść do świątyni!
Przestraszeni młodzieńcy wychodzili niepewnie, zerkając co chwilę na ścierające się z trójką bohaterów gobliny. To spokojne miasteczko, umiejscowione z dala od problemów, nie miało w sobie zbyt wielkiego ducha walki.
 
Sekal jest offline