Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2017, 23:07   #33
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Nocna warta minęła spokojnie. Eckhard miał czas na kontemplację tego, czego doświadczył przed paru godzinami. Gdy część drużyny wyszła za duchem, miał ich za głupców idących na pewną śmierć. Przysiadł się wtedy bliżej do kominka i nie szczędził drwa. I tak nie zostawali tu dłużej niż do rana, więc mógł znacząco uszczuplić zapasy poprzedniego właściciela. Milczał wpatrując się w ogień, czując jego ciepło na swojej skórze, na ubraniu, jakby chciał wyplenić zimno jakim wiał duch baronowej.
Gdy śmiałokwie wrócili, był w szoku. Nie spodziewał się tego. Był przekonany, że ich białe kości zdobić będą jakiś zapomniany przez ludzi dół pośrodku lasu, ale nie. Przyszli i wydawało się, że oprócz przemoczenia i zmarznięcia są cali i zdrowi.
Najemnik odstąpił swoje miejsce przy ogniu czując pewnien podziw dla odwagi, której jemu zabrakło.

Następnego dnia gdy jechali szlakiem, Eckhard starał się być czujny, wypatrując ewentualnych zagrożeń, jednak oprócz zwyczajnych ludzi i zwyczajnych wozów, które mijali sporadycznie, nie widział nic ciekawego, dlatego też nim zatrzymali się na jedzenie, zrównał się z Ludo zagadując go o ich wczorajsze przygody w lesie. Niziołek zdawał się mieć talent do bajdurzenia, a jego radosne usposobienie pozwalało zapomnieć najemnikowi o utracie kompanii.

Po obiedzie pogoda zmieniła się diametralnie, w miejsce pochmurnego nieba, z którego raz po raz przebłyskiwały promienie jesiennego słońca pojawiły się ciężkie czarne chmury, a sporadyczne promienie zastąpione zostały rzęsitym deszczem. Eckhard opatulił się mocniej swoim grubym płaszczem i skulił w siodle przytulając się do kulbaki. Kaptur mocno opadł na głowę, co utrudniało widoczność, ale pozwalało powalczyć o suche ubranie.

Na domiar złego, po jakimś czasie usłyszeli złowrogie hałasy dobiegające z lasu. Najemnik czuł jak mimowolnie mięśnie spinają się, kark zalewa pot, a konie przechodzą w kłus. Rozejrzał się baczniej odsuwając kaptur, jednak to Anders jako pierwszy dostrzegł sylwetki w lesie.
~ To oni! ~ to była pierwsza myśl. Wyglądali tak samo, jak ta banda, która napadła na nich nie dalej niż parę dni temu! Przyjrzał się dokładniej i czuł jak ślina odpływa z ust. To nie była banda ludzi w skózanych pancerzach i hełmach z głowami zwierząt. To były pomioty Chaosu! Eckhard raz dotąd spotkał się z nimi i wiedział wystarczająco, że raczej nie ucieknął na ich terenie. Będą musieli opanować konie, które gdy tylko zwietrzą zapach…. Za późno. Najemnik nie zdołał dokończyć myśli, gdy jego wałach stanął dęba zrzucając go z grzbietu z donośnym plaśnięciem w kałużę. Mężczyzna instynktownie odturlał się w bok jednocześnie wstając na nogi. Wolał nie znaleźć się pod kopytami szalejącego ze strachu konia. Stał nisko na nogach, spięty, gotowy do działania, niczym gepard szykujący się do pogoni za ofiarą. Trzymał przed sobą puklerz w lewej ręce, prawa nieco z tyłu trzymała charakterystyczne krótkie ostrze, zaś sam najemnik dodatkowo skurczył się trzymając się nisko na nogach. Co prawda sam był dość małego wzrostu, ale wolał nie kusić losu, na wypadek, gdyby przeciwnicy dysponowali bronią zasięgową. On niestety takiej nie miał, mógł więc jedynie czekać na bezpośrednie starcie. Rzucił okiem starając się ustalić plan działania. Nie było sensu walczyć z oszalałym ze strachu wałachem, ale jeśli udałoby się skierować go odpowiednio, mógłby stratować przeciwników, a przynajmniej rozbić ich szyk.

[media]https://i.pinimg.com/736x/a8/01/15/a80115478ad1f024f11e348618d1f489--thief-fantasy-fantasy-art.jpg[/media]

W powietrzu świsnęły pierwsze strzały, ale na szczęście okazały się pochodzić z łuku Nilsa i procy Ludo. Eckhard podbiegł do dwójki strzelców by zapewnić im czas na zmianę broni gdy zwierzoludzie i mutanty zaatakują.
- Kryję was! - rzucił do towarzyszy. Plan był prosty. Nie dać się zabić i nie dać zabić towarzyszy. Nad większością przeciwników, z którymi do tej pory przyszło mu się mierzyć, von Helling miał przewagę szybkości. Jego ataki wyprowadzane były znacznie szybiej i finezyjniej niż większośc rębajłów, a uniki i praca nóg sprawiała, że trudno było zapędzić go w “kozi róg”. Zrzucił z siebie kaptur czekając na nadchodzący atak.


 
psionik jest offline