Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2017, 16:34   #234
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 38 - Zwroty i nawroty (35:45)

“Tylko 25% nowo przybyłych wraca z pierwszego patrolu. Ci którym się udaje naznaczają się bliznami - “belkami”, jak je nazywają - które są świadectwem ich statusu. Dwie belki i jesteś już weteranem. Jeśli idzie o pozostałe 75%, no cóż, zobaczysz sam… “ - “Szczury Blasku” s.25.



Miejsce: zach obrzeża krateru Max; most kolejki magnetycznej; 1480 m do CH Black 3
Czas: dzień 1; g 35:45; 135 + 60 min do CH Black 3



Black 2, 7 i 8



- Jesteś mechanikiem. Świetnie. - wyższy od Black 2 oficer z oznaczeniami kapitana policji i nazwiskiem Hassel na piersi raczej nie wyglądał jakby się pytał. Wbrew wszystkim okolicznością mieszana piątka mundurowych i skazańców pojechała w centrum opanowanego przez xenos terenu i wróciła z powrotem. Nie do końca cało ale przynajmniej w komplecie. Po szaleńczym biegu przez płonący wieżowiec, po skokach i upadkach walących się pięter, po wyścigu z xenos do furgonetki i pościgu tego wielkiego czegoś co ich wreszcie dogoniło i rozwaliło. Po tym jak się pozbierali i gorączkowo przedostali się do technicznego tunelu i tam jeszcze musieli wywalczyć sobie możliwość dotarcia do oddzielajacego ich od xenos włazu. Ale udało się. Przeszli i przekuśtykali pod ziemią prawie pół kilometra. Ale wreszcie wyszli na powierzchnię. Tuż przy opanowanym przez grupę mundurowych rozbitków z wraków Falconów moście kolejki magnetycznej.

I ludzie cieszyli się. Ludzie w mundurach wojskowych, Floty, marines, policji, ochroniarzy cieszyli się gdy na tym otoczonym przez xenos terenie pokazali się jacyś inni ludzie a nie xenos. Co więcej okazało się, że wrócili ci co pojechali w samą paszczę lwa. Zawsze budowało to nadzieję, że jak im się udało to i innym się uda. Uśmiechali się więc, klepali po plecach, po ramionach, unosili kciuki do góry. Mimo, że spokój był względny. Ruch wychodzących z tunelu ludzi wywołał ruch atakujących z dżungli xenos. Ale dość niemrawy ataki rzadkiej kilku sztukowych grupek z którym nasycenie wojskową bronią obsadzajacą most bez trudu sobie poradziło. Pojedyncze wystrzały i triplety jednak rozlegały się co chwilę. Ludzie na tym moście byli w okrążeniu. Panował chwilowy pat. Ale obie strony były czujne macając nawzajem swoje możliwości. Ludzie wyłuskiwali zauważone wśród drzew i krzaków sztuki, zestrzeliwali te które próbowały dostać się po filarach mostu. Xenos zaś regularnie próbowały przedostać się do dwunożnego mięsa.

Czas jednak grał na niekorzyść ludzi. Amunicja, medykamenty czy granaty kończyły się im bardziej niż hordzie wysyłane na polowanie stada. I ogólny plan ewakuacji, z braku środków transportowych pokawałkowany na raty, oznaczał, że z każdą odstawioną partią załogi most pozostała na nim obsada mostu będzie słabsza. I wszyscy ci ludzie na moście zdawali sobie z tego sprawę. Ale w tej chwili jednak cieszyli się choć z tak małego zwycięstwa piątki osób z mieszanej grupy. Uśmiechali się, śmiali i żartowali widząc jak para zakochanych, Karl i Sara, oboje pokancerowani ale bardzo szczęśliwi z siebie rzucili się w sobie w ramiona gdy wreszcie po jednym momencie spotkania wreszcie spotkali się znowu. Objęli się, pocalowali i tak stali objęci jakby tym uściskiem chcieli przekazać sobie poczucie bezpieczeństwa, troski i miłości. Wszystko zostało świetnie udokumentowane przez czujną i wszedobylską kamerę reporterki z IGN.

- No chłopie, ja ci to pozszywam ale to musisz iść do prawdziwego chirurga. - wojskowy paramedyk gdy zobaczył nogę Patinio tylko pokręcił głową. Ale kazał go położyć i pod jedną z podpór mostu zaimprowizował szybką operację. Coś kroił, zszywał, wstrzykiwał na nodze z której odciął większość i tak zmasakrowanej i zakrwawionej nogawki. Latynoski kapral miał niezbyt mądre spojrzenie ale nie usnął całkowicie wodząc dookoła trochę błędnym wzrokiem. - Lotnisko? Macie tam już jakiegoś chirurga? Przydałby się. Bo mam tu pacjenta dla was. Pozszywam i zabezpieczę go ale to takie cerowanie. Chirurg by się przydał. - wojskowy paramedyk wydawał się wiedzieć co robi i co mówi. A mówił chyba do partii jaka już odjechała na lotnisko wcześniej. Zakwalifikował go też jako rannego w pierwszej kolejności do ewakuacji na lotnisko.

Ewakuacja przyjechała na most kolejnym transportem złożonym z pokancerowanej furgonetki i transportera opancerzonego. Też po przejściach. Obydwa pojazdy nosiły ślady przestrzelin, wyszarpań po szponach, kawałki rozbitego szkła no i rozbryzgi. Od ciemne od błota, czerwone od ludzkiej i żółte od xenosowej krwi. Do tego ściekająca z kałuż woda i doklejone do tego wszystkiego gałęzie i liście jakie wcisnęła im dżungla. Grupka mundurowych bez zwłoki, sprawnie choć z pewnym pośpiechem zaczęła pakować się głównie do furgonetki. Po odjeździe tej grupki na moście zostałby odpowiednik wzmocnionego plutony piechoty. Jakieś trzy dziesiątki zbrojnych. Wtedy właśnie kapitan Hassel przywołał do siebie trójkę Parchów i zaczął mówić głównie do Black 2.

- Czerwoni dotarli w dżunglii do wraku Hawk 1 i przejęli załogę. - oficer policyjnej jednostki antyterrorystycznej powiększył holoobraz ze swojego komunikatora dzięki czemu wyświetliła się mapa okolic mostu. Bardzo podobna do tej jakie HUD wyświetlały Parchom. Ale te parchowe choć pokazywały ośrodek ludzkiego oporu na moście to już nie miejsce kraksy szturmowej maszyny. Co prawda jak się wiedziało gdzie patrzeć można było dostrzec świeży dym i wrak w dżungli ale nie było oznaczeń sojuszniczych jednostek jak to pokazywało na mapie kapitana. Gdzieś z tego kierunku też dobiegały strzały. Częściej niż tu na moście.

- Ale natknęli się w dżungli na ciężarówkę. Ale nie mogą jej ruszyć. Potrzebują mechanika. A my potrzebujemy każdego transportu a to jest najbliżej. - Hassel zaznaczył palcem na mapie a potem wskazał za barierą mostu ten sam kierunek na mapie. No faktycznie całkiem blisko. W linii prostej jakieś 300 - 400 m. Przez dżunglę. Bardziej 400 niż 300. Pieszo po pewnie mokrej, polnej drodze to z kilka minut marszu.

- Transporter was podrzuci kawałek ale dalej będziecie musieli dotrzeć pieszo. - kapitan wskazał na transporter czekający i ochraniający południowy kraniec mostu. Jego działko budziło respekt i było najcięższą bronią obsady mostu. Karabiny maszynowe i automatyczne granatniki też pomagały uczynić go ruchomą platformą ogniową. Większą siłę zniszczenia mogły mieć pewnie ciężkie wyrzutnie przeciwpancerne widoczne u grenadierów ale ich było tylko dwóch czy trzech i nie były tak uniwersalną bronią jak uzbrojenie transportera. Wedle mapy transporterem było nieco bliżej. Wtedy robiło się bardziej 300 niż 400 m. I była widoczna jakaś polna droga co dawała nadzieję na chociaż odrobinę przestrzeni w tym gąszczu w porównaniu do wędrówki na przełaj.

- Nie mogą wam jednak towarzyszyć bo priorytetem jest ewakuacja ludzi na lotnisko. Na drogę mogę dać wam wsparcie drona. - wskazał na mniejszy od człowieka krabowaty robot pełniący rolę ruchomej broni ciężkiej sądząc po widocznym uzbrojeniu. Był na tyle mały by zapakować go na transporter a operujący nim droniarz mógł operować choćby z mostu więc nie musiał zabierać miejsca w transporterze.

- Poza tym musicie dotrzeć do ciężarówki samodzielnie. Tam bronią się czerwoni. Czekają na was. Jeśli się nie utrzymają będą wracać właśnie wzdłuż tej drogi. Mają na wsparcie Bolty więc może być gorąco. Wasze zadanie to dotrzeć do ciężarówki, uruchomić ją i wrócić tutaj. - kapitan wyświetlił jakieś holo pokazującą przekrzywionego cieżkiego sześciokołowca na jakieś bezimiennej, błotnistej drodze w dżunglii.





Wyglądała podobnie po przejściach jak te na jakie właśnie ładowali się żołnierze i marines. Ale widocznie nie była w aż tak dobrym stanie skoro nie szło jej ot, tak odpalić. Wokół pojazdu widać było obstawiającą ją sylwetki w mundurach z bronią wycelowaną w dżunglę. Była to jednak pełnowymiarowa ciężarówka i to widocznie dostosowana do terenowej jazdy. Mogła pewnie pomieścić na pace dwa razy tyle obsady co mieściło się do pokancerowanej furgonetki jaką właśnie wypełniali mundurowi. Gdyby udało im się tam dotrzeć i wrócić to na trzy pojazdy była szansa by zabrać pozostałych na moście mundurowych jednym kursem. Alternatywą było powolne kawałkowanie grupy na poszczególne kursy co nie sprzyjało przy ciągłym naporze xenos spokojnemu zakończeniu ewakuacji.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; zachodnie lotnisko; 170 m do CH Brown 4
Czas: dzień 1; g 35:45; 135 + 60 min do CH Brown 4




Brown 0



- Co?! Tak powiedział? Co za nędzny kutafon. Bez lustra chyba go chowali w jakiś latynoskich slamsach. - Johan zareagował całkiem żywo na zdawało by się niewinne pytanie. Dopiero schodzili po schodach w czeluście mroków piwnicy i jeszcze czuli się względnie swobodnie. Samo pytanie Parcha i przejaskrawione, żywa odpowiedź marine chyba na moment rozbawiły całą grupkę. - Ale dobrze, że się poznałaś i nie dałaś się nabrać na te jego mydlenie oczu tym z Armii. - powiedział poufale Johan co też brzmiało dość luźno i zabawnie.

- Oj tam pewnie dziewczyna nie miała okazji poznać lepiej nas, chłopców z Armii. - powiedział z końca grupki armijny saper i mechanik.

- O właśnie. Dobrze powiedziałeś. Chłopców. Bo do wszyscy prawdziwi mężczyźni idą do Korpusu. - z początku grupki odezwał się idący pierwszy kpr. Thompson który też tak jak i Johan był marine. Ale potem już nie dało się ignorować ciemności i wszyscy umilkli.

Wędrówka pogrążonymi w mroku schodami i korytarzami szarpała nerwy. Mrok w kontraście jaskrawych ale wąskich promieni latarek taktycznych wydawał się jeszcze mroczniejszy. Mundurowa część wycieczki założyła gogle na twarz. Oprócz operatora pancerza wspomaganego ale ten w tym swoim pełnym hełmie miał pewnie to wmontowane w wizjer hełmu. Dwaj pracownicy rosyjskiego gospodina wyglądali więc dodatkowo dość niekompletnie. Widocznie skoncentrowali się na broni, amunicji i pancerzach i o takim detalu jak gogle nie pomyśleli. W jaskrawy, tropikalny dzień wydawało się to zbędnym elementem. Ale teraz gdy weszli w świat królujących ciemności od razu dało się to odczuć. No i paramedyczka która miała co prawda egzoszkielet ale głowę miała odkrytą też musiała polegać na świetle latarek.

Ta trójka szła jednak względnie w środku szyku. Ciemność wymuszała milczenie i czujność. Zdawała się przytłaczać gdy każdym krokiem wkraczało się głębiej i głębiej w jej czeluści coraz dalej od dziennego światła dominującego na powierzchni. Wszyscy wydawali się spięci. Zwłaszcza, że nie byli tu sami. Nie tylko mieli podejrzenia, że mogą się tu czaić xenos ale też i słyszeli je. Drażniace uszy skrobanie pazurów po płaskich powierzchniach, przytłumione skrzeki, chrząkania. Czasem wystrzał z broni palnej. Ale gdzieś z góry, przytłumiony ścianami i ziemią. Ci na górze też mieli co robić. Furgonetka i transporter odjechały na kolejny kurs do dżungli ledwo grupka mundurowych wysiadła. Z jakaś dziesiątka, może z tuzin mundurowych. A pojazdy pojechały po kolejną grupkę odciętych na moście żołnierzy. Ci co zostali zaś też przygotowywali punkt oporu w wieży. Część wbiegła na samą górę by mieć z góry wgląd na okolicę. Część próbowała umocnić budynek. Część zaś ruszyła na patrol i sądząc z rozmów mieli nadzieję znaleźć jakiś dodatkowy transport. Ale to niejako oznaczało, że gdyby grupka jaka weszła do piwnicy wpadła w tarapaty szanse na wsparcie i ratunek od tych na powierzchni byłby dość mizerne.

A jednak xenos ich nie zaatakowały. I właściwie jakby liczyć czy na korytarze czy metry to wcale tak daleko nie było. Znaczy gdyby to było “normalnie”. Tak z działajacym światłem i bez czających się xenos. A tak ta krótka wycieczka jednak wszystkim uczestnikom szarpała nerwy. Zwłaszcza jak Reneta po ciemku wyraźnie nie była pewna gdzie powinni teraz iść i chyba miała zauważalne porblemy z orientacją w tej ciemnicy. To zaś stawało pod znakiem zapytanią ją jako przewodnika. Mundurowi jeszcze względnie zachowywali dystans i spokój ale dwaj pracownicy rosyjskiego biznesmena byli wyraźnie zaniepokojeni co okazywali kręceniu głową i “job twoju mat” co jakiś czas gdy paramedyczka przystanęła lub wahała się. A jednak po wydawało by się wielu minutach dotarli wreszcie na dno czeluści do pomieszczenia z generatorami. Nareszcie!

Ale xenos się tu czaiły. Za ścianami, za sufitami, detektor Bron 0 pykał niepokojąco wykrywając niezidentyfikowany ruch. Całą drogę prawie tak było. Szarpiący nerwy pykający czujnik prawie bez ustanku oznajmiał, że mają skryte za ścianami towarzystwo. Jedno, czasem dwa czy trzy. Ale nie dawał odpowiedzi czy to te same czy tylko najbliższe. Mogło więc być ich tylko kilka ale mogła być i cała horda ale były na pewno. Jednego mniej uważnego czy bardziej odważnego roztrzelał idący na czele kapral Thomson. Potem minęli zmasakrowane cieżkimi pociskami zwłoki zmienione w żółty rozbryźnięty kleks. Ale poza tym właściwie doszli bez ingerencji stworów.

- Co?! Ja pierdolę! Jak to "resetuj system"!? - syknął rozzłoszczony Johan uderzając ze złości w pudło generatora. Gdy dotarli do generatorów on i kpr. Paien, który tak samo jak Elenio był z federacyjnej Armii. Ale przy generatorach pracowali zgodnie jak zgrany duet. Terenu pilnowali operator cieżkiego pancerza wspomaganaego i para ochroniarzy rosyjskiego biznesmena w wojskowych pancerzach z parchowymi oznaczeniami grupki Brown. Pomieszczenie z generatorami miały dwa wejścia. Jedno sprawdzili czy było zamknięte. Było. Przy nim Johan zostawił Mayę i Renatę. Powinno być te łatwiejsze do ewentualnej obrony. Drzwi wydawały sie całkiem solidne jak na możliwości tych małych stworów ajkie ostatnio zalewały okolicę. Przy drugim wejściu od wewnątrz stali ochroniarze Morvinovicza. A na korytarzu, na zewnątrz stał żelazny golem z ciężką bronią. Wojskowi bowiem bali dać się zamknąć w matni jaką łatwo mogło stać się pomieszczenie generatorów.

Obydwaj mechanicy, i ten z Armii i ten z Korpusu pracowali sprawnie i generatory zaczęły świecić światełkami i panelami i zaczynało to już wyglądać całkiem nieźle. Ale właśnie “komputer coś chciał”. Pewnie hasła serwisu którego żołnierze nie mieli a bez tego nie uznawał ich za uprawniony personel więc nie chciał słuchać ich poleceń.

- Może wywalić go i przejść na ręczny? - zaproponował Lampron zerkajac na Mahlera pytająco.

- Można. Ale wtedy wszystko trzeba będzie robić ręcznie. A z kompem to jest szansa działać zdalnie. - Johan wydawał się rozważać ten pomysł na poważnie ale jednak widocznie miał on swoje wady. Miał jednak rację, jeśli udałoby się zachować łączność między komputerem obsługującym generatory a jakimś innym wówczas można było wydawać mu polecenia zdalnie, z wieży, z lotniska czy skądkolwiek gdzie był zasięg. Ale jeśli chłopaki wypruli by teraz komputer co prawda obeszli by w ten sposób problem resetu jakiego ten się domagał ale cokolwiek chcieć by od generatorów oznaczało, że ktoś tu musiał zostać albo znów przyjść.

- Ojej. - jęknęła cicho paramedyczka. W momencie ciszy jaka nastąpiła po wymianie uwag dwóch mechaników w mundurach wzmagajace się pykanie detektora Mayi było słyszalne wyraźnie w całym pomieszczeniu. Chyba wszystkie głowy zwróciły się ku niej. Kontakt. Kilka sztuk. Kilkanaście może nawet. Na górze. Ułożone w linię jakby szły szeregiem. I dźwięk pazurów szorujących przez wentylację słyszalny gołym uchem.



Miejsce: zach obrzeża krateru Max; 3 km drogi do zjazdu na lotnisko; 3190 m do CH Black 3
Czas: dzień 1; g 35:45; 135 + 60 min do CH Black 3




Black 4 i 0



Xenos było zwyczajnie za dużo. Obydwa Parchy zdołały oczyścić widoczny bok i bezpośrednie sąsiedztwo ciężarówki tylko na moment. Zabite xenos od razu były zastępowane przez kolejne. A te ciurkały się względnie wąskim strumieniem w porównaniu do licznych celów jakie widać było na skraju dżungli. Urządzenie odstraszające działało więc całkiem przyzwoicie. Tyle, że ten względnie niewielki strumień z widocznych stworów to i tak było aż nadto na czwórkę obrońców.

Black 0 zdołał dopaść do boku ciężarówki ale brakowało mu krytycznego momentu by na nią wskoczyć. Nie miał ani chwili wytchnienia by robić coś innego niż strzelać do kolejnych xenos. Przewaga liczebna okazała swoją wyższość nad przewagami wyszkolenia i techniki. Jakiś xenos zeskoczył z szoferki na kark i bark Zcivickiego. Inny skorzystał z okazji i wżarł mu się w nogę przemykając pod kołami ciężarówki. Kolejne szykowąły się do skoku. Struga kwasu rozbryzgnęła się tuż przy nim na burcie sześciokołowca. Były pirat z pogranicznych światów chwiał się pod obcymi stworami po raz kolejny walcząc na osobisty dystans.

Podobnie Black 4 ledwo zdołał użyć pakietu zasadowego, ostatni jaki mieli na dwóch gdy doskoczyły go kolejne xenos. Pancerz jeszcze trzymał nie pozwalając zranić swojego właściciela ale i tak przy dłuższej walce z dwoma stworami na raz było to przedłużanie walki sprzyjało xenosom. Zwłaszcza jeśli do walki dołączały by kolejne stwory. A dołączały, wciąż nadciągały kolejne. Pojedynczo odrywały się ze skraju dżungli ale i tak przybywały szybciej niż dwa Parchy zdołały kasować na tak krótką odległość te które już toczyły z nimi walkę.

Sierżant za kierownicą była więźniem swojej fuchy, nie mogła opuścić szoferki. Otworzyła co prawda tylne okienko i strzelała z pistoletu. Trafiła jednego z xenos, tego który siedział Zcivickiemu na barku ale zaraz musiała strzelać do tych xenos jakie zaczęły walczyć w tym okienku by dostać się do środka. Wsparcie przyszło ze strony blondynki i jej ciężkiej broni. Wynurzyła się z leja strzelając ze swojego działka. Dudniący wizg ciężkich wojskowych pocisków zalał zrytą lejami drogę przez dżunglę. Sierżant o blond włosach zlikwidowała napływ xenos z dżungli. Stwory wydawały się zdezorientowane i przepłoszone tym nagłym włączeniem się ciężkiej broni do walki. Piszczały i skrzeczały a w stadzie na pograniczu dżungli dał się zauważyć popłoch. Mechanizm ciężarówki pracował niewzruszenie brzęcząc i wyciągając bombę z leja. Sierżant najwyraźniej były zdecydowane ją zabrać ze sobą. Ciężarówka bowiem choć miała odpalony silnik nie drgnęła nawet o milimetr. Zresztą kierowca była zajęta tłuczeniem w oknie atakującego ją xenosa bo było już zbyt blisko by strzelać.

Black 0 któremu został jeden przeciwnik udało się go trafić i zmiażdżyć kolbą zaraz po tym gdy na moment znieruchomiał wgryzając mu się w łydkę. Black 4 podobnie uporał się z jednym z przeciwników choć też oberwał znowu. Miał jeszcze jednego przed którym się odganiał. - Mag! - krzyknęła też poważnie ranna blond sierżant dając znać, że będzie wymieniać magazynek w swojej broni. Moment później jej broń umilkła choć jeszcze słychać było wizg mechanizmu obracającego lufami który dopiero zwalniał. Prowadzenie ognia spoczęło na Zcivickim w tym momencie który z całej czwórki był jedynym ze swobodą lufy. Bomba była już przechylona na pace częściowo wciągnięta lub patrząc z drugiej strony częściowo jeszcze nie wciągnięta. I wszystko oczywiście się posypało w tym samym momencie.

Xenos bez pacyfikującego efektu ognia broni maszynowej ruszyły naprzód. Sierżant za kierownicą która wreszcie uporała się z atakującym ją xenos krzyczała, że z drugiej strony też nadciągają. Musieli wierzyć jej na słowo bo całą trójką byli po jednej stronie burty. Black 4 właśnie uporał się ze swoim xenosem ale widząc drużynę gości bez ceregieli wpakował się do szoferki. A wraz z nim do środka dostały się xenos skaczące gdyż nie zdążył zamknąć drzwi. Widząc to sierżant za kierownicą ruszyła. Blondynka która właśnie przełądowała i wznowiła ogień znów szatkując masowo ciała małych stworów musiała przerwać by spróbować doskoczyć chociaż do paki odjeżdżającej cieżarówki. Wciąż miała szansę bo sześciokołowiec dopiero ruszał i musiał objechać lej w którym niedawno leżała bomba by zawrócić w stronę lotniska. Zcivickiemu udało się wskoczyć na pakę. W tym samym momencie od strony drugiej burty i szoferki wskoczyły xenos. Obróciły swoje wredne pyski na dwunoga szykując się do skoku na niego z dwóch rozbieżnych kierunków. Owain wpadł na brzuch na wpół leżąc na siedzeniu pasażera z nogami wciąż na zewnątrz. Tylko takim rzutem na taśmę miał szansę wskoczyć do szoferki i choć się udało to była to bardzo niewygodna do obrony pozycja przeciwko przeciwnikowi siedzącego i szarpiącego szponami plecy. Kolejny xenos przeskoczył po nim atakując bordowowłosą sierżant za kierownicą. Kolejne xenos przez nikogo nie ostrzeliwane skracały dystans do ruszającej dopiero ciężarówki i co znały już obydwa Parchy z własnych doświadczeń były spore szanse, że dogonią ciężarówkę tak jak i poprzednią osobówkę jaką niedawno jechali. Przez powietrze przeszedł huk pękającej opony. Bomba, wciąż wciągana przez mechanizm za szoferką ciężarówki gibała się jakby miała ochotę zamieść całą pakę ciężarówki od burty do burty.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 20-11-2017 o 17:12. Powód: Dokończenie zdania z reporterką i kamerą :)
Pipboy79 jest offline