Andreas spał smacznie do rana. Spokój jaki nastał po odejściu ducha wszystkim się udzielił. Dawno już Wolberg nie miał możliwości wygrzać się i wyspać w ludzkich warunkach.
Pobudka była delikatna bo Andreas obudził się gdy miał stanąć na ostatnią wartę. Nie była jakoś ciężką a i już był wyspany. Od lat mieszkając w lesie przywykł do krótkich spoczynków i częstych zmian otoczenia.
Śniadanie sporządzone przez Ludo było treściwe i wyglądało na to, że nasyci na dłuższy czas. Może zdołają dotrzeć do jakiegoś miejsca gdzie będzie można w przyzwoitych warunkach coś zjeść.
- Pora ruszać przyjaciele.- Zakrzyknął wyglądając za okno.
- Pogoda zaczyna nam dopisywać.- Odwrócił się uśmiechnięty. Złapał swoje rzeczy i poszedł do stajni gdzie osiodłał wierzchowce.
***
Wyjazd z wioski i jakiś czas podczas docierania do jakiejś większej drogi mijał spokojnie. Gdy znaleźli się na głównej drodze Andreas był w dobrym humorze. Mijanie kupcy byli dokładnie obserwowani przez banitę, który oceniał ich majętność. Wiedział, że nie da rady sam teraz nic zwojować a i jego kompani raczej nie z tych co zasadzki robią na kupców. Westchnął tylko i ruszył z resztą.
***
Pogoda się zepsuła a w oddali słychać było ujadanie i dziwne hałasy. Andreas wiedział co to oznacza. Parę tygodni temu na własnej skórze doświadczył spotkania z właścicielami tych odgłosów.
- Lepiej przyspieszmy.- Zaproponował i ponaglił wierzchowca.
Jak się później okazało spostrzegł wyskakujących zwierzoludzi i mutantów na drogę.
- Uwaga!- Krzyknął i nie schodząc z konia posłał strzałę w grupę nadbiegających wrogów. Koń boczył się i wąsacz mimo dobrych umiejętności jeździeckich zsunął się z niego i dobywając miecza i tarczy stanął ramię w ramię z Eckhardem. Trzeba było bronić swoich. Sam nie był w stanie tego uczynić gdy maruderzy chaosu zdziesiątkowali jego bandę. Teraz nie zamierzał by się to powtórzyło z nowymi kompanami.