Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2017, 18:43   #85
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Fani skandowali nazwę zespołu a Sully, kompletnie wyczerpany po neuro-dopalaczu, potrzebował pomocy z zejściem po drabinie.
W tunelu czekał już Dale, z dwoma butelkami zimnego piwa, które im wręczył.
- Przekroczyliście czas, więc sorry, ale z hajsu nici - powiedział, ale zaraz wyszczerzył się dodał: - Żartuję - i wyjął z kieszeni sześć zielonych chipów gotówkowych o największym nominale. Na ekraniku każdego z nich wyświetlała się okrągła suma: 1000 E$. - Rozjebaliście system, serio chyba nigdy czegoś takiego nie widziałem.
- Bo wy, korposzczury widzicie tylko blaty biurek i czubki swoich wyglancowanych półbutów - było w tych słowach więcej żartu niż złośliwości. Liz odebrała swój chip i od razu przelała stówę na ten Billy’ego. - Zwracam długi - wyjaśniła by zagadnąć znów Dale’a.
- Napijemy się czegoś mocniejszego?
- Jasne - odpowiedział, rozdając pozostałym chipy. - Zaopatrzyłem wam barek w garderobie, bo przy barze fani was teraz rozszarpią.
Było wpół do pierwszej w nocy. Grali prawie półtorej godziny.
Dale przeczytał wiadomość na e-glasach.
- Pan Silver chciałby z wami chwilę pogadać - oznajmił z uśmiechem. - Jak chwilę odpoczniecie i Billy wróci. Za pół godziny?
Nim zdążyli odpowiedzieć z głośników rozbrzmiał znów głos FistBaby:
- Dobra, ludziska, to był dopiero początek! Nie ma odpoczynku dla imprezowiczów!
Po czym zapuściła oldchoolowo brzmiący industrial.
Niewidzialny Klub nie znosił ciszy.
Chris po koncertach był sfatygowany niewspółmiernie bardziej do reszty (dopałka neuro wymiata ale ma swoją cenę) dlatego trzeba mu było często gęsto pomagać dobrnąć do garderoby.
- Chodź, łamago - Liz zarzuciła na bark ramię perkusisty i pomogła mu wstać. - Ktoś pomoże z drugiej?
JJ przemknął już do garderoby, nikt nawet zbytnio nie zauważył jak w locie zabrał swój czip, więc Dale chwycił Chrisa z drugiej strony i razem z Liz pociągnęli go do ich wagonu. Sully niby był w stanie sam iść, ale robił to dość chwiejnie, co na torach groziło zaliczeniem gleby. Posadzili półprzytomnego perkusistę na krzesełku, pilnując żeby nie spadł.
- Ja tylko momencik odsapnę - wybełkotał zaciskając pięść na chipie i spływając lekko po siedzisku. Ostatnie kawałki grane na bisach były już na ciagłym dopale, by go nie ścięło za wcześnie. Tak jak teraz.
Howl w sumie chętnie by pomogła z taszczeniem Chrisa, ale skoro w pobliżu był też chociażby Dale, jakoś się nie pchała - sama dość zmęczona, chciała tylko jak najszybciej doprowadzić się do względnego porządku.
Barek w garderobie rzeczywiście został świetnie zaopatrzony. Browary, whiskey a obok... bukiet kwiatów od jakiegoś anonimowego wielbiciela. Była też przenośna umywalka z pełnym baniakiem wody.
Anastazja jako pierwsza uderzyła do umywalki i zaczęła obmywać twarz, szyję oraz dekolt, uważając na to, by nie rozglądać się ani zanadto nie odchylać od baniaka. Na ten moment miała wyłączony holo-make-up i choć byli jak rodzina, de Sade nie lubiła pokazywać się bez makijażu.
Howl zerknęła na holofon i zobaczyła trzy wiadomości: od brata, Locke’a i Jessie. Wszyscy pisali, że są przy głównym barze.
- Później dam wam jeszcze coś ekstra od Niewidzialnego Człowieka - powiedział Dale, rozlewając whiskey do szklanek. - Mały prezent. Nagrali cały koncert tradycyjnymi kamerami i w 3D. To co mam odpisać panu Silverowi?
Howl zaklęła, wpatrując się w holofon.
- Uważaj, Dale, bo się jeszcze wkręcisz i zostaniesz z nami na dłużej, wiesz? - posłała mu trochę krzywy uśmiech. - W sumie przydałby nam się menago, albo może raczej przedszkolanka. Ale teraz bez obrazy, wiem że jesteś jak rodzina prawie, ale jednak Liz, nie do końca mam ochotę na to żeby twój brat oglądał mój tyłek. A przynajmniej nie przed pierwszą randką.
- Wczoraj byliśmy na pierwszej, to już druga - roześmiał się Dale.
Howl otworzyła sobie piwo, uderzając butelką o krawędź stolika. - Hoho, no ma to dla mnie urok nowości, ale spoko, trzeba żyć szybko. - Pociągnęła łyk. - No, lepiej. Dobra, to ja się tam ogarnę - pokazała ręką prowizoryczny parawan. - Za chwilę. - Przysiadła na długiej ławce z butelką piwa w dłoni. Zamiast pić, przez chwilę po prostu trzymała ją przy twarzy. - I za pół godziny bardzo może być. Tylko trzeba będzie Billa zgarnąć, bo tak się najarał na tych łowców talentów, jak panienka przed pierwszym disco.
- Powiadomię Billy’ego - rzekł Dale. - To odpoczywajcie, nie przeszkadzam.
Wyszedł z wagonu a kilka minut później wyszła też Liz, obmywszy się tylko trochę nad umywalką, którą zwolniła wcześniej Vandelopa.

Skrzypaczka tymczasem zdążyła już włączyć nieco mniej oczojebny holo-make-up na twarzy i teraz szczerzyła się radośnie do wszystkich.
- No dobra, poszliśmy trochę na żywioł, ale chyba się podobało... - zachichotała, wiedząc, że tak było - Ma ktoś jakieś ciuchy? - zapytała, pakując troskliwie skrzypce do futerału. Nie to żeby się wstydziła, ale po prawdzie teraz, gdy przestała szaleć po scenie zaczynało jej się robić zimno, gdy paradowała tylko w szortach i kabaretkach.
- Mogę ci dać swoje bokserki - odezwał się Chris opadając na siedzenia wagonu do pozycji horyzontalnej, w kierunku stolika z butelkami. Nieskładnie próbował sięgnąć do najbliższej, z piwem. - Trochę przepocone, ale wygodne. - Poklepał się lekko po biodrze. - Chcemy gadać z tym Silverem? - spytał nie patrząc na resztę bandu, bo całość skupienia i motoryki poświęcał dosięgnięciu piwa. W końcu mu się udało. Sapnął z zadowoleniem i zaczął kolejnego hardquesta: otwarcie butelki.
Anastazja spojrzała na niego z ostentacyjnym obrzydzeniem. Podeszła, wyjęła Chrisowi piwo z ręki, otworzyła i napiła się, siadając bezczelnie niemal na brzuchu wymęczonego perkusisty, który przez chwilę w akcie protestu zaczął machać słabo ręką w próbach sięgnięcia. Oczywiście nie dawał rady i zaciskał dłoń bezowocnie na powietrzu. Po chwili jednak zlitowała się i podała mu otwartą butelkę, z której ubyła już 1/3 zawartości.
Przyssał się do niej łapczywie spoglądając przy tym na Anastazję z urazą.
- Niech gada. Wysłuchać możemy, zgadzać się nie musimy. - Powiedziała de Sade.
- Dokładnie. - Howl dopiero teraz zarejestrowała że Anastazja o coś pytała. Przeniosła na nią spojrzenie i zapatrzyła się dość bezmyślnie, popijając piwo. - Owszem pan Niewidzialny miał rację, papiery od takich trzeba trzy razy przejrzeć, ale myślę że mogę nam do tego kogoś skołować i może nawet za friko. Ale to tylko pieśń przyszłości i możliwość, nie wysłuchać byłoby głupio i tyle. No, a poza tym naprawdę, nie możemy tego zrobić Billowi, on serio sprawia wrażenie, jakby od dzieciństwa marzył o tej chwili. - Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust.
De Sade podniosła głowę, by spojrzeć na Howl.
- Co się tak gapisz? - zapytała z rozbawieniem - Ciuchy, potrzebne mi ciuchy. Chociaż koszulka, dociera to do ciebie, koścista dupciu?
- Dociera do mnie głównie to, że mi się… - Howl popatrzyła za Liz, dopiero teraz załapała że ta gdzieś poszła. - Rozmazały kreski chyba i muszę iść je poprawić do kibla. Czekaj. - Z westchnieniem żalu zwlokła się z ławki i poszła grzebać w swoich manelach. Po chwili rzuciła w Anastazję czarną, mocno spraną koszulką, zniszczoną na tyle, że prawie się nie nadawała do noszenia.
Tymczasem Anastazja chwyciła koszulkę i wciągnęła na siebie. Typowy unisex sprawił, że od razu zmarszczyła nosek. Rozejrzała się i... sięgnęła po nożyczki. Przy okazji jej uwagę zwrócił ogromny bukiet kwiatów. Przyjrzała się im, szukając jakiejś karteczki.
Była tam, malutka, tak że z trudem ją znalazła. Z ręcznie napisaną długopisem dedykacją: “Dla Pani De Sade.”
- Panny, kurwa. - Mruknęła pod nosem i podniosła bukiet, by obejrzeć go ze wszystkich stron.
Był to średniej wielkości bukiet z czerwonych róż i goździków. Jedyne co było w nim nietypowe, to że kwiaty chyba nie były modyfikowane genetycznie, lecz z oryginalnych odmian, co poznała po tym, że róże miały kolce. Co oznaczało również, że musiały być dość drogie. De Sade uśmiechnęła się lekko, po czym odłożyła kwiaty do wazonu. Zamierzała je z sobą zabrać po koncercie.
 
Mira jest offline