Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2017, 22:29   #92
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kolejny wieczór pełen słodkiej rozpusty, spędzony w towarzystwie rosyjskiego agenta. Niewątpliwie Carmen nie spodziewała się kierunku w którym poszła ta misja. I jakim to nienasyconym satyrem okaże się Orłow prywatnie. I jak to wpłynie na nią.
Rozsmakowała się w tych nowych doznaniach w których przewodniczką jej byli Huai i Jan Wasilijewicz. Czyżby była taką seksualną bestią jak Rosjanin? Twierdził że jest jego obsesją, ale za to on był jej słabością. Coraz trudniej było jej się mu opierać. W windzie po prostu ją posiadł jakby była jego własnością, a ona… kochała każdą sekundę tego wydarzenia. Każda tamta chwila budziła przyjemny dreszczyk rozkoszy, gdy… znów rankiem przemierzała w taksówce uliczki Zurychu. Kierunek był też znów ten sam. Siedziba sir Drake’a, ambasadora Wszechimperium w tym mieście.

Taksówki jechały zawsze zgodnie z przepisami, kierując się wdrukowanym kodeksem ruchu drogowego i zaprogramowanymi trasami. Zawsze z tym samym tempem, zawsze identycznymi ścieżkami. Im droga się nie nudziła, one nie wpadłyby na pomysł skrótu, one zatrzymywały się na światłach mimo, że można by było zaryzykować nagięcie przepisów. Miały być przyszłością… ruch oparty tylko na maszynach różnicowych kierujących pojazdami. Bezpieczeństwo, wygoda, przewidywalność.
Nuda i stagnacja.

To na szczęście Carmen nie groziło, gdy poznawała elity szwajcarskie od tej bardziej skandalicznej strony. To samo nie groziło jej w ambasadzie, w której miała wykonać ów prywatny pokaz. Tam bowiem iskrzyło od erotyzmu, a jego źródłem była… Lizbeth.
Pokojówka była niebezpieczną kombinacją zwierzęcych instynktów, kobiecej przebiegłości i zmysłowości oraz braku jakichkolwiek hamulców moralnych i oporów.
Do Lizbeth bardziej pasowało inne miano… Lilith. Kim była przedtem, Carmen mogła się tylko domyślać. Niemniej teraz była z pewnością o wiele bardziej groźna.
I swą czystą zwierzęcą zmysłowością tworzyła atmosferę, która wszak wpływała na samą Brytyjkę. Ostatnio zakończyło się do wskoczeniem do łóżka Huai.
Jak zakończy się dziś. Ambasador z pewnością miał do niej słabość nie tylko jako artystki, ale też i jej piękna.
Co też robił nocami wpatrując się w nią na plakacie, tego Brytyjka mogła się domyślić.


Poranny pokaz. Na czym to miało polegać? Na improwizacji zapewne. Carmen wszak nie miała wyobrażenia na temat tego jak będzie wyglądało miejsce jej pokazu. Nie miała zaplanowanego jeszcze scenariusza występu. Nie znając miejsca i dostępnych środków nie było sensu planować tego co się zdarzy.
Taksówka się zatrzymała. Carmen wysiadła i ruszyła w kierunku drzwi rezydencji. Lizbeth już na nią czekała. Z wyraźnym zaintrygowaniem przyglądając się zbliżającej Brytyjce.


Przez chwilę milczała, zanim wymruczała cicho.
- Witamy znów w naszych progach. Sir Drake bierze obecnie kąpiel, ale nie potrwa to długo. Życzy pani sobie jakiegoś posiłku przed występem? - zanim Brytyjka zdążyła odpowiedzieć, Lizbet obróciła się nagle do niej tyłem.- Głuptas ze mnie. Pewnie wpierw chce pani scenę swego występu, proszę za mną. Potem… nie mamy garderoby odpowiedniej dla gwiazdy, ale mój pokój i moje ubrania są do pani dyspozycji… choć zapewne ma pani odpowiedni strój ze sobą prawda?
Uśmiechnęła się zerkając zalotnie.- Oczywiście mogę pomóc przy przebieraniu, jeśli jest taka potrzeba. No chyba, że… moja obecność będzie krępująca.


Lizbeth nieco się rozgadała, ale Brytyjce ciężko było jej mieć to za złe. W końcu pokojówka mówiła o sytuacji panującej w posiadło. Że ambasador będzie chciał obejrzeć pokaz za godzinę i tyle czasu Carmen ma na przygotowania.
- Oczywiście, jeśli pani potrzebuje więcej sir Drake z pewnością poczeka, a jeśli pani potrzebuje mniej, to zawsze mogę przygotować posiłek dla dwojga.- wyjaśniła ze zmysłowym pomrukiem.- Ufam że nie ma pani słabej głowy, bo sir Drake lubi do swego śniadania kapkę rumu do kawy. Choć oczywiście mogę też i czystą kawę przygotować.
Carmen dowiedziała się też, że Eliacha nie było w ambasadzie. Został posłany na miasto, w celu załatwienia kilku spraw związanych z obowiązkami dyplomatycznymi. Wieczorem sir Drake miał się spotkać z kilkoma ważnymi biznesmenami.
- Żaden z nich nie ma inicjałów AC. Za to mają powiązania z księciem Windsoru. - wyjaśniła cicho Lizbeth.- I jego… długami w kasynach Monako.
Westchnęła cicho dodając.- Doprawdy… gdybym wiedziała, że ten smarkacz tak skończy to…-
Przez chwilę brzmiała jakby tak… staro. Niczym głowa rodu. Ale dość szybko wróciła do podszytej erotyzmem figlarnej siebie.
- Ale szkoda marnować czas na głupców, prawda? Oto…- otworzyła szeroko wrota prowadzące do dużej sali o przeszklonym suficie opartym na metalowych gotyckich łukach. Było tu kilka wygodnych foteli ustawionych z boku, ściany obwieszone różnego rodzaju szablami, mieczami i wszelakimi odmianami broni białej. Na jednej z nich wisiały także stroje ćwiczebne do szermierki, jak i stał stojak z ćwiczebnymi mieczami.
- Mam nadzieję że pani doceni wysiłek jaki musiałam włożyć w zawieszenie tych przeklętych huśtawek u sufitu. Łatwo nie było.- stwierdziła z przekąsem, acz z dumą malującą się na obliczu Lizbeth. A Carmen mogła podziwiać rozwieszone trzy trapezy, na trzech różnych wysokościach. Spojrzenie Brytyjki ześlizgnęło się potem na długi wąski metalowy słupek łączący podłogę ze sufitem, znajdujący w kącie się po prawej stronie od wejściach… postawiony zupełnie bez sensu. Do czego on służył? Przecież nie do szermierki. I czemu ściany wokół niego wyłożone były lustrami?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline