Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2017, 17:28   #413
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Balthazaar szarpnął ją za ramię -Poczekaj. Zobaczmy co zrobi. Musimy mieć dowód jeśli tam w ogóle jest- zaproponował.
- Wiesz, że na podchodach to ja się nie znam. Co ci chodzi po głowie? - zapytała go i cofnęła się. - Mamy dziś pełnię i bezchmurne niebo, jeśli to przemienieniec to teraz z pewnością ma formę bestii albo pośrednią - dodała i spojrzała na jamę, skupiając się na swoim zmyśle wyczucia zła.
- Tam jest coś złego... Całe to miejsce jest przesiąknięte negatywną energią, jakby było tam kilka istot... Albo było to miejsce składania modłów - mruknęła do smoczydła.
-Co ty nie powiesz…- skomentował jaszczuroczłek. -To co? Wchodzimy?- poprawił uchwyt zakrzywionego miecza.b
- Tak, idziemy. Na przyszłość będę musiała sobie kupić posrebrzany miecz - odparła paladynka i sięgnęła do torby wyciągając z niej dwie mikstury. Podała jedną Balthazaarowi. - Eliksir korowej skóry - wyjaśniła i odkorkowała swoją po czym wypiła.

Smoczydło skinęło głową towarzyszce i odkorkowało butlę, a następnie wypiło zawartość do ostatniej kropli.
-Nienawidzę smaku tych naparów- skomentował kręcąc głową, jakby to był jego największy problem właśnie, w tej chwili. Balthazaar ruszył przodem robiąc szybsze i cichsze kroki od rycerki. Nic w tym dziwnego. Jej pancerz głośno brzęczał i musiała rozważnie stawiać każdy krok. Wbrew pozorom jama nie była taka płytka, jak to wyglądało z zewnątrz. Wąski korytarz wił się pod ziemię. W końcu kompani dotarli do pieczary, gdzie śmierdziało wilczym futrem. To jednak był najmniejszy problem Venory i Balthazaara. Na środku jaskini tliło się niewielkie ognisko, a na ścianach mieniły się czerwone, paskudne malowidła. Pod jedną ze ścian stał półnagi mężczyzna o potężnej posturze, wzrostem niemal dorównujący Balthazaarowi. Miał na sobie podarte spodnie i gapił się bezrozumnie na dziwaczne obrazy. Jego ręce również były umazane czerwoną farbą. Smoczydło trąciło lekko Venorę w ramię i wskazało jej leżące na ziemi truchło wypatroszonej sarny.

~ A więc to nie farba, a krew... ~ przeszło jej przez myśl, gdy przyglądała się mężczyźnie. Te paskudne bohomazy musiały być symbolami kultu Malara, a oni właśnie znaleźli się w środku jego “kaplicy”. Teraz Venora wyraźnie czuła, że złem nasączone było tak samo to miejsce, jak i nieznajoma osoba, którą wedle jej podejrzeń był Bulwin.
- Bierzmy go, póki jest w ludzkiej postaci - szepnęła cicho do pochylonego przy niej Balthazaara.
-Zastanawiałem się gdzie najpierw pójdziecie!...- krzyknął nie odwracając wzroku od ściany. Miał niski i tubalny głos, który niósł się silnym echem po jamie. -Wiedziałem, że zechcesz mnie znaleźć, kiedy tylko przybyłaś do miasta. Widziałem cię z ukrycia. Na moje szczęście postanowiłaś odwiedzić najpierw wieżę… A ja miałem dość czasu by odzyskać siłę i przygotować się na wasze przybycie…- odwrócił się i pochylił sięgając ręką po coś z ziemi. To był dwuręczny, obusieczny topór. Piękna i zacna robota krasnoludzkiego kowala, nosiła na głowicy wiele śladów użytkowania. Dopiero teraz podniósł wzrok i rycerka mogła spojrzeć mu w oczy.

Pladynka sięgnęła dłonią po Pożogę, w czasie kiedy Bulwin mówił.
- Przeczucie cię nie myliło. Tak samo jak mnie co do druida... Ale szczęściem bym tego nie nazwała, a odwleczeniem tego co nieuniknione - odparła mu Venora i zaczęła modlić się do Helma o ochronę. A tą roztoczyła na swego jaszczurzego towarzysza. W czasie, kiedy Venora obdarowywała Balthazaara ochronną magią, Bulwin sięgnął ręką za pas, skąd wydobył bardzo stary i ledwie zdatny do użytku zwój. Mężczyzna odczytał jego zawartość, a paladynka poczuła jak malutki kamyk spadając z sufitu odbił się od jej naramiennika z brzękiem. Ziemia nagle pod jej stopami rozstąpiła się, a sklepienie runęło na głowę. Nie wiedziała, czy to jej refleks, czy cud pozwolił jej tak uskoczyć, że nie wpadła do wielkiej wyrwy, ani też nie oberwała ogromnym głazem. Niestety masa drobniejszych głazów i kamieni przysypało ją tak, że nie była w stanie nawet poruszyć na tyle rękami, aby choć trochę się odkopać. Panicznie rozejrzała się wokół i nigdzie nie widziała smoczydła, za to Bulwin powoli i spokojnie począł się zbliżać w jej kierunku. Wstrząsy ustąpiły tak szybko jak się pojawiły, ale to nie było ważne. Venora była w wielkich tarapatach, a po Balthazaarze nie było śladu.

Oszołomiona tym co się właśnie wydarzyło, rycerka zaczęła się szamotać w każdą stronę, starając się za wszelką cenę wyswobodzić. Bała się jak straszliwie, że sufit mógł przygnieść smoczydło i je zabić.
Bulwin nie spuszczał wzroku z rycerki uśmiechając się do niej tajemniczo. W jego oczach gościło szaleństwo i żądza mordu. Miał to wypisane na twarzy i przez krótką chwilę Venora zastanawiała się, jak mógł uchodzić w Highmoon za wzorowego obywatela.
-Myślisz pewnie, że teraz ci odrąbię łeb moim toporem?- był już na tyle blisko, że słyszała jak ciężko dyszy nosem. -Nie. Nie będę dla ciebie łaskaw- uśmiechnął się i pochylił, by mogła spojrzeć mu w oczy. -Dam ci tu skonać. Zdechniesz z głodu, lub wycieńczenia. Zaufaj mi, to będzie straszne uczucie, ale na szczęście twój bóg jest wiecznie czujny i możesz się do niego modlić. Masz na to dużo czasu- uśmiechnął się ukazując pożółkłe i zaniedbane zęby. Bulwin odwrócił się i podszedł do miejsca, gdzie stał zanim wywołał magią trzęsienie ziemi. Tam też na kamiennym podłożu delikatnie położył swój topór i ruszył w kierunku wyjścia z jaskini ignorując Venorę.
Panna Oakenfold siłowała się i zapierała wystającą spod gruzu lewą ręką, lecz jej wysiłki na nic się zdawały. Balthazaar również nie dawał znaków życia, co pchało rycerkę do jeszcze wytrwalszej walki.

Minęło kilka minut, a panna Oakenfold poczuła drętwienie w nogach. Czuła również jak opada z sił i walka idzie na marne. Masywny głaz, który przygniatał jej nogi był przeszkodą, której nie dało się pokonać. Rycerka zaparła się ostatni raz w końcu zwątpiła. Jej serce biło jak oszalałe i już powoli zaczynała zastanawiać się, czy oto nadszedł jej koniec. Przez wielu uznana za wybrańca, za bohaterkę skona w męczarni pod kupą gruzu i kamieni.
Venora wzięła głęboki wdech, a sekundę później usłyszała kroki. Ciężkie i stalowe buciory nie nadawały się do skradania mimo szczerych chęci ich właściciela. Venora probowała wygiąć się by spojrzeć w kierunku wejścia do jamy, ale każdy taki ruch sprawiał jej ogrom bólu. Dopiero, kiedy tajemnicza postać zbliżyła się na odległość dwóch metrów, Venora poczuła silny zapach perfum.
-Pokonałaś mnie dwukrotnie a zdechniesz pod kupą kamieni?- usłyszała głos, który był dla niej niczym policze. Agness przykucnęła na jedno kolano, kładąc na ziemi swój hełm i buzdygan.
-Mówi się, że Tymora jest sprawiedliwa. Bardziej niż Tyr. A co ty o tym myślisz?- zapytała czarna kapłanka.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline