Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-11-2017, 21:37   #411
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Kompani wartko udali się do strażników miejskich, gdzie burmistrza powitano z wielkim rozmachem. Od razu popędzono po dowódcę straży oraz zaproponowano mu wino do picia.
-Zajmę się tym- zapewnił Venorę.
- Jest pan pewien? - dopytała jednocześnie zastanawiając się nad kolejnym krokiem działania. - My pójdziemy jeszcze do celi druida, zapytamy go o ten przeklęty przedmiot - dodała.
-Jeśli czegoś się dowiecie, możecie do mnie od razu przyjść- zapewnił.
-Chodźmy- burknął Balthazaar. Jeden ze strażników chyba chciał zatrzymać smoczydło i rycerkę, ale burmistrz machnął ręką by nie sprawiać im problemu. Strażnik odsunął się z drogi i kompani udali się do lochów, gdzie przebywał druid. Cuchnący futrem Klaren wyglądał jakby drzemał w kącie celi, lecz Venora podejrzewała, że druid śpi lub kontempluje.
Venora zbliżyła się do krat starając się odnaleźć w pamięci imię mężczyzny.
-Klarenie, byliśmy w lesie. W opuszczonej wieży natrafiliśmy na wściekłe bestie - odezwała spokojnym głosem.

Druid podniósł głowę, nie otwierając przy tym nawet oczu. -Nie interesują mnie wieże, zamki i inne budowle- odparł krótko i zwięźle.
- Ta konkretna powinna była. Znaleźliśmy w niej gadzią istotę, krokodyle i to... - sięgnęła do torby i wyciągnęła z niej ususzoną łapę, by pokazać druidowi ale trzymała dystans od krat. - Ten przedmiot ma w sobie tyle zła, że wyczuwałam je już u wrót do budowli
Druid aż się wzdrygnął na widok niedźwiedziej łapy. Klaren błyskawicznie wstał i skoczył do krat ściskając kraty tak mocno, że pobielały mu kłykcie.
-Na Silvanusa!- warknął -Czy ty wiesz co trzymasz w ręku?! To przeklęty artefakt Malarytów! Ta potworność potrafi opanować…- zamilkł, jakby go olśniło. -Umysł każdej bestii i zwierzęcia…- pokręcił głową i spojrzał na paladynkę -Jak ci na imię?- spytał.
- Venora Oakenfold - przedstawiła mu się i schowała na powrót paskudny przedmiot. - Podejrzewałam, że kult Malara może w to wchodzić. Zamierzam zabrać to ze sobą i zniszczyć z pomocą kapłanów z mojego zakonu - wyjaśniła mu czemu wzięła to paskudztwo ze sobą. - Natomiast u handlarza Bulwina znaleźliśmy w ukrytej piwnicy pełno słoi w których znajdowały się wnętrzności, ręce, głowy a nawet całe zwierzęta - dla potwierdzenia wyjęła na chwilę zarekwirowany przedmiot, w którym była zanurzona połowa ciała szczura. - Słyszeliśmy, że Bulwin często zapuszczał się do tej opuszczonej wieży. Ale teraz przepadł jak kamień w wodę

-Nie znam żadnego Bulwina- pokręcił głową. -Ale to nie ważne. Jeśli ten artefakt wpadnie w niepowołane ręce... - spojrzał na torbę, do której rycerka schowała niedźwiedzią łapę.
- Ktokolwiek będzie chciał go przejąć najpierw będzie musiał się zmierzyć ze mną i moimi towarzyszami - odparła paladynka, ale w jej tonie nie było przechwałki. - Będziemy wracać znaną nam trasą, która teraz powinna już być bezpieczna - uśmiechnęła się tajemniczo. - Najważniejsze, że ciebie to znalezisko oczyszcza z zarzutów i wkrótce powinieneś być wolny
-Ale ciągle nie wiecie gdzie jest podejrzany o to wszystko?- spytał. -Ktoś go tam widział? W wieży?- dopytywał.
- Burmistrz był z nami w jego domu. Właśnie rozmawia z dowódcą straży. Jeśli Bulwin faktycznie jest wyznawcą Malara to jest też możliwość, że jest likantropem. Mój towarzysz - spojrzała na Balthazaara. - Wyczuł woń niedźwiedzia przy domostwie handlarza. Najpewniej bez twojej pomocy nic więcej nie ustalimy - powiedziała spoglądając na Klarena.

-Czego ode mnie oczekujesz?- spytał krótko i zwięźle.
- Narazie spróbuję cię stąd wyciągnąć - odparła. - A później... Będziesz mógł nas wspomóc jak tam będziesz mógł, w końcu chodzi o znalezienie tego kto jest odpowiedzialny za śmierć twojego niedźwiedziego towarzysza
-Do tej pory nie rozumiem, czemu to zrobił…- pokręcił głową, a jego oczy zaszkliły się lekko. -Jeśli opiszecie wygląd tego całego Bulwina… Może uda mi się czegoś dowiedzieć- zaproponował.
- Możliwe, że kult Malara szukał tego przedmiotu i chciał się ciebie pozbyć ze sceny, by nie musieć się przejmować, że ktoś ich nakryje i przeszkodzi w tym, a później... Zło i zaraza rozeszłaby się w tych lasach - Venora westchnęła ciężko mając przed oczami wizję tego spustoszenia. - My go niestety nie znamy, ale poproszę burmistrza o opis. Znał go dobrze. A przynajmniej tak sądził - spojrzała na smoczydło. - Pójdę do dowódcy, pewnie już burmistrz wszystko opowiedział, czas teraz na to bym i ja kilka słów dopowiedziała

~***~


Rycerka sama wyszła z lochów i idąc już korytarzem zaczepiła pierwszego strażnika, który nawinął się jej, by wskazał jej gdzie jest gabinet jego dowódcy. Po kilku chwilach dotarła przed właściwe drzwi i po zapukaniu weszła do środka. Burmistrz i dowódca straży siedzieli przy biurku i wyglądali jakby im przeszkodziła w pół słowa.
- Druid wspomoże nas w poszukiwaniu Bulwina - powiedziała od progu. - Jeśli nadal pan nie ufa opiekunowi lasu, to mogę obiecać, że osobiście będę go pilnować
-Venoro usiądź- burmistrz zaprosił kobietę gestem ręki, ustępując swojego miejsca. -Przyszły wieści w sprawie wyroku. Mamy rozkaz wykonania kary ucięcia ręki za napaść na strażnika- wyjaśnił.
-Do czasu wykonania wyroku nie może opuścić lochu. W południe będzie już wolny…- skomentował dowódca straży.

Panna Oakenfold zamrugała oczami. Zamurowało ją na chwilę, że tak szybko mieli wyrok. Pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Ale to przecież nie jego wina. Posłaliście gońca do sędziego zanim cokolwiek udało się ustalić - wytknęła im, siląc się na spokojny ton głosu. Po tym jak sama została potraktowana przez swego dawnego przeora, niesprawiedliwe oskarżenia i krzywoprzysięstwo były czymś na co paladynka była przeczulona. - Dobrze wiecie, że druid nie napadł na strażnika. Owszem, użył roślin, które oplątały ich, ale on chciał tylko zapanować nad sytuacją, nie zrobił nikomu krzywdy i zapewne gdyby mu wtedy nie przeszkodzono to by udzielił pomocy pokrzywdzonemu
-Nie wiesz czego chciał. A co jeśli wasze znalezisko opanowało również jego umysł? Co jeśli chciał jednak zrobić krzywdę innym strażnikom?- oficer nie spuszczał z tonu. -[i]O świcie wykonamy wyrok, a Klaren nigdy więcej tu się nie pojawi.*
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 21-11-2017, 21:19   #412
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- To by ich zabił i nawet się przy tym nie spocił - odparła mu Venora nie odpuszczając, a w jej głosie aż biła pewność co do tego. - Widziałam na własne oczy do czego są zdolni druidzi i jak zachowują się ich zwierzęcy kompani. Co więcej nawet jednego druida z lasu Hullack moi towarzysze wkurzyli i nas również oplątał. Ale krzywdy nie zrobił. Klaren nie jest złą istotą i co do tego mogę dać swoje słowo. Cokolwiek opętało jego niedźwiedziego towarzysza chciało pozbyć się go na dobre, wykorzystując zaufanie jakie mieli ludzie do spokojnego przecież zwierza, by nieść zepsucie w te lasy z rąk kultu Malara, bo przed tym jedynie druid może was ochronić
-Jeśli nie podoba ci się wyrok sędziego możesz się do niego udać. Szkoda, że nie zdążysz, przed wykonaniem wyroku. Ale może twój kolega z lasu będzie w stanie cię teleportować…- zaproponował zuchwale.

Venora zmrużyła gniewnie oczy.
-Tak, bo panu wyrok się podoba. I co? Tak wygląda w tym mieście sprawiedliwość? - zapytała patrząc mężczyźnie prosto w oczy. - Olewczy stosunek do stosowania prawa. Jak się kogoś nie lubi to nie szuka dowodów, a te które nie odpowiadają, bo przemawiają na korzyść oskarżonego, ignoruje się. To jest haniebne zachowanie kogoś kto ma stać na straży prawa - mówiła nie odrywając spojrzenia. - Odwaliłam robotę, która była pana obowiązkiem. Zapewnienie bezpieczeństwa miasta. Uznał pan druida za winnego, a prawdziwy odpowiedzialny temu zajściu nadal jest wolny i zapewniam, że skoro interesuje się przeklętym przedmiotem to nie szykuje niczego dobrego
-A my tu na niego poczekamy- odparł podchodząc do drzwi. Oficer otworzył drzwi na oścież i skinął głową w stronę korytarza. -Już późno. Moja służba zaraz się kończy- dodał, oczekując wyjścia Venory.

~ Co za dupek! ~ pomyślała paladynka.

- Czyli podsumowując. Będzie pan siedział z założonymi rękami, zignoruje pan dowody, znaleziska w domostwie Bulwina, jego zniknięcie akurat w takim momencie? Jak również to, że był widywany w opuszczonej wieży, w której znajdował się przeklęty przedmiot. To, że ostrzeżony przez swojego lokaja akurat teraz przepadł. Jak również to, że woń mazi której używa handlarz do trzymania wnętrzności i różnych części ciała w słojach była w miejscu, z którego wyskoczył niedźwiedź druida? - odparła nie ruszając się z miejsca i siląc się na spokojny ton.
-Venoro… Ale to nie są żadne argumenty… Mógł tam być. Przecież często chodził na spacery do lasu. A zapach był silny i intensywny. Dlatego twój przyjaciel go wyczuł.- odezwał się burmistrz, chcąc załagodzić sytuację. -Znalezisko w domu Bulwina to niewątpliwie dziwna rzecz, o której trzeba z nim pomówić. Ale widziałem gorsze eksponaty w domach możnych-
-A w wieży nikt go nie widział. Jesteśmy w wolnym królestwie i każdy może spacerować gdzie chce- wtrącił oficer.

- Ah, rozumiem. Czyli w przypadku handlarza to są spekulacje i pomówienia, natomiast z wyrokiem druida nie można już poczekać do czasu przesłuchania Bulwina? Jako paladyn w stanie wymusić mówienie prawdy na przesłuchiwanym - wzruszyła ramionami. - Ciekawe jak zareaguje dumny sędzia Tyra gdy przekażę mu informację, że wydał błędny wyrok, bo straży nie chciało się wykonywać swoich obowiązków - po tych słowach wyszła z pomieszczenia, bo nie była już pewna, że zapanuje nad sobą. Ciężkim żołnierskim krokiem ruszyła przez korytarz, nie zwracając na nikogo uwagi. Poszła wprost do lochów, gdzie czekał druid i smoczydło. Venora spojrzała na tego drugiego.
- Chodź. Mamy mało czasu - rzuciła do niego i od razu wyszła, by nie musieć tłumaczyć druidowi, że jeśli do świtu nie wydarzy się cud to zostanie okaleczony.

~***~

Jak postanowili, tak też zrobili. Swoje kroki skierowali prosto do gaju, a konkretnie do miejsca, gdzie Balthazaar w niedalekiej przeszłości wyczuł zapach formaliny i piżma. Mieli wyjątkowe szczęście, gdyż tuż przed zachodem niebo się rozpogodziło i choć było chłodno, gwiazdy i Selune w pełni rozświetlały cały gaj. Teraz wyglądał bajecznie i tylko brakowało migrujących do Evermeet elfów.
-Co mówiła ta kapłanka Chutanea’i?- spytało smoczydło rozglądając się dookoła.


- Wspominała, że go widziała kilka razy jak spacerował po gaju - odparła Panna Oakenfold i spojrzała na swojego łuskowatego towarzysza. Nie miała zadowolonej miny, ale przynajmniej już nie wyglądała jak gradowa chmura. Zimne powietrze sprawiło, że Venora zdążyła już ochłonąć po tym jak rozzłościła ją rozmowa z dowódcą straży. Teraz miała wielką ochotę wyżyć się fizycznie na czymś, najlepiej na jakiejś bardzo złej istocie. A dowódca mógł być pewny, że paladynka nie odpuści mu tego niedopatrzenia i napisze list do sędziego Tyra, opisując jego podejście do stanowiska.
- Może wejdźmy głębiej w las... - zaproponowała Venora. - Ale ostrzegam, że praktycznie wyzbyłam się mikstur leczenia i zużyłam prawie całą moją objawioną moc. Co oznacza, że musimy uważać by nie oberwać za mocno - przestrzegła go.
-Chyba sobie jakoś poradzimy- puścił jej oczko i sięgnął po swój dwuręczniak, by być gotowym na natarcie w każdej chwili.
-W którą stronę?- spytał Balthazaar.
- Jak ja wybiorę to na pewno znajdziemy kłopoty - odparła, ale lekko się uśmiechnęła. - Może spróbujesz powęszyć? W końcu smród tej mazi chyba jest dość wyraźny - zaproponowała.
-Padało wcześniej. To mi nie pomoże. Ale mogę spróbować- odparł.

~***~

Minęły trzy godziny. Smoczydło spokojnie i konsekwentnie węszyło i szukało jakichkolwiek śladów. W końcu gadzi łeb podniósł się, a Balthazaar znieruchomiał.
-Czuję. To świeży trop. I czułem ten sam zapach w willi Bulwina…- rzekł i padł na kolana próbując znaleźć drogę. Do świtu mieli jeszcze kilka godzin, lecz nie zapowiadało się by trop kończył się gdzieś blisko. Venora ruszyła za kompanem ufając jego umiejętnościom tropienia. Godzinę później dotarli do polanki, na końcu której znajdowała się jamka schowana pod kilkoma, wielkimi głazami.
- To oczy dookoła głowy i wchodzimy tam. Idę przodem, jeśli mamy do czynienia z likantropem to lepiej jak mnie będzie gryźć, bo jestem odporna na ich klątwę - zarządziła i ostrożnie zaczęła wchodzić do wnętrza jamy.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 22-11-2017, 17:28   #413
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Balthazaar szarpnął ją za ramię -Poczekaj. Zobaczmy co zrobi. Musimy mieć dowód jeśli tam w ogóle jest- zaproponował.
- Wiesz, że na podchodach to ja się nie znam. Co ci chodzi po głowie? - zapytała go i cofnęła się. - Mamy dziś pełnię i bezchmurne niebo, jeśli to przemienieniec to teraz z pewnością ma formę bestii albo pośrednią - dodała i spojrzała na jamę, skupiając się na swoim zmyśle wyczucia zła.
- Tam jest coś złego... Całe to miejsce jest przesiąknięte negatywną energią, jakby było tam kilka istot... Albo było to miejsce składania modłów - mruknęła do smoczydła.
-Co ty nie powiesz…- skomentował jaszczuroczłek. -To co? Wchodzimy?- poprawił uchwyt zakrzywionego miecza.b
- Tak, idziemy. Na przyszłość będę musiała sobie kupić posrebrzany miecz - odparła paladynka i sięgnęła do torby wyciągając z niej dwie mikstury. Podała jedną Balthazaarowi. - Eliksir korowej skóry - wyjaśniła i odkorkowała swoją po czym wypiła.

Smoczydło skinęło głową towarzyszce i odkorkowało butlę, a następnie wypiło zawartość do ostatniej kropli.
-Nienawidzę smaku tych naparów- skomentował kręcąc głową, jakby to był jego największy problem właśnie, w tej chwili. Balthazaar ruszył przodem robiąc szybsze i cichsze kroki od rycerki. Nic w tym dziwnego. Jej pancerz głośno brzęczał i musiała rozważnie stawiać każdy krok. Wbrew pozorom jama nie była taka płytka, jak to wyglądało z zewnątrz. Wąski korytarz wił się pod ziemię. W końcu kompani dotarli do pieczary, gdzie śmierdziało wilczym futrem. To jednak był najmniejszy problem Venory i Balthazaara. Na środku jaskini tliło się niewielkie ognisko, a na ścianach mieniły się czerwone, paskudne malowidła. Pod jedną ze ścian stał półnagi mężczyzna o potężnej posturze, wzrostem niemal dorównujący Balthazaarowi. Miał na sobie podarte spodnie i gapił się bezrozumnie na dziwaczne obrazy. Jego ręce również były umazane czerwoną farbą. Smoczydło trąciło lekko Venorę w ramię i wskazało jej leżące na ziemi truchło wypatroszonej sarny.

~ A więc to nie farba, a krew... ~ przeszło jej przez myśl, gdy przyglądała się mężczyźnie. Te paskudne bohomazy musiały być symbolami kultu Malara, a oni właśnie znaleźli się w środku jego “kaplicy”. Teraz Venora wyraźnie czuła, że złem nasączone było tak samo to miejsce, jak i nieznajoma osoba, którą wedle jej podejrzeń był Bulwin.
- Bierzmy go, póki jest w ludzkiej postaci - szepnęła cicho do pochylonego przy niej Balthazaara.
-Zastanawiałem się gdzie najpierw pójdziecie!...- krzyknął nie odwracając wzroku od ściany. Miał niski i tubalny głos, który niósł się silnym echem po jamie. -Wiedziałem, że zechcesz mnie znaleźć, kiedy tylko przybyłaś do miasta. Widziałem cię z ukrycia. Na moje szczęście postanowiłaś odwiedzić najpierw wieżę… A ja miałem dość czasu by odzyskać siłę i przygotować się na wasze przybycie…- odwrócił się i pochylił sięgając ręką po coś z ziemi. To był dwuręczny, obusieczny topór. Piękna i zacna robota krasnoludzkiego kowala, nosiła na głowicy wiele śladów użytkowania. Dopiero teraz podniósł wzrok i rycerka mogła spojrzeć mu w oczy.

Pladynka sięgnęła dłonią po Pożogę, w czasie kiedy Bulwin mówił.
- Przeczucie cię nie myliło. Tak samo jak mnie co do druida... Ale szczęściem bym tego nie nazwała, a odwleczeniem tego co nieuniknione - odparła mu Venora i zaczęła modlić się do Helma o ochronę. A tą roztoczyła na swego jaszczurzego towarzysza. W czasie, kiedy Venora obdarowywała Balthazaara ochronną magią, Bulwin sięgnął ręką za pas, skąd wydobył bardzo stary i ledwie zdatny do użytku zwój. Mężczyzna odczytał jego zawartość, a paladynka poczuła jak malutki kamyk spadając z sufitu odbił się od jej naramiennika z brzękiem. Ziemia nagle pod jej stopami rozstąpiła się, a sklepienie runęło na głowę. Nie wiedziała, czy to jej refleks, czy cud pozwolił jej tak uskoczyć, że nie wpadła do wielkiej wyrwy, ani też nie oberwała ogromnym głazem. Niestety masa drobniejszych głazów i kamieni przysypało ją tak, że nie była w stanie nawet poruszyć na tyle rękami, aby choć trochę się odkopać. Panicznie rozejrzała się wokół i nigdzie nie widziała smoczydła, za to Bulwin powoli i spokojnie począł się zbliżać w jej kierunku. Wstrząsy ustąpiły tak szybko jak się pojawiły, ale to nie było ważne. Venora była w wielkich tarapatach, a po Balthazaarze nie było śladu.

Oszołomiona tym co się właśnie wydarzyło, rycerka zaczęła się szamotać w każdą stronę, starając się za wszelką cenę wyswobodzić. Bała się jak straszliwie, że sufit mógł przygnieść smoczydło i je zabić.
Bulwin nie spuszczał wzroku z rycerki uśmiechając się do niej tajemniczo. W jego oczach gościło szaleństwo i żądza mordu. Miał to wypisane na twarzy i przez krótką chwilę Venora zastanawiała się, jak mógł uchodzić w Highmoon za wzorowego obywatela.
-Myślisz pewnie, że teraz ci odrąbię łeb moim toporem?- był już na tyle blisko, że słyszała jak ciężko dyszy nosem. -Nie. Nie będę dla ciebie łaskaw- uśmiechnął się i pochylił, by mogła spojrzeć mu w oczy. -Dam ci tu skonać. Zdechniesz z głodu, lub wycieńczenia. Zaufaj mi, to będzie straszne uczucie, ale na szczęście twój bóg jest wiecznie czujny i możesz się do niego modlić. Masz na to dużo czasu- uśmiechnął się ukazując pożółkłe i zaniedbane zęby. Bulwin odwrócił się i podszedł do miejsca, gdzie stał zanim wywołał magią trzęsienie ziemi. Tam też na kamiennym podłożu delikatnie położył swój topór i ruszył w kierunku wyjścia z jaskini ignorując Venorę.
Panna Oakenfold siłowała się i zapierała wystającą spod gruzu lewą ręką, lecz jej wysiłki na nic się zdawały. Balthazaar również nie dawał znaków życia, co pchało rycerkę do jeszcze wytrwalszej walki.

Minęło kilka minut, a panna Oakenfold poczuła drętwienie w nogach. Czuła również jak opada z sił i walka idzie na marne. Masywny głaz, który przygniatał jej nogi był przeszkodą, której nie dało się pokonać. Rycerka zaparła się ostatni raz w końcu zwątpiła. Jej serce biło jak oszalałe i już powoli zaczynała zastanawiać się, czy oto nadszedł jej koniec. Przez wielu uznana za wybrańca, za bohaterkę skona w męczarni pod kupą gruzu i kamieni.
Venora wzięła głęboki wdech, a sekundę później usłyszała kroki. Ciężkie i stalowe buciory nie nadawały się do skradania mimo szczerych chęci ich właściciela. Venora probowała wygiąć się by spojrzeć w kierunku wejścia do jamy, ale każdy taki ruch sprawiał jej ogrom bólu. Dopiero, kiedy tajemnicza postać zbliżyła się na odległość dwóch metrów, Venora poczuła silny zapach perfum.
-Pokonałaś mnie dwukrotnie a zdechniesz pod kupą kamieni?- usłyszała głos, który był dla niej niczym policze. Agness przykucnęła na jedno kolano, kładąc na ziemi swój hełm i buzdygan.
-Mówi się, że Tymora jest sprawiedliwa. Bardziej niż Tyr. A co ty o tym myślisz?- zapytała czarna kapłanka.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 24-11-2017, 19:33   #414
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Agness... Że też ze wszystkich istot na tym świecie... - mruknęła zirytowana paladynka kręcąc głową. Tymora zaiste miała poczucie humoru, o czym rycerka miała już nieraz okazję na własnej skórze się przekonać i widok czarnej kapłanki wywołał w niej mocno mieszane uczucia. Panna Oakenfold była jednak zbyt zmęczona i zrozpaczona by jakkolwiek skomentować to. - Co tu robisz? Bulwin cię tu chyba nie skierował? - zapytała Venora i znów zaczęła się szarpać, starając oswobodzić. Ciężko jej było jakkolwiek ocenić zamiary kultyski Bane’a, bo choć wyznawczynie wrogich sobie bóstw miały ze sobą prywatny układ, to zło bijące od kapłanki niezmiennie poddawało w wątpliwość by ta przyszła tu z dobrymi zamiarami.
Ostatki sił opuściły paladynkę, kiedy kolejny raz zaparła się bez większego skutku. Agness przyklęknęła na jedno kolano i spojrzała Venorze głęboko w oczy. Czarna kapłanka pokręciła głową, sięgnęła za pas gdzie trzymała kilka małych bukłaków ze skóry, odkorkowała jeden i wypiła go. Banenitka wstała i postawiła nogę na większym kawałku skały, obok głowy Venory. Zaparła się ramionami i aż poczerwieniała na twarzy
-Pomóż mi na dziewięć piekieł…- fuknęła i pchnęła głaz raz jeszcze.

Spory kawał sklepienia stoczył się w końcu z kupy gruzu i przede wszystkim przygniecionej rycerki. Elfi pancerz panny Oakenfold miał kilka zadrapań, ale na szczęście wytrzymał i nie uległ.
- Dziękuję - Venora odsapnęła z ulgą i powoli zaczęła się podnosić. Ostrożnie stanęła na nogach, które miała zdrętwiałe jak prawie całe jej ciało. Paladynka rozejrzała się po jaskini i podeszła do miejsca największego zawaliska gdzie podejrzewała, że był przysypany jaszczur.
- Nie wiem co tu robisz, ale skoro już tu jesteś, pomóż mi odkopać mojego towarzysza - rzuciła do czarnej kapłanki i zaczęła rękami odgarniać kamienie. Venora była przekonana, że to smoczydło ją odepchnęło i uchroniło przed zasypaniem. Miała ściśnięte gardło, bo obawiała się, że odkopią już tylko martwe ciało. - Balthazaar, wytrzymaj jeszcze chwilę, zaraz cię wyciągniemy - powiedziała głośno i spojrzała ponaglająco na Agness.

Agness nie wyglądała na zadowoloną ale zaraz dołączyła do Venory. Kobiety w pocie czoła przerzucały kamienie odkrywając coraz więcej z zasypanego miejsca. W pewnej chwili musiały razem pochwycić wielki kawał sklepienia jaskini.
- Jest! - Venora wskazała wystającą spod gruzu rękę pokrytą miedzianymi łuskami. Paladynka z nowym pokładem zapału odgarniała kamienie. W końcu obie ściągnęły największy głaz z pleców smoczydła i Venora natychmiast do niego doskoczyła, ale nim mogła sprawdzić co z nim, Balthazaar już zaczął się podnosić groźnie przy tym warcząc.
- Żyjesz! - Venora niezmiernie się ucieszyła i ledwo się powstrzymała by go wyściskać. Powiodła wzrokiem za jego spojrzeniem. Złapała go za ramię. - Ona nam pomogła - wyjaśniła nim ten zdecydował się rzucić na kultystkę.

-Po cholerę, żeś tu przylazła?!- warknął złowrogo.
-Mam swoje powody!-
-W dupie mam twoje powody, spierdalaj, bo tym razem już cię nie pozwolę oszczędzić!- syknął, wiodąc ręką ku rękojeści miecza.
-Spróbuj szczęścia!- odparła unosząc buzdygan i tarczę. Zrobiło się gorąco.
- Balthazaar odpuść - Venora stanęła pomiędzy nim, a kultystką. - Bulwin nam uciekł i nie wiadomo ile czasu nam zostało. Daliśmy mu się podejść... - czarnowłosa spojrzała na Agness. - Ale wypadałoby, żebyś wyjaśniła to co tu robisz?
-Śledziłam cię. To proste- odparła niespodziewanie, krzyżując ręce na piersi.
- Po co? - Venora zmarszczyła gniewnie brwi.
-Kiedy się ostatnio widzieliśmy wspomniałaś, że kiedyś kultyści Bane’a będą ci służyć. A potem mnie oszczędziłaś. Zaintrygowało mnie to- wzruszyła ramionami.
Venora była wyraźnie zaskoczona motywami Agness.
- Wiesz chyba że nic tak nie jednoczy jak wspólny wróg? - odparła paladynka, ostrożnie dobierając słowa. Miała powiedzieć coś jeszcze ale pokręciła tylko głową. - Nie ma czasu na to, musimy się spieszyć zanim zacznie świtać. Balthazaar, chodź - po tych słowach ruszyła do wyjścia. - Dasz radę go wytropić? Ślad powinien być świeży

-Kim był ten wielkolud?!- burknęła czarna kapłanka, przytrzymując ich jeszcze krótką chwilę.
- Jaki wielkolud? O czym ty... Bulwin się przemienił w bestię? - Venora wbiła wyczekujące spojrzenie w kultystkę.
-Tylko jeden facet wyszedł z tej jamy, od czasu jak tu się dostaliście- wyjaśniła wzruszając ramionami.
- W którym kierunku się udał! Mów! - ponagliła ją czarnowłosa.
-W kierunku miasta. A gdzie mógł się udać?- spytała z ironią w głosie. -Może powiesz mi kim jest w końcu?- dodała.
- To kultysta Malara. Skoro idzie do miasta i nie zabrał mi tego paskudztwa... Nie spodziewa się nas. Prędko! - spojrzała na Balthazaara i machnęła na niego ponaglająco.
-To się kurwa zdziwi…- zakręcił młyńca wielkim mieczem i schował do pochwy z niebywałą łatwością.

~***~

Droga powrotna do Highmoon minęła im błyskawicznie. Teraz, kiedy już znali trasę dotarli do gaju i palisady dużo szybciej. Nigdzie nie było widać Bulwina, ale Balthazaar czuł jego zapach. Znacznie silniejszy i wyraźniejszy powiódł smoczydło i towarzyszące mu kobiety prosto pod dom handlarza. Po za Bulwinem ktoś dostrzegł Agness i biegiem ruszył ostrzec straże o czarnej kapłance w Highmoon. Mieli mało czasu, zanim pojawią się tu zbrojni.
- Balthazaar, naprawdę nie będę ci tym razem bronić odgryzienie mu głowy - powiedziała w złości rycerka. Choć zmęczona była co nie miara to przyspieszyła kroku by dostać się do malaryty czym prędzej, póki mają element zaskoczenia.- Nie powinnaś była za nami iść - syknęła Venora do Agness. Spojrzała na nią kątem oka i pokręciła głową, bo to naprawdę komplikowało wszystko. Paladynka już miała czarne myśli co do tego jak będzie musiała się tłumaczyć z obecności kultystki Bane'a u jej boku.
Smoczydło skinęło głową do Venory i rozpędził się, znacznie wyprzedzając towarzyszące mu kobiety. Smoczydło uderzyło z barka w drzwi wyłamując je z zawiasów. Drzazgi posypały się po całej posadzce salonu. Bulwin był zaledwie kilka kroków od Balthazaara, gdy ten wpadł do jego domostwa. Handlarz miał na sobie płaszcz i buty, a to znaczyło że dobrze się krył ze swoimi dziwacznym spędzaniem czasu w jaskini.

-Jak wam się udało wydostać?!- krzyknął. Balthazaar zawinął młyńca mieczem w powietrzu i natarł, a Bulwin błyskawicznie napiął całe ciało. W jedną sekundę porosła je sierść, kości mu się przestawiły, a ciało nabrało likantropicznej formy.

- Bierzcie go! - krzyknęła Venora, a jej broń zalśniła, gdy natchnęła w klingę boską energię. Z Pożogą w jednej ręce i Bastionem Rycerza w drugiej, Paladynka rzuciła się szarżą na Bulwina.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 26-11-2017, 21:16   #415
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację

Potężne cięcie Pożogi spowodowało głęboką bruzdę na piersi niedziołaka. Stwór zawył głośno i natarł pazurami. Zbroja uchroniła rycerkę od ran ciętych, ale impetu ciosu niedźwiedziej łapy nie było w stanie nic powstrzymać i paladynka aż straciła dech w piersi od siły uderzenia. Likantrop zamachnął się drugą łapą, ale paladynka zareagowała przytomnie i zdążyła uskoczyć.
- Balthazaar, łap za Cierpienie Zmiennych! - krzyknęła do smoczydła panna Oakenfold patrząc prosto w ślepia likantropa. Paladynka zrobiła szeroki zamach mieczem od boku kierując go wprost pod żebra Bulwina. W ten atak paladynka włożyła moc zdolną karcić zło.
Dwa potężne ciosy spadły z góry na likantropa. Wraz z wybuchem płomieni, spod ostrza posypała się fala iskier. Niedźwiedziołak zawył potężnie i natarł łapami na rycerkę. Wielkie pazury śmignęły przed twarzą rycerki. Venora odsunęła się dość szybko, ale odsłoniła bok i lewa łapa likantropa miażdżącym ciosem odebrała dech w piersi paladynki.
W tym momencie do rycerki dotarła pomoc w postaci Agness i Balthazaara.

Smoczydło już miało dźgnąć niedźwiedziołaka dwuostrzowym mieczem, ale w wielkiej komnacie rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. Blask lamp i ognia w kominku przyćmiło tysiąc trzepoczących skrzydłami nietoperzy.
Nietoperze okrążyły trójkę wojowników uniemożliwiając im dalszą walkę z likantropem. Bulwin zniknął gdzieś za zasłoną z fruwających ssaków. Z interwencją przyszedł Balthazaar, który otworzył paszczę i wystrzelił błyskawicą w powietrze. Nietoperze w panice wyfrunęły na zewnątrz, ale po Bulwinie nie było już śladu w salonie.
-Gdzie polazł?!- warknęło smoczydło zaglądając ostrożnie przez drzwi do jadalni.
-Na górze!- czarna kapłanka wskazała palcem sufit, skąd dobiegało dudnienie wielkich buciorów.
Venora poczuła jak przechodzą jej ciarki po plecach, gdy elektryczny rozbłysk rozjaśnił pomieszczenie. Paladynka zakryła się przed nim odruchowo tarczą. Na szczęście ten lęk nie sparaliżował jej, a jedynie poczuła zimny pot na skroni. Venora przełknęła ślinę i rzuciła krótkie spojrzenie na swoich towarzyszy.
-Tak, jest na górze, czuję zło stamtąd emanujące. Szybko, trzeba tam się dostać! - syknęła do nich i zaczęła rozglądać się za wejściem na strych.

Schody na górę znajdowały się zaledwie kilka kroków od miejsca potyczki. Pierwszy w kierunku schodów pognał Balthazaar. Na górę dostał się błyskawicznie. Smoczydło złapało za klamkę, lecz drzwi zaledwie tylko drgnęły. Balthazaar uderzył barkiem kilka razy aż zamek w końcu odpuścił i smoczydło wpadło do środka. Jaszczuroczłek zdębiał, gdy dostrzegł na drugim krańcu niewielkiej izby dwa paskudne stwory o szczurzym ryju i pogarbionej sylwetce człowieka.
-Szczurołaki!- krzyknęła Agness zza pleców Venory i Balthazaara. Likantropy były przygotowane na takie spotkanie, o czym świadczyły ciężkie kusze w ich rękach. Stalowe linki zwolniły się z charakterystycznym dźwiękiem, a sekundę później smoczydło zatoczyło się do tyłu z dwa drewnianymi bełtami wystającymi z jego bicepsu i piersi. Wielkolud spojrzał gadzim okiem na pociski i wykrzywił pysk w złowrogim grymasie. Smoczydło buchnęło parą z nozdrza i rzuciło się do boju. Venora miała dość czasu by dostrzec po drugiej stronie izby drzwi i uciekającego wąskim korytarzem Bulwina w ludzkiej formie. Mężczyzna skręcił w lewo i zniknął za rogiem.
- Zajmijcie się nimi! - rzuciła Venora i sama pobiegła w ślad za Bulwinem. W międzyczasie sięgnęła do swojej torby i wyciągnęła z niej miksturę leczniczą wypijając ją.


Gorzka w smaku mikstura rozlała się nieprzyjemnie po brzuchu Venory, lecz jej błogosławiona moc od razu ukoiła najgorszy ból w boku. Paladynka przebiegła obok szczurołaków, którymi już zajmował się Balthazaar i ruszyła wąskim korytarzem za Bulwinem. Dotarła do miejsca, gdzie zniknął jej z oczu i wyjrzała za róg. Znajdowały się tam wąskie schody prowadzące na pogrążony w mroku strych. Na szczycie schodów znajdował się Bulwin, kończący inkantować kolejne zaklęcie. Venora posłała mu gniewne spojrzenie i ruszyła w przód z zamiarem wymierzenia mu sprawiedliwości. Wtem handlarz skończył ostatnią frazę i cały korytarz porosły kolczaste pnącza, wyrastające z szczelin między deskami ściany oraz stopni.
Venora przeklęła pod nosem poirytowana, że po raz kolejny gdy miała go na wyciągnięcie ręki to ten jej uciekał. Ale to tylko podsycało w niej determinację.
Paladynka cięła w pnącza ognistym mieczem. Kawałki kolczastych pnączy odpadały z każdym, zamaszystym ciosem Pożogi.

Zdeterminowana Venora parła do przodu krok za krokiem. Kilka chwil później, była już w pół drogi. W jej twarz uderzyło nienaturalne zimno, jakby stała gdzieś na lodowym pustkowiu, wystawiona na działanie arktycznych wiatrów.
W końcu dotarła na górę. Ciernie jej nie zraniły, choć mocno się upociła w drodze na górę. Odgłosy walki, ciągle ją dobiegały z izby gdzie Balthazaar i Agness zajmowali się likantropami. Na strychu znajdowało się wiele rupieci, oraz porozwieszane dywany, sprowadzone z różnych części świata. Venora czuła na skórze wszechobecny chłód i wiedziała, że to zapewne zwiastuje jakieś kłopoty.
Panna Oakenfold spodziewała się, że czeka tu na nią trudna walka. Wyciągnęła miksturę korowej skóry i wypiła ją. Tego dnia jej żołądek przyjął już tyle różnych eliksirów, że ledwo zapanowała nad odruchem mdłości. Zmieniła też pierścień, który nosiła, na ten który kupiła w Highmoon.
Deski pod jej nogami ospale skrzypiały. Każdy krok zdradzał jej położenie, ale nie dbała o to. Wiedziała, że w każdej chwili może dołączyć do niej Balthazaar, a jego obecność była niepodważalnym atutem w walce.

Venora szła lekko pochylona, trzymając Pożogę w gotowości. Paladynka odsłoniła czerwony dywan ze złotymi wzorami, by przejść dalej i wtedy ujrzała dziwaczne stworzenie składające się z lodowych brył. Istota przypominała golema, ale venora wiedziała, że to przyzwany żywiołak. Powietrze wokół niego było tak zimne, że nawet para z ust błyskawicznie przymarzała. Stwór odwrócił się powoli spoglądając na służkę Helma białymi ślepiami, osadzonymi w lodowej bryle przypominającej nieco głowę.
Dla Venory pocieszające było przynajmniej to, że jej pochodzenie przynajmniej dawało jej odporność na zimno, a ognisty miecz był wręcz idealny na topienie lodu. Gorzej, że była sama na co najmniej dwóch przeciwników, prawie pozbawiona czarów.
~ Dam radę ~ zagrzała się do walki i ruszyła na żywiołaka lodu.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 26-11-2017 o 21:19.
Nefarius jest offline  
Stary 26-11-2017, 23:32   #416
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Żywiołak stał nieruchomo przyglądając się skrytej w półmroku Venorze. Przez niewielkie, strzeliste okienko wpadał blady blask księżyca w pełni. Venora wiedziała, że gdzieś w pobliżu czaił się Bulwin, nie mogła pozwolić się oszukać. Rycerka ostrożnie zbliżyła się do żywiołaka gotując się na potyczkę. Z dołu słyszała kroki biegnących Balthazaara i Agness. Venora natarła na przyzwaną istotę. Dwa cięcia Pożogi wystarczyły by rozpłatać przyzwańca w kupę parującym kawałków lodu. Venora uśmiechnęła się mimowolnie po błyskawicznym zwycięstwie nad żywiołakiem. Nagle usłyszała ryk Bulwina, który wybiegł zza jednego z dywanów. Jego ciało nie nosiło żadnego śladu po ranach, które mu niedawno zadała. Mężczyzna w ułamku sekundy przybrał formę hybrydy i natarł na rycerkę. Venora próbowała dźgnąć szarżującego likantropa Pożogą, lecz ten uchylił się w ostatniej chwili i złapał ją wielką, kudłatą łapą przebijając paladynką drewnianą ścianę i skrawek dachu. Venora upadła z wysokości pierwszego piętra na ziemię uderzając w nią plecami. Choć potężnie gruchnęła, elfi pancerz w jakiś sposób uchronił jej ciało przed większymi obrażeniami. Rycerka znów ujrzała świecącą na niebie Selune, ale nie było czasu na podziwianie uroków natury, gdyż przemieniony Bulwin już się podnosił by kontynuować bój z panną Oakenfold.

Rycerka po upadku łapczywie złapała zimnego powietrza w płuca i aż stęknęła, gdy przeszył ją ból przez obite plecy. Nie miała niestety okazji by poużalać się nad sobą i póki adrenalina krążyła jej w żyłach, czym prędzej zaczęła się podnosić.
- To koniec twojego kłamliwego żywota w tym mieście kultysto Malara! - krzyknęła Venora na całe gardło szykując się, by ponownie stanąć do walki z niedźwiedziołakiem.
-Tylko tak ci się wydaje!- warknął niedźwiedziołak, trudnym do zrozumienia tonem. Stwór zawył głośno i natarł na rycerkę, lecz tym razem uderzenia łap były za słabe by chociażby pozostawić siniaki na ciele Venory. Kątem oka dostrzegła w dziurze w ścianie Balthazaara i Agness, ale nie było czasu by zrobić cokolwiek innego jak skupienie się na walce z likantropem.
- Nie dopuszczę byś siał zarazę! Skończę z tobą tu i teraz! - wykrzykując te słowa, Venora zrobiła szeroki zamach Pożogą, której płomień błyszczał żółto-pomarańczową łuną. Oczy paladynki aż błyszczały w tym świetle, gdy ze zdeterminowaną miną panna Oakenfold wyprowadziła cios w bok kultysty.

Niedźwiedziołak był nie tylko wielką i masywną istotą, ale również niezwykle szybką. Po raz kolejny uniknął ciosów paladynki, szczerząc przy tym wielkie zębiska.
-Na bogów!- usłyszała gdzieś zza pleców nieznajomy głos oraz dźwięk brzęczących pancerzy. Niedźwiedziołak uderzył od góry trafiając bezbłędnie w bark panny Oakenfold. Rycerka poczuła jak coś jej przeskoczyło w kościach, ale nie przejmowała się tym. Przed drugim ciosem zdążyła się zasłonić, ale niewiele to pomogło, gdyż silny ból w ręce doskwierał mimo wszystko. Na szczęście jak zwykle ze wsparciem przybył Balthazaar, który wyskoczył za nimi przez dziurę w ścianie i skupił na sobie uwagę likantropa.
Paladynka nie zamierzała marnować rozproszenia przeciwnika i rzuciła się na niego, wyprowadzając cios Pożogi od dołu w zad niedźwiedziołaka.
Smród palonego futra i mięsa poniósł się między domami, rozproszony północnym wiatrem. Ostrze miecza przebiło grubą skórę bestii i chyba uszkodziło jej kręgosłup. Zanim stwór padł na kolana, panna Oakenfold zdążyła raz jeszcze go ciąć w plecy. Ostatecznie jednak walkę zakończył Balthazaar, który wskoczył na likantropa, powalając go na plecy, a jedno z ostrzy nowego miecza przebiło pierś bestii odbierając jej ostatni dech.

Smoczydło stoczyło się bezwładnie na ziemię, pozbawione wszystkich sił. Jego pierś energicznie się ruszała gdy łapczywie łapał powietrze przez nos.
-U… Udało się…- syknął do rycerki. Chwilę później otoczyła ich grupka strażników miejskich. Na szczęście nie mieli wrogich zamiarów, gdy ujrzeli odmienione ciało Bulwina.
- Balthazaar! - natychmiast oblicze Venory się zmieniło na zatroskane. Z przerażeniem w oczach doskoczyła do ledwo żywego jaszczura. Przyklękła przy nim, położyła jego głowę na swoje kolana i zaczęła inkantować modlitwę do Helma, by zesłał na smoczydło leczącą energię.
-Dajże spokój, załatw żeby tej pomalowanej na mordzie przybłędy strażnicy nie pochlastali…- spojrzał na dziurę w ścianie, przez którą wyskoczył za Venorą. Agness, skryta w półmroku przyglądała im się i chociaż strażnicy miejscy jej nie dostrzegali w ciemności, Venora i Balthazaar doskonale zdawali sobie sprawę z jej obecności tam. Jaszczur podniósł się wartko na nogi.

W grupce otaczających ich strażników pojawiły się również twarze burmistrza i dowódcy straży, który widząc całą scenę schował tylko miecz do pochwy i skinął głową na jednego ze swoich podwładnych.
-Uwolnijcie Klarena- rzekł chłodno i odwrócił się na pięcie.

Venora nie wyglądała jakby miała zamiar przejąć się kultystką Bane'a, która przecież sama się za nimi w to miejsce udała. Uważnie przyglądała się smoczydłu.
- Nie pogryzły cię te szczurołaki? Musimy zdobyć belladonny... Żeby mieć pewność, że nie tknie cię zaraza - paladynka była bardzo zmartwiona.
-Nie- odparł krótko. -Jednego wypatroszyłem gołymi łapami- podniósł prawicę ukazując zaschniętą krew na dłoni. -Drugiego zabiła ta dziwka…- skinął głową w kierunku czarnej kapłanki. -Ona chyba też jest cała-
- No dobrze... - spojrzenie Venory starało się przeszyć Balthazaara na wylot. W końcu odpuściła i również wstała. - Nie mam już siły na nic - westchnęła ciężko spoglądając na martwe ciało Bulwina. Powolnym krokiem zbliżyła się do niego i zamachnęła mieczem w szyję, oddzielając głowę kupca od jego ciała. - To tak dla pewności - powiedziała do stojących w koło strażników. - W domu były jeszcze przynajmniej dwa szczurołaki. Przeszukując dom Bulwina zachowajcie szczególną ostrożność - przestrzegła ich.

-Zabiją ją…- syknął Balthazaar, gdy troje strażników wbiegło do domu likantropa.
- Raczej ona zabije ich... - mruknęła paldynka i kręcąc głową udała się w ślad za mężczyznami.

- Stójcie - rzuciła do strażników miejskich, gdy weszła ponownie do budynku. Musiała ich w jakiś sposób powstrzymać przed wejściem w głąb domostwa i prędko znalazła rozwiązanie, które mogło się udać. - Poczekajcie, sprawdzę czy nie kryją się tam inne likantropy. Jako paladyn jestem odporna na ich chorobę i mogę wyczuć ich obecność - wyjaśniła powód powstrzymywania ich przed przeszukaniem. Inny powód, ten do którego nie chciałaby się musieć przyznawać, dotyczył znalezienia Agness i dania jej czasu na ulotnienie się z tego miejsca. - Wrócę za kwadrans, a wy tu czekajcie w gotowości, aż was zawołam.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 27-11-2017, 11:44   #417
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Venora już znała drogę na strych, gdzie przed chwilą widziała czarną kapłankę przez dziurę w ścianie. Pożogę trzymała w gotowości, choć jedyne zło jakie wyczuwała w okolicy, skupiało się na wyznawczyni Bane’a. Panna Oakenfold dotarła na strych, depcząc pousychane, kolczaste pnącza, które sama odcinała. Agness stała tam, gdzie przed paroma chwilami przyglądając się zabitemu Bulwinowi.
-Nie wpuściłaś tu strażników- syknęła pod nosem.
Venora westchnęła.
- A ty zamierzasz tu tak stać i podziwiać widoki? - odparła, zmieniając temat. - Musisz się wynosić stąd. Masz tylko kilka minut zanim tu wejdą. Przy odrobinie szczęścia zapomną o twojej obecności przez to całe zamieszanie - dodała przyglądając się kultystce.
-Cóż za ironia losu. Rycerz Helma, namawia wyznwacę Bane’a do ucieczki przed strażami miejskimi…- zaśmiała się pod nosem, po czym w końcu spojrzała w stronę Venory -Śniłam o końcu świata… Śniłam o potędze zdolnej zmiażdżyć nawet boskie cytadele… Śniłam o jaju purpurowego smoka... - westchnęła ciężko. -Tamtego dnia, kiedy złożyłam ci przysięgę… Bane się ode mnie odwrócił. Przestał słuchać moich modlitw i nie zsyła już błogosławionej mocy- wyjaśniła chłodno.

Venora z początku miała minę mówiącą, że nie zamierza jej słuchać, lecz gdy wspomniała o snach i jaju purpurowego smoka skrzywiła się.
- Od jak dawna masz te sny? - zapytała cicho, jakby nie chcąc by ktoś podsłuchał ich rozmowę.
-Pierwszy raz śniłam o mrocznych czasach, nim wybrałam ścieżkę Bane’a. Lecz wtedy byłam przekonana, że to znaki od Czarnej Pięści… Potem długi czas śniłam tylko o zbrodniach, które dokonałam… W końcu kilka miesięcy temu koszmary o smokach znów powróciły. Już nie jestem tą samą młodą dziewką zafascynowaną tyranią i absolutną władzę. Już teraz wiem, że te sny nie mówią o zacnej przyszłości, a o końcu świata jaki znamy…- wzruszyła ramionami -Nie mam domu, nie mam celu. Nawet bóg się ode mnie odwrócił, mimo że służyłam mu wiernie wiele lat. Powinnaś mnie była zabić, przynajmniej zginęłabym w honorowej walce…- pokręciła głową.
Paladynka szczerze współczuła Agness po tym co opowiedziała. Wyglądało na to, że jej początek był podobny do Venory, tyle, że ona miała dziadka, który zadbał o nią i dobrze się zaopiekował by nie zeszła na złą ścieżkę.
- Ten tatuaż z bykiem, co on oznacza? - zapytała panna Oakenfold i wskazała na jej rękę.

-Niewiele wiem o moich przodkach i rodzinie, ale wiem, że byk z dwoma ogonami był rodowym herbem mych przodków. Oczywiście zanim uznałam czarną pięść za swój herb…- wyjaśniła.
Venora przyglądała się jej, gorączkowo zastanawiając co z nią zrobić. Na razie kiedy myśli jej się klarowały, zdecydowała wypytać ją jeszcze o kilka spraw.
- Czego szukałaś w moim rodzinnym domu? - spytała, tym razem przyjmując gniewne oblicze.
-Szukałam mapy do Wzgórza Berethina…- odparła krótko i zwięźle. -Mój mistrz wiedział kim był twój dziad. Wiedział też, że Wzgórze kryło wiele skarbów i jakąś potężną broń- dodała.

- To się pewnie zdziwiłaś jak cię dopadłam na Smoczym Wybrzeżu - skomentowała Venora. - Twoje szczęście, że nikomu z nich nie stała się krzywda... - dodała i westchnęła ciężko. Skrzyżowała ręce przed sobą. - Jesteśmy bardziej do siebie podobne niż chciałybyśmy to przyznać - stwierdziła w końcu, spoglądając kultystce w oczy. -Twoje pochodzenie musi mieć znaczenie. Dobrze, że Bane się od ciebie odwrócił. W moich koszmarach nie czułam od ciebie zła, więc... Mogę pomóc ci obrać nowy cel w życiu - powiedziała uważnie ważąc słowa.

-Nowy cel?- powtórzyła po niej unosząc lekko kącik ust w tajemniczym uśmiechu -A co to za cel?- spytała w końcu.
- Na początek odnalezienie twojej rodziny. Później... W sumie to nie będzie nowy cel, a zadanie, które chyba postawiono nam jeszcze przed naszymi narodzinami. Musimy nie dopuścić do powrotu Tiamat - odpowiedziała jej Venora z powagą w głosie.
-Tiamat?- Agness zrobiła zdziwioną minę, ale po chwili jakby ją olśniło. -Czyli to nie przypadek, że się spotkałyśmy… Chyba musisz mi wiele opowiedzieć- dodała.
- Miewam... Wizje przyszłości. To w nich spotkałam ciebie, lecz o tym, że to właśnie jesteś ty, dowiedziałam się na niedługo przed naszym ponownym spotkaniem. W tej wizji przewodziłaś wojownikom w czarnych zbrojach płytowych, a każdy miał ten symbol na ręku i na swym orężu. Żadne z was nie miało w sobie zła - panna Oakenfold wyjaśniła pokrótce powód, dla którego nie zabiła jej w lesie, przy ich drugim spotkaniu. - Niewykluczone, że kultyści Bane'a porwali cię tak samo jak... Ty moich bratanków

-Venoro!- rycerka usłyszała krzyk smoczydła. Balthazaar musiał mieć powód by przerywać jej rozmowę z Agness. Paladynka wyjrzała przez dziurę w ścianie, gdzie dostrzegła zbliżającego się druida, pomiędzy domami w oddali.
- No to tyle na razie jeśli chodzi o naszą rozmowę... - mruknęła Venora i sięgnęła do magicznej torby. Wyjęła z niej magiczną miksturę i wyciągnęła do Agness rękę w której ją trzymała. - To eliksir niewidzialności. Jeszcze nie świta, więc tym łatwiej opuścisz miasto. Chyba, że pozbędziesz się symboli Bane'a, wtedy wyjdziemy stąd, wyjaśnię twoją obecność. Ja przyjmę cię, pomogę odbyć pokutę... - dała jej wybór.
-A wykujesz mi nowy pancerz?- syknęła pod nosem z ironią w głosie wskazując na symbol Bane’a na napierśniku zbroi. Czarna kapłanka wzięła eliksir od Venory i położyła na jakimś rupieciu leżącym w pobliżu.
- Wykuć nie wykuję, ale nie problem dla mnie takowy kupić, chyba nawet w Highmoon się takie znajdą - Venora odparła całkiem poważnie. - Jeśli potrzebujesz czasu by się z tą myślą oswoić to... Wyruszam z moimi towarzyszami jutro o świcie, traktem ku Przesmykowi Grzmotu. Uprzedzę druida, żeby nie niepokoił cię w lesie. Jest mi w końcu winien przysługę - uśmiechnęła się lekko.

Agness nic nie odpowiedziała, usiadła tylko na podłodze opierając głowę o belkę podtrzymującą strop. Venora zeszła na dół, gdzie akurat dotarł Klaren.
-Nakazano mnie oswobodzić…- rzekł bezuczuciowo, patrząc z pogardą na zwłoki Bulwina. -Nie potrafiłem go wyczuć…- fuknął w złości na samego siebie.
-Używał sporej ilości perfum… Pewnie dlatego nie mogłeś go wywęszyć- skomentował Balthazaar.
-Spalcie zwłoki. Nie godzien jest skończyć w łonie matki ziemi- odparł druid.
- Najważniejsze, że już jest po wszystkim, a winien śmierci twojego towarzysza jest martwy - odezwała się Venora, pocieszającym tonem. - Wiem, że to pewnie niewiele dla ciebie znaczy, ale obiecuję ci, że napiszę oficjalną skargę na dowódcę straży do sędziego Tyra, by strażnik został pozbawiony swojego stanowiska - dodała i rozejrzała się. - Czy możemy porozmawiać na osobności? - poprosiła druida. Klaren skinął jej głową i odszedł na bok zerkając na Venorę wyczekująco.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 27-11-2017, 12:54   #418
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Paladynka dyskretnie rozejrzała się, dla upewnienia, że nikt ich nie podsłucha. W końcu spojrzała na Klarena.
- Bulwin prawie nas zabił, gdy ja i szmoczydło go znaleźliśmy w jego jaskini, w której odprawiał modły do Malara - zaczęła tytułem wstępu. - Z pomocą przyszła nam czarna kapłanka, z którą mam osobisty układ po tym jak kilka dni temu oszczędziłam jej życie po naszej ostatniej walce. Choć jest kultystką Bane'a to on się od niej odwrócił. Ja chce jej pomóc, ale ona potrzebuje czasu do namysłu. Dlatego mam wielką prośbę, że gdy ją napotkasz w lesie, nie atakuj jej jeśli sama nie będzie miała wrogich zamiarów. W końcu miała swój duży wkład w uwolnienie ciebie, a to już pierwszy krok na jej drodze by stać się lepszą istotą - powiedziała wprost.
-Rozumiem- odparł druid. -Niech będzie. Muszę wrócić doglądać gaju. Pewna rodzina żbików potrzebowała mojej pomocy. No i muszę zmienić opatrunek małej sowie- odszedł kilka kroków, ale zatrzymał się po chwili i odwrócił w kierunku rycerki -Dziękuję- powiedział i ruszył na północ. Venora odprowadziła go wzrokiem.

-I co teraz? - usłyszała głos Balthazaara zza pleców.
- Idziemy się w końcu przespać - odparła paladynka spoglądając w rozgwieżdżone niebo.

~***~

Po tym jak paladynka wyjaśniła strażnikom, że nie znalazła w domostwie już niczego niepokojącego, przestrzegła jeszcze by w przypadku znalezienia magicznych przedmiotów od razu informowali maga Madericka. Jeszcze przez chwilę rycerka zastanawiała się czy nie zostać, dopilnować wszystkiego, ale groźne spojrzenie Balthazaara wodziło za nią. Dlatego więc paladynka odpuściła i w towarzystwie jaszczura wróciła do gospody.

Z ulgą przekroczyła próg karczmy i poprosiła o butelkę wina, od zaspanej gospodyni, która wyszła otworzyć im drzwi. Venora była niezmiernie zmordowana tą nocą. W swoim pokoju najchętniej padłaby na podłodze tak jak stała, w pełnym rynsztunku. Ale udało jej się zmusić do rozebrania. Wszystko ją bolało i na całym ciele miała pełno sińców. Co chwilę syczała niczym wąż, gdy zdejmując kolejny element zbroi coś ją zabolało. Przynajmniej umilała sobie ten czas popijając wino wprost z butelki.


Elementy zbroi, jej miecz i tarcza w końcu spoczęły na podłodze, a wolna od nich Venora usiadła na skraju łóżka. Złożyła ręce do modlitwy, otulając w dłoniach symbol swego boga.
Chwilę myślała o Agness i sytuacji w jakiej znalazła się ta kobieta. Pojawiła się w jej głowie nieśmiała myśl czy podobnie by skończyła i ona, gdyby nie troskliwa opieka sług Helma, którą była otoczona od samego początku. Aż zimny dreszcz ją przeszedł.
- Zrobię wszystko by wykazać się wartą twojej troski o mnie - powiedziała wbijając spojrzenie w święty symbol.

Paladynka modliła się do Helma długo i gorliwie. Dopiero gdy resztki sił ją opuściły, padła na łóżko i zdążyła już tylko okryć się kocem, nim sen ją pochłonął.

8 dzień Gaśnięcia 1372 roku rachuby dolin. Highmoon

Kiedy Venora w końcu zeszła do biesiadnej izby, jej kompani już tam czekali. Balthazaar siedział podpierając głowę na rękach. Był równie zmarnowany nocnymi harcami, co siedzący obok Dundein i niziołek. Z całej grupy to Venora wyglądała najbardziej świeżo i żwawo.
-Na Moradina… Cóż to była za noc… Nie wiedziałem, że będę w stanie zainspirować opowieściami o przodkach tylu ludzi…- pokręcił głową.
-I jednego niziołka…- wtrącił się mały wynalazca.
-O właśnie… dowiedziałem się czegoś o moich kuzynach!- zaaferował się Dundein. -Ich siedziba jest niedaleko stąd. To zaledwie kilka godzin pieszej wędrówki. Te krasnoludy strzegą podziemnego przejścia na drugą stronę gór. Gdyby nas przepuścili... -
-Zaoszczędzilibyśmy dwa dni drogi…- burknął Balthazaar.
-Dokładnie! To bezpieczna droga, bo oni trzymają nad nią pieczę cały czas!- wyjaśnił kapłan, czekając na reakcję Venory.
- Czyli to jest nam po drodze, tak? - dopytała, bo wciąż była nieco zaspana i nie wiedziała czy dobrze kojarzy. - Dobrze, ale wyruszymy jutro o świcie, dziś jeszcze muszę uzupełnić zapasy mikstur, napisać skargę na dowódcę straży i takie tam... - westchnęła i pomasowała sobie dłonią obolały bark, który tej nocy prawie przetrącił jej niedźwiedziołak. - Dundeinie, wyleczyłeś Balthazaara? No i mi też by się trochę przydało, bo zużyłam całą swoją ozdrawiającą moc dziś rano - smoczydła o to nie pytała, bo i tak by jej nie odpowiedział.

Krasnolud pogładził się dłonią po warkoczu z brody i wymienił z niziołkiem zdziwione spojrzenia.
-W zasadzie… To gdzie byliście cały dzień?-
-No i noc…- dodał Lusian.
Venora pokręciła głową i zaraz roześmiała się.
- Wszystko przespaliście - mruknęła rozbawiona i jej spojrzenie spoczęło na Balthazaarze. - Nie zmienisz się, co? - rzuciła do niego i wróciła wzrok na Dundeina. - Wylecz go, proszę - powiedziała i rozsiadła się wygodniej na ławie, opierając łokciami o blat stołu. - Wy balowaliście, a my likantropy i kultystów Malara wyganialiśmy z miasta - odpowiedziała w końcu na pytanie. Duindein zaśmiał się gromko, ale widząc poważną minę Venory i smoczydła, sam przestał się śmiać.
-Yyy… Ale jak… jak to?- nie dowierzał.
- Najpierw go ulecz, a potem wszystko opowiemy - odparła Venora i przeciągnęła się. - Cóż poradzić, los kieruje mnie w miejsca gdzie roi się od kłopotów. A tu jeden kultysta Malara żył sobie jak pączek w maśle udając handlarza. Wkupywał się w łaski wszystkich możnych i władczych to uspana była ich czujność

Dundein wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Balthazaarem, który przyzwolił w ten sposób na uleczenie go. Krasnolud poprosił Moradina o błogosławioną moc, a Wszechojciec nie żałował swemu wyznawcy leczniczej magii. Po kilku chwilach smoczydło wyglądało na w pełni zdrowe i gotowe na nowy bój. Dundein rozsiadł się wygodnie na ławie przy stoliku, zastanawiając się czy w ogóle jest głodny.
-No to opowiadaj- odezwał się niziołek.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 28-11-2017, 12:16   #419
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
- Akurat byliśmy z Balthazaarem u maga, u którego chcieliśmy poszukać przydatnych magicznych przedmiotów. To przez to dowiedzieliśmy się, że niedźwiedzi towarzysz druida zaatakował strażnika miejskiego, prawie go zabijając. Nie jednego druida już poznałam, więc sprawa wydawała mi się na tyle dziwna by zdecydować się, żeby się w nią zagłębić. I całe szczęście. Szukając odpowiedzi znaleźliśmy miejsce gdzie skryty był przeklęty przedmiot Malara. Stoczyliśmy w międzyczasie kilka walk. W dużym skrócie okazało się, że pewien kupiec był likantropem i kultystą Malara, który najpewniej użył tego przeklętego przedmiotu by przejąć kontrolę nad niedźwiedziem druida i dlatego ten zaatakował strażnika. Druid za to trafił do lochu i pewnie dostałby karę śmierci za to - opowiedziała prawie jednym tchem paladynka. - Walkę z kultystą odbyliśmy w sam środek nocy, w jego domu, tu w mieście. A strażnicy byli świadkami ostatnich ciosów jakie mu zadaliśmy. Z miejsca dowódca straży wypuścił druida. To była niezwykle ciężka walka - westchnęła na koniec i spojrzała na smoczydło. Uśmiechnęła się do niego ciepło.

- Dlatego też dziś odpoczywamy, a jutro o świcie… Może dołączy do nas kolejna osoba - odwróciła wzrok, kierując go na krzątającą się za ladą gospodynię tego przybytku. - Muszę w końcu kupić sobie dziennik i zacząć spisywać te przygody, bo wkrótce sama zacznę o nich zapominać - stwierdziła z rozbawieniem.
Niziołek i krasnolud słuchali paladynki, kilkukrotnie zerkając po sobie w czasie jej monologu. O ile Duindein zdążył poznać nieco służkę Helma i jej smoczego kompana, to Lusian nie mógł się nadziwić opowieści. Malaryci, likantropy, druidzi to wszystko w jedną noc, kiedy on kilkaset metrów dalej pił wino i śpiewał sprośne piosenki.
-Wy tak często macie?- spytał w końcu z uśmiechem na ustach.
-Nawet nie masz pojęcia…- skomentował ponuro Balthazaar, który w zasadzie był tego uczestnikiem.
Nagle drzwi do gospody stanęły otworem a w progu pojawiła się Agness. Venora mogłaby jej nie poznać, gdyby nie tatuaże na twarzy i ramionach. Czarna kapłanka już nie miała na sobie płytowej zbroi z rogami, szpikulcami i co najważniejsze symbolem pięści Bane’a. Agness miała zdrowe, kobiece ciało. Jędrny i wydatny biust oraz talię osy. Rozpuszczone włosy w kasztanowym kolorze sięgały łopatek.

Na jej widok Balthazaar mruknął tylko ponuro, ale gdy Venora rzuciła mu karcące spojrzenie zamilknął. Agness podeszła do stolika i bez słowa usiadła na ławie, budząc przy tym spore zdziwienie Lusiana i Dundeina. Czuła się bardzo nieswojo i nietypowo, czego nie potrafiła w ogóle ukryć.
-Co polecacie?...- spytała w końcu na przełamanie lodów.
Venora przez chwilę przyglądała się kobiecie, a na jej ustach uśmiech tylko się poszerzał i to pomimo zła, które wyczuwała od jej osoby.
- Mają dobre wino - odparła paladynka. - Ale z nim lepiej poczekać na wieczór. A teraz poprosimy o jeszcze jedną porcję pieczeni - to mówiąc czarnowłosa wstała od stołu i poszła do gospodyni.
Panna Oakenfold wróciła po krótkiej chwili do swoich towarzyszy, skupiając swoją uwagę na Agness.
- Więc czekają nas dziś porządne zakupy- stwierdziła z zadowoleniem w głosie rycerka. Wtedy też zorientowała się o czym zapomniała.

- Drużyno, to jest Agness, pomogła dzisiejszej nocy nam w walce z kultystą - przedstawiła ją. - Agness, poznaj Dundeina, który jest kapłanem Moradina - wskazała na krasnoluda. - Lusian jest magiem i wynalazcą - skinęła na niziołka. - A Balthazaara już znasz - uśmiechnęła się.
Smoczydło pokręciło głową, wbijając wrogie spojrzenie w kapłankę Bane’a, lecz ta zdawała się kompletnie to ignorować. Pozostali powitali ją natomiast dość ciepło, aż do momentu jak niziołek nie przypomniał sobie skąd zna jej wytatuowaną twarz.
-Ej! Przecież to ona czekała na ciebie na gościńcu, gdy opuściliśmy wyspę Dariusa!- przeraził się nie na żarty, o mały włos spadając z ławy.
- Eee, tak to ona... - Venora dopiero teraz zdała sobie sprawę, że faktycznie niziołek już miał okazję poznać ich nową towarzyszkę. - Ale jak widzisz, porzuciła symbole dawnego boga - dodała spokojnym tonem by zapewnić Lusiana, że nie ma się czego obawiać. - Porozmawiałyśmy sobie dziś w nocy i... Cieszę się, że jesteś tu z nami - stwierdziła na koniec w przyjaznym tonie kierując wzrok na Agness.

Kobieta uśmiechnęła się blado, jakby ciągle nie była pewna, czy dobrze robi przyłączając się do Venory i jej świty.
-Paladyn Helma, kapłan Moradina, niziołek - wynalazca i to…- wejrzała wymownie na smoczydło. -Niezła z was zbieranina…- pokręciła głową -Więc jaki jest wasz cel?- spytała w końcu chłodno.
- Wracamy do Suzail - odparła krótko panna Oakenfold. - W stolicy Cormyru będziesz mogła odbyć pokutę i obrać nowego patrona - dodała z powagą w głosie, jednocześnie wcale nie wyglądało na to by zamierzała kobiecie narzucać własnego boga. Agness miała niewyraźną minę. Nic więcej nie powiedziała. Niedługo później cała grupka zjadła śniadanie i mogła przygotować się do drogi.
-Mój daleki kuzyn nas przenocuje. Bez żadnego problemu! Ale jeśli nie wyruszymy teraz zdążymy przed zmierzchem- mówił brodaty kapłan żując ostatnie kęsy chleba z boczkiem.

Panna Oakenfold nie była zadowolona na ten pośpiech, ale po przemyśleniu wszystkiego uznała, że tak będzie najlepiej.
- Miałam zamiar jeszcze poszukać czegoś do kupienia w tym mieście, ale krasnoludy mogą mieć dużo lepszy sprzęt na sprzedaż u siebie - stwierdziła w zadumie Venora. - Dobrze więc... Szybko uwinę się z napisaniem skargi i wysłaniem jej do sędziego Tyra, sprawdzę jeszcze co u maga i burmistrza. W dwie godziny będę gotowa do drogi
Paladynka od razu po śniadaniu zabrała się za dokończenie wszystkich spraw jakie miała w mieście. Zaczęła od napisania długiego pisma w którym opisała całą sytuację uwięzienia druida i związanym z nim dochodzeniem, którego nie było. Rycerka podkreśliła jak nieodpowiednie zachowanie było udziałem dowódcy straży miejskiej, które doprowadziło do braków w informacjach jakie otrzymał sędzia Tyra, co natomiast skutkowało niewłaściwym postawieniem wyroku. Gotowy list, imiennie podpisany przez służkę Helma, został posłany do sędziego Tyra gońcem.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 29-11-2017, 10:45   #420
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Czas szybko umykał Venorze przez co gdy pojawiła się w wieży maga Madericka musiała odmówić wypicia z nim herbaty i tylko w krótkich słowach opowiedziała jemu i Balerickowi co tak naprawdę się wydarzyło w nocy. W zamian za pomoc w uniewinnieniu druida paladynka poprosiła maga by dostarczył do Toni Yeven wisiorek, który wciąż miała przy sobie, a zgodnie z umową powinna była już dawno oddać właścicielowi. Mag nie widział w tym żadnego problemu i przyjął od niej amulet obiecując zwrócenie go wodnym ludziom.

Burmistrza tym razem odwiedziła w ratuszu. Wystarczyło by się przedstawiła, a od razu zaprowadzono ją do jego gabinetu. Mężczyzna zachęcał ją do wypicia z nim choćby jednego kielicha dobrego wina, lecz czarnowłosa uprzejmie odmówiła, tłumacząc się, że śpieszno jej wyruszyć w drogę już teraz. Venora między pochwałami i podziękowaniami jakimi uraczył ją urzędnik dostała zapewnienie, że ureguluje on koszty ich pobytu w mieście, a gdy zapytana dokąd się wybierają odpowiedziała o enklawie krasnoludów, burmistrz zaproponował im użyczenie koni. Wytłumaczył, że wierzchowce zostaną odebrane gdy kilka dni później uda się tam jego człowiek w poselstwie. Było to na rękę paladynce, bo znacznie skracało czas podróży.
Z zapewnieniem od burmistrza, że zawsze będzie ona i jej towarzysze mile widziani w Highmoon, Venora wróciła do gospody.

Dzięki użyczonym wierzchowcom znalazło się trochę czasu, by jeszcze przed drogą zadbać o sprzęt i go porządnie wyczyścić.

~***~

Highmoon zniknęło za wzgórzem. Kierunek ich wędrówki wytyczył sam Dundein, który dobrze zorientował się co do położenia krasnoludzkiej enklawy. Z opisu świadków i gości tego miejsca wynikało, że był to skryty w cieniu gór kompleks budynków, tworzących bezpieczne i dobrze strzeżone osiedle. Krasnoludy zajęły część naturalnych jaskiń pod górami, oraz zabezpieczyły ukrytą drogę prowadzącą na zachodnią stronę Grzmiących Wierchów. Według relacji świadków brodaty lud zamieszkujący to miejsce nie utożsamiał się z jednym bogiem, ani też jedną rodzimą twierdzą. Cała ta, tajemnicza społeczność nazwała się “Zjednoczonymi dziećmi”. Krasnoludy dzieliły się wszystkim, oraz wspólnie dbali o własne potrzeby. Jedni uprawiali ziemię na powierzchni, inni kuli stal, a kolejni rzeźbili towary na handel wymienny z najbliżej usytuowanym Highmoon. Cała społeczność zamieszkiwała dolinę u źródeł rzeki Arkhen.
Dundein bardzo wiele opowiadał o swoich kuzynach i ich rodzinach, choć tak naprawdę nigdy tam nie był. Venora słuchała słów brodatego kapłana i regularnie zerkała to na Agness, to na Balthazaara. Oboje milczeli, ale panna Oakenfold wiedziała, że przyjacielskich relacji nie buduje się w kilka dni. Doskonale zresztą pamiętała jak długo Balthazaar kazał jej czekać na jakiekolwiek oznaki sympatii.

~***~

Mroźny wiatr przegonił z nieba ciemne, jesienne chmury, a zachodzące słońce przyjemnie grzało ich twarze. Grupa w końcu dotarła do brzegu rzeki Arkhen, lecz do celu nadal mieli kawałek drogi. Na północy i południu otaczały ich wysokie, skaliste wzniesienia, zaś na zachodzie majaczyły najwyższe szczyty Grzmiących Wierchów. Szemrząca rzeka wprawiała podróżników w dobry i wesoły nastrój, a najbardziej z tego wszystkiego cieszył się Dundein, który wiedział, że jeszcze tego dnia zje kolację ze swoimi pobratymcami.
-Ha! Patrzajcie! Widzę strażnicę!- brodacz wskazał paluchem oddaloną o pół mili, skrytą za wzgórzem budowlę o białych, grubych murach. Przed strażnicą płonęło wysokie palenisko, a na około siedziała piątka szczelnie opatulonych płaszczami krasnoludów. Jeden z nich widząc zbliżającą się grupkę wstał i ruszył im na przeciwko. Kiedy już zbliżył się dostatecznie, kompani dokładnie mu się przyjrzeli. Z pod luźnego płaszczu z kapturem, wystawały elementy półpłytowej zbroi. W ręku trzymał masywny młot bojowy, a jego rozpuszczona, ciemno blond broda sięgająca piersi falowała energicznie na wietrze.


-Ai! Ai! Przyjacielu!- krzyknął Moradinita, unosząc rękę z symbolem Kowala Dusz w garści. -Jestem Dundein z Mithrilowej Hali! Szukamy noclegu i schronienia na noc!-
-Niech Morndinsamman błogosławi tobie i twoim przyjaciołom Dundeinie! Słudzy Wszechojca są tu zawsze mile widziani!- odparł strażnik.
-Zejdźmy z koni i przywitajmy się z resztą…- polecił kapłan.
Venora zeskoczyła z Młota i podeszła do ziomka jej towarzysza.
- Witaj, jestem Venora. Miło mi ciebie poznać - powiedziała z ciepłym uśmiechem na ustach.
-Ai ai!- odparł w stylu typowego krasnoluda. -Nazywam się Gorn. Wraz z kamratami strzeżemy ścieżki do naszego domu. Milę stąd znajdziecie nocleg i wyżywienie. Jeśli sobie życzycie, odprowadzę was- zaproponował.
- Ja bardzo chętnie bym rozejrzała się tu - odparła rycerka. -Nie ukrywam też, że jestem zainteresowana zostawieniem trochę złota u was, by zakupić trochę sprzętu - powiedziała i spojrzała wymownie na Agness, dając jej do zrozumienia, żeby ta jej towarzyszyła. No i w końcu to dla niej kompletowali sprzęt.

Krasnolud uśmiechnął się ciepło i przyjacielsko, po czym pokłonił się Venorze i ruszył na zachód w kierunku wzgórza, u podnóża gór. Po kilku krótkich chwilach dotarli na szczyt wzniesienia i tu już zaczynało się osiedle. Toporne budowle zbudowane z konieczności przyjmowania powierzchniowych gości nie były przykładem finezji w architekturze. Mimo wszystko całość robiła silne wrażenie. Na trawiastym zboczu góry pasły się owce i bydło, a w miejscu gdzie ze skały biło źródło rzeki Arkhen znajdował się największy budynek przypominający połączenie stajni i karczmy. Venora zauważyła kuźnię, gdzie (o dziwo nie krasnoludzki) kowal naprawiał podkowy kucowi. Było tu kilka budynków z powiewającymi na wietrze szyldami. “Sklep Darandina, Magazyny Zazurii, oraz Skład towarów Finerina” czytał głośno Lusian, przy okazji zastanawiając się czy w tej społeczności jest jakiś niziołek. No i nie mogło zabraknąć kapliczek krasnoludzkich bogów. A było ich na prawdę wiele, jakby cały panteon tutaj postanowił wspólnie pogłębiać wiarę krzepkiego ludu. Był to piękny widok, a najbardziej radował Dundeina.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172