Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2017, 20:31   #87
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację


Pół godziny od zakończenia koncertu, gdy zespół był już w komplecie w garderobie, rozległo się pukanie do drzwi wagonu. Muzycy, poza Billy’m zdążyli już trochę odpocząć, obmyć się i przebrać. Nawet Chris przetrwał już najgorszy zjazd po neuro-dopalaczu.
Drzwi otworzyły się i do środka wszedł Dale a za nim jakiś niepozorny facet, podobny zupełnie do nikogo. Facet wyłączył holomaskę i zdjął z twarzy siatkę cienkich drucików. Prawdziwa twarz, opalona i o regularnych rysach, rozpoznawalna przez każdego mieszkańca Stanów, należała do Steve’a Silvera. Kliknął jeszcze coś na e-glasach i włosy zmieniły barwę z czarnych na błyszczące srebro. Steve Silver ubrany był całkiem zwyczajnie, w przepocony t-shirt a włosy miał potargane. Chyba podczas koncertu był w tłumie fanów a nie zasiadał w loży niczym szara eminencja.
- Pan Steve Silver - przedstawił go Dale. - A to Mass Æffect: Liz Delayne...
… - Anastazja de Sade, Howl, Chris O’Sullivan, Billy Rebel Yell i JJ Gonzales - dokończył za niego z uśmiechem Silver przenosząc spojrzenie na kolejnych członków zespołu. - To był świetny koncert - powiedział z przekonaniem. - Płyta też jest bardzo dobra, ale naprawdę zyskujecie na żywo. No, ale nie przyszedłem tu wam słodzić. Przyszedłem zaproponować wam kontrakt z Amuse Entertainment. Naturalnie nie będziemy teraz nic podpisywać ani nie chcę zajmować wam teraz za dużo czasu, tylko przedstawić w skrócie moją ofertę. - przysiadł na siedzeniu. - Mogę zacząć?

- Może pan zaczynać. - stwierdził krótko Billy przyglądając się Silverowi popijając piwo. Chris tylko wzruszył ramionami wciąż półleżąc na siedzeniach wagonika. Niby czuł się trochę lepiej i nie chciało mu się już rzygać, ale wciąż był nieco oklapły. Widać w nim było też lekką rezerwę względem nowoprzybyłego. Siedząca obok Anastazja otworzyła kolejne piwo i podzieliła się nim z perkusistą, nic nie komentując.
- Jasne, proszę. - Howl wbiła dłonie w kieszenie bojówek w czarno-szary wzór moro i zsunęła się trochę w dół na siedzeniu. Kolejna tego dnia koszulka z napisem teraz głosiła “KEEP CALM AND CARRY ON” i była na dodatek ozdobiona charakterystycznym logiem korony. - Może piwo? Do mocniejszych używek nie zdążyliśmy jeszcze dojść.

- A chętnie, dziękuję - uśmiechnął się Silver a Dale wyjął z lodówki i podał mu butelkę schłodzonej Corony. Silver otworzył piwo, pociągnął łyka i spojrzał na muzyków, już całkiem poważnie.
- Zacznę od rozwiania mitów, bo może nasłuchaliście się jakichś głupot. Kontrakt nie ingeruje w waszą swobodę artystyczną ani wizerunek. Nie jesteście w końcu jakimś wykreowanym przez firmę bandem z castingu, za który trzeba odwalać całą robotę. Mit numer dwa: nie przesiądziecie się od razu do Rolls Roysów, na duży sukces będziecie musieli sobie zapracować, tak jak do tej pory, z tym że z naszą pomocą przyjdzie wam to o wiele łatwiej.
Jesteście naturalnie medialni, ale wasza muzyka nie jest bardzo łatwa w odbiorze. W branży jest coś co nazywamy szklanym sufitem. Przez Youtube, Spotify czy VRradio jesteście w stanie dotrzeć do ograniczonej liczby ludzi. Jest tam zwyczajnie zbyt dużo materiału. Tysiące całkiem niezłych a nawet genialnych kapel z całego świata, miliardy godzin muzyki. Jesteście… kroplą w morzu, w oceanie danych.

JJ przyglądał się nowo przybyłemu, ale na razie nie zamierzał brać udziału w dyskusji. Prędzej czy później i tak omówią to we własnym gronie. Spojrzał na butelkę single malta, trzymaną w dłoni. Czuł się już zmęczony i pijany, ale miał ochotę na totalne sponiewieranie. Także przystawił butelkę do ust i zaczął wlewać w siebie alkohol, jakby to była zwykła Coca-Cola.
Liz, która była z całego zespołu ewidentnie najbardziej nawalona (i nie tylko) słuchała Silvera z lekko błędnym wzrokiem i wyrazem twarzy, który przybiera się wmawiając matce, że to były tylko dwa piwa.
- Nie marzą mi się limuzyny, ale jakąś zaliczkę byśmy w razie kontraktu zgarnęli? - wyciągnęła rękę po butelkę siedzącego obok JJ’a.
- Właśnie. Ile to by było? - dodał Billy.

Silver uśmiechnął się pobłażliwie.
- Jasne, po kilka tysięcy na start jestem w stanie zorganizować - odpowiedział, a Liz aż się zachłysnęła. Taką kwotę trudno jej było sobie choćby wyobrazić. - Ale nasza współpraca zakłada przede wszystkim pomnożenie waszych dochodów ze sprzedaży płyt i występów. Co najmniej dziesięciokrotne pomnożenie. Jesteście gotowi na trochę liczb? Teraz macie dziesiątki tysięcy fanów. Jeśli wasza druga płyta będzie równie dobra jak pierwsza zyskacie ich jeszcze więcej, ale bez wsparcia szybko uderzycie głowami o szklany sufit. I tutaj wkraczam ja, cały na srebrno - zażartował. - Człowiek z intuicją. Która mówi mi, że macie miliony potencjalnych fanów na całym świecie. Firma pomoże wam do nich dotrzeć. Jakiś procent z nich kupi legalne kopie płyty, część nawet kolekcjonerskie na fizycznych nośnikach, które wydamy. Ale co ważniejsze zwiększymy waszą bazę fanów wystarczająco, żeby opłacało się zorganizować duże trasy koncertowe, po całych Stanach, Kanadzie, Japonii, Europie. Jeszcze nie na stadionach, ale w dużych klubach, halach koncertowych, w każdym razie nie będziecie jechać na drugi koniec świata, żeby zagrać w pubie dla stu osób.
Dotrzecie do milionów. Po to w końcu tworzycie, prawda?

Howl pozostawiła to pytanie bez odpowiedzi, widocznie uznała je za retoryczne. A milczący cały czas Billy wzruszył ramionami.
- Też… - rzekł w końcu, a Anastazja spojrzała na niego spod byka.
- No dobrze, to wiemy już co my z tego będziemy mieć, a ta druga - Howl pokazała ręką na Silvera, potem na nich ogólnie - część transakcji?

Silver pociągnął łyk piwa.
- Naturalnie, ja mogę kierować się sentymentem do dobrej muzyki, ale dla firmy to inwestycja. Amuse wyłoży co najmniej pół miliona Eurodolarów na promocję, w tym nakręcenie teledysków. Wasza płyta jest jeszcze świeża, wydamy ją w wersji kolekcjonerskiej na fizycznym nośniku, specjalna edycja na rynek japoński i tak dalej. Podniesiemy cenę wersji cyfrowej do czterech E-baksów, z czego firma zgarnie dolara od kopii. I dziesięć procent zysku z koncertów. Poza tym chcielibyśmy nakręcić dla mojej stacji program o waszym życiu, na backstage’u i poza. Żaden reality show, kilka epizodów. Oczywiście nic nie pójdzie bez waszej autoryzacji i każdy z was zdecyduje ile zechce udostępnić swojej prywatności. Dla was darmowa reklama, dla nas oglądalność.

- Jeśli można ale nie trzeba to w porządku - Liz pociągnęła jeszcze jeden łyk i zamarła w pół ruchu. Jej wzrok zawisł na umięśnionej klacie Chrisa jakby dostrzegła ją po raz pierwszy w życiu. Ten koks od Dzieci Kwiatów naprawdę czesał… - To my się naradzimy i damy znać, tak? Chyba, że zostało nam do obgadania coś jeszcze?
- Podział zysku? Ile z płyt i mp9-tek idzie do Amuse, ile na nasze konta. Taaaak… procentowo? - zapytał Billy.

- Amuse bierze dwadzieścia pięć procent - odpowiedział Silver. - To standardowa stawka. Wam nic nie ujmujemy, bo podnosimy cenę albumu. Pozostaje prowizja sklepu, ale kopie sprzedane przez naszą platformę będą z niej zwolnione. A celujemy, mówię to całkiem na poważnie, w minimum pół miliona sprzedanych kopii. To oznacza, że nam zwróci się inwestycja a dla was… co najmniej milion Eurodolarów - uśmiechnął się szeroko.

Anastazja omal nie puściła nosem piwa. Prewencyjnie oddała butelkę Chrisowi, po czym spojrzała na Silvera niedowierzając.
- Normalnie zaczynam czekać na ten fragment o zamku, białym rumaku i księciu z wielką pytą. - Skomentowała, czy raczej warknęła. - Za duża jestem żeby wierzyć w bajki. Mów kolego, gdzie jest haczyk, to może go przełkniemy, ale jeśli sami będziemy go musieli odnaleźć... i znajdziemy, nie licz na moją współpracę. Więc bez czarowania - co będziemy musieli poświęcić za danie wam dupy?

- Prywatność - odparł Silver, nie zrażony tonem skrzypaczki. - Ale nie mówię o tej odrobinie prywatności, którą oddacie nam w ramach kontraktu. Tam nie ma kruczków, zakładam zresztą, że pokażecie kontrakt prawnikowi, więc dopisywanie czegoś drobnym druczkiem nie miałoby sensu, prawda?
Uśmiechnął się lekko, patrząc na Anastazję.
- Widziałem post na vlogu tej Murzynki, która nagrała cię wczoraj z przyjacielem w Robot Restaurant. To dopiero przedsmak tego co was czeka, jeśli staniecie się naprawdę sławni. Nie mówię tylko o zawodowych paparazzi, najgorsi są zwykli ludzie, którzy filmują wszystko e-glasami i wrzucają do sieci, nawet nie dla mediów, ale by zaszpanować znajomym. Pójdziecie do sklepu po bułkę, zostaniecie uwiecznieni. Pójdziecie na plażę, zostaniecie uwiecznieni. Myślicie, że dlaczego przyszedłem tu w holomasce?

- Trudno się nie zgodzić z tym. - stwierdził krótko Billy, który już nieraz był “bohaterem” takich “filmików”. - Albo chce się być sławnym, albo anonimowym. Nie można mieć obu rzeczy na raz.
- Prywatność. - Powtórzyła Howl poważnym tonem. - No tak, to dosyć oczywiste. Ej, a nie możemy nas po prostu zastąpić kreskówkowymi postaciami? - Zażartowała, nawiązując do Gorillaz, ale jakoś tak bez przekonania. - No fakt, o tym nigdy wcześniej nie myślałam, tym bardziej nie podejmę szybkiej decyzji, bo nie wiem jak dla innych ale to nie tyle zmieni co zakończy całe moje dotychczasowe życie. - Zachmurzyła się wyraźnie. - Nawet nie chodzi o to że wyjdę na ulicę a tam holo z moim ryjem czy o bycie celebrytą, ale o relacje, obecne i potencjalne przyszłe. - Była poważna, smutna i zdecydowanie zaniepokojona, jakby ktoś jej właśnie oznajmił że ma raka i pozostał jej miesiąc życia.
- Ten program o naszym życiu to akurat pikuś. Bo to są zawsze takie totalne ściemy, ze scenariuszem i wyreżyserowane, prawda?
- To będzie zależało od was - Silver wzruszył ramionami.
- A tak z głupiej ciekawości, czemu właściwie srebrny? Mam na myśli kolor. - Howl wstała i poszła po kolejne piwo. - I chyba powinniśmy mieć jakiegoś swojego reprezentanta w takim razie. I naradzimy się. I hmm, Dale, mogę mieć do ciebie potem małą prywatną sprawę?
- Jasne - Dale trochę zaskoczony kiwnął głową i wrócił do sączenia whiskey, zaś Silver odpowiedział:
- Złoto jest zbyt kiczowate, a chrom był już zajęty - uśmiechnął się. - W tym biznesie trzeba mieć wyraźny styl.
JJ odebrał flaszkę Liz, strasznie się do niej przyssała, a i jego zaczynało powoli suszyć.
Pociągnął kolejny łyk i zwrócił się w stronę Silvera.
- Czy ma pan przygotowana jakąś wstępną wersję kontraktu, z którą moglibyśmy się na spokojnie zapoznać. Albo inaczej, zapoznać się z nią na trzeźwo?

Silver wyjął z kieszeni pendrive’a i podał saksofoniście.
- To projekt - wyjaśnił - do poprawek i negocjacji. Jeśli o mnie chodzi możemy się spotkać nawet jutro, w siedzibie firmy, żeby razem przysiąść nad tym, z waszym prawnikiem jeśli chcecie. Oczywiście jak już odeśpicie, powiedzmy o 16?
-Wybywam na weekend - wyjaśniła Liz próbując dyskretnie podprowadzić butelkę JJ’a, której bronił jak lew, nie wiedzieć czemu. Zawartość smakowała porównywalnie do kocich szczyn. - Ale chyba nie musimy być obecni wszyscy? Zostawię im pełnomocnictwo czy coś…
- Dzisiaj nawet podpis można złożyć przez holokonferencję - kiwnął głową Silver.
Howl zerknęła na Liz, zaciekawiona.
- Jak mawiają, co nagle, to kot w worku czy jakoś tak. No i muszę sprawdzić czy nasz prawnik jest dyspozycyjny. Podeślemy mu tę wstępną wersję i poprosimy żeby dał znać czy może się tym zająć na cito, może być?
- Jasne - zgodził się Silver. - Nie ma pośpiechu. Chociaż… muszę zadać jedno pytanie: to prawda, że w poniedziałek gracie w Alamo?
- A ma to jakieś znaczenie? - Odpowiedział JJ chowając pendrive do kieszeni. To już drugi tego dnia który otrzymał.
- Nie takie jak może myślicie - odparł Silver. - Wiedzcie, że nie mam nic przeciwko. Amuse Entertainment nie ma tam udziałów i nie wykupuje gruntów w południowym San Francisco. Pomyślałem tylko, że można by to wykorzystać do nakręcenia całkiem epickiego teledysku, dronami i nie tylko. A firma mogłaby zadbać o to, żebyście wyszli z tego cało i otoczyć opieką prawną, gdyby postawili wam jakieś zarzuty. Ale żeby to było możliwe, musielibyśmy podpisać kontrakt przed poniedziałkiem.
- Wolelibyśmy… - przez “wolelibyśmy” Billy miał na myśli siebie. - …więcej czasu na przejrzenie i przegadanie kontraktu, ale… coś w tym jest.
Spojrzał na Chrisa i Anastazję… zwłaszcza na Chrisa, który miał coś przeciw korporacjom. I ich reakcja na słowa Silvera, wydawała się być ważna dla Rebel Yella.
Vandelopa zauważyła jego spojrzenie i swoim zwyczajem posłała Billy’emu całusa w powietrzu. Po chwili jednak spoważniała.
- Musimy pogadać. Sami. - Powiedziała dość cicho.
- To oczywiste - Silver spokojnie kiwnął głową. - Nie oczekuję, że podejmiecie decyzję tu i teraz.
- To ważna decyzja. - potwierdził Billy i dodał po dłuższej chwili rozmyślania. - Z projektem kontraktu dostaniemy namiary na pana? Spróbujemy… przekazać decyzję przed imprą w Alamo.
Skrzypaczka spojrzała na niego, krzywiąc się nieznacznie. Jeśli Silver miał wcześniej jakieś wątpliwości, że wystąpią w centrum, to teraz Rebel Yell je rozwiał ostatecznie. Pytanie czy... miało to znaczenie? Vandelopa wyjęła piwo z ręki Chrisa i wypiła je do końca.
- Mój mail i numer holo jest na dysku - potwierdził Silver.

- A gdyby na ten przykład - odezwał się milczący do tej pory, obrabowany właśnie ze złocistego trunku perkusista - Amuse mieli interesy w sprawie Alamo, a my chcielibyśmy tam zagrać? Tak czysto teoretycznie.
- Nie mam pojęcia - Silver wzruszył ramionami. - Nie zasiadam w radzie nadzorczej.
- Aha, rozumiem zatem, że wedle kontraktu, będziemy mogli grać i śpiewać co będziemy chcieli bez ingerencji i prób ingerowania w naszą muzykę i teksty? - Sully spoglądał na Silvera.
- Kontrakt zabrania tylko tekstów o wydźwięku rasistowskim i homofobicznym - odpowiedział. - To standard w NoCal. Więc jeśli chcecie wydać płytę na przykład ku czci Hitlera, musicie jechać do Texasu - zaśmiał się.
- I nie będziemy zobligowani do grania na koncertach gdzie nie będziemy mieli ochoty grać, oraz nie będzie problemu jak sobie sami zorganizujemy jakiś? Nawet gdyby to było wbrew interesom Amuse? I względem życia prywatnego, wizerunku, ot zwykłego prowadzenia się: pełna wolna ręka?
- Podejrzewam - Howl szybko weszła mu w słowo, zanim Chris albo ktokolwiek zdążył powiedzieć coś co by mogło doprowadzić do spięcia - że jak przeczytamy tę wstępną wersję, to się dowiemy. - Dopiła piwo. - A co do koncertu w Alamo to jeszcze nie potwierdziliśmy. Chociaż już się to rozeszło jako fakt, więc trochę małe pole do manewru, co nie?
- Ja tam chętnie bym się dowiedział jak to widzi mr Silver, tak face to face, bez prawniczego bełkotu, Howl.

- Właśnie po to tu jestem - rzekł pojednawczym tonem Silver. - Zatem, jeśli zorganizujemy wam trasę a wy odwołacie koncert, bo nie podoba wam się kształt sceny, czy ogólnie bez uzasadnionego powodu, firma przywali wam karę finansową, a jeśli to się powtórzy może wypowiedzieć kontrakt. Nie będziemy zmuszać was do grania na eventach o charakterze politycznym ani wam tego zabraniać, nie licząc eventów popierających homofobię lub rasizm. To akurat dotyczy też życia prywatnego, za takie wypowiedzi, po uprzednim upomnieniu, firma może wypowiedzieć kontrakt członkowi zespołu, tak samo jak za prawomocny wyrok za gwałt, pedofilię, handel narkotykami czy morderstwo. To chyba całkiem zrozumiałe, prawda? Przy mniej drastycznych przestępstwach macie zagwarantowaną opiekę prawną firmy.

- No dobrze kochani - dodał na szybko JJ. - Nie wiem jak wy, ale ja idę się zapoznać z naszymi fanami. Szczególnie tymi od majteczek i staników. - Spojrzał na Silvera. - Miło było pana poznać, na pewno wkrótce obgadamy pańską propozycję i damy znać. - Po czym wyjął obydwa pendrivy i podał Howl - u ciebie będą bardziej bezpieczne.
- Ciebie również - Silver uniósł dłoń w pożegnalnym geście.
Gdy małe urządzonka wreszcie wylądowały w rekach gitarzystki, JJ chwycił kolejną butelkę whiskey, po czym już bardzo chwiejnym krokiem ruszył w kierunku baru, krzycząc przy wyjściu z wagonu - muzykom niech się wiedzie! - Gdy już zatrzasnął drzwi z drugiej strony, równie głośno dodał - na pohybel skurwysynom!

- Mówimy tu… wypowiedziach o uznanych przez prawo za homofobiczne czy rasistowskie czy… wiesz, jakieś wewnętrzne rozporządzenia firmy? Zawsze trafią typki bardziej święte od papieża i widzące ekstrema tam gdzie ich nie ma. - wyjaśnił swe wątpliwości Billy.
Silver roześmiał się.
- Nie, nie czepiają się niczego co wyraźnie nie łamie prawa a i to tylko w tych dwóch kwestiach. Inaczej firma nie mogłaby wydawać jakiejś połowy zespołów, które wydajemy.
- No super… - Sully odezwał się zmęczonym głosem. - Sęk w tym, że to nie wyczerpuje tematu. Okej, homofobia, rasizm, mordowanie ludzi, przecież wiadomo, że za taki kaliber to się od nas odetniecie. Ale na przykład ustalenie nam koncertu, my się zgadzamy, a potem się okazuje, że to w ramach jakiejś akcji korpo. Odmawiamy, wpierdol finansowy. Widzimy scenę, a tam reklamy korpo. Odmawiamy, wpierdol finansowy. Jedziemy w tekstach czy występami po interesach Amuse (nie specjalnie, nie wiedząc po prostu o koneksjach i polityce firmy) i jebut: przykaz odpuszczenia. - Perkusista wyliczał. - Ktoś się zacznie przypieprzać, że członek zespołu daje na niekorzyść bandu czy firmy, bo naćpany napieprza się w barze. Ot kruczki, ot takie klimaty. Chcę wiedzieć na ile będziemy niezależni faktycznie. Interesuje mnie tu okolica 100%.
- Nie obiecam wam stu procent - odparł poważnie Silver, odstawiając piwo na stolik. - Ale mogę 99. Nie wiem co masz na myśli mówiąc o akcjach korpo, ale nie każemy wam grać na imprezach firmowych - uśmiechnął się samymi kącikami ust. - Reklam na scenie nie będzie, na obiektach koncertowych mogą, ale jeśli będziecie mieć coś przeciwko jakiejś to jest do dogadania. Interesy Amuse? To sieć i holowizja. Możecie krytykować jedno i drugie a nawet napisać piosenkę o tym, że Steve Silver jest głupi. - tym razem wyszczerzył się i rozłożył ramiona celując w siebie palcami. - A dragi i bójki w barach? No przecież im więcej tego tym lepiej! Jak dasz zgodę to nawet nagramy i puścimy w holowizji.
- Ten jeden procent czasem jest kluczowy - Sully powiedział ni to do siebie, ni to do Silvera, ni do reszty.

Vandelopa wstała z siedzenia i podeszła do Silvera. Pochyliła się nad nim tak, że facet spokojnie mógł zajrzeć pod koszulkę, który dostała od Howl, czego nie omieszkał uczynić, choć zrobił to szybko i dyskretnie. Sztukę patrzenia w oczy miał jednak dobrze opanowaną.
- Steve Silver musiałby być wart tego, byśmy o nim cokolwiek napisali. - Powiedziała zmysłowym tonem. - Na razie dostaliśmy Steve’a sprzedawczyka, ale... to jak się bawiłeś, pokazuje, że jest w tobie iskra. Sięgnij do niej i pokaż nam, że nas czujesz. Bo kasa... kasa jest ważna, ale gdybyśmy grali tylko dla kasy, to nie wylądowalibyśmy nawet tutaj. Czaisz przystojniaku?
- Czaję, piękna - odpowiedział z uśmiechem. - Mam udowodnić, że jestem waszym największym fanem? Lubię was, ale nie jestem. Wolę kapele swojej młodości, Foo Fighters, Queens of the Stone Age. Ale oni zaczęli zjadać własny ogon. Wy też pewnie zaczniecie, ale póki co, na tle dzisiejszej sceny muzycznej, jesteście powiewem świeżości. Wiecie kiedy ostatnio skakałem na koncercie? - zmarszczył czoło, jakby próbował sobie przypomnieć. - Może z pięć lat temu. I dlatego proponuję wam kontrakt, choć inni ludzie w firmie nie są przekonani czy będzie z tego zysk. Zazdroszczę wam, dzieciaki. Sam nigdy nie miałem takiego talentu, chociaż próbowałem, znajdziecie w sieci jak dobrze poszukacie. Więc tak, jestem Stevem Sprzedawczykiem - wzruszył ramionami. - sprzedaję talent innych.

- Kuuuurwa, stary... - Przez moment zdawało się, że Liz zaraz coś palnie ale ona tylko pokiwała głową nie odrywając wzroku od ściany jakby wyświetlali na niej wciągający film. - Uwielbiam Queens of the Stone Age…

- Mnie zawsze rozwala opowieść o tym, jak Grohl nagrywał pierwszy album jako Foo Fighters. - Howl się uśmiechnęła bardzo szeroko. - No i ta cała otoczka, perkusista Nirvany, który wątpił we własny głos tak bardzo, że wokale nagrał zamiast podwójnych, to poczwórne. I to jak biegał po studiu i nagrywał wszystkie partie instrumentalne sam. I dołączył w pewnym momencie jakiś przypadkowy gość, znaczy inny muzyk. To są rzeczy które się raczej pamięta do końca życia, nie? A tak swoją drogą, muzycy piszący utwory jebiące menagera albo agenta to akurat motyw stary jak świat, nie wiem czy chcielibyśmy być aż tak przewidywalni.
Odetchnęła i przeszła do konkretów.
- Nie chodzi o kasę, bla bla bla. Jasne że nie, nie bezpośrednio. Ale chodzi o to, żeby mieć życie które polega na tym, że robi się to co się kocha. Dla mnie to jest pisanie i granie muzyki. Chyba większość muzyków chce takiego życia bez dodatkowych problemów i trywialnych zmartwień? Tak to zawsze działa. I jasne, że obecnie, już od iluśtam dekad, przestało chodzić o sam talent, żeby się wybić, wypłynąć, trzeba mieć jednak szczęście i trzeba mieć pomoc, zaplecze, promocję. Więc rozumiem że mieliśmy szczęście, zostaliśmy dostrzeżeni i teraz mamy możliwość aby skupić się na tworzeniu nowych albumów, rozwijaniu się muzycznie, ale jest to wiele tematów i niezależnie jak niektórzy tutaj kozaczą, przegadamy to a teraz może zakończmy to spotkanie na tym że się zastanowimy i odezwiemy, co?
- No… musimy to przegadać. To ważna i trudna zarazem decyzja.- stwierdził Rebel Yell zerkając na Silvera. - Rozumie pan?

Łowca talentów wydawał się trochę rozbawiony przez żeńską część zespołu, on i Billy byli jedynymi zupełnie trzeźwymi osobami w tym gronie.
- Oczywiście - zgodził się. - Macie tyle czasu do namysłu ile chcecie. Pamiętajcie tylko, że jeśli chcecie mieć naszą pomoc i ochronę w Alamo, musimy podpisać kontrakt najpóźniej w niedzielę. To unikalna okazja do nakręcenia klipu, który zgarnie miliony wyświetleń. Pod warunkiem, że będzie profesjonalnie zrobiony a nikt nie potrafi kręcić takich ujęć jak spece z Amuse. Także jeśli chcecie mieć ujęcia z lotu ptaka, bo tylko licencjonowane maszyny holowizyjne utrzymają się tam w powietrzu. Zdając się na amatorkę zmarnujecie szansę. Ale, zrobicie jak chcecie - wstał z siedzenia, zabierając niedopitą butelkę piwa. - No, nie będę zajmować wam więcej czasu, o ile nie macie więcej pytań.
- Co robisz po pracy, sprzedawczyku? - zawołała za nim wesoło Anastazja.
- Zabawiam wnuki - odpowiedział, też wesoło, Silver, który wyglądał na krzepkiego czterdziestolatka, ale według wikipedii był rocznikiem 1989. - Do rychłego zobaczenia, mam nadzieję! - uniósł w toaście piwo, dopił duszkiem i odstawił butelkę. - Dzięki za zapoznanie mnie z kapelą, Dale! - rzucił jeszcze i wyszedł.
Howl wyjątkowo jak na nią nie skomentowała w żaden sposób rozmowy, tylko kiwnęła na Dale'a i wyszła z garderoby w dość dużym pośpiechu, tuż za Silverem.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 22-11-2017 o 21:16.
Bounty jest offline