Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2017, 22:02   #208
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Richard nie mógł uwierzyć. Jego własna siostra działała przeciw niemu. Dała się omotać Poczuł ukłucie w sercu gdy zdał sobie sprawę, że to jego wina. To on myślał, że nie jest już małą dziewczynką. To on nadstawił plecy po to, żeby zatknąć w nich nóż. Sam pchał ją w ramiona tego skur….

Oddychał głęboko. Choć na pozór stał twardo niczym posąg, zaciskając szczękę, to w środku przypominał byka szykującego się do szarży. Zdrada ze strony siostry. Zdrada ze strony inżyniera pokładowego. Choć ten drugi nie miał pojęcia do czego doprowadzi. Ta pierwsza nie była świadoma. Obydwoje byli narzędziami w rękach Coopera. Byk grzebał kopytem w ziemi szukając celu.

Jacob mógł być w dwóch miejscach. Poza sterowcem, albo daleko poza sterowcem. Zrealizował swoje cele i uciekał. Jak szczur. Jak karaluch, który przeżyje nawet zarazę. Zęby szlachcica zgrzytnęły.

I oto na scenę wbiegł niemal cel owej szarży. Jacob Cooper. Ucieleśnienie sztyletu wbijanego w plecy. Wkradał się w łaski ich rodziny działając za plecami Richarda. Zawsze wszystko wiedział najlepiej. Wbiegł i na oczach szlachcica ruszył rozkazywać “swoim” ludziom. A Byk go obserwował. Bardzo dokładnie. Implant wertował centymetr po centymetrze ciało Coopera. Na rękawie dojrzał włos. Długi. Jego siostry? Zaiste, z pewnością nie trzymał dłoni przy sobie przekonując ją do stanięcia przeciw bratu.

Śmiał się. Śmiał się im w twarz. Richard bardzo dokładnie widział jego zęby. Idealnie zadbany uśmiech. Zrywające się ku górze kąciki ust. I Z tymże uśmiechem maszerował do Eloiz. Momentalnie się do niej niemal przycisnął. Richard wiedział, że teraz w niego nie strzeli. Za duże ryzyko trafienia w małą Eloiz. Choć myśl o głowie historyka pękającej jak arbuz spowodowała, że uśmiech pojawił się również na twarzy Richarda. Uśmiech, który w teorii odróżniał ludzi od zwierząt. Ale czyż drapieżniki nie szczerzyły kłów na widok swej ofiary?

I w końcu się zaczęło. Chełpienie się triumfem. Zawsze według tego samego schematu. Opisuje dotychczasowe działania, stwarza wydumany problem, przedstawia rozwiązanie problemu aż w końcu rozświetla siebie jako dar niebios, dzięki któremu owo rozwiązanie wynaleziono. Czy rozłupane kości czaszki przestrzelone pociskiem z pistoletu poranią Eloize? Oczy szlachcica wpatrywały się w czoło historyka. Zmarszczki falujące przy kolejnych figurach retorycznych. To tam powędruje kula. Niech tylko odsunie się od jego siostry.

I w końcu to nastało. W końcu przeniósł się do człowieka mającego być gwarantem porozumienia. To był idealny moment. Lepszego nie będzie. Byk ruszał do szarży.

Richard sprężystym krokiem zszedł z podwyższenia. Wtedy turbulencja zakołysała okrętem powietrznym. Szlachcic potrzebował moment, żeby odzyskać równowagę. W końcu szedł dalej zbliżając się do uzbrojonych żołnierzy.
- Panowie, wasza asysta nie będzie już potrzebna. Nie pozwolę, żeby doszło do rozlewu krwi wśród załogi - powiedział.
- Proszę przekazać nagranie kapitanowi Arconowi. Wstrzymamy się z jego publikacją, na panów subtelną prośbę - patrzył z wyrzutem na uniesioną broń.
- Dziękuję - ukłonił się i podszedł do Jacoba.
- Na mostek, za chwilę możemy znaleźć się w ogniu bitwy - powiedział rozkazującym tonem mijając historyka.

Zdaniem Richarda wina Wolnych Miast w całym ambarasie była równie duża jak rodziny Barensów. Aktualny rząd musiał zostać wymieniony. Przewrót do jakiego doprowadziłoby upublicznienie nagrania był więc na korzyść szlachcicowi. Chodź w całym swoim hultajstwie Jacob miał częsciowo rację. Zagranie z Cesarzową dałoby rodowi La Croix mocną pozycję w Wolnych Miastach. O ile nie najmocniejszą. Mógłby dokonać przewrotu w białych rękawiczkach. Samemu rozstawiająć delegatów. Lub rozwiązać całkowicie delegaturę i zmienić system rządów w Wolnych Miastach. To dawało możliwości. Prowadząc gości na mostek odwrócił się do Jacoba i westchnął ciężko. Wizja roztrzaskanej czaszki Coopera oddalała się, a ten skubaniec jakby to wyczuł i obdarował szlachcica kolejnym uśmiechem. W końcu zostali sami z historykiem i przedstawicielem cesarstwa.
- Zatem udało ci się wynegocjować obopólne korzyści dla Wolnych Miast i Cesarstwa - mówił Richard z trudem maskując napięte w złości mięśnie szczęki.
- Życzyłbym sobie w przyszłości o informowaniu o bieżących postępach w tak ważkich kwestiach - zimnym tonem kontynuował La Croix
- Za chwilę z dużym prawdopodobieństwem znajdziemy się w ogniu bitwy. Naszym priorytetem powinno być znalezienie Walkera Barensa i powstrzymanie go przed stosowaniem rozwiązań ostatecznych jakimi byłaby broń masowego rażenia. Takie zagranie zdyskredytuje go jako osobę, pozwoli rodzinie Barensów na przerzucenie całej winy na “syna marnotrawnego” od którego z łatwością się odetną. W końcu zrobili wszystko co w ich mocy, żeby go odizolować po “operacji 101”. Lurker, którego nagranie posiadamy zostanie przedstawiony jako zaślepiony fanatyk, a samo nagranie będzie nie warte funta kłaków. Jeżeli to nam się nie uda, to cała ta nasza współpraca z Cesarzową będzie warta dokładnie tyle co pergamin na którym spiszemy jej warunki. W związku z tym panowie, czy w obliczu tej sytuacji mają panowie jakieś propozycje? - w powietrzu zawisło pytanie delegata. Z jednej strony liczył na odpowiedź przedstawiciela cesarstwa. Z drugiej był pewien, że zaraz wtrąci się Jacob. Odruchowo sprawdził pistolet w kaburze.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline