Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2017, 22:31   #88
Vivianne
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Rosalie pląsała jeszcze chwilę po scenie wyginając się wokół keyboardu. Strzeliła sobie dobre zdjęcia obejmujące ją, muzyka i szalejącą publikę, po czym obdarzyła Billy’ego soczystym całusem w policzek i korzystając z drabinki zeszła z dachu lokomotywy.
Wysłała do Kirka wiadomość z pytaniem o to, gdzie akurat są. Czekając na odpowiedź gibała się, już nieco spokojniej, w rytm muzyki.
Tymczasem próbując odszukać przyjaciół w tłumie usiłującym dopchać się do baru, natknęła się na inną znajomą twarz. Był to Marco, szef ochrony Alamo.
- Cześć! - uśmiechnął się do niej. - Wyglądasz na spragnioną, mogę postawić ci drinka?
- Nie mógłbyś zaproponować mi teraz nic lepszego - odpowiedziała zupełnie szczerze i jakby dla podkreślenie słów otarła czoło przedramieniem. - Jesteś fanem zespołu? - spytała mierząc go zaciekawionym wzrokiem.
Wysoki i dobrze zbudowany zaczął torować im drogę do baru.
- Fanem to za dużo powiedziane - odpowiedział. - Znam ich od przedwczoraj, odkąd padł pomysł, żeby zagrali na proteście. Ale na scenie robią wrażenie. Ty zresztą też. - mrugnął do niej okiem.
Przyjęła komplement lekkim uśmiechem i wzruszeniem ramion. - To co tu właściwie robisz? - Musiała krzyknąć, by idący dwa kroki przed nią mężczyzna miał szansę ją usłyszeć. - A może jesteś fanem imprezowania po prostu? - wyszczerzyła zęby do jego szerokich pleców. - A może po prostu sprawdzasz, czy nadają się do grania w Alamo. Hm, oni się właściwie zgodzili na ten koncert? - bombardowała pytaniami.
- Właśnie chcę to ustalić - zaśmiał się Marco. - Bo w miasto poszła plotka, że tak, a raczej nie wyszła od nas. A imprezowanie? Czasami. Przy tobie wyjdę chyba na ponuraka.
Dopchał się bokiem do baru i zrobił jej koło siebie miejsce.
- To jak, może orzeźwiające mojito?
Jakimś cudem udało jej się nawet posadzić tyłek na jednym z niewielu wysokich krzeseł ustawionych w pobliżu baru. - Z dużą ilością limonki - rzuciła gdzieś między nim i jednym z krzątających się barmanów. - Wiesz, mogliście ten koncert dogadać jakoś wcześniej. Teraz może podpisują już kontrakt na grube miliony - zażartowała, choć jako wierna fanka wierzyła, że poważny kontrakt należy się im jak budowlańcowi zimne piwo. - A wiesz, takie umowy z wytwórniami to pewnie są obwarowane różnymi paragrafami. Nie świecić cyckami, nie angażować się politycznie i takie tam inne.
- Nie świecić cyckami? - zdziwił się. - Myślałem, że w showbiznesie tego właśnie wymagają.
Udało mu się wreszcie zwrócić uwagę barmanki, wystawiając ku niej dłoń z chipem płatniczym, więc zawołał:
- Dwa razy mojito! I dużo limonki!
Kiedy barmanka zakrzątnęła się za drinkami spojrzał znów na Rosalie.
- Zobaczymy co wybiorą - wzruszył ramionami. - Ale jeśli wycofają się teraz, stracą twarz na mieście. W każdym razie jeśli potwierdzą, muszę dopilnować, żeby dotarli na ten koncert żywi i nie aresztowani. To chyba strasznie niewdzięczne zadanie.
- Gdyby mieli dotrzeć trzeźwi to mógłby być problem - zachichotała. - Swoją drogą to ciekawe, kto rozgłosił, że mają grać w Alamo - zrobiła pytającą minę. - Gruba akcja się szykuje z tą próbą wysiedlania - humor widocznie jej siadł - większość ludzi pewnie nie ma gdzie się podziać.
Nie żeby sama miała jakiś konkretny plan na wypadek, gdyby naprawdę wywalili ich z centrum handlowego. Była jednak w o tyle dobrej sytuacji, że znała kilka osób u których mogłaby zatrzymać się na chwilę i pomyśleć co dalej.
Barmanka zaserwowała mojito a Marco zapłacił.
- Ratusz urządził pole namiotowe pod miastem - prychnął. - A ty? Wyprowadzasz się, czy pomożesz nam bronić naszej małej twierdzy?
Za jego plecami Rosalie dostrzegła swoją paczkę. Arwanee demonstracyjnie zmierzyła Marco spojrzeniem, po czym posłała Rosalie porozumiewawczy uśmiech i pokazała na migi kierunek, w którym odeszli z Kirkiem i Oliverem, znikając znów w tłumie.
- Zostaję - stwierdziła stanowczo i napiła się ze słomki. Nie spodziewała się, że drink na masowej imprezie może tak dobrze smakować. - Jeśli faktycznie nie będzie wyjścia zbiorę szybko swoje graty i się wyprowadzam, ale to ostateczność.
Dostrzegając Arwanee i jej minę przewróciła demonstracyjnie oczami. - Wypatrzyłam koleżankę - wytłumaczyła się szybko uświadamiając sobie, że mogła wyglądać dziwnie i skinęła brodą mniej więcej w kierunku, w którym przed chwilą była tatuażystka. Kiwnął głową, przyjmując to do wiadomości, ale nie obejrzał się.
- Właściwie to jak zamierzacie… zamierzamy - Rosalie uśmiechnęła się kącikiem ust - się bronić?
- Przez weekend zbudujemy barykady - wyjaśnił. - I będziemy ich bronić. Ale na pewno nie będziemy strzelać do policji. Na poniedziałkową demonstrację w obronie Alamo przyjdzie kilkanaście tysięcy ludzi. Liczymy głównie na to, że Pacyfikatorzy odpuszczą a ratusz zmieni decyzję. Więc gdybyś miała wolny czas i chciała pomóc to znajdzie się coś do roboty - uśmiechnął się. - Chociaż… jeśli się na to piszesz to miałbym dla ciebie bardziej adekwatne zadanie. Ja ani Paul nie mamy za bardzo czasu pilnować zespołu a na organizacji koncertów zupełnie się nie znamy. A ty zdaje się znasz ich i prowadzisz ich fanpejdż. Co powiesz na bycie oficjalną łączniczką między nimi a Alamo?
- Aha, czyli to ja mam dopilnować żeby dotarli na koncert w Alamo w jednym kawałku i w miarę trzeźwi? - spytała z lekkim rozbawieniem - z tym drugim może być problem. - No i ustalić czy w ogóle tam zagrają, hm? Bo jak do tej pory nie macie żadnej decyzji tylko plotki puszczone przez nie wiadomo kogo.
- To zaraz ustalimy. Czekam na audiencję, bo na razie gadają z jakimś ważniakiem z wytwórni. Liczę, że jeśli będą mieli wątpliwości to pomożesz mi ich przekonać - mrugnął okiem. - A jak potwierdzą koncert to przydzielę ci dwóch chłopaków do obserwowania czy nie czai się na nich policja, chociaż najlepiej byłoby ich nakłonić do jak najszybszego zabunkrowania się w Alamo.
- Robienie za niańkę dla bandy szaleńców… no super - powiedziała z udawanym niezadowoleniem. - A tak serio, to wiesz, że niektórzy z nich normalnie pracują, bo granie nie przynosi raczej kokosów, mają swoje plany i w ogóle? Raczej nie dadzą się dziś zamknąć w klatce i nie będą siedzieć spokojnie do poniedziałku. No chyba, że dostaną dużo alkoholu - zaśmiała się. - Ja też mam robotę i nawet gdybym chciała to teraz nie będę w stanie pilnować ich 24h na dobę, ale liczę, że tego nie oczekujesz, hm? Mogę postarać się ich ogarniać i jak powiedziałeś, być łączniczką, bo zdaję sobie sprawę, że ty masz pewnie teraz ważniejsze rzeczy na głowie, ale wszystko w ramach zdrowego rozsądku - dokończyła i wzięła wielkiego łyka.
- Hej - uśmiechnął się, unosząc w górę szklankę - Nie jestem nawet w stanie ci zapłacić inaczej jak tym drinkiem, więc to czysty wolontariat, pomożesz ile będziesz mogła i chciała. - zerknął na parkiet, gdzie impreza na powrót się rozkręcała. - Teraz muszę tu warować, ale potem może skoczymy potańczyć?
- Jeśli znów uda ci się wypatrzeć mnie w tym tłumie to czemu nie. - Zastanowiła się chwilę. - Warować? Pilnujesz kogoś?
- Raczej wypatruję. Mam dobry wzrok a ty rzucasz się w oczy, zajebista ta peruka - rozejrzał się po okolicy baru, zatrzymując wzrok na JJ-u, otoczonym wianuszkiem fanów. - To chyba saksofonista. Przedstawisz mnie?
- Chyba najbardziej tajemnicza postać z zespołu, o której nawet ja, wierna fanka wiem w sumie tylko tyle, że gra na saksofonie - skomentowała pół żartem pół serio i dopiła drinka. - Pyszny, dzięki - uśmiechnęła się zeskakując z wysokiego krzesła i ruszyła w kierunku JJ’a.
Bez większego problemu udało im się dostać spod baru na parkiet w okolicę miejsca, w którym wypatrzyli muzyka. Dopchanie się do samego saksofonisty otoczonego szczelnie sporą grupą fanów wydawało się być już trochę trudniejsze, ale ludzie zaczęli się tam z wolna rozpraszać, widząc że JJ skupił swoją uwagę na dwóch urodziwych fankach, które właśnie objął ramionami.
- Są pijane, nie uciekną jak zajmę mu chwilę - ocenił rozbawiony Marco.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline