Konto usunięte | Z satysfakcją rozlewającą się po ciele uśmiechnął się pod nosem, gdy strzała doszła celu i pomiot Chaosu wyciągnął kopyta. Reszta również poradziła sobie szybko ze swoimi przeciwnikami, a mutanci wzięli nogi za pas i czmychnęli do lasu. - Zgadza się, trza jechać, a nie uganiać się za tymi stworami - rzucił Nils na słowa Andreasa i również dosiadł konia. Odwrócił się do Maud i będąc niemal przekonanym, że kobieta nie wychwyci żartu, rzucił do niej. - Maud, powinnaś zostawić ten swój wózek tutaj. Tylko nas będzie spowalniał.
Puścił jej tylko oczko i gdy chwilę porozmawiali, ruszył za kompanami. Maud oczywiście wózka nie zostawiła. * * *
Pogoda była pod psem. Albo i gorzej. Karsten nie pamiętał, kiedy ostatnio tak mocno padało. Czasami miał wrażenie, że niektóre z tych ulew są naprawdę dziełem bogów, a nie natury, bo tak lać to może chyba tylko z boskiego nakazania. Z ulgą przyjął słowa Wolberga o światłach, bo sam, trzymając się raczej z tyłu pochodu, pochyloną miał głowę, żeby mu na gębę nie kapało i tylko łypał oczami na lewo i prawo, co by nie dać się zaskoczyć, jakby coś z krzaków na nich wyskoczyło. Zbliżająca się noc i zimny wiatr nie nastrajały go do dalszych podróży, dlatego cieszył się, gdy wyłowił z ciemności zarysy budynku. Główna brama była zamknięta, ale można się tego było spodziewać, jeśli w okolicy grasowały pomioty Chaosu.
Na szczęście udało im się przejść ścieżką obok palisady do miejsca, gdzie przewoźnik transportował ludzi na drugi brzeg Reiku. Tylko, że przewoźnika nigdzie nie było widać, a gdy weszli do jego kanciapy i dostrzegli ślady walki, wiadomo było, że coś jest nie tak. - Miejmy się na baczności - powiedział Nils po słowach Andreasa, zwieszając dłoń na rękojeści miecza przy pasie.
Pewniej czuł się napinając cięciwę, ale i ostrzem coś tam robić umiał, więc wesprze towarzyszy, gdyby doszło do walki w zwarciu. Po tym, jak tylko Wolberg i Maud przygarnęli, co wartościowsze, ruszyli do otwartego przejścia z boku palisady.
Minęli jakieś budynki, a gdy Andreas ruszył w stronę stajni, Karsten skinął mu tylko głową, podprowadzając konia pod drzwi gospody. Eckhard zdążył już zapukać energicznie, jednak trochę się naczekali, aż ktoś łaskawie wyjrzał. No a jak już wyjrzał, to nie był zbyt uprzejmy. - Noc się ciężka szykuje, na szlaku my zwierzoludzi spotkali. Trza nam przenocować, panie drogi. Weźmiemy nawet podłogę przy kominku, jak wszystkie pokoje zajęte - rzucił Nils, widząc, że nikt nie kwapi się z odpowiedzią. - I drzwi nam przed nosem nie zamykaj, bo oknami wejdziemy. Za strawę i miejsce do spania zapłacimy z góry. I przy okazji może powiesz, gospodarzu, co się stało z przewoźnikiem przy rzece? Pustą jego chałupę zastalimy i krew przy drzwiach.
Nils patrzył na niego z pełną determinacją i nie wyglądał na takiego, co miał zamiar odpuścić. Może i lubił szwendać się po traktach Imperium, ale w taką pogodę nawet psa szkoda by było na dwór wyrzucić.
__________________ [i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i] |