Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2017, 21:55   #93
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Carmen wniosła do sali ćwiczeń niewielką walizkę, którą miała ze sobą tym razem i rozejrzała się krytycznym okiem, jednocześnie słuchając służącej. Zamierzała podejść do tematu profesjonalnie. W końcu dawno nie występowała, przyda jej się ta “próba”.
- Dziękuję, mam wszystko. Do przyjścia ambasadora poćwiczę, więc możemy spotkać się tutaj za godzinę. - Odpowiedziała i wyciągnęła z walizeczki kostium, który z uwagi na sentyment zawsze miała w bagażu.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/4c/61/0f/4c610f86da24371daf9a7a68c1b44a55.jpg[/MEDIA]

To był jej pierwszy strój akrobatki, ten “szczęśliwy”, jak sama o nim mówiła. I choć później występowała w znacznie piękniejszych i droższych strojach, zawsze czuła do niego sentyment.
- Oczywiście… gdybym jednak była potrzebna.- dłonią wskazała na niedużą dźwignię dyskretnie zamontowaną przy ścianie. - Wystarczy ją poruszyć, a zjawię się… jak najszybciej.
- Dobrze. Dziękuję. - Brytyjka odparła, skupiając się już na swoim zadaniu. Zdjęła buty i na bosaka zaczęła przechadzać się po sali gimnastycznej, by lepiej ją poznać, ocenić odległości między trapezami.
Towarzyszyło jej tu przez chwilę spojrzenie Lizbeth, trochę drapieżne, trochę zamyślone. Trudno było powiedzieć co się działo w tej, wszak wielce niestabilnej główce, pokojówki. Niemniej w końcu dygnęła i wyszła pozwalając Carmen ocenić samotnie odległości i zamocowania trapezów. Pierwszy z nich bez problemu dało się dosięgnąć skokiem, każdy kolejny był większym wyzwaniem, z racji wysokości na jakich były zawieszane. Carmen przyglądając się im oceniała je… Lizbeth zawiesiła je chyba pod własnym kątem, bo odległości między nimi… były wyzwaniem i dla akrobatki. Czyżby ta ulepszona różnymi mutagenami pokojówka mogła rywalizować, a nawet przewyższać ją w akrobatycznych ewolucjach?
Brytyjka wyrzuciła teraz to pytanie z głowy. Jako agentka nieraz rywalizowała, lecz jako artystka estradowa szybko się tego oduczyła. Rywalizacja nigdy nie była dobra dla show. Tutaj chodziło wszak o to, by każdy dał z siebie jak najwięcej i nie patrzył na występ drugiego artysty. Im większa różnorodność, tym lepsze było show. Teraz też nie było sensu zastanawiać się nad umiejętnościami Lizbeth. Skoro Drake chciał jej występu, znaczy, że miała do zaoferowania coś więcej niż niezwykła pokojówka.

Gdy obeszła salę, Carmen wróciła do swoich rzeczy i zaczęła się przebierać w kostium. Korzystając z pomocy małego lusterka poprawiła też makijaż i upięła włosy. Po 20 minutach była gotowa, by rozpocząć próbę.
Było cicho i spokojnie. Najwyraźniej pokojówka była zajęta szykowaniem śniadania. A może uznała, że Brytyjka nie lubi widowni podczas swych prób? Brak siatki zabezpieczającej, był problemem, ale i dodawał dreszczyku lubiącej adrenalinę agentce.
Wiedziała, że musi rozćwiczyć i rozgrzać ciało zanim zdecyduje się na skoki, toteż postanowiła skorzystać z dziwnego słupka otoczonego lustrami. Było coś... erotycznego w tym przedmiocie.
Carmen zaczęła się rozciągać o rurę i sama nie wiedząc w sumie kiedy również kręcić wokół niej. Wkrótce wiła się niby wąż, delektując się sprężystością własnego ciała.

[MEDIA]https://33.media.tumblr.com/c6453d095795bf85fc7aca81003cd287/tumblr_nt8emuKda01rw79j1o5_500.gif[/MEDIA]

- Urocze…- usłyszała zmysłowy i mrukliwy głos wchodzącej Lizbeth która przyglądała się drapieżnie ciału Brytyjki, owijającej się wokół owego drążka.- Ale czy takie przedstawienie… odbywa się na cyrkowych arenach?
Podeszła bliżej niosąc tacę z filiżanką mocnej aromatycznej kawy.
- Z pewnością nie chcesz za bardzo ekscytować mojego Pana. A może... - postawiła tackę obok na ziemi i przybliżyła się jeszcze bardziej, by musnąć czubkiem języka skóry Brytyjki.- … a może jednak?
- To tylko rozgrzewka. - Burknęła Carmen wykonując szybki unik.
- Na moim drążku…- zamruczała muskając zgrabną nogą dół rury. I uśmiechnęła się dodając.- Z pewnością sir Drake’owi spodobała by się ta.. rozgrzewka. Bo mi bardzo się podoba.
Brytyjka poczuła jak jej ciało napina się, wyczuwając innego drapieżnika w pobliżu.
- Przyszłaś po coś? - zapytała sucho.
- Mój pan poprosił abym przyniosła ci kawę. Uznał, że to i tak złe z jego strony, iż tak wcześnie zmusił cię do zerwania z łóżka. Sir Drake ma do ciebie słabość. I to właśnie czyni go mięciutkim… wtedy gdy powinien być twardy, prawda?- przybliżyła się do oplecionej wokół drążka kobiety, tak że Brytyjka czuła jej perfumy, jej obecność i zerkała niemal w dekolt jej stroju pokojówki.
Carmen patrzyła jej prosto w oczy, wyzywająco, nie odsuwając się ani o milimetr, ale też nie wykonując żadnych ruchów w stronę Liz.
- Dziękuję za kawę. - Powiedziała, nie odnosząc się do dalszej części wypowiedzi.
Język pokojówki wysunął się błyskawicznie z pomiędzy jej ust i przesunął się powoli po wargach Brytyjki, ciepły, lepki i zwinny. Całkowicie nieludzki organ pieszczotliwe dotykał jej ciała.
- Nie ma za co. Ile kostek cukru?- zapytała wpatrując się w oczy Carmen równie wyzywająco.
Mimo gorącej nocy z kochankiem, Carmen poczuła znajomy ciężar w podbrzuszu, gdy wężowaty języczek Liz dotknął jej warg.
- Nie słodzę. - Odpowiedziała cicho, starając się opanować reakcję ciała. Wiedziała, że służąca kusi ją i pewnie wyczuwa też jej podniecenie.
- Z pewnością… - zamruczała a jej język znów powiódł po wargach powoli i spojrzała na ciało Brytyjki łakomie. Po czym wróciła spojrzeniem do Brytyjki. - Zrobisz mi miejsce? Pokażę ci jak się na tym… rozgrzewa.
Carmen uśmiechnęła się samym tylko kącikiem ust.
- Nie. - Odpowiedziała z jakąś mściwością w głosie. - Możesz odejść. I proszę nie przerywać mi już do pojawienia się ambasadora.
- Oczywiście.- zaśmiała się chrapliwie pokojówka niezbyt urażona jej odmową. Bardziej rozbawiona jej oporem. Obróciła się i ruszyła do drzwi zmysłowo kręcąc pupą.
Akrobatka patrzyła jeszcze chwilę w ślad za nią, starając się uspokoić. Wreszcie puściła rurę i skupiła się na swoich standardowych ćwiczeniach na trapezach. Ich rozmieszczenie przypominało układ z trasy cyrkowej sprzed roku, więc Brytyjka zaczęła odtwarzać znany sobie układ, by potem zaprezentować go Drake’owi.

Czas płynął dość szybko, gdy się ćwiczyło. Więc Carmen nie zauważyła jak czasu jej zabrakło, gdy w środku ćwiczeń pojawił się sir Drake i sama pokojówka stojąca grzecznie tuż za nim z lubieżnym uśmieszkiem na twarzy.
- Nie przeszkadzamy może?- zapytał.
Brytyjka nie tak wyobrażała sobie rozpoczęcie, jednak improwizacja nie była jej obca. Wykonała salto na drążku, na którym była, po czym zgrabnie zeskoczyła na ziemię i ukłoniła się.
- Zapraszam szanownych gości. - Powiedziała z uśmiechem i lekką zadyszką w głosie.
- Mam… pewien problem. Właściwie to my mamy. Otóż przyszedł do mnie telegram z Londynu. Dotyczący ciebie także. Po wieczornym spotkaniu jakie mnie czeka i zdaniu raportu jutro w południe ma przyjść kolejny telegram. Z instrukcjami dla mnie. I być może dla ciebie.- rzekł z pewnym zakłopotaniem.- Nie wiem co to dla nas oznacza, ale nie możesz opuścić Zurychu przez następne 48 godziny.
Carmen pokiwała z namysłem głową.
- Chyba nawet nie planowałam teraz wyjeżdżać. A... mogę wiedzieć o co dokładnie chodzi?
- Nie wiem. Londyn jest w tej sprawie bardzo… tajemniczy. - wyjaśnił sir Joshua zmartwionym tonem.- Pewnie chodzi o księcia Windsoru. Jak pewnie wiesz… to osoba dość kontrowersyjna.
- Tak, słyszałam co nieco. Cóż, pozostaje nam czekać na instrukcje. - Odpowiedziała Carmen, która korzystając z chwili odpoczynku sięgnęła po filiżankę z kawą i wypiła nieco aromatycznego napoju.
- To może zaczynamy?- uśmiechnął się ciepło ambasador siadając w fotelu, podczas gdy jego pokojówka prowokująco przytuliła się do owej rury niczym do kochanka i musnęła ją swym gadzim językiem wyjątkowo powoli i lubieżnie.
Brytyjka odruchowo zapatrzyła się na nią, po czym skinęła na znak zgody. Ruszyła w kierunku pierwszego trapeza.
- Niestety bez świateł i werbli pewnie efekt będzie dużo słabszy niż w cyrku - uśmiechnęła się przepraszająco.
- Muzykę można uruchomić.- zaproponowała pokojówka, wywołując zaczerwienienie uszu sir Drake.
- Myślę że i bez muzyki będzie wystarczająco pięknie.- stwierdził szybko i nerwowo Joshua.
Carmen wzruszyła ramionami.
- To twój prywatny występ. Ty decydujesz. Powiedz kiedy mam zaczynać. - Powiedziała, starając się trzymać własne odczucia na wodzy.
- Będzie jej pewnie łatwiej z muzyką.- stwierdziła tylko Lizbeth z łobuzerskimi ognikami w oczach.
- No dobrze… uruchom muzykę. W końcu to tylko melodia.- Lizbeth oderwała się od rury, by podejść do ukrytej wnęki, tuż obok lustra… i uruchomiła ukryty tam gramofon i muzyka zaczęła grać.
Brew artystyki uniosła się, ale dziewczyna nie skomentowała tego wyboru. Jak przed każdym występem stanęła prosto, rozkładając na boki ramiona i zamknęła na moment oczy. Teraz oni wszyscy znów znikali z jej głowy. Nie było Drake’a, Liz, nie było Orłowa, Huai, Aishy, nie było nawet młodego czarodzieja, z którym Brytyjka miała się spotkać po występie. Została w swojej głowie sama.
Otworzyła oczy i wykonując klasyczny rozbieg wskoczyła na pierwszy trapez. Potem od razu drugi i trzeci - wykonując siłę własnego rozpędu. Dopiero tam, na trzecim wykonała pierwszą figurę akrobatyczną. Była zwinna i gibka i profesjonalistką, więc nic dziwnego że budziła podziw w oczach amabsadora i zainteresowanie w spojrzeniu Lizbeth lubieżnie otulającą swym ciałem metalową rurę, tak by ta wciskała się między krągłości jej piersi. Carmen jednak tego nie widziała, skupiona wyłącznie na swoim występie. Skakała pomiędzy trapezami naśladując taniec, bawiąc się, choć przecież musiała być świadoma braku siatki zabezpieczającej.
Nie słyszała nic… poza muzyką, choć zdawała sobie sprawę z obecności spojrzeń dwójki widzów na swym ciele. Była wolna i zwinna w powietrzu niczym małpka z amazońskiej dżungli. Niedostępna dla swych wielbicieli i wielbicielek, ale “karmiona” zachwytem w ich spojrzeniach. Lubiła te chwile i po prawdzie brakowało jej ich, toteż Carmen całkiem dała się ponieść występowi, rozbudowując go o te partie, które przezornie wycofał z pokazu Borys, jak “zbyt śmiałe”.
Zakończyła występ zwisając z najwyższej huśtawki na stopach głową w dół z rozłożonymi ramionami, po to by puścić się i wykonując obrót w powietrzu, opaść zgrabnie na ziemię. Znów rozłożyła ramiona niby ptak, po czym ukłoniła się nisko.
- Brawo brawo brawo ! To był imponujący pokaz. Jesteś zachwycająca, jesteś najlepsza, jesteś niemal ptakiem na tych trapezach! - sir Drake okazywał okazywał swój entuzjazm zarówno oklaskami jak i głośnymi pochwałami. Carmen dostrzegła też wyraźną owację na stojąco… którą ciężko było arystokracie ukryć. A dowodziła prawdy słowom Lizbeth. Sir Drake był hojnie obdarzony przez naturę.
Zarumieniła się i jeszcze raz ukłoniła, mając świadomość, że zobaczyła coś, czego widzieć nie powinna. Dodatkowo wiedziała, że Liz jest w pełni świadoma reakcji ciała swojego pana, toteż pewnie miała niezły ubaw z nich dwoje.
Pokojówka zresztą śmiało podeszła do Brytyjki i obeszła ją z lubieżnym uśmiechem. Jej język wynurzał się zza bramy ust wodząc leniwie i smakując ich pożądanie. Stanęła za agentką i chwyciła ją od tyłu za piersi, delikatnie je ściskając przez ciasny strój. Nie spodziewając się tego Carmen jęknęła cicho.
- Może uczynimy ten pokaz… ciekawszym? - zamruczała, a sir Drake rzekł stanowczo.- Lizbeth.. zachowuj się!
- Pachniecie oboje podnieceniem tak mocno, że aż odurza. Nie rozumiem… czemu ludzie są tacy… samookłamujący się.- zachichotała pokojówka.
- Czy możesz zabrać dłonie? - Zapytała cicho Carmen, błądząc wzrokiem gdzieś po podłodze. Czuła wszak zawstydzenie, wywołane słowami służącej. A i jej dotyk... nie pomagał się uspokoić.
- Mogę... ale nie chcę…- zamruczała jej do ucha Lizbeth wodząc po jej szyi czubkiem języka i ugniatając mocniej dwie krągłości na oczach zaskoczonego sir Drake’a. - Widzisz jak mu się wybrzusza… jak wąż… wiesz… jaki miał przydomek, gdy pływał na morzach? Długi Drake.- zaśmiała rozkoszując krągłościami Brytyjki i przyciskając swoje własne do jej pleców. - Nakaż mi cię puścić. Albo nakaż jemu… żeby to… zrobił.-
Joshua nie potrafił oderwać oczu od obu kobiet.- Lizbeth… nie wolno tak robić i to wobec arystokratki. Zostaniesz ukarana.-
- Mmmoże… - zamruczała pokojówka nie przejmując się jednak wizją kary. -... ale za dużo tego napięcia w powietrzu. Wrażliwa jestem.
Carmen czuła, że to jakieś szaleństwo. Chwilę patrzyła na męskość, której kształt wyraźnie się zaznaczał w spodniach, na wyraz twarzy Drake’a, który zdawał się przeżywać podobne do jej wątpliwości i... pokusy. Jednak Carmen nie była tylko akrobatką, ale też agentką, a to wiązało się z umiejętnością opanowania własnych pragnień.
- Puść mnie. To nakaz. - Powiedziała zdecydowanie.
- Dobrze… to wasza strata. - Lizbeth przesunęła lubieżnie długim językiem po szyi akrobatki. - Nie moja.
Puściła swą ofiarę i po usłyszeniu z ust Joshuy.
- Idź do swojego pokoju i go nie opuszczaj!
Posłusznie ruszyła w kierunku drzwi kręcąc zalotnie pupą.
- Naprawdę przykro mi że… to się wydarzyło. Jej nie da się do końca okiełznać, niestety.- zaczął przepraszać ambasador. - Mam nadzieję, że nie weźmiesz sobie tej obrazy do serca. Nie chciałbym, by ten nieszczęsny incydent kojarzył ci się z ambasadą, czy ze mną.
Carmen zaczęła pakować swoje rzeczy nie patrząc na Drake’a.
- Bardzo mi pomogłeś i zawsze byłeś wobec mnie szarmancki, więc to nie ma wpływu, chociaż... oboje wiemy, że Liz nie kłamie. Po prostu nie rozumie czemu ludzie nie ulegają swoim popędom, prawda?
- Ttoo prawda. Ma też rację, że to… trudne. Jesteś zachwycająco piękną i godną pożądania kobietą.- wyjaśnił uprzejmie sir Drake. - Nie będę zaprzeczał, że dobre wychowanie i kultura to jedyna zbroja jaką mogę przywdziać, żeby zachować się stosownie.
Ruszył powoli do Brytyjki. - Pozwolisz odprowadzić się do pokoju, w którym mogłabyś się przebrać w suknię?
Spojrzała wreszcie na niego, podnosząc głowę. Gdy podszedł różnica wzrostu między nimi była tym bardziej odczuwalna.
- Mogę tu... jeśli wyjdziesz. - Odpowiedziała jakoś tak cicho.
- To by była zbyt duża pokusa dla mnie.- zawstydził się cicho mówiąc.- Drzwi nie mają zasuwki. Mógłbym się posunąć do niehonorowego… podglądania cię jak się przebierasz.
- I nic bym o tym nie wiedziała... a jednak teraz mi o tym mówisz... - powiedziała, oblizując powoli wargi, po czym dodała - Prowadź, proszę.
- Tttak… nie wiedziałabyś. - potwierdził Drake i uśmiechnął się żartując. - Ale jakiż to byłby wstyd, gdyby udało ci się przyłapać mnie z opuszczonymi spodniami przy drzwiach.
Pochwycił delikatnie dłoń Carmen i zacisnął ją mocno… czuła jak drży od tłumionych żądzy i emocji.
Ruszyli powoli. Niestety kulejący szlachcic nie poruszał się za szybko.
Brytyjka nie odzywała się, wzrok miała spuszczony, skupiając się na wewnętrznej walce z demonami. Dotarli w końcu w ciszy do drzwi zamykanych na klucz. Za nimi był nieduży salonik przeznaczony na rozmowy przy kawie. Klucz tkwił w dziurce od zamka.
- Tu… możesz się przebrać. I jeszcze raz przepraszam. Naprawdę… ciężko mi panować nad tą sytuacją. - uśmiechnął się Drake przepuszczając dziewczynę.
Ta przecisnęła się obok w drzwiach, ocierając o ambasadora, choć właściwie nie było to konieczne. Weszła do pokoju i postawiła na ziemi walizkę, wypinając się przy tym na moment.
- Dziękuję. - Powiedziała, nie patrząc na mężczyznę.
- Nie ma za co…- jęknął bardziej niż powiedział, bowiem Carmen otarła się biodrem o to co było “boleśnie”… napięte.
Brytyjka przełknęła ślinę i poczekała aż mężczyzna wyjdzie. Gdy opuścił pokój, po chili wahania zamknęła zamek na klucz. Musiała się opanować.
“To wszystko wpływ Liz” - tłumaczyła sobie. No i Drake miał do niej słabość jako do artystki estradowej, co oczywiście sprawiało jej dodatkową przyjemności. Poza tym jednak...
Przełknęła ślinę przypominając sobie o pomyśle Orłowa. Może powinna o tym porozmawiać z ambasadorem?

Wreszcie udało jej się ubrać w suknię i nieco opanować. Spakowała swój szczęśliwy strój, poprawiła jeszcze fryzurę i przekręciła kluczyk, by opuścić pomieszczenie.
Ambasador czekał już na nią. Jak spuścił nieco pary z siebie, wolała się nie domyślać. Wydawał się jednak spokojny i opanowany. A “opuchlizna” zmalała.
- Ma pani ochotę na kapkę rumu przed wyjściem, czy od razu zechce pani opuścić budynek?- zapytał uprzejmie.
- Z kawą? Czemu nie... - odpowiedziała z zawstydzonym uśmiechem na ustach.
- Oczywiście, tyle że kawę musiałbym zrobić. Lizbeth została w pokoju. Wolałbym jej nie wypuszczać. W obecnym stanie… sama pani rozumie. U niej pobudzenie jest… gwałtowne.- wyjaśnił nieco zawstydzonym tonem głosu prowadząc Brytyjkę do kuchni.- Niewątpliwie jakoś sami sobie poradzimy z kawą.
- Możesz na mnie liczyć... i za co znów zostałam panią? - zapytała, gdy weszli do kuchni.
- No cóż… wybacz… po prostu trochę mi głupio z powodu tego co się wydarzyło. I jednocześnie wstyd za to co…- westchnął głośno mężczyzna podchodząc do szafki z kawą i wyjmując z niej woreczek ze zmielonym ziarnem. - Mogłem rozkazać Lizbeth by kontynuowała to co zaczęła, wiesz? I piekielnie mnie kusiło by to zrobić. To dlatego brakło mi stanowczości którą powinienem tam okazać. Mogłem nakazać jej, by cię pieściła na moich oczach… i wstyd mi za te myśli.
Carmen tymczasem nastawiła czajnik z wodą.
- Mogłeś jednak... mi tego nie tłumaczyć aż tak dokładnie. - Odpowiedziała, czując, że znów się rumieni.
- Czemu? Przecież powinnaś wiedzieć, czemu nie okazałem twardości tam… w sali ćwiczeń. Zamiast tego gapiłem się na jej dłonie na twoich… no…- dodał speszony odmierzając kawę do filiżanek.- Zapewniam jednak iż postaram się, by to się nie powtórzyło. Co prawda będzie ciężko, bo przywykłem do tego iż Lizbeth zajmuje się sama wieloma sprawami w tej posiadłości.
- No właśnie... nie chcę wykorzystywać twojej słabości... do mnie, ale mój partner zasugerował, że... - zmieszała się, patrząc na płomień palnika - Że aby przestać sprawdzać każdy trop oddzielnie, sami powinniśmy zorganizować okazję, gdzie wszyscy podejrzani AC się spotkają... Bal ambasadora pewnie byłby świetną okazją szczególnie gdyby zrobić go na modłę bardziej... no... wenecką.
Ambasador nagle zbladł, potem zaczerwienił się na twarzy, a i reakcja poniżej pasa znów robiła się wyraźna.
- Dużo słyszałem o ekskluzywnych “weneckich” przyjęciach.- wydukał w końcu.- A ty? Co o nich wiesz?
- Tylko o nich słyszałam, ale... myślę, że jestem w stanie się dostosować. Jeśli to faktycznie miałoby ruszyć naszą misję do przodu.
- Nie jestem taki pewien, czy ruszy do przodu… I jak się domyślasz, ambasada oficjalnie nie powinna takiego przyjęcia urządzać. Jak i ambasador nie powinien brać udziału w takiej imprezie…- spojrzał na Brytyjkę dodając.-... ale zobaczyć cię nago. Dotknąć. Dla takiej szansy zaryzykowałbym nawet powagę urzędu.
- Zawstydzasz mnie! Nie mogłabym cię o to prosić. To tylko pomysł na razie. Chciałam wiedzieć jak się do niego odnosisz - powiedziała z wyrzutem, po czym umilkła, widząc, że woda zaraz się ugotuje.
- Powiedzmy że ta “wenecka” strona nie może oficjalnie paść w zaproszeniu. Może przez pocztę pantoflową? Co do zorganizowania takiej imprezy, to od tego mam fundusz reprezentacyjny. Nie gwarantuję jednak że każdy zaproszony AC raczy się zjawić. Choć… “weneckość” może kusić znudzonych bogaczy.- ocenił speszony mężczyzna. Po czym spytał żartobliwie.- O co prosić? O imprezę czy dotyk?
Carmen, która właśnie zdjęła czajnik z wrzątkiem z ognia, podniosła wzrok na Drake’a, omal nie wylewając zawartości. Na szczęście dzięki nadnaturalnej zręczności uniknęła wypadku. Zalała obie filiżanki, po czym dopiero odpowiedziała.
- O imprezę. Co do funduszy, to nie problem. Ambasada rosyjska jest w tej materii bardzo hojna. Problemem jest więc tylko to, by organizator był na tyle poważany, aby wszyscy AC zechcieli się pojawić.
- Zwykła impreza w ambasadzie nie będzie żadnym problemem. Ewentualne atrakcje są do omówienia dopiero. - uśmiechnął się ciepło Joshua, sięgając po flaszeczkę rumu ukrytą w jednej z szafek. Skropił nią swą kawę i kawę Brytyjki.- Nie słodzisz, tak?
- Tak. - Powiedziała i sięgnęła po naczynie. - Wiesz, to tylko wstępny pomysł. Na razie niczego nie planuj.
- Dobrze. - uśmiechnął się sir Drake przysiadając blisko Carmen i pytając.- A jak ci się podoba życie w Zurychu? Intensywne być potrafi, prawda?
- Nie oceniam go pod kątem moich własnych upodobań. Bardziej pod kątem skuteczności dla misji... - westchnęła - Myślę jednak, że nie wybrałabym tego miasta na dom. Faktycznie za dużo się dzieje.
- Co mnie dziwi. Wydajesz się być osobą, która jest wprost stworzona by być w centrum uwagi. Podziwiana. Wielbiona.- odparł z nieśmiałym uśmiechem Joshua popijając kawę. - Z pewnością można znaleźć w Zurychu miejsca, w których przyjemnie się odpoczywa. Nie można wiecznie żyć pracą.
- Lubię, ale tylko jako artystka. Nie lubię natomiast, gdy non stop się na mnie patrzy, ocenia moje zachowanie... - wzruszyła ramionami i upiła kawę. - Jestem wieloma osobami naraz. Chyba dlatego pracuję dla Korony w tym, a nie innym charakterze i przybieram różne maski.
- To zrozumiałe. Też miałem wymagającą nianię.- zaśmiał się Drake pocierając podbródek. - Z drugiej strony… nie uwierzysz pewnie, ale bardzo podobną do Lizbeth. Nie z wyglądu, a z sposobu poruszania się, mówienia…
- I... czegoś jeszcze? - dopytała Carmen.
- Nie wiem czy to właściwy… - westchnął cicho Joshua czerwieniąc się lekko.-... temat do rozmowy. Wspominanie jej. Była bowiem też bardzo, bardzo… seksowna. Równie seksowna co wymagająca. I pewnie wiesz co w takich przypadkach młodzi mężczyźni… robią?
- Sam zacząłeś temat, więc dokończ. - Odpowiedziała Carmen i uśmiechnęła się nad filiżanką kawy. - To całkiem ciekawe co ci młodzi mężczyźni robią…
- No.. fantazjują o niej w łóżku i dotykają się. Podglądałem ją czasem jak się przebierała. Jak zdejmuje kolejno ciuszki odsłaniając ciemną niczym karmel skórę, krągłe piersi…- zadrżał lekko i dodał speszony. - Ile razy śniłem, by wylądować w jej pokoju i… wykazać się męskością.
Brytyjka uśmiechnęła się.
- Z tego jednak co zrozumiałam, potem miałeś wiele okazji, by się wykazywać, więc chyba nie masz powodów czuć się pokrzywdzonym. No a dziś czeka na ciebie dyscyplinowanie Liz…
- Nie mówię, że nie… ale jak wszystkie pierwsze miłości, ta też zakończyła się niepowodzeniem. - odparł ze śmiechem ambasador zerkając w dół.- Ale nie powinienem wspominać tego teraz… zwłaszcza, że honor sprawił że przegapiłem kolejną… okazję.
- Doprawdy ciężko mi wierzyć, byś nie widział w życiu piękniejszych ode mnie. Nie rozumiem trochę tego... uporu. - powiedziała Carmen, odstawiając pustą filiżankę.
- Wybacz… nie o to mi chodziło. - odparł z lekkim uśmiechem ambasador. - Chodzi raczej o to, że takie wspominanie budzi… mimowolne reakcje ciała. Nie chciałem byś czuła się osaczona przeze mnie.
Pokiwała głową.
- Dziękuję za kawę. Będę już się zbierać.
- Nie ma za co. Naprawdę.- odparł z uśmiechem ambasador i starając się iść tak jakby za nią powoli odprowadził ją do drzwi unikając spoglądania w jej oczy.
 
Mira jest offline