Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2017, 17:18   #29
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację

Łowca nagród popytał tu i tam o Wilhelma i dość szybko został wysłany do jedynego medyka w miasteczku - Herr Johana Sterna, gdzie młody chłopak dochodził do siebie. Starszy mężczyzna kręcił głową na odwiedziny Kaspara, gdyż Wil był wciąż bardzo słaby, jednak ostatecznie po rzuceniu przez łowcę nagród drobnego pieniądza, medyk zgodził się na krótką rozmowę.

Wilhelm leżał w jednym z łóżek na piętrze i był blady jak ściana. Gdy von Nostitz wyjaśnił mu cel swojej wizyty, chłopak wzruszył tylko ramionami i syknął, gdy odezwała się rana.
- Nie mam za wiele do powiedzenia na temat tego zadania - rzucił cicho i wskazał palcem na stojący na stoliczku przy łóżku kubek. Kaspar podał mu go, a tamten wziął dwa niewielkie łyki wody. - Gdy tylko dostaliśmy zlecenie od Dustermanna nie rozpytywaliśmy nikogo w mieście o kryjówkę Kaltbluta, tylko od razy w las my poszli. Ja, Heinrich i Volmir. Pierwszego dnia nic my nie odkryli, a drugiego wpadlimy w zasadzkę tych bandziorów. Szlimy sobie lasem, aż tu nagle spadła na nas lawina strzał. Widziałem, jak moi towarzysze padają, ja wziąłem nogi za pas i uciekłem. W pewnej chwili straciłem równowagę i walnąłem się w głowę, a potem wpadłem do wody. Pewnie myśleli, że nie żyję, bo już za mną nie szli. A potem... potem chciałem wziąć zemstę na Bertrandzie... za Heinricha i Volmira. Głupi żem, porywać się na takiego draba. Tamci zaatakowali nas na północny wschód od miasteczka. Na pewno tam mają swoją kryjówkę.

Wilhelm odkaszlał flegmę i jakby na zawołanie w drzwiach jego pokoju pojawił się Stern. Delikatnie zasugerował Kasparowi, by ten już sobie poszedł i dał odpocząć chłopakowi. Na dole, przy drzwiach, zaczepił jeszcze mężczyznę.
- Nie wiem, czy to ważne, ale wczoraj tutejszy kowal, który pomagał mi z Wilhelmem, wypytywał go o okoliczności ataku, rysopis bandytów. Nie był zbytnio zainteresowany tym, że człowiekowi trzeba pomóc, bo się wykrwawi. Nazywa się Ned Weiss, ma kuźnię przy wschodniej bramie.
Łowca nagród podziękował za informację i skierował swe kroki z powrotem do karczmy Gorzałków.



Nie miał problemu, by znaleźć niewielką świątynkę Sigmara znajdującą się w południowej części Mittlersdorfu. Spotkał tam dwóch akolitów, którym wyjaśnił cel swojej wizyty i został zaprowadzony do tęgiego przeora, po którym widać było, że lubił sobie podjeść i wypić. Na pytanie o Dutermanna, ożywił się znacznie.

- Bela Dustermann to bardzo dobry człowiek. Bardzo. Co miesiąc przeznacza na nasze skromne potrzeby trochę pieniędzy, tu dach wyremontuje, tam studnię udrożnić pomoże. Do rany przyłóż, złego słowa nie powiem. Przeprowadził się tutaj jakieś dwadzieścia lat temu z Middenheim. Wcześniej, z tego, co mi opowiadał, był awanturnikiem, ale porzucił to zajęcie na rzecz spokojnego życia w naszym mieście i sprzedaży unikatowych książek. Wzorowy Sigmaryta, złego słowa nie powiem. - Powtórzył się i zmarkotniał. - Słyszałem o tej sprawie z jego córką. Straszna rzecz. Młode to i głupie, samo pewnie wróci, jak się przekona, że nie należy odtrącać dłoni kochającego ojca. Dziewczyna zawsze jakaś taka skryta była, dziwna. Zupełnie inna, niż ojciec. Miałem nawet wrażenie, że nie chce przychodzić na cotygodniowe nabożeństwa do domu naszego pana. Miło spotkać Brata w Wierze, ale jestem dość zajęty i niestety, musimy już skończyć tę rozmowę. Niech Sigmar cię prowadzi, synu.

Przeor wykonał przed sobą znak młota a Żar niedługo później był już w drodze do karczmy niziołków.



Skierowali się na rynek, gdzie wypytali o ulicę przy której mieściła się apteka i aptekarkę Annikę Werner. Ludzie z uśmiechem szybko pokierowali ich w odpowiednie miejsce. Apteka mieściła się w niewielkim pomieszczeniu na parterze, a w środku unosił się piękny zapach ziół. Za ladą stała niska, czarnowłosa kobieta w sile wieku i po obsłużeniu trzech klientów w końcu mogła poświęcić czas awanturnikom, którzy szybko wyjawili jej cel swojej wizyty.

- Julianne to dobra dziewczyna. Trochę skryta w sobie, otwierała się głównie przede mną. Opowiadała mi, że od pewnego czasu ojciec źle ją traktuje, co miało związek chyba z tym zbójnikiem z lasu - powiedziała. - Kilka dni przed swoim zniknięciem przyszła do mnie, żeby kupić miętę pieprzową, prawoślaz i rumianek... znaczy się takie zioła na nudności. A jej ojciec swego czasu kupował ode mnie ziółka nasenne. Dręczyły go napady bezsenności, ale od roku już żadnych nie kupił, więc chyba musiało mu minąć. - Wzruszyła ramionami. - Nic więcej nie wiem, przykro mi.

Na pytania o miejsce pobytu Julianne Annike kręciła tylko głową. Wyglądało, że dziewczyna nie zwierzyła jej się z tego, gdzie zamierza się zatrzymać, nawet, jeśli to miała być kryjówka Kaltbluta i jego ludzi. Z takimi informacjami czwórka kompanów ruszyła z powrotem do gospody Gorzałków, zwłaszcza, że Maxowi zaczęło już nieźle burczeć w brzuchu.



"Pod Spasioną Owieczką" dotarli w różnych odstępach czasu, zajmując stolik w kącie sali, pod jednym z okien. Podawano akurat obiad, na który składał się jakiś gulasz i ziemniaki z mięsiwem, więc przy posiłku zebrali do kupy informacje, jakie zebrali i mogli podjąć decyzje odnośnie kolejnych działań.

 
Tabasa jest offline