| Niziołki, istoty niewielkiego wzrostu, nie słynące z krzepy. Ba czasem są mylone z ludzkimi dziećmi. Ich zachowanie bywa lekkomyślne i niefrasobliwe, a do tego nie grzeszą odwagą. Szczytem ekscytacji bywa czasem zgadywanie jakie ciasto zagości na stole w ramach podwieczorku. W sytuacji zagrożenia w zdecydowanej większości są zawsze pierwsze do ucieczki. Nie nadają się za bardzo do walki w zwarciu, ale są świetnymi procarzami. Szczególne gdy mówimy o strażnikach pól. Ludo może wyglądał na niegroźnego, ale jak widać potrafił celnie posłać pocisk i unieszkodliwić napastnika.
Niziołek zgadzał się z większością grupy. Pościg na nieznanym sobie terenie, przy takiej pogodzie. Bez możliwości bezpiecznego pozostawienia koni i jego kuca była by zbyt ryzykowna. Zresztą Ludo obawiał się trochę walki w zwarciu, a w gęstwinie na pewno by do takiej doszło. Te paskudztwa były bardziej przerażające od zombie. - Przegonieni, wszyscy cali. No to w drogę, trzeba znaleźć suche miejsce i kolację zrobić. – Rzekł jeszcze lekko rozemocjonowany. Krótka potyczka przegoniła senne myśli. Pytanie Andreasa spowodowało natomiast dwie rzeczy. Przygnały do głowy rozmyślania i obrazy jedzenia, a nim z ust wydobyła się odpowiedź, to pierwszy zabrzmiał brzuch i jego głośne burczenie. Ludo uświadomił sobie, że od dłuższego czasu już nic nie podjadał. - Ryby? – Ludo podskoczył na kucu. - Szczupaki, karasie, węgorze, sandacze, dorsze, łososie, jesiotry czy też śledzie i minogi rzeczne doskonale zastępują mięso. – Niziołek mówił pośpiesznie i wyliczał na palcach, których zaraz mu zabraknie. - Taką rybkę można w jednym kawałku przygotowywać nawet na trzy sposoby. – Ludo był szczęśliwy, że może się wykazać kunsztem kucharskim, choćby tylko w teorii. - Ogon gotować we wrzątku, środek upiec, a głowę smażyć. A tę potrawę serwować też można z trzema różnymi sosami. Zielonym na ogon, pomarańczowym na środek i czerwonym na głowę. - Albo, albo galaretki rybne o innym kolorze na zewnątrz, a innym w środku. – Mały przyjaciel tak się rozemocjonował, że nawet zlewa przestała mu przeszkadzać. - Dobry jest i sztokfisz. Musisz tylko po usunięciu głowy, rozcięciu wzdłuż i wypatroszeniu ryb, ususzyć ją na patyku. A nim się go zje, to obić młotkiem i namoczyć przez kilka dni. – Strażnik pól nadawał by tak pewnie do samej nocy, męcząc zapewne wąsacza i resztę towarzystwa. Tego monologu nie przerwało nawet spostrzeżenie śladów krwi w opustoszałym budynku. Mogła być to robota zwierzoludzi, nie warto było sobie tym teraz zaprzątać głowy. Przecież przepędzili tamtą bandę. Ludo przestał jednak mówić, gdy w pobliskim zajeździe poskąpiono im gościny. Nie wpuszczono nawet za próg. - Przyjacielu drogi, pogoda straszliwa. Zwierzoludzi przegoniliśmy, a na szlaku paskudztwa nocą mogą wrócić. Bądźcie człowiekiem i wpuście do środka. Zapłacimy przecież uczciwie. Zapachy z waszego przybytku tak apetyt rozbudzają, że i bez pokoi się obejdzie. W sali do ranka przeczekamy, pojemy, popijemy. – Ludo gotów był wejść choćby i oknem. Tak jak to mówił zresztą Nils. W sumie to w większości powtórzył jego słowa, ale może gospodarzowi będzie trudniej odmówić dwukrotnie. Niech wie, że nie przyjmują odmowy do wiadomości. W gospodzie było przecież ciepło i pachniało jadałem. - Zarobicie przyjacielu dobrze, a i może mojego wuja widzieliście. Szukam go z uwagi na rodzinne sprawy. Pozwólcie wejść to Wam opowiem trochę, może u Was gościł. - Kołodziej nie czekając nawet zbytnio na odpowiedź, próbował się wśliznąć do środka.
W ostateczności był skłony prosić mężczyznę o miejsce w stajni, albo i wrócić się do budynku na przeprawie. Na głowę by tam nie kapało.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
Ostatnio edytowane przez pi0t : 24-11-2017 o 23:30.
|