Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2017, 23:31   #237
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Wyglądało na to, że ledwo wyślizgali się z jednego gówna, a już trepy pakowały ich w kolejne. Mieli znaleźć jakąś kabarynę na zadupiu pełnym kurew i jeszcze dostarczyć ją na most razem z ładunkiem.
- Mechanik? - Diaz popatrzyła do góry… że też ten zjebany pies musiał być tak dobrze odkarmiony. Gdyby była Wujaszkiem to ona patrzyłaby na niego z góry. Niestety nie wszyscy mogli być tak zacni jak olbrzym w pw - Kto ci takich bzdur naopowiadał, co Condor le passo? Ja tu jestem robić rozpierdol, claró? - rozłożyła ręce równie bezradnie, jak szczerze smutna była jej mina. - No tengo… dobra kurwa, ale nie liczcie na cuda. Mana mi wyszła, będę leciała ręcznie i nic nie gwarantuję - machnęła ręką, zezując na mapę, potem na drona i pokręciła głową - Balle, ale czaisz też, że u nas nikt tym gównem się nie posługuje, si? Jest Patino, ale on jedzie z wami, bo jebany leser nie nadąży, a nie będziemy go znowu nieść. Zresztą chyba chuj mnie strzeli jak dalej będę musiała wysłuchiwać jego nawijki - prychnęła, ale szybko zaczęła sie szczerzyć - Coś jeszcze na mieście wam ogarnąć? Wstąpić do Taco Bell po burrito, que?

- Granaty. Zapalające. Plastik, Calymory. Prochy
- Nash przekazała lektorem najważniejsze zapotrzebowanie, obserwując Hassela kątem oka - Znajdzie się coś, czym możecie się podzielić bez bólu? Zwykłymi granatami też nie pogardzimy. Nie pogardzimy niczym.

- Głosy mi powiedziały coś za jedna.
- kapitan Raptorów i osoba dowodząca obroną mostu popukał się po słuchawce komunikatora połączonej z wyświetlaczem HUD. Pewnie miał tam podstawowe dane w tym i o Parchach tak samo jak oni sami mogli sczytać nawzajem swoje specjalizacje, że Black 2 jest mechanikiem albo Black 8 saperem. - Z amunicją i wszelkimi zapasami krucho. Sami wiecie jak tu wylądowaliśmy. Mamy tylko to co na sobie. - oficer zwrócił się do Black 8 odpowiadając na jej pytanie. Właściwie wszyscy tutaj byli takimi lub innymi rozbitkami. Wszyscy też byli niepewni co do perspektywy uzupełnienia zapasów w najbliższej przyszłości.
- Zobaczę co da się zrobić. - skinął lekko głową obiecując zająć się tą sprawą. Ale nie było się co oszukiwać, by komukolwiek coś dać w tej załodze obsadzającej most to trzeba było komuś zabrać. - Przyprowadźcie nam tą ciężarowę i będziemy wszyscy cieszyć się jak małe dzieci w nowej piaskownicy. - Raptor odwrócił się znowu do Diaz. - Dam wam drona. Operator się u nas znajdzie. Będziecie się kontaktować przez radio. - wyjaśnił jak widzi sprawę współpracy między grupką Parchów bez droniarza a dronem jaki im przydzielić gotów był na tą misję.

- Też słyszysz głosy?! - Black 2 ucieszyła się i aż z tej uciechy klasnęła w dłonie. Nie była sama! - A mnie nazywają zwyrolem jak mówię co mi nawijają… “spal ich, spal wszystkich!”, “nikt nie jest bez winy, muszą płonąć”... - poskarżyła się na ciężki los i ludzkie niezrozumienie - Dobra, przyprowadzimy wam tą kabarynę, nie dygaj. A co z Majstrem? - zapytała nagle - Tym waszym penejdo co lubi ładować, albo jak jego ładują… nie zdążył sprecyzować, bo się fiesta zaczęła - rzuciła w psa szerokim wyszczerzem.

Ósemka parsknęła i uśmiechnęła się połową ust. Dobrze mieć priorytety, bez dwóch zdań. Patrzyła Hasselowi w oczy, mrużąc je w miarę jak mówił. Niby mogli zacząć wybrzydzać, lecz trepy już dla nich ryzykowali. Wypadało się odwdzięczyć. Żeby nie kolekcjonować żadnych długów.
- Daj namiary, zobaczymy co da się zrobić - wystukała i już miała opuścić rękę, gdy coś sobie przypomniała. Zawarczała nisko i dostukała, kiwając brodą na transportery - Po ewakuacji. Jak dotrzecie na lotnisko. W HH został chirurg, od nas - skrzywiła się i puknęła palcem w obrożę - Herzog da radę złożyć Patino? Grozi mu amputacja. I nie tylko. Zanim to się skończy będzie jeszcze wiele trupów. Wielu rannych. Lekarz się przyda, samochodem nie będzie tak daleko i długo jak pieszo.

Kapitan lekki uniósł brwi i uśmiech mu trochę zamarł na warga przez co zrobił się nieco sztuczny gdy Black 2 zaczęła gadać o swoich głosach. Przeszedł więc do drugiej części jej wypowiedzi.
- Jaki Majster? Ktoś od nas? Któryś z żołnierzy? - lekko zatoczył ruch głową jakby miał a myśli mundurowych obsadzających most. Obok przeszło dwóch żołnierzy. Saper rozpoznała jak nieśli claymory i plastiki. Raptor też musiał to dostrzec bo przerwał ich marsz i swoją dyskusję.

- Carlson! - zawołał i dwaj pewnie saperzy zatrzymali się i zwrócili do oficera. - Rzućcie co możecie dla nich. Jadą do czerwonych po ciężarówę co jej filują. - powiedział tak po prostu wskazując na trójkę Parchów. Dwaj wojskowi spojrzeli na siebie, na materiały wybuchowe jakimi byli obwieszeni. Na oko Nash to było niewygodne tak na patrol czy inną misję. A i wcześniej pewnie rzucili by jej się w oczy jakby paradowali z taką ilością wybuchowego szpeja na sobie. Więc pewnie też pozbierali od pozostałych mundurowych co kto miał. W końcu obydwaj przekazali trójce Parchów po dwa claymory, plastiki i granaty. Potem znów ruszyli na północny kraniec mostu. A potem dalej, na zorane pociskami przedpole. Wyszli poza linię najdalszych czujek a te czujki nerwowo wodziły lufami po okolicznej dżungli gdy saperzy rozstawiali swoje zabawki.

- Czekaliśmy na was. Aż wrócicie. Myśleliśmy, że wrócicie tą furgonetką. - powiedział Hassel przez chwilę obserwując jak dwóch saperów zabezpiecza północny brzeg mostu. Zamierzali się ewakuować przez południowy, ku lotnisku ale odkąd piątka z Seres wróciła nikt chyba nie miał romansów na północnym brzegu.
- To z Elenio jest aż tak źle? - zapytał wracając do wątku o jakim rozmawiał z Parchami. - Cholera. - pokręcił głową i obserwował Latynosa którym do dzisiejszego poranka dowodził na zachodniej barykadzie. - Herzog nie jest lekarzem. Ale kiedyś służyła u nas. Jest tak dobra jak można być w improwizacji nie będąc pełnoprawnym lekarzem. Ale nie wiem czy to wystarczy by uratować mu nogę. Ale w tej chwili z ludzi co mam tutaj albo na lotnisku ona jest najlepsza w takie klocki. W klubie Morvinovicza jest jakiś lekarz? Ten jego Kozlov czy jakiś inny? - gliniarz wrócił do precyzowania usłyszanych informacji. Tylko część o Herzog mówił z zastanowieniem jakby sam nad tym rozmyślał czy paramedyczka da radę poskładać nogę Patino czy nie.


- Majster! No ten typ od załadunku waszego latadełka. Ten no - Diaz pstrykała palcami szukając słowa, aż je znalazła - Loadmaster! No mówię że Majster od ładowania, co nie słuchasz co hablam?! Niezła dupa, całkiem prawilna - pokiwała głową i zaraz się skrzywiła - No Casanova oberwał jak chuj. Zleciał szkitą na gruz, ma tam jebanego siekanego burgera. Wrócilibyśmy furgonetką, gdyby nam jej ta wielka kurwa nie rozjebała… puta - burknęła i ożywiła się - Właśnie! Słuchaj Condor, przygotujcie co macie najcięższego, tak na wszelki. Ona jest jakieś pół kilosa stąd, o tam - machnęła ręka w odpowiednim kierunku - dostała trzema p.pancami i nic. Więc uważajcie, claró? Chujowo by było jakbyśmy wam przyprowadzili furę, a was by rozjebało.

- Jacob Horst. Lekarz. Z tytułem. Kiedyś.
- Black 8 za to pozostawała poważna i skupiona, nie spuszczając oka z psiego kapitana - Kod wywoławczy Green 4. Jeden z nas - wzruszyła lewym ramieniem, dopinając podarowane materiały wybuchowe - On wyjmował z chłopaków anomalie. Kozlov się do niego nie umywa. To jedyna szansa żeby ten kaleczniak zachował nogę. Nie może jej stracić - warknęła, spoglądając gdzieś ponad linię drzew. Prychnęła zrezygnowana i dostukała - Powinien zostać, nie jechać. Wtedy nic by się nie stało. Ale się stało. I nie będzie sam, jeden ranny poważnie.

- Loadmaster? Na Falcon 2?
- Sven powtórzył informacje od Diaz i chwilę widoczna gałka oczna mu skakała więc pewnie coś sprawdzał na swoim HUD. - Kpr. Riley. - powiedział pewnie gdy znalazł w systemie potrzebne dane. - Lądowali awaryjnie w mieście. Udało im się wylądować bez strat ale musieli opuścić wrak. Chłopaki z kosmoportu wysłali po nich ekipę. Rozbili się jakieś 20 km od naszych linii w kosmoporcie. - kapitan powiedział szybko jakby zdając kolejny raport z kolejnej sytuacji. - Dalej są na linii pod Falcon 2. Jeśli ktoś by chciał z nimi porozmawiać. - Raptor dodał prawie, że wyglądało na to, że w ostatniej chwili. Zerknął przy tym na Black 2. Miała wciąż komunikator i jeśli loadmaster z Falcon 2 miał swój to właściwie mogli się komunikować.

- Hornet 1 tu Falcon 1. Mamy pogłoskę na tanka. Pół kilometra na północ od nas, wzdłuż torów. Możecie to sprawdzić? - Raptor nie czekał tylko od razu pewnie nadał na łączu z latającym nad głowami wsparciem. Te maszyny miały możliwość zlikwidowania nowoczesnego czołgu więc nawet z bardzo dużym i potężnym xenos powinny sobie poradzić.

- Tu Hornet 1, zrozumiałem. No wreszcie coś dla nas macie. Kitracie całą zabawę dla siebie tam na dole. Lecimy to sprawdzić. - w słuchawkach dał się słyszeć odpowiedź pilota który udawał bardzo obrażonego i usilnie znudzonego. Ale nad głowami dwa widoczne krzyżyki zmieniły od razu kierunek loty wykręcając synchroniczny wiraż a na ziemię dotarł zmieniony dźwięk ich silników gdy maszyny weszły na wyższe obroty.

- Green 4. Jacob Horst. Zrozumiałem. - Hassel skinął głową notując sobie pewnie w pamięci a kto wie czy tylko w niej nazwisko lekarza. - Tak, wciąż jest w schronie pod klubem. Ale w tej chwili nie mam jak posłać po niego. Wrócimy na lotnisko zobaczymy jak będzie wyglądać sytuacja i czym będziemy dysponować. - gliniarz popatrzył uważnie na Black 8 nie chcąc się pewnie pakować w obietnice bez pokrycia. Na razie sam punkt planu “ewakuacja na lotnisko” był całkiem problematyczny. Jednym ze sposobów na usprawnienie tego punktu było właśnie przytaszczenie z dżungli tej cieżarówki.
- To jest wojna Nash. I wszyscy na niej jesteśmy żołnierzami na polu bitwy. Nawet taka Sara Karla. - wskazał na blondynkę wtuloną w snajpera policyjnych antyterroystów. - Wszyscy możemy oberwać w każdej chwili. Bez względu kim i gdzie jesteśmy. Elenio gdyby został mógł oberwać tak samo jakby pojechał z wami. I sama widziałaś, że sam chciał jechać. Więc nie rób sobie wyrzutów jeśli on ci ich nie robi. Nie zadręczaj się. - powiedział na koniec.

- Nie zadręczam. Stwierdzam fakty. I myślę nad rozwiązaniami. Tym, co dalej - Ósemka wystukała powoli, wracając do rozmówcy uwagą - Pilnuj ich, teraz to twoja fucha - przeleciała wzrokiem na Hollyarda, potem Patino i skończyła na Hasselu. Cofnęła się trzy kroki i obróciwszy się na pięcie, odeszła pod barierkę, gdzie Siódemka.

- Mhmm… siiii, claró que si - Black 2 westchnęła tak ciężko, jakby jej na klacie położyli ciężar całego wszechświata, za to wzmiankę o Majstrze przyjęła z radością. Żył pendejo! Mogła też z nim pogadać, same plusy! - Dobra Condor, będziemy spierdalać. Jak wrócimy musimy jebnąć kolejkę - zaczęła mu się przyglądać bardzo uważnie, taksując wzrokiem od góry do dołu i z powrotem - Bien… muy bien. Mogłabym cię nawet wyłuskać z tego pancerza, usiąść na kolanach i pierdolnąć masaż, kto wie? Całkiem porządny z ciebie perro, wiem co mówię. Wielu spotkałam. Ciągle się policia o coś przypierdalała, odkąd pamiętam. O byle gówno - westchnęła po raz drugi - Co ich, por tu puta madre, obchodziło kogo trzymam w piwnicy? Albo ile granatników… no i pojąć nie potrafili że maczetą kroję chleb… każdy ma jakieś przyzwyczajenia - rozłożyła bezradnie ręce.

Kapitan dowodzący tym improwizowanym oddziałem rozbitków z dwóch transportowców skinął głową lekko uśmiechając się do Black 2. Wyglądało na to, że ta odprawa pod zielonym niebem upstrzony ogromną tarczą Yellow i małym krążkiem Relict na środku mostu dobiegła końca. Powiedzieli sobie co mieli sobie powiedzieć a, że czas nie stał w miejscu trzeba było ruszyć z miejsca by spróbować wykonać postawione zadanie.

Black 2 odeszła na bok, grzebiąc w funkcjach obroży. Przestawiała coś, klęła pod nosem w rodzinnym języku, szukajac odpowiedniego kanału. Klikała guziki, sprawdzała częstotliwości, aż wreszcie znalazła tą właściwą.
- Hóla Majster! - wydarła się radośnie do słuchawki - Nie zajebali cię tam przy tym ładowaniu? słyszałam że puknęli was bez mydła i na ostro bez poślizgu lądowałeś. - w krótkiej wypowiedzi przekazała nawet coś na kształt troski.

- To ty? Ta co lubi wielkie działa? - facet po drugiej stronie odpowiedział po chwili wsłuchiwania się w trzaski eteru. - Wyszliśmy z tego względnie cali. Ale tu pełno gnid. A my prawie nie mamy broni. Schowaliśmy się. Czekamy aż nas znajdą. - facet mówił nieco przyciszonym głosem jakby bał się odezwać swobodnie. Wydawał się też być trochę rozkojarzony i spięty. Z bronią mogło być słabo bo obsada latadełek miała zwykle tylko boczną dłoń. Piloci bo do kabiny ciężko było zabrać coś większego a strzelcy i ci co urzędowali z ładowni obsługiwali zwykle ciężką ale stacjonarną broń jaką jeszcze ciężej było wymontować z wraku który mógł wybuchnąć lub mogły wpaść xenos z sąsiedzką wizytą.

- Hijo de puta… kolejny się bawi w rozpierdol beze mnie! J-e-b-a-n-i-e-c - Black 2 wylała frustrację, ładując kopa w barierkę mostu. Zdezelowany kawał blachy jęknął i odpadł, więc piromanka posłała mu drugiego kopa, tym razem transportując drogą powietrzną dziadostwo na drugie pobocze - Ja, a kto inny? - ściszyła naburmuszony głos, dając otoczeniu odczuć jak jest niezadowolona - Balle, wkurwiłabym się, gdybyś naobiecywał, mordą natrzaskał ,a potem się rozjebał jak ten lamus. Wyjdź z tego, cabrón. Mamy niedokończony biznes. Wujaszek też się niecierpliwi.

- Oj ja bym ci bardzo chętnie odstąpił to co tu się pod lufami kręci i jeszcze trochę. Chcesz to wpadaj, na pewno coś pomyślimy jak się tutaj razem zabawić.
- odpowiedział głos w słuchawce uderzając w nieco bardziej żartobliwe tony. Nieco bo dalej mówił wyraźnie przyciszonym tonem jakby bał się odezwać zbyt głośno.

- Weź mi parę na wynos - Parch oparła się plecami o ścianę, gapiąc się gdzieś na drzewa i zbierające się mundury - I to tak nie działa, to ty się uganiasz za mną, claró? Wasz Condor chce żebyśmy poszli w pizdę ciut innym kierunku, po jakąś ciężarówkę, czy inny syf. Nie, wiem. Nie słuchałam go - wyszczerzyła się w eter - Kto by takiego lambadziarza słuchał i to jeszcze psa.

- To tak nie działa. Chodź tu i sobie te parę na wynos weź.
- głos z drugiej strony parsknął z rozbawienia słysząc odpowiedź w swojej słuchawce. - I jaki Condor? - zapytał poważniej chyba nie łapiąc slangu Latynoski.

- Ten co dyryguje tym burdelem. Coś na “h”. Hoss, Hosal… mierda, no Condor. - prychnęła, bo przecież się nie przyzna że nie ma głowy do nazwisk - Uwal się na piździe i czekaj na kabarynę. Kogoś po was wyślą, a potem zbieraj dupsko i zawijaj do nas na lotnisko. Trzeba cię w końcu załadować - rozpogodziła się.

- Pewnie Hassel, Falcon 1. - Diaz prawie mogła wyczuć jak członek załogi jaka musiała awaryjnie lądować kilkadziesiąt kilometrów dalej na wschód kiwa w tym momencie głową. - No z ładowaniem to jeszcze zobaczymy kto kogo. Ale na razie trzymaj się, ja muszę kończyć. - głos zabrzmiał jakby właśnie właściciel usłyszał albo zauważył coś niepokojącego i wolał się przymknąć.

- Claro - Black 2 odpowiedziała krótko jak na nią i nawet cicho - Nie daj się zajebać, bo martwego cię nie wyjebię, a sam się prosisz, pendejo. Daj cynę jak znajdziesz bezpieczny rewir.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline