Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2017, 10:31   #94
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Tam już taksówka czekała gotowa zawieźć Brytyjkę, gdzie tylko sobie zażyczy.
- To do zobaczenia... będziemy w kontakcie. - Powiedziała też unikając wzroku mężczyzny - Dasz mi znać co z tym naszym ministerstwem, czy mam cię jutro odwiedzić o jakiejś porze konkretnie?
- Poślę Lizbeth jeśli to nie problem. Oczywiście z miłą chęcią cię znów ugoszczę w moich progach jeśli tak wolisz.- odparł Joshua, po czym dodał rozważając możliwości.- Jeśli nie będziesz miała żadnych planów to zajrzyj do mnie jutro rano. Jeśli będzie inaczej, to… poślę Lizbeth koło południa z wiadomościami.
- W porządku. Jesli nic mi nie wyskoczy... wpadnę na kawę. - Powiedziała i pożegnała się unosząc dłoń i idąc do taksówki.
- Postaram się by następnym razem była lepsza.- stwierdził z uśmiechem mężczyzna żegnając się z Brytyjką.

Zakupy były tym co odpręża kobietę. Zwłaszcza gdy pieniądze wydawało się na własne kaprysy. Pozwoliły zapomnieć nieco o całej aferze z Lizbeth i żądzach jakie wywołała. Były potrzebne, nawet jeśli nic konkretnego nie udało się kupić. Potem zaś Carmen mogła udać się do Magnusa. Jej znajomy arystokrata i mag z pewnością już jej oczekiwał.
Brytyjka znów zajechała pod wskazany adres, po czym kazała taksówce odwieźć zakupy do hotelu. Dziewczyna otrzepała się, poprawiła fryzurę i podeszła do drzwi, aby nacisnąć dzwonek.
- Witamy panno Pierre. Hrabia jest w bibliotece. Pozwoli pani że wskażę drogę?- odezwała się Hazel.
- Dzień dobry. Będę wdzięczna. - Powiedziała, choć serce biło jej mocno. Czekała na to spotkanie i bała się go zarazem.
- Proszę tędy.- Hazel otworzyła drzwi i Carmen ruszyła wzdłuż migających światełek docierając w końcu do biblioteki na której to bezpieczeństwem czuwały dwa drewniane afrykańskie totemy wojowników o szczegółach anatomicznych mogących zawstydzić wszystkich kochanków Brytyjki i sir Drake’a. Cóż… przesada była częścią sztuki.
- Miło cię widzieć panno Pierre.- rzekł kurtuazyjnie Magnus podchodząc do Brytyjki i całując jej dłoń.
Uśmiechnęła się delikatnie.
- Cie... pana również. - Odparła.
- Wybacz że tak oficjalnie, ale maniery… przede wszystkim. Skoro jesteśmy po powitaniu z pewnością jesteś ciekawa co udało mi się uzyskać, prawda? - zapytał prowadząc Brytyjkę do czytelniczego stolika, przy którym były dwa krzesełka.
- Owszem. - Odpowiedziała z rezerwą. Trochę chyba była zawiedziona tym powitaniem.
- Mam nadzieję, że wieści będą na tyle dobre by rozjaśnić twoje lico uśmiechem.- stwierdził wesoło Magnus. - Towarzystwo… jego członkowie są wielce zainteresowani twoim przypadkiem. Nie mogę obiecać, że będą w stanie ci pomóc od razu, ale… zabrali się za badania i poszukiwania sposobu na odczynienie tej klątwy.
- Mhmmm... - odpowiedziała Carmen, przyglądając się młodemu mężczyźnie. Zastanawiała się czy to wszystko, co ma jej dziś do przekazania.
- Nie mogę ręczyć za ich pośpiech niestety. Niemniej… kiedy mogłabyś się poddać ich… badaniom? - zapytał po chwili speszony.- Przedstawiłbym cię na naszym małym zebraniu w klubie i tam… można by zacząć… pracę nad twoim problemem.
- Nawet teraz. - Odparła - Nie wiem jak długo będę w Szwajcarii, a też mi zależy by ten urok złamać.
- Teraz to nie dałoby się wszystkich. Mógłbym posłać informację do kilku z nich. - zmartwił się wyraźnie hrabia i polecił Hazel nadać telegramy do Claire Warwick, Giuliano Spirenzy i Sighaba Wspaniałego. Poprosiła ich, by zjawili się jak najszybciej.
- Rozumiem, praca reporterki to ciągłe podróże. A ja niestety jedyne co mogę teraz zaoferować to swoją skromną osobę. A iiii…. byłbym zapomniał. Zapomniałaś swoich okularów. Próbowałem cię przez nie odszukać, ale pewnie nosisz je zbyt krótko, prawda?- stwierdził ciepło Reinchard.
Westchnęła.
- Nie potrzebuję ich. To element... przebrania. - Powiedziała.
- Ach reporterka śledcza. - uśmiechnął się mężczyzna i skinął głową. - Rozumiem.Więc trudziłem się na darmo. Cóż.. zostawiłem je w sypialni i … - spojrzał na Carmen powoli przesuwając wzrok.- … przyznam, że tęskniłem za tobą i tamtą chwilą zapomnienia. Tak czy siak… jak mógłbym sprawić, by oczekiwanie na moich przyjaciół okazało się mniej męczące?
Brytyjka odebrała okulary i spuściła wzrok.
- Możesz mi o czymś poopowiadać... sama nie wiem.
- To zależy co uznasz za interesujące. I czemu tak… - jego palce dotknęły jej podbródka. Uniósł twarz Carmen lekko w górę. Przyglądał się jej przez chwilę i… nachylił się by delikatnie pocałować usta.
- Czemu tak się chowasz? Ostatnio wydawałaś się być władcza i pewna siebie. - zapytał po pocałunku.
Przygryzła wargę.
- Chyba... chyba miałam dziś wrażenie, że żałujesz, a i w sumie... poniosło nas wtedy. - Odpowiedziała Brytyjka, podnosząc na niego wzrok.
- Nie żałuję. Ani trochę. Po prostu… nie zdarza mi się coś takiego często.- odparł z uśmiechem Magnus. - Nie bardzo przez to wiem jak się zachować. Ale nie żałuję.-
Znów nachylił się i pocałował akrobatkę w usta, z początku czule, a potem coraz bardziej namiętnie wpijając swe usta w jej wargi.
Oderwała się jednak, odwracając głowę.
- Przepraszam, ale... wiele o mnie nie wiesz. I obawiam się, że gdybyś się dowiedział, miałbyś do mnie żal za tę sytuację.
- Nie sądzę. Ale rozumiem twoje zachowanie. - stwierdził spokojnie Magnus odsuwając się nieco po pocałunku.- Nie powinienem sobie pozwalać na taką śmiałość, tylko dlatego że… raz rozkoszowaliśmy się swoim towarzystwem.
Carmen westchnęła ciężko.
- Ja...sama nie wiem co mam o tym myśleć. Może... zmieńmy na razie temat?
- Jaki by cię interesował? Jak sama mówiłaś, mało o tobie wiem.- stwierdził Magnus i dodał.- Hazel: Koniak i dwa kieliszki.
- Za chwilę podam. - rzekła uprzejmie deus ex machina.
- Jak myślisz, co będę miała robić w ramach tego badania? I czy znów to będzie takie... osobiste? - zapytała cicho.
- Tak. Choć na inny sposób. Claire na przykład jest telepatką… w zasadzie to medium bardziej, ale jej badanie będzie… właśnie takie, dogłębne. - wyjaśnił Reinchard. Giuliano jest astrologiem więc jego pytania będą dotyczyły czasu wydarzeń i może twoich urodzin. Natomiast Sighab… - westchnął ciężko.-... nie mam pojęcia czym zajmuje się ten szalony Hindus. I jaką sztuką tajemną włada. Poza uwodzeniem swoich… “pacjentek”.
Carmen zaśmiała się.
- Może w takim razie wymienimy informacje za informacje. Tak naprawdę nazywam się Carmen. Carmen Stone. Przepraszam, że cię okłamałam Magnusie.
- Miło cię poznać Carmen Stone. - stwierdził z uśmiechem hrabia starając się zamaskować zaskoczenie. Nie aż tak duże jak się spodziewała. Może dlatego, że brał ją za reporterką śledczą. A tacy działają pod przykrywką.
- Twoja kolej. - Powiedziała, popijając koniak.
- A co by cię interesowało? Zajmuję się magią afrykańską i rytuałami hinduskimi. Te są dość blisko ciała. Przy czym nie sięgam po najbardziej… mroczną magię. Opanowanie jej nie było łatwe i szczerze powiedziawszy… nie uważam się za potężnego czarownika. Szamani… prawdziwi szamani, potrafią ponoć więcej. Hinduscy mędrcy też. - zamyślił się mężczyzna wspominając swoją przeszłość.
- Opowiedz coś o swoim dzieciństwie... - poprosiła Carmen - W sumie wydajesz się młody. Ile masz lat?
- Dwadzieścia trzy lata. Dużo jeździłem od siedemnastego roku życia. Otóż… moja ukochana Bawaria… - zadumał się mężczyzna. -... jest pełna mrocznych lasów. Ciemno tam nawet za dnia. Idealne miejsce do polowań i jak każdy z mego rodu polowałem. Jestem trzecim synem, więc nie mogłem liczyć ani na fory, ani na pomoc. Ojciec inwestował pieniądze w Gerarda. Najstarszego z nas. On dostawał wykształcenie, mój brat Bruno miał pójść w sutannę i zostać księdzem. Ja także… tyle że w habit. Choć pewnie i tak bym nie poszedł, bo ojciec nie interesował się mną. Miałem dużo czasu i mało pieniędzy, więc zainteresowałem się tym co pradziad nasz przywiózł z podróży po świecie. W sumie to było szczęśliwie dzieciństwo. Z dala od władczego ojca i jego surowego spojrzenia.
- Rozumiem. Ja... też pochodzę ze szlacheckiego rodu. Angielskiego.Jednak moi rodzice zmarli, wychowywała mnie babka, a gdy ona zmarła... uciekłam, gdy rodzina zaczęła walczyć o majątek. - Rzekła Carmen, przyglądając się reakcjom Magnusa.
- Współczuję. - stwierdził Magnus nachylając się i kładąc dłoń na kolanie Brytyjki by wyrazić to współczucie.- U mnie walka zaczęła się wcześniej, gdy Bruno nie chciał założyć sutanny i zbuntował przeciw ojcu jego brata. Mnie to w ogóle nie obchodziło. Nie rozumiałem czemu się kłócą.
Carmen spojrzała na niego, po czym wolno, niby skradający się kot wspięła się na jego kolana.
- Możesz usiąść wygodniej…- zaproponował Magnus usadawiając się tak na swym krzesełku, by w pełni mogła wygodnie usadowić na nim swą pupę. - Ja w tym czasie byłem zajęty Hazel… tą taką żywą Hazel. Piegowatą cycata służką na zamku rodu i próbami jej poderwania za pomocą magii. W pewnym sensie… udało mi się.
I znów kolejny mężczyzna ze słabością do służby. Brytyjka uśmiechnęła się, wtulając w niego plecami.
- Opowiedz coś więcej…
- O Hazel. Była miła, starsza… cycata i łatwa. A ja byłem głupi. - zaśmiał się Magnus i dodał jednocześnie kładąc dłonie na jej piersiach i delikatnie masując jej krągłości przez materiał stroju. - Hazel była bardzo… krągła. Miała duże piersi, a ja byłem młodym mężczyzną. Wtedy jeszcze nie ruszyłem w podróż po Europie, nie widziałem wielu kobiet, poza moimi bratanicami i chłopkami. A bratanice miałem szpetne. Hazel nie była może najpiękniejszą kobietą na świecie, ale wiedziała jak… swe atuty. I lubiła baraszkować. Przede mną miała kilku koniuszych, podczaszego, dwóch kupców i któregoś z mych braci. Gdybym miał więcej rozumu to bym po prostu poszedł po najmniejszej linii oporu… przekupił ją świecidełkami.
- A ty wybrałeś magię. - Powiedziała Carmen zabierając jego dłonie ze swojego biustu. Po chwili wstała i wróciła na swoje miejsce.
- Przepraszam… poniosło mnie. - stwierdził potulnie Magnus i dodał wspominając.- Tak… chciałem jej zaimponować. A prawie wystraszyłem. Dobrze że przynajmniej miałem magiczny proszek.
Carmen pokiwała głową.
- A czego ty chciałbyś się dowiedzieć zatem teraz?
- Jaki był twój odpowiednik Hazel ? To chyba uczciwe?- zapytał uprzejmie Reinchard.
- Chodzi ci o młodzieńczą miłość?
- Hmm… bardziej o pierwszy raz z tą miłością. Gdyby brać pod uwagę pierwszą miłość, to byłaby Estera von Hohein. Tyle że w tym przypadku trudna do zrealizowania, bo… nie żyła już od dwustu lat. Ale na portrecie wyglądała tak... kusząco.- przypomniał sobie Magnus.
Brytyjka zamyśliła się.
- Pierwsza miłość, która skończyła się czymś więcej niż wzdychaniem... - upiła łyk koniaku - Właściwie to stało się dość niedawno... Przystojny Rosjanin o wzroku... drapieżnika. Znaliśmy się... hmmm... z konkurencji, więc długo tylko się obserwowaliśmy.-
Nigdy nie myślała o Orłowie jako pierwszej miłości, ale po prawdzie teraz spełniał on wszelkie wytyczne.
- I jak to się skończyło? - zapytał Magnus uznając naiwnie, że ta miłość już się zakończyła.
Przełknęła ślinę.
- Jesteśmy kochankami... - Odparła z wahaniem w głosie.
- Too… rzeczywiście kłopotliwe.- stwierdził Magnus zamyślony i zaskoczony wyraźnie. Implikacje bowiem były dość poważne. - To chyba nie ja jednak powinienem żałować, bo… ja nie mam dziewczyny ni żony.
- No my też oficjalnie nie jesteśmy razem. Jednak sam widzisz, że... moje życie jest dość zakręcone. A do tego jeszcze jakieś klątwy... - Carmen uśmiechnęła się blado.
- Tak. To zrozumiałe. - stwierdził spokojnie pruski arystokrata a Hazel podała w końcu koniak i dwa kieliszki. Magnus nalał sobie trunku do jednego, a potem spojrzał na Brytyjkę pytająco.
- Sighab przeprasza, ale się nie zjawi. Pozostała dwójka dopiero za trzy godziny będzie mogła przybyć.- dodała Hazel na końcu.
- Nie spieszysz się chyba?- zapytał hrabia.
- Mam czas do wieczora. - Powiedziała na to, pamiętając o wizycie, którą miała z orłowem złożyć Andrei.
- To… dobrze. - stwierdził Magnus unosząc w górę kieliszek i przyglądając się jego płynnej zawartości. Po czym łyknął jednym haustem.
- Znów twoja kolej. - Przypomniała Carmen.
- Moja kolej? A co chciałabyś wiedzieć? - zapytał zaciekawiony Magnus.
Carmen zastanowiła się chwilę.
- Opowiedz mi... o najbardziej szalonej rzeczy, którą zrobiłeś w życiu.
- To… pewnie będzie powiązane z moim… przebudzeniem. Czyli cały mój rytuał przejścia. Jeśli mazanie biustu krwią uważałaś za drastyczne, to cała zabawa z rytuałem przebudzenia czyni te zabawy dziecinnymi. Prochy które zażyłem, rozerwanie żywcem dzikiej świni i pożarcie jej bijącego serca… tyle pamiętam. A i tak jak przez mgłę. - zaśmiał się hrabia. - Dobrze że te prochy były, bo bez nich.. z pewnością bym nie podołał.
Spojrzała na niego ze współczuciem.
- A jednak idziesz tą ścieżka bez wahania…
- Po tym co… zrobiłem by wejść na tą ścieżkę, cofnięcie oznaczałoby uznanie, że tamte poświęcenia są niewiele warte.- wzruszył ramionami Magnus. - Nie narzekam i nie żałuję. Choć ciężko było.
Pokiwała głową. Skądś to znała - lata ćwiczeń, treningów, wyrzeczeń, nawet tortury jakim poddawał ją wywiad, by sprawdzić jej wiarygodność.
- No i możesz podrywać na magię. - Zachichotała, by rozluźnić atmosferę.
- I przekonywać się że tytuł hrabiowski robi większe wrażenie niż fraza: Mam magiczny dotyk.- zażartował ironicznie Magnus nalewając sobie koniaku. - Magia… zwłaszcza ta plemienna i pierwotna nie jest… seksowna.
- Myślę, że to zależy od... odbiorcy. Do jakiego stopnia zezwierzęcenia przywykł, ile potrafi znieść. Ci którzy, mają więcej za sobą niż przeciętni ludzie, potrzebują też mocniejszych podniet.
- To jednak bardzo limituje potencjalną grupę dam, które dadzą się skusić na silne doznania. Na bardziej… zwierzęce doznania i dzikie.- potwierdził z uśmiechem Magnus.- Więc jak widzisz, moja magia niespecjalnie nadaje się na podryw. Ponadprzeciętne kobiety nie są liczne.
Carmen chwilę milczała. Jakoś tak odruchowo pozwoliła sobie na wyciągnięcie nóg nad poręczą fotela i zaczepianie teraz stopami o udo Magnusa.
- Zależy czego chcesz. Czy tych ponadprzeciętnych... rzadko, czy tych normalnych częściej.
- W sumie to nie myślałem nad tym. Uprawiam magię dla niej samej dla sztuki. Nie po to by podrywać te ponadprzeciętne kobiety… bardzo bardzo rzadko. - wyjaśnił Magnus z uśmiechem.- Może to i lepiej, bo te rytuały są wyczerpujące na wszystkich poziomach. Nie widziałaś jeszcze nic tutaj… w porównaniu z badaniem to… niebo a ziemia.
- Zaintrygowałeś mnie zatem. - Odpowiedziała z uśmiechem.
- Otwieranie jednej bramy, a zamykanie drugiej. Kontakty z wewnętrzną bestią. Tak to się nazywa. Rytuał który ma uczynić zmysły bardziej ostrymi. Łączy się z rytualnym seksem przy okazji… w oparach narkotyków. I z kilkoma… cóż… - zamilkł na moment i napił się trunku.-... z kilkoma zmianami w postrzeganiu rzeczywistości. Dość drastycznymi.
- Brzmi jak dobra zabawa... - Prowokowała go Carmen, przeciągając się na swoim miejscu.
- Na pewno intensywna i gwałtowna. Budzi seksualną bestię w tobie. - potwierdził hrabia przyglądając się Brytyjce. - Chciałabyś spróbować?
Zastanowiła się. Nie bała się. Natomiast byłoby to coś nowego.
- Owszem. - Potwierdziła w końcu ze spokojem.
- Ach. To… cieszy mnie twoja pewność. - rzekł zaskoczony tak prostą i stanowczą odpowiedzią. Wstał i dodał z uśmiechem.- To nie traćmy czasu więc. Lepiej teraz niż zanim goście się pojawią.
Podał dłoń Brytyjce.- Pozwolisz więc bym był twoim “przewodnikiem”?
- Oczywiście. - Przyjęła jego dłoń i spojrzała mu w oczy - Jak myślisz, co tam odkryję?
- Ja tak naprawdę to nie wiem…- zaśmiał się Magnus.- Nigdy nie próbowałem tej mieszanki… w towarzystwie. Mogę jedynie spekulować.
Ruszyli korytarzem po schodach na górę. Do sypialni pana domu. Ta okazała się wielce intrygująca, bo nie było w niej łóżka. Tylko stosik poduszek i fajka wodna obok.
- Rozgość się proszę.- rzekł hrabia i zabrał się za wsypywanie ziół do ściennych kadzielnic.
W pomieszczeniu panował półmrok, żaluzje były zaciągnięte. Stała tu jedna szafa i jedna toaletka.
- Hazel… zamknij drzwi. - dodał, a drzwi za nimi zatrzasnęły na zasuwę z drugiej strony.
- Ciekawy wystrój... - skomentowała Carmen i zdjęła buty. Potem usiadła na jednej z poduszek.
- Bezpieczny, przy takich eksperymentach.- stwierdził z zadowoleniem mężczyzna i spojrzał na Brytyjkę.- Powinnaś się rozebrać. A przynajmniej zdjąć to czego nie boisz się utracić… obawiam się, że nie mam kobiecych strojów, by ci zrekompensować ewentualne straty.-
Podniósł jedną z poduszek i pokazał widoczne ślady po ściegach. Była zszywana.
- To się zdarza.- wyjaśnił.
- Hmmm a nie boisz się, że nawzajem możemy zrobić sobie krzywdę? - Carmen poczuła niepokój i to bynajmniej nie o siebie. W końcu to ona była wykwalifikowanym zabójcą.
- Hazel czuwa, a w toaletce mam serum regeneracyjne.- po czym wskazał na szafę.- Tam można zostawić ubrania. Niemniej zrozumiem, jeśli teraz zmienisz zdanie. Gdy jednak zapłoną zioła to… nie będzie odwrotu.
Podszedł do szafy i zdjął wierzchnią szatę z siebie, pozostając w koszuli i spodniach. Potem i spodnie zostały zdjęte… koszula i gatki pozostały. Skarpetki i buty nie.
Carmen po chwili zastanowienia postąpiła za jego przykładem, rozbierając się do bielizny i przede wszystkim odkładają dyskretnie podwiązkę z nożami. Zamknęła rzeczy w szafie i znów usiadła na poduszkach.
- Mam nadzieję, że... nie pożałujesz. - Powiedziała.
- Cokolwiek się stanie, to będzie ekscytujący dla mnie eksperyment. Hazel… muzyka… zioła.- zaczął wydawać polecenia i zasiadł tuż za Brytyjką.- Odpręż się i pozwól działać, nastrojowi, rytmowi… dotykowi.
Jego palce zaczęły muskać jej szyję i policzki, gdy mruczał coś cicho… ciemne pomieszczenie wypełniły jednostajne dźwięki afrykański bębnów i zapach palonych ziół, lekko duszący zapach… ociężały.
- Nie opieraj się… zrelaksuj…- szeptał pomiędzy muśnięciami palców i cicho wypowiadanymi frazami.
Carmen wiedziała na co się godzi, więc teraz nie oponowała. Przymknęła oczy i rozchyliła usta. Pozwoliła mężczyźnie dotykać swojego ciała, przeciągając się leniwie pod jego palcami.
Robiło się gorąco lekko, czuła też jak tętno jej serca niemal zrównuje się rytmem bębnów. Palce wodzące po jej ciele wywołały przyjemny dreszczyk… ciało robiło się z początku ociężałe. A potem… wszystko zaczęło odpływać.
Wpierw imię… znikło. Nie miała imienia. Nie potrzebowała go. Przeszłość i wspomnienia. One też nie były ważne. Język… nie potrzebowała znać słów. Jej piersi zaczęły się unosić szybszym oddechem. Zapał ziół stał się wyraźniejszy, zapach drewna podłogi, zapach jego potu… samca. Muskał ją, dotykał jej skóry. Nie pamiętała jego imienia, nie pamiętała kim był. Nie miało to znaczenia. Był samcem, a ona samicą. A to był czas godów. Czuła w podbrzuszu napięcie, które on winien rozładować… po to tu był.
Uśmiechnęła się, przeciągając zmysłowo. Miała ochotę na niego, lecz... musiał okazać się jej godny. Bez ostrzeżenia napadła na niego, przewracając na plecy i przyciskając do poduszek.
Odpowiedział jej pomruk… nieco wściekły, ale pełen napięcia i pożądania. Jego dłonie przestały ją muskać. Chwycił gwałtownie za piersi. Zacisnęły się na nich drapiąc skórę i rozrywając z trzaskiem więziący je stanik. Oplótł ją nogami, więc wyraźnie czuła jak bardzo jest gotów do godów.
- Rrrraaarrrw…- wyrwał mu się gardłowy pomruk świadczący o tym że będzie walczył, by ją ujarzmić. Próbował przetoczyć się na którąś ze stron, by przycisnąć ją swym ciałem do poduszek. Był silny, silniejszy od niej… powinien być. Był jej samcem. A ona wszak wybierała najlepszego. Nie miał jednak jej zwinności. Carmen, widząc, że zaraz straci przewagę odskoczyła na bok i obnażyła zęby... po których zmysłowo pociągnęła języczkiem. Dotknęła swoich piersi. Prowokowała Magnusa, kusiła i... drażniła.
Patrzył na nią rozpalonym spojrzeniem, powoli spinając się i podchodząc do niej na czworaka jak wielki kocur. Nie spodobał się jej fakt, że interesująca ją część ukryta była za czymś… znała to słowo… ale wyleciało jej z głowy, to co było. Teraz to była przeszkoda ukrywająca napiętą męskość.
Podchodził do niej, by zajść ją z zaskoczenia. Pochwycić i przycisnąć do ziemi. Jak drapieżniki, którymi oboje w tej chwili byli.
Siedziała, udając obojętność, by w momencie ataku, przeturlać się pod nim i zwycięsko chwycić jego męskość przez materiał bielizny.
- raaarrru….- cokolwiek chciał powiedzieć nie miało to dla niej znaczenia . Samiec zamruczał potulnie, gdy pod palcami poczuła ów twardy napięty organ. Był jej w tej chwili, drżący i rozpalony. Ale nie mogący nic zrobić poza tymczasowym uznaniem jej przewagi.
Ona pieściła go, okazując swoją wyższość i... rozbierając z reszek odzienia. Po chwili jej dłoń dotknęła już nie osłoniętego w żaden sposób przyrodzenia. Oblizała wargi, czując jak bardzo chciałaby aby znalazł się w niej... aby ją pochwycił. Przeciwnik jednak wciąż wykazywał łagodność, której nie potrzebowała.
Póki jednak trzymała go za twardy organ pożądania, był na jej łasce. Nie mógł nic zrobić, poza okazywaniem potulności, choć… widziała w jego spojrzeniu iskierkę gniewu i odwetu. Czekał na okazję, do kontrataku.
Ona jednak nie ustępowała. Pochyliła się aby objąć ustami jego męskość.
Jęknął cicho… jego dłoń wyciągnęła się w jej kierunku, pochwyciła za włosy zmuszając do… sięgnięcia ustami niżej i objęcia w pełni dumy samca. Pomruk z jego ust wydał się bardziej władczy i złowieszy. A dłoń zaciskająca się na puklach bezlitośnie ciągnęła jej głowę niżej.
Ulegała mu, pozwalając się prowadzić. Choć nie był delikatny... ona też nie była, drapiąc paznokciami jego pośladki i uda do krwi.
Mocno i brutalnie trzymał swą zdobycz za włosy, narzucając szybkie tempo. Była w tej chwili jego zdobyczą i musiała robić co chciał… po prawdzie to właśnie jej odpowiadało. Czuła męskość swego partnera w usta głęboko… czasami sprawiał że się krztusiła, ale nie przestawał wpierw zaspokajać swoich pragnień, więc jego eksplozja soków zbliżała się szybko.
W tym czasie samica pojękiwała lubieżnie, orając paznokciami jego skórę i drażniąc wzrok widokiem tyłeczka, który teraz miała wypięty ku górze.
- Rr…- gwałtownie odciągnął jej głowę w górę, zmuszając do podniesienia się na kolana, gdy on począł podnosić się na nogi. Nadal trzymał ją za włosy, dysząc w podnieceniu… Nie zamierzał puścić, gdy ruszył ze “zdobyczą” w kierunku poduszek. Nie przejmował się kropelkami krwi na skórze. To tylko mocniej pobudzało ów pal żądzy, który był gotów do zdobycia kobiecości samicy.
Szarpała się, lecz po prawdzie wiedząc już, że przegrała. Choć czy można to nazwać przegraną, gdy całe jej ciało płonęło i domagało się mężczyzny. Posłusznie dała się prowadzić jak tygrysica na smyczy.
Zmusił ją do klęknięcia, a potem przycisnął twarz do poduszki, zmuszając do wypięcia tyłeczka. Mógł zsunąć majtki, ale zamiast tego znów poczuła napięcie, a potem szarpnięcie materiału. Rozerwał je na niej. A potem nadal trzymając głowę przy poduszkach wszedł silnym ruchem bioder w jej kobiecość. Poczuła wreszcie upragnione berło miłości.. poczuła jak całe jej ciało drży, rozkoszując się wzmocnionymi zmysłami. Jak doznania przepływają przez jej ciało, gdy raz po raz zanurza się w nim męskość jej samca. To że nadal trzymał ją za włosy nie dając się ruszyć i zmienić pozycji. To że nadal zmuszał by wypinała pupę… nie miało znaczenia. Był jej samcem, powinien ją zdominować i pokazać jej że należy do niego. Oddała się jemu i temu uczuciu rozkoszy, które jej dawał. I tylko gdzieś na dnie umysłu tliło się wspomnienie innego, jeszcze bardziej gwałtownego i zaborczego samca, który ją brał.
Zirytowana jego brakiem Carmen spróbowała wyrwać się obecnemu partnerowi.
Lecz ten był silniejszy i za próbę oporu dostała siarczystego i bolesnego klapsa w pośladek. Oznaczonego zadrapaniami do krwi od paznokci. Teraz ten samiec zaspokojał swoje żądze i jej ruchy bioder sprawiły, że przyspieszył tempo swych ruchów. Mocniej silniej, aż do ekstazy, którą osiągnęli wspólnie, poddając się zwierzęcemu pragnieniu.
To jednak nie zakończyło pożądania jej obecnego samca. Obrócił ją na brzuch i nie dając okazji do wytchnienia, okrakiem ukląkł nad nią chwytając ją za piersi, którymi go prowokowała. Dyszał z żądzy i pochwyciwszy za nie pieścił je i ugniatał na dowód swej władzy nad nią. Jak i… rosnącego pożądania, bo pierwszy akt miłości nie ugasił w nim pragnienia. Ona zaś przeciągnęła się leniwie, po czym wymachem wyćwiczonych nóg nagle objęła udami jego szyję i szarpnęła, by wywrócić napastnika. O dziwo… ten stawiał opory boleśnie chwytając ją za biust i wbijając w nie paznokcie. Racjonalna część Carmen zdziwiłaby się widząc taki przebieg wydarzeń. Magnus bowiem nie wyglądał na wojownika. Ale też Magnusa tu nie było, ani… racjonalnej części Carmen. A ból… tylko wywoływał dodatkową podnietę. Samiec stawiał jej opór… coraz słabszy, ale jednak nadal ściskał jej biust i naprężał całe ciało, by jej nie ulec jej uściskowi. A jego męskość sztywniała na jej oczach, jakby w ramach jakiegoś lubieżnego pokazu.
Zawyła głośno, ale wciąż walczyła, jednocześnie marząc o tym, by znów go poczuć.
- Rrr…- jeszcze się szarpał, ale znów musiał ulec. Puścił jej obolałe piersi dając się całkiem przewrócić i celując w sufit włócznią pożądania. Rytm bębnów wypełniał pomieszczenie, podobnie jak ciężki zapach ziół i żądzy. Przyskoczyła do niego, nabijając się na ów pal rozkoszy. Westchnienie zadowolenia wydarło się z jej ust, gdy ruchami bioder zaczęła narzucać tempo. Z początku, próbował się szarpać niezadowolony z sytuacji, ale szybko uległ rozkoszy jej kwiatu kobiecości łapczywie otulającego jego dumę. Drżąc zaciskał dłonie na jej biodrach, gdy energicznie podskakiwała na jego palu rozkoszy dążąc do spełnienia, gwałtownego i dzikiego. Jej serce biło jak szalone, a oddech wydawał się uciekać z jej płuc.
Położyła sobie jego dłonie na obolałych piersiach, domagając się pieszczot. jednocześnie ujeżdżała go tak szybko i mocno, by nie mógł złapać tchu. Bawiła się nim i zaspokajała.
Mocniej, silniej, każdy ruch był energiczny i zdecydowany… pragnęła więcej i więcej. Czuła rozkosz rozlewającą się po jej zmysłach, a promieniującą z podbrzusza. Czuła jego dłonie zaciskające się równie boleśnie co przyjemnie na jej piersiach. Chciała więcej i więcej… więcej rozkoszy, więcej doznań, więcej przyjemności. Mimowolnie przygryzła swą wargę do krwi, rozrywając paznokciami koszulę swego samca i wbijając je w jego klatkę piersiową. Więcej, więcej, więcej! Jej ciało domagało się więcej tego wszystkiego... zroszone potem i gdzieniegdzie krwią. Więcej, mocniej i szybciej. Głośny krzyk Carmen wypełnił, gdy dotarła do spełnienia. Osunęła się na kochanka… powoli tracą przytomność.

Ocknęła się powoli otwierając oczy. Całe ciało było obolałe, choć pomiędzy udami czuła przyjemne poczucie zaspokojenia. Powoli dochodziło do niej co się stało, z kim i jak. Co zrobiła z Mangusem, który leżał pod nią nadal nieprzytomny. Ale oddychał spokojnie.
Podniosła się powoli, starając go nie budzić. Półprzytomnie rozejrzała się na pobojowisko, które urządzili.
Pokój nadal był zadymiony i ciemny. Gdzieniegdzie mogła dostrzec strzępy swej bielizny, a całe ciało miała w licznych zadrapaniach, jak i ślady zaschniętej krwi na skórze. Mogło być pewnie gorzej pod tym względem, zapewne. Niemniej Magnus właściwie spełnił to co obiecał dostarczając tym rytuałem całkiem nowe… doświadczenia. Czy na tyle dobre, by kiedyś je powtórzyć?
Na razie jednak czuła się nieco... zagubiona.
- Hazel... czy mogę dostać się do łazienki? - zapytała zachrypnięty głosem.
- Oczywiście.- potwierdziła Hazel, a Carmen usłyszała dźwięk odsuwanej zasuwki. - Drugie drzwi na prawo.
Dziewczyna pozbierała więc swoje rzeczy, także te z szafy, i wymknęła się pod prysznic, by spróbować jakoś przywrócić swojemu ciału normalny wygląd. Przypuszczała jednak, że nie uniknie gniewnych spojrzeń Jana Wasilijewicza, gdy zobaczy jej siniaki i zadrapania.
Wraz ze strugami wody wracały wspomnienia chwil rozkoszy sprzed paru minut, wspomnienia które teraz nabierały wyraźnego kształtu. Jak i wspomnienia wcześniejszych słów odpoczywającego maga. Serum. Miał przecież w pokoju serum, które zaaplikowane rozwiązałoby ten problem od razu, przywracając jej ciału świeżość. Owszem, małostkowym byłoby użycie go w tak trywialnym celu, ale… przecież po to je Magnus miał.
Pokusa była spora, jednak... dlaczego miałaby się tym przejmować? Poczuła bunt w sercu. Nie byli z Orłowem prawdziwą parą. Oboje wiedzieli, że nie mają siebie na wyłączność. Postanowiła więc nie kryć się z pamiątkami gorących, zwierzęcych chuci.
- Czy coś podać do zjedzenia? Z zapisanych wcześniej eksperymentów wynika, że są one bardzo stresujące dla organizmu.- spytała Hazel, gdy brzuch Brytyjki zaburczał głośno.
- Taak, chętnie, dziękuję. - Odparła. Wreszcie nie będąc w stanie zrobić ze sobą już nic więcej, bo przecież nie wyczaruje utraconych majteczek, Carmen wyszła z łazienki, by zobaczyć czy Magnus także się już ocknął.
Sądząc po jękach… chyba dochodził do siebie. A jego ciało źle zniosło przekraczanie granic swych możliwości. Choć sam mężczyzna zamilkł wpatrując się speszonym wzrokiem we wchodzącą do pokoju Carmen.
- Heeej… jak się ...czujesz.- rzekł ochrypłym głosem powoli próbując wstać.
- Chyba lepiej niż ty sam. - Powiedziała z bladym uśmiechem. - Podać ci serum?
- Tak. Mi by się przydało.- jęknął powoli siadając.- Nie jest to zabawa, którą… wolałbym robić codziennie. A jeszcze tyle rytuałów do testowania.
Carmen podeszła do stolika i po chwili przyniosła Magnusowi serum.
- Jak ci się podobało? - zapytała cicho, podając mu je.
- Dużo lepiej we dwójkę, niż w pojedynkę. I krócej… samotnie nosiło mnie po poduszkach i ścianach. Byłem jak bestia w klatce.- mruknął hrabia aplikując sobie serum. Zacisnął zęby wstrzykując substancję, ale potem się uśmiechnął czując ulgę.- ...Byłem… brutalny… ale nie wiem czy to takie przyjemne we wspomnieniach. Bo przecież nie byliśmy sobą.
- Nie rozumiem, co próbujesz mi teraz powiedzieć…
- No cóż… musisz przyznać, że to co przeżyliśmy z pewnością trudno określić tradycyjnymi figlami. I… nie wiem jak ty, ale ja nie miałem w ogóle świadomości tego kim byłaś, kim ja byłem. Wtedy… zredukowałem cię do mojej zdobyczy i…- dodał nieco zawstydzony hrabia. - … nieważne. To tylko moje bredzenie. Hazel co jest na obiad?
- Pieczona gęś z jabłkami i do tego różowe wina. Posiłek już jest szykowany w głównej jadalni.- Hazel raczyła uprzejmie poinformować oboje.
- Taa, chyba cofnęło nas do sfery instynktów. - Odpowiedziała po chwili namysłu Carmen, kierując się w stronę, skąd docierały do nich smakowite zapachy. - Ciekawe doświadczenie, choć nie wiem czy coś wniosło do mojego życia…
- Parę siniaków i ugryzień z pewnością. - szlachcic pospiesznie założył szlafrok na nagie ciało i podążył za kobietą. Nie skomentowała tego.

Posiłek był smaczny, a oni wygłodzeni… Jakby wróciło to co przeżyli w sypialni, bo rzucili się na mięso jak dzikie zwierzęta. Zupełnie pochłonięci tym jedzeniem zupełnie zapominali o całym świecie. Możliwe, że był to efekt uboczny rytuału. Świat jednak nie zapomniał o nich, bo Hazel poinformowała.
- Panna Warwick właśnie przekroczyła drzwi posiadłości, Skierowałam ją do biblioteki.- stwierdziła Hazel.
- Zcha wczesznie. - stwierdził zaskoczony hrabia z ustami pełnymi jedzenia. Carmen nawet nie przerwała jedzenia. W końcu goście to problem gospodarza, a nie innych gości. Obserwowała teraz tylko Magnusa uważnie, zastanawiając się co zrobi.
- Powiedz, że za chwilę… skończy..- przełknął jedzenie i dodał.- Daj jej coś do picia. I powiedz, że biorę kąpiel! Właśnie. I spytaj się czemu przyszła przed czasem!
Hazel milczała chwilę, po czym odezwała się.- Klient odwołał z nią spotkanie. Stwierdziła więc, że przyjdzie wcześniej. Bo i tak się jej nudziło.
- Przemądrzały babsztyl.- westchnął pod nosem Magnus i wstał od stołu.- Muszę cię przeprosić. Wypadałoby mi się umyć i przebrać. Potem do ciebie dołączę.
I biegiem ruszył na piętro, by się pewnie szybko przyszykować na spotkanie z tajemniczym babsztylem… Claire Warwick. Carmen popatrzyła za nim, lecz smak potraw, które konsumowała był zbyt upajający, aby przestała. Wróciła więc do posiłku.
- Ależ panno Warwick proszę zostać na miejscu, proszę o cierpliwość, panno Warwick…- głos Hazel słychać było wpierw z pewnej odległości potem coraz bliżej i bliżej. Drzwi do jadalni się otworzyły i… blondynka z latarnią w dłoni, w stroju co najmniej ekscentrycznym nawet jak na paryskie standardy. I podobnych ruchach ciałem. Bowiem wydawała się przemieszczać jakby była laleczką na sznurkach, przy czym… te gesty i spojrzenie, wszystko wydawało się być wystudiowaną pozą mającą przyciągać spojrzenie ku sobie.
Brytyjka westchnęła. Właściwie się najadła, ale... cóż, nie lubiła gdy ją odciągano. Niespiesznie otarła serwetką usta, patrząc na kobietę.
- Więc to ty.- blondynka usiadła akcentując przesadnie każdą sylabę i trzepocząc rzęsami. Przyglądała się w zaciekawieniu Carmen, jak okazowi barwnego ptaka w Zoo.
Brytyjka niespiesznie upiła sok ze szklanki, po czym sięgnęła po wino i nalała sobie.
- Na to wygląda, że to ja. - Powiedziała cicho z rozbawieniem.
- Ja... spodziewałam się kogoś innego. Jakiejś zahukanej archeolożki. - każde słowo wymawiała powoli i z pietyzmem przeszywając spojrzeniem Brytyjkę. Jej palce wodziły po latarni jak po najdroższym kochanku.
- Może gdzieś we mnie takowa drzemie... - Odparła Carmen, upijając łyka wina i przyglądając się ciekawie kobiecie. - Ta latarnia to... jakoś potrzebna? Tutaj jest dość światła.
- Och… to jest dla nas. Kotwica.- wyjaśniła z uśmiechem Claire. I spytała. - Co o mnie mówił Magnus?
- Nic. - Odparła wprost Brytyjka.
- To uspokajające i rozczarowujące.- stwierdziła wyraźnie zaskoczona Claire. Uśmiechnęła się lekko dodając.- Jestem medium. Mogę sięgać po tych co już odeszli podczas seansów spirystycznych, ale mogę też wejść w kontakt z duchem zamieszkującym twoje ciało. Z twoją duszą. I podróżować z twym umysłem w te rejony, które wybierzemy. Latarnia jest kotwicą pozwalającą nam na szybką ucieczkę, gdy zrobi niebezpiecznie.
- Ona jest bardzo niebezpieczna... - Powiedziała nagle ponura Carmen.
- Więc… latarnia się przyda, jeśli mamy wniknąć do jej domeny w twoim sercu? - zapytała Claire niezrażona słowami Brytyjki.- Czy też odwiedzimy inne miejsca?
Carmen przekrzywiła lekko głowę.
- Nie rozumiem... Co masz na myśli?
- Zanurzę się w tobie i pociągnę za sobą w otchłań twego umysłu i wyobraźni. Są w nim różne królestwa. Pamięć. Żądza. Miłość. Gniew. Zazdrość. Ból… Podążymy nimi. U różnych ludzi kształtują się one inaczej. - starała się wyjaśnić ten dość pogmatwany koncept.
- Możemy... choć nie mam raczej rzeczy, które chciałabym odkryć. - Odpowiedziała po chwili namysły Carmen.
- Rozumiem. Wolisz od razu na głęboką wodę.- zastanowiła się Claire i stukając z gracją palcami po stole dodała.- Dla mnie to… nowość. Zwykle leczę traumy, rozplatam więzy bólu lub… odsłaniam skrywane fantazje. Uwalniam. Nie walczyłam jeszcze nigdy.
- Powiedzmy, że akceptuję siebie. Nawet z Aishą jakoś żyłam, dopóki nie poznałam Magnusa i nie powiedział, że mogę się od niej uwolnić.
- Teoretycznie. - potwierdziła Claire. Uśmiechnęła się przekrzywiając lekko głowę na lewo. - Towarzystwo było wielce zaciekawione twoim przypadkiem, bo nie miało nigdy okazji zmierzyć się z czymś takim, lub zbadać.
- Aaaa tu jesteś Claire. Poznajcie się...Carmen Stone, Claire Warwick. -rzekł Magnus wchodząc, a blondynka zadumała się.- Carmen? Nie miała przypadkiem inaczej na im…-
- Detale, detale.- przerwał jej Magnus.- Zajmiemy się tym od razu?
- A nie miał pojawić się jeszcze jeden wasz znajomy? - zapytała Brytyjka, po czym zapewniła - Jeśli o mnie chodzi nie ma problemu…
- Giuliano Spirenza. - rzekł Magnus do zdziwionej Claire, a ta dodała. - Nie współpracuję z tym szachrajem. Możemy zaczynać od razu.
- Ale może w pokoju gościnnym? Na kanapie? - zaproponował hrabia.
Carmen wstała posłusznie.
- Wy decydujecie. Ja postaram się współpracować, bo też wiem, że... - spojrzała na Magnusa - Nie będzie łatwo.
- Będziemy musiały być bardzo… blisko… będę musiała usiąść ci na kolanach, przytulić się plecami. Nasze twarze… będą musiały się stykać. No i będziemy musiały obie mieć latarnię w zasięgu wzroku.- wyjaśniła Claire wstając i biorąc ów przedmiot w swoje dłonie. Bardziej nim zainteresowana niż Magnusem czy Carmen.
Agentka westchnęła, ale nie skomentowała tego.
- Jest skuteczna, pomijając jej ekscentryzm.- szepnął cicho hrabia, gdy szli korytarzem. Po czym dodał jeszcze ciszej.- Przy czym… między nami mówiąc, jej ekscentryzm to poza. Uwielbia być w centrum uwagi.
Claire zajęta swoim skarbem, rozglądała się dookoła nie usłyszawszy tej uwagi. Lub udając że jej nie dosłyszała.
- Chyba ma też do ciebie słabość. - Stwierdziła cicho Carmen.
- Ona nie ma słabości do nikogo. Jest zimna i próżna. - odparł cicho hrabia.
Brytyjka nie znała Claire, więc wstrzymała się od komentarza. Czekała aż ta skończy przygotowania.
 
Mira jest offline