Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2017, 14:44   #96
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Vandelopa poczekała aż ona i Billy zostaną sami... na tyle, na ile jest to możliwe pośrodku wielkiej imprezy. Udało jej się zresztą wypatrzeć jedno miejsce siedzące w kącie pod ścianą, gdzie ktoś postawił stary, wytargany fotel, zupełnie nie pasujący do wnętrza, ale wyglądający na wygodny.
Dziewczyna pociągnęła w jego kierunku towarzysza i wskazała ręką by usiadł. W drugiej wciąż trzymała do połowy pełną butelkę tequilli.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. - stwierdził Billy siadając z podobną butelką niczym lustrzane odbicie dziewczyny, w bardzo krzywym zwierciadle… ale jednak odbicie.
Anastazja tymczasem usiadła mu na kolanach i przyjrzała się rozbieganym wzrokiem.
- To... cię męczy? Perspektywy? - Zapytała.
- Nie… nie to. Wieczny chłopiec Chris.- westchnął z irytacją Rebel Yell.- On uważa że korporacje, to potwory zainteresowane zarobkiem i wysysające wszystko ze swych… pracowników. Też mi odkrycie. Każdy to wie.
Westchnął głośno.
- Nie ma się co oszukiwać. Kontrakt z Silverem i cała ta współpraca… z wytwórnią to nie będzie spacerek po parku. Mogą być zgrzyty, mogą być problemy. Ale to nasza szansa. Jedyna szansa na wydostanie się szerzej i dalej. Jeśli z niej nie skorzystamy to utkniemy tu na dobre i będziemy się staczać w dół. Najpierw powoli i niezauważalnie, a potem coraz szybciej i szybciej… bam… koniec zespołu.
- Jak któreś z nas odejdzie to też to będzie koniec zespołu. - Powiedziała Anastazja wtulając się w niego i robiąc przerwę na to, by pociągnąć łyk z butelki. - Wiesz...mam wrażenie, że za bardzo chcecie obaj mieć rację. Tak jakby były tylko dwie ścieżki... a zawsze jest trzecia... i czwarta... i w efekcie może się okazać, że i tak pójdziemy jedną z tych dwóch ścieżek, ale wiesz czemu? Bo świadomość wyboru uspokaja. Daj odczuć Chrisowi, że w każdym momencie może się wycofać, że my możemy... Bo nawet jak nam jebną niebotyczne kary, nawet jak będą nas ścigać... nie zmuszą nas do niczego. W tym sęk, że w naszej robocie... nie da się bez serca... I ruchania. Mówiłam już jakie ruchanie jest ważne? - Uśmiechnęła się szeroko.
- Gadanie o ruchaniu… to nie to samo, co czyny. - stwierdził Billy pochylając głowę i bezczelnie wodząc językiem po jej dekolcie.- A ty… nadal mi nie powiedziałaś, gdzie zmierzasz… do czego chcesz dążyć.
Znów zamruczała, lecz choć dotyk Billy’ego sprawiał jej wyraźną przyjemność de Sade nie zachęcała go do kontynuacji.
- Wiesz... jest taka piosenka. Stara jak świat... a jednak to jest piosenka o mnie. “Ride” Lany del Rey. Ona właśnie zawiera cały mój plan na życie.

Who are you? Are you in touch with all of your darkest fantasies?
Have you created a life for yourself where you can experience them?
I have. I am fucking crazy. But I am free.

Znów się napiła.
- Chcę tylko żeby było ciekawie... - wzruszyła ramionami.
- Więc pewnie będzie. - trudno było stwierdzić co Billy chciał powiedzieć tymi słowami. Przytulił mocniej i zaborczo do siebie Anastazję. Jego usta muskały jej szyję delikatnie, ale wydawał się być znów… zamyślony nad czymś poza tą chwilą i tym miejscem.
Czuł jednak jak jej ciało napina się, jak skrzypaczka dostaje gęsiej skórki od dotyku jego warg.
- Billy... - szepnęła zmysłowo, by zakończyć w nieco innym tonie - Masz problemy? Poza... no wiesz, Alamo i ruchaniem.
- Ja nie mam problemów… - przerwał pieszczotę i dodał ponuro. - ...Okolica może mieć. Może masz rację, może powinienem też zapomnieć o wszystkim dziś.
Tym razem usta Billy’ego przylgnęły do ust Anastazji zachłannie, a dłoń wsunęła się pod jej zdobyczną koszulkę, by pochwycić za pierś i ścisnąć gwałtownie rozkoszując się jej miękkością i sprężystością. I miał gdzieś, czy ktoś będzie patrzył na to, co robili.
Skrzypaczka przeciągnęła się, zarzucając mu ramiona na szyję i ocierając się o mężczyznę. Nawet butelka, którą wcześniej miała w dłoni, teraz rozbiła się o ziemię gdzieś za fotelem.
- Opowiedz mi o tych problemach... okolicy. - Poprosiła.
- Ty próbujesz... mnie wodzić za nos i poznać moje wszystkie sekrety? - mruknął cicho Billy, co jednak nie przeszkadzało mu delektować się miłymi w dotyku krągłościami Anastazji.
- Jak wszystkie wydobędziesz, stanę się dla ciebie nudny. - dodał melancholicznie. Niemniej całując delikatnie szyję skrzypaczki mruczał. - Myślisz że tylko korporacje mają ludzi na własność? Z mafią, gangami jest tak samo. Gordon ma mnie… ma Janis. Od przeszłości tak łatwo nie da się uciec. A szef Dzieci Kwiatów to zimny skurczybyk najgorszego rodzaju. Ambitny skurczybyk… w dodatku coś planujący.
De Sade odwróciła nieco głowę, by spojrzeć na niego i pogładziła delikatnie jego policzek. Nie przerywała przy tym Rebel Yellowi pieszczot swego ciała. Był facetem. Domyślała się, że go to uspokaja i... tak łatwiej mu mówić. No i było to też dla niej przyjemne.
- Chodzi o Alamo czy coś więcej? - zapytała, po czym dodała - Teraz rozumiem czemu uważasz, że potrzebujemy Silvera.
- Tego... jeszcze nie wiem. Dowiem się dopiero. - całował jej szyję delikatnie, czasem kąsając skórę. Billy rozkoszował się zarówno samą De Sade jak i jej uwagą. - Nie wiem czy akurat musimy się martwić o Alamo. Za dużo tam wpływu korporacji, by gangi się wciskały… chyba.
- Ludzie ludziom zgotowali ten los, skarbie. To jest woda w której pływamy... i w której kiedyś utoniemy. Nie znaczy to jednak, że rafy koralowe nie są zajebiście piękne. - Odwróciła głowę i pocałowała Rebel Yella. Jednak ledwo jej języczek musnął jego wargi, gdy usłyszeli jak jakieś fanki piszczą z zachwytu na tę scenkę.
- Tutaj spokoju mieć nie będziemy. - czując pod dłonią miękki i sprężysty biust Anastazji Billy nie wydawał się jednak przejmować zamieszaniem. I pocałował drapieżnie usta skrzypaczki, jakby chciał przypieczętować swój podbój.

FistBaby zapuściła właśnie stary klubowy klasyk. Mocnej elektronicznej muzie towarzyszyły światła omiatające wagon barwnymi smugami. Wśród nich, gdzieś za plecami przyglądającej im się grupki fanów i innych ludzi mignęła twarz Olivera, który jednak po chwili zniknął w tłumie.
Gdzieś z boku dało się też usłyszeć komentarze: “Tej Howl to pewnie serce pęknie teraz”, “Co ty, to na pokaz”, “Ja słyszałam, że serio, tylko Anastazja to straszna zdzira”, “A słyszałyście, że Rebel Yell jest w stanie zaspokajać naraz aż pięć kobiet?!”, “No co ty, niby jak?”...

- Podobno nie jesteś w nastroju... - szepnęła de Sade do Billy’ego, po czym uśmiechnęła się. - Idziemy po rekord popularności na afterparty?
- Nie byłem, ale przy tobie jestem. - odparł ciepłym tonem i skinął głową. - Zgoda… chodźmy.
Wysunął z oporami dłoń spod jej koszulki, by mogła wstać.
- Myśl pozytywnie... - powiedziała Anastazja wstając i wyciągając dłoń do Billy’ego - Jak zespół się rozpadnie, dam ci się przelecieć. - Zaśmiała się głośno.
- Dopiero wtedy? To nie zabrzmiało pozytywnie. - odgryzł się Rebel Yell żartobliwym tonem.

Kiedy przeciskali się przez wagon, jeszcze niezdecydowani, którą stroną wyjść, minęli stanowisko Izziego, dilera Dzieci Kwiatów, który rozłożył się z towarem przy jednym ze stolików niczym przekupka na bazarze.
- Cześć gołąbeczki! - pomachał do nich. - Chcecie spróbować czegoś nowego? Mam dzisiaj SloMo - wskazał na karteczkę z kolorowymi papierowymi listkami, podobnymi do lsd. - Spowalnia postrzeganie czasu. Średnio się na tym tańczy, ale seks jest zajebisty!
- Nie tym razem, przystojniaku. Chcę się jeszcze nacieszyć moją wypłatą. - Pomachała mu Anastazja i jakby dyskretnie rozglądała się za kimś.
- Dawaj… dwa. A przy okazji.. kiedy jutro miałbyś czas powspominać stare dobre czasy ? - spytał Billy z ironicznym uśmieszkiem. Stare czasy bowiem tylko w niewielkim stopniu były dobre.
- Wpadaj wieczorkiem, Billy - odpowiedział Izzy, odrywając i podając mu dwa listki. - Albo wpadajcie - zerknął na Anastazję - zczilujemy się przy basenie. Sto czterdzieści - wyciągnął chip płatniczy, żeby Billy przelał należność - albo sto dwadzieścia, dla ziomków zniżka.
- Dzięki. - odparł z uśmiechem Rebel Yell. - Więc wpadnę wieczorkiem. A na razie… nie będziemy przeszkadzać.
- Dobrej zabawy! - Izzy uniósł dłoń. - Ja się niedługo zwijam, bo kończą mi się zapasy. Kocham to miejsce, sprzedaję tu zawsze drugie tyle towaru co przez cały tydzień - wyszczerzył się.
- Nie wątpię. Trzymaj się Izzy. - rzekł na pożegnanie Billy i ruszył obejmując w pasie Anastazję w poszukiwaniu przygód. Ona zaś przylgnęła do jego ciała, jakby była wygłodniała każdej pieszczoty, odrywając się tylko wtedy, gdy mieli pod ręką jakiś alkohol, który mogli w siebie wlać. A że Billy miał ochotę zapomnieć się alkoholu i jej towarzystwie, to wpierw zahaczyli o bar, a potem… napełniwszy żyły świeżą porcją alkoholu z dodatkami ruszyli z wprost na parkiet, by ten rajd powtórzyć jeszcze parę razy...pomiędzy pocałunkami i pieszczotami swych ciał, w trakcie których Vandelopa ponownie zgubiła górę swego odzienia - szmatokoszulkę, którą dostała od Howl.
Tej nocy powstało jeszcze wiele filmików o rzekomym romansie Rebel Yella i de Sade, z czego niektóre nawet opatrzono znaczkiem 18+.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline