WÄ…tek: Antykreator
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2007, 23:55   #88
MigdaelETher
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Zaplecze klubu "Kalinka" Moskwa:

Orfeusz wszedł do gabinetu, Mol siedziała na biurku, opierała nogę na klatce piersiowej demona. Wciągnąłeś powietrze, aż iskrzyło, dziewczyna musiała użyć jakiegoś czaru. Z nosa olbrzyma sączyła się stróżka krwi.

-Dobrze, że jesteś, już zaczynałam tęsknić- wyszczerzyła żeby w uśmiechu, odwróciła się z powrotem do demona jej stopa powędrowała wyżej, obcas wysokiego sznurowanego buta oparł się o tchawicę, w pokoju zrobiło sie zimno, w prawej ręce Mol zmaterializowało się pięć lodowych kolców.

-To jak powiesz nam coś więcej o Panu Kasidusie?- rzuciła jakby mimochodem podziwiając swoje dzieło.

-Pieprzona suka!Nic Ci nie powiem!-Berg wycharczał, patrząc nienawistnie na anielice.

-Liczyłam, że to powiesz-obuta stopa wylądowała z impetem w kroku demona, oczy Berga zrobiły się szkliste, Mol wzięła jeden szpikulec i postawiła go pod brodą wielkoluda, sopel pod ciężarem jego masywnej głowy natychmiast zagłębił się w ciało.

-A teraz?-oblizała spierzchnięte wargi, kolejne dwa sople przybiły dłonie Berga do oparć krzesła.

Demon nadal nie wykazywał chęci współpracy, anielica zrobiła słodką minkę i zaczęła rozpinać jego koszulę, jej dłonie ślizgały się po jego nagom torsie. Jednym wprawnym ruchem rozorała mu brzuch lodowym ostrzem.

-Aaaaaaaaaaaaaa!!!-olbrzym zawył z bólu, kiedy drobna rączka, wślizgnęła się do jego wnętrza.

-No to teraz nam pomożesz?-uśmiechnęła się siadając mu na kolanach, nie wyciągając ręki z jego brzucha.

-Może Ty chcesz o coś pana zapytać?-zerknęła na Orfeusza, bujając się na kolanach demona jak mała dziewczynka, na kolanach dziadka.

-Gdzie mieszka twój szef?-Orfeusz odchrząknął-I jak się tam możemy dostać?

-Kto zleciła Kasidusowi najazd na lokum Kammaela?-Mol położyła głowę na ramieniu wielkoluda.

-Przy Patriarszych Prudach, taka stara kamienica, z mozaiką przedstawiającego czarnego kota na frontonie-Berg sapał ciężko-Lilith, Lilith go prosiła, uprzedzałem go, że ta suka to tylko kłopoty...

Mol wyciągnęła dłoń z wnętrzności przesłuchiwanego i przyjrzała się jej uważnie.

-Jeśli ktoś się odezwie do Kasidusa masz nam o tym natychmiast powiedzieć-powiedział Orfeusz z naciskiem.

Mol przyłożyła dłonie do rozoranego brzucha, przymknęła oczy i zaczęła wysławiać Pana, teraz wyglądała jak prawdziwy anioł, demon zwijał się na krześle w potwornych mękach.Po chwili sople zmieniły się w wodę, która ściekała na podłogę mieszając się z krwią. Anielica nachyliła się nad Bergiem i pocałowała go w czoło.

-Przepraszam, nie znam głębiańskich zaklęć uzdrawiających, mam nadzieję, że uszanujesz prośbę Pana Orfeusza, bo jak nie...-uniosła okrwawiony palce do ust i oblizała go.

Zegarek na twojej ręce odpipał pełną godzinę, Jacob już pewnie czekał na Ciebie w "Pecie", jeśli go znalazł, westchnąłeś zrezygnowany.

Kapsztad:

Jacob wsiadłeś do taksówki, czarny kierowca obrzucił cię nieprzychylnym spojrzeniem.Jechaliście główną artulica, zaczynało się ściemniać, zapłonęły tysiące kolorowych świateł, młode ciemnoskóre kobiety przyciągały twój wzrok.
Ich piękne, skąpo odziane, hebanowe ciała kusiły. Skręciliście w boczną uliczkę, krajobraz diametralnie się zmienił, obdrapane budynki, stara murzynka siedziała na chodniku sprzedając mięso rozłożone w koło niej na kawałkach gazety.Zatrzymaliście się przed niewysokim budynkiem, na wietrze kołysał się szyld "Zakręcony Pet".
Wnętrze baru było niewielkie, ale gustownie urządzone. Na podłodze rozesłano perskie dywany i stosy poduszek. Półnagie kelnerki roznosiły egzotycznie wyglądające karafki z rżniętego szkła. W koncie grupa gości zaciągała się wonnym dymkiem z sziszy.

Limbo zgliszcza Matkojebcy:

Anduris unośiłeś się nad placem ludzie zgromadzeni pod tobą nie wyglądali przyjaźnie.Ktoś wskazał cię ręką, po tłumie przetoczył się wrogi pomruk.

-Ta to pewnie on! To pewnie on zniszczył Matkojebce! To on zabił Knuta i resztę!-wrzasnął ktoś, reszta zaczęła skandować oskarżenia pod twoim adresem.

Nagle ktoś rzucił w ciebie kawałkiem gruzu, zaskoczony, nie zdołałeś się uchylić, ciepła strużka spłynęła ci po policzku. Zgromadzeni gapie zaczęli, rzucać w ciebie czym popadnie.

-Morderca! Giń morderco!-krzyczeli, kolejne kamienie poszybowały w twoim kierunku, osłoniłeś się okuta ręka.

Na dole Blacker spojrzał na ciebie z politowaniem i zniknął w tłumie.Anioł wyprowadził cię z równowagi, co ci świetliści sobie myślą, niczego się nie nauczyli przez te tysiąc lecia.Wyciągnąłeś papierosa do domu Galena był kawałek drogi. Idąc droga przypominałeś sobie tę nieszczęsna akcję w której stary Kruk stracił nogi. Grupa którą dowodził wpadła w zasadzkę, mieli spacyfikować zwiadowczą grupę Szeolu, kiedy przybyli na miejsce okazało się, że to wcale nie grupa Synów Gehenny tylko oddział Tronów. Ludzie Galena nawet nie zdołali dobyć broni, twój stary przyjaciel był jedynym, który przeżył. Kiedy papieros się dopalił stałeś przed wysoką, wąską kamienica. Po brudnym podwórku biegało kilka małych demoniat. Otworzyłeś drzwi, w nozdrza uderzył cię odór gnijących odpadków i fekaliów, ignorując smród wspiąłeś się na pierwsze piętro, ująłeś kołatek i zapukałeś w masywne obdrapane drzwi.
 

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 21-06-2007 o 23:58.
MigdaelETher jest offline