Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2017, 21:14   #95
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Gdy Claire ustawiła już latarenka na stoliku i przysunęła stolik do kanapy, gestem wskazała Brytyjce, by ta usiadła. Po czym sama usadziła kuperek na udach Carmen siadając i przytuliła plecy do piersi siedzącej agentki, a twarz do jej policzka.
- Patrz w światło i zrelaksuj się.- Carmen nie pozostało nic innego jak słuchać ekscentrycznej blondynki.
- 10… 9… 8…- ona zaczęła odliczać cicho tuląc się do Brytyjki. - 7...6...5...4...3...2...1-
Lampa nagle rozbłysła światłem oślepiając Carmen.

Gdy jej wzrok zaczął znów wracać okazało się, że jest w duży pustym białym pomieszczeniu, bez okien i drzwi. Okazało się też że jest naga. A jej towarzyszką jest równie golutka Claire w tej chwili oceniająca swoje ciało.
- Nogi ładnie ci wyszły, pośladki w miarę… ale biust mam trochę większy. Może to przez sukienkę którą miałam na sobie?- mruczała do siebie.
- Czy to ma znaczenie? - zapytała Carmen rozglądając się ciekawie.
Dłonie Clair delikatnie musnęły jej własny biust powiększając go lekko. - Dla mnie ma.-
Po czym dodała.- Witaj w królestwie swej świadomości. Tu powstają myśli i słowa. W tej chwili jest tu pusto, bo twe ciało znajduje się w katatonii. Więc to idealne miejsce na trening.
Spojrzała na Brytyjkę.- Tu w swoim umyśle jesteś bogiem. Twoja myśl może stworzyć teoretycznie wszystko. Więc zacznij… w ramach treningu, od stworzenia nam ubrań.
Carmen zmarszczyła czoło i skupiła się na odtworzeniu ubrania, które miała na sobie medium w rzeczywistości. I te zaczęło okrywać jej nagość, pojawiając się na jej ciele.
Claire zaklaskała dłońmi dodając.- Brawo. Brawo. Idzie ci dobrze. Teraz potrenuj. Tu nie będziesz miała kłopotu z kreacją, ale w innych królestwach twojej psyche już tak łatwo nie będzie. Pojawi się opór lub ograniczenia przy tworzeniu. A wierz mi… umysł potrafi być niebezpieczny. Nawet względem swego właściciela.
Brytyjka skinęła głową, lecz nie odezwała się, tworząc swój własny kostium - szczęśliwy strój akrobatki, w którym dzisiejszego ranka występowała w ambasadzie.
- Zaszalej…- rzekła Claire siadając na krzesełku które wyrosło tuż pod jej tyłeczkiem podczas, gdy ona siadała. -... te kreacje muszą stać się dla ciebie drugą naturą zanim wyruszymy, by się przyjrzeć klątwie naznaczającej twój umysł i duszę.
Carmen przygryzła wargę, po czym przymknęła na moment oczy. Gdy je otworzyła, strój na jej ciele zniknął. Zamiast nagości jednak jej towarzyszka ujrzała jak skóra zmienia odcień i fakturę, stając się... wężowata.

[MEDIA]https://ae01.alicdn.com/kf/HTB18EZGJXXXXXbVXXXXq6xXFXXXj/Customized-cool-yellow-dastarcus-snake-tights-skin-suit-zentai-jumpsuit-fetish-costume.jpg[/MEDIA]
Właściwie ciężko było stwierdzić czy to forma kostiumu czy raczej zmiana pokrycia ciała.
- Ja bym stworzyła parę drzewek, trawę… może jakiegoś amorka czy paru harfiarzy, ale co kto lubi. - rzekła żartobliwie panna Warwick i machnęła dłonią.- Zrób coś z otoczeniem.
Carmen rozejrzała się, a potem nagle usłyszały śpiew ptaków. Wokół pojawiły się połacie traw i kwiatów, a same kobiety stały na jedny ze wzgórz Szwajcarii, które Carmen zapamiętała z wycieczki z Janem Wasilijewiczem na wieś.
- No… już lepiej.- uśmiechnęła się Claire i gwizdnęła z uznaniem. - Idzie ci nieźle. Chcesz jeszcze poćwiczyć?
- Myślę, że rozumiem zasadę działania. - Odparła Carmen, dodając kilka zwierzątek do krajobrazu.
- Spójrz w górę. Powinnaś zobaczyć takie migające światełko.- Claire uniosła dłoń wpatrując się w biały sufit nad nimi.
Carmen postąpiła za jej wskazówką i popatrzyła w górę. I zobaczyła owo światełko, mimo że na białym suficie migający punkcik nie powinien być łatwy do zauważenia.
- To jest moja latarenka. Kotwica. Jeśli któraś z nas po nią sięgnie ręką, to obie się natychmiast wybudzimy.- wyjaśniła Warwick.- Jeśli będziesz w niebezpieczeństwie i na skraju śmierci nie wahaj się tego uczynić. Jeśli umrzemy tutaj, to umrzemy naprawdę… nasze ciała zostaną uwięzione w katatonicznym stanie. Towarzystwo może zdoła nas wyciągnąć, może nie… Nie ma tak wielu utalentowanych osóbek jak ja w Szwajcarii. Jeśli mi się coś stanie to.. uciekasz od razu.-
Podrapała się po głowie.- Jesteś w miarę poukładaną osobą, więc twój umysł nie powinien być szczególnie groźny, ale na klątwach się nie znam. Więc to będzie wspólna wyprawa w terra incognita. Badawcza, więc nie próbuj… zwalczyć tej klątwy. To… chyba wszystko… tak myślę.- zadumała się Claire drapiąc po nosie.- Masz do mnie jakieś pytania?
- Raczej ostrzeżenie. Aisha jest niebezpieczna i bynajmniej niegłupia. Zawsze spodziewaj się ataku zza pleców.
- No to… lepiej się przygotować. - ubranie Claire stopiło się i zaczęło zmieniać tworząc nieco cienistą skórzaną zbroję rodem z jakiejś powieści o czasach średniowiecznych.
Po czym rzekła z uśmiechem.- No to teraz otwórz drzwi prowadzące do jej domeny w twoim umyśle.
Carmen zastanowiła się jak te drzwi powinny wyglądać, jednak umysł sam podsunął projekcję. Przed nią pojawił się namiot - jak ten na wykopaliskach, w którym podejrzała Arabkę i profesora w trakcie miłosnej gry. Teraz także niepewnie sięgnęła poły materiału nad wejściem i... powoli weszła do środka, a Claire za nią.
Obie znalazły się na równie o purpurowym niebie z różowymi chmurkami i gruncie stworzonym z czarnego aksamitu.
- Królestwo żądzy, zapewne domena twoich najbardziej wyuzdanych i ukrytych fantazji. Ciekawe miejsce na klątwę.- stwierdził Claire lekko drżąc.- Czuję jak na mnie napiera. Jesteś bardzo namiętną osobą.-
Carmen wiedziała, co blondynka ma na myśli. Czuła sama owe pragnienie, by zaznawać cielesnych rozkoszy… z Claire, samotnie lub z dowolną ilością Orłowów, Haui, Yue czy kogokolwiek ze swoich przygodnych kochanków lub kochanek. Ten napór pragnień utrudniał jej skupienie. Czuła że tu jej możliwości przemiany otoczenia są znacznie stłumione.
- Wybacz. - Szepnęła. - Ona to we mnie wyzwala.
Starając się panować nad sobą, Angielka w wężowej skórze przekradała się w głąb krainy. Czuła na skórze nawet ten charakterystyczny żar, jaki wydzielał piasek na pustyni, oddając nocą ciepło.
- Nie jest to pierwszy umysł jaki zwiedzam z jego właścicielem… lub bez. - odparła z uśmiechem Claire rozglądając się dookoła czujnie. - Widziałam rzeczy jakich… nikt inny nie widział. Atmosfera erotyzmu… nie jest taka straszna. Spodziewałam się, że uwije gniazdko wśród twoich lęków. Tam dopiero jest źle.
- Jeszcze jej nie spotkałaś... - Skomentowała cicho Carmen wciąż idąc przed siebie.
- To prawda.- powiedziała Claire, po czym nagle coś wskazała palcem.- Jak sądzisz… tam?
Na równinie wznosiła się bowiem skała na kształt kobiecej piersi, a jej zwieńczeniem była pałac godny szejka z arabskiej nocy. Cały z czarnego marmuru.
- Tak, to do niej pasuje. W ogóle myślisz, że jesteśmy w stanie ją zaskoczyć?
- Nie wiem. Dotąd radziłam sobie z mentalnymi konstruktami. Fragmentami osobowości.- zamyśliła się Claire i wskazała palcem na niebo.- Dopóki mamy latarenkę, nic nam nie grozi.
Carmen skinęła głową i ruszyła w stronę pałacu.
Choć z początku wydawało się że od pałacu dzielą je kilometry, to obie kobiety zbliżały się do niego zadziwiająco szybko. Potem, wydawało się że obłe i gładkie wzgórze będzie trudnym miejscem do wspinaczki, ale samo wejście na nie również okazywało się zaskakująco łatwe. Spacerek po prostu.
- Realia rzeczywistości jaką znasz niekoniecznie są tu zachowywane. To trochę jak sen. - tak Claire wyjaśniła ten fakt. Z samej fortecy dochodziły dźwięki muzyki i zapachy ciężkich kadzideł i jęki... kobiece jęki. Głosy owych kobiet znała Carmen dobrze. Bo brzmiały jak jej głos.
Nie komentowała tego jednak. Zarumieniona szła dalej.
Dotarły do dużej i ciężkiej z pozoru bramy. Otwarły ją jednak bez większego problemu.
- Trochę za łatwo nam idzie. Czemu nie ma straży przy bramie, na murach?- zadumała się Claire uzbrajając w wytworzoną przez siebie kuszę.
- To może być pułapka. Mówiłam ci, że ona jest cwana i... potężna. - Odpowiedziała cicho Brytyjka, rozglądając się.
- Tylko gdzie ona jest. Pewnie w sali tronowej. - zamyśliła się Claire i wskazała dłonią kierunek. - Podążajmy za jękami… pewnie one nas doprowadzą.
I rzeczywiście…jasnowłosa przewodniczka miała rację. Dotarły do korytarza pełnego kolejnych Carmen. W różnych fryzurach i makijażach. Każda naga, każda przykuta za ręce do łańcuchami do ściany. Każda wijąca się zmysłowo i ocierająca udami. Każda o oczach zamglonych pożądaniem. Spojrzały na intruzki i niemal chórem zaczęły szeptać.
- Dotknij mnie, dotknij mnie, dotknij mnie... - błagały prężąc się prowokująco. I wystawiając wolę obu kobiet na ciężką próbę.
Carmen zacisnęła usta w wąską kreskę, starając się nie patrzeć na swoje bliźniacze projekcje.
- To... zawstydzające. - Powiedziała cicho.
- Ja bym stwierdziła… że podniecające.- zamruczała Claire przez chwilę ulegając pokusie. Po czym uderzyła się w policzek i dodając.- To wyjaśnia, czemu twoje fantazje nie zaczepiały nas wcześniej. Wzięła je w niewolę.
- Taa... lubi podkreślać, że należę do niej.
- Chodźmy dalej… muzyka dochodzi stamtąd, a ja… boję się że mogę z czasem ulec pokusie.- mruknęła Claire drżąc i westchnęła. - Co gorsza może mi to utkwić potem w głowie i zawsze będę cię widziała gołą.-
Ruszyła więc biegiem do przodu coraz bardziej czerwona na twarzy.
Jej wyznanie bynajmniej nie było uspokajające. Agentka postanowiła pospieszyć za nią, z przyjemnością zostawiając za sobą swoje bezmyślne, rozpalone wcielenia niewolnic Aishy.
Wbrew swej wielkości pałac miał mało skomplikowany układ pokojów, albo też logika tej rzeczywistości sprawiała, że… obie awanturniczki dotarły do wielkiej sali tronowej, w której to na łańcuchach do ścian przykute były rogate minotaury z twarzą Orłowa, z halabardami w dłoniach i… byczych rozmiarów przyrodzeniach. Prawdziwe wyuzdane satyry.
Były tu też kolejne Carmen, bardziej uprzywilejowane… bo miały na sobie zwiewne orientalne szatki, niewiele ukrywające, bo przeźroczyste. Grały one na instrumentach, tańczyły ku chwale i rozrywce swej “pani”. Aisha tutaj nie miała nic wspólnego z człowiekiem. Była śliczną hermafrodytą. Miała kobiece i zmysłowe ciało o czerwonych jak krew oczach bez tęczówek z imponującą męskością stojącą dumnie w gotowości bojowej. Ten organ polerowały języczkami dwie kolejne Carmen.
- No… to… czy ty się tego spodziewałaś? - wydukała czerwona na twarzy Claire.
Brytyjka czuła jak coś w niej pęka.
- Muszę przyznać, że... rozwinęła się od... ostatniego spotkania. - Powiedziała, czując jak robi jej się gorąco... szczególnie między nogami.
- To chyba nie ona.. to cień...myśl zostawiona w tobie rozwijająca się żerując na twych pragnieniach. To jednocześnie część ciebie, jak i jej. - rzekła zerkając przez trzymane w dłoni szkiełko przypominające lupę na Aishę.- Nie ma więc Aisha łącza telepatycznego z tobą. Choć jej wpływ z pewnością urósł.-
Claire zaciskała nerwowo uda, pocierając je o siebie. - Muszę przyznać, że zaimponowała mi. Nie spotkałam się z niczym takim w żadnym umyśle.
Carmen wykonywała podobne ruchy, starając się niczego nie dotykać i nie być dotykaną.
- Co... teraz?
- Teraz musimy być cicho i ja… muszę… skusić… skupić się na koch… badaniu. Im więcej odkryję tym… tym… większe mamy przy...szanse… na odkrycie ja ją posiąść…. pokonać. Ale tu gorąco.- Claire drżała skupiając się na tworzeniu kolejnego instrumentu badawczego.- Dddobrze... że jest… zajęta.
Carmen starała się nie patrzeć na to co nieludzka Aisha robi z jej dwoma wcieleniami, lecz było ciężko. Raz po raz jej wzrok podążał w tamtą stronę.
Te ocierały się piersiami o już twardy organ pojękując zmysłowo i błagalnie patrząc na swą demoniczną panią w nadziei na chwilę łaski ujeżdżania owej włóczni pożądania. Sama Aisha masowała swe krągłe piersi, ściskając je delikatnie czasem.. a czasem mocno. Carmen doskonale rozumiała swe wcielenia, sama… czuła ochotę, by oddać się owej rogatej pani.
Nagle drzwi za nimi się zatrzasnęły. Właściwie wszystkie drzwi sali tronowej zamknęły się z trzaskiem.
- Podoba wam się to co widzicie gołąbeczki?- Rogata Aisha spojrzała na Claire i prawdziwą Carmen oblizując zmysłowo swe wargi. Zostały odkryte! Albo… Aisha wiedziała cały czas o ich obecności.
Brytyjka wyszła zza słupa za którym się chowała.
- To... obrzydliwe. - Powiedziała starając się opanować.
- Obrzydliwe? A jednak tego pożądasz…- zaśmiała się Aisha odpędzając kopie Brytyjki gestem dłoni i wstając ze swego leża poduszek.
- Carmen… sufit! - Brytyjka nie miała pojęcia o co chodzi Claire, acz spojrzała w górę… na bardzo piękny sufit, co nie wydawało się to ważne w tej chwili. Nie było tam zagrożenia. Niemniej zimny dreszcz przeszedł po kręgosłupie dziewczyny, gdy zrozumiała przyczynę przerażenia panny Warwick. Nie widać było światełka latarni.
Brytyjka skupiła się. Starała sobie wyobrazić, że sufit jest - owszem, ale przeszklony.
To jednak nic nie dawało, a Aisha podchodziła powoli i uśmiechała się lubieżnie.
- Tyle wysiłku włożyłaś w dostanie się tu, a teraz… jedyne co masz mi do powiedzenia, to to że moje ciało jest obrzydliwe? - zapytała kpiąco demonica wiedząc zapewne, że złapała obie kobiety w pułapkę, a jej pal rozkoszy.. co chwila przyciągał spojrzenie Brytyjki utrudniając skupienie.
Starała się jednak ze wszystkich sił, ignorując przy tym to, co niezwykła istota do niej mówi.
- Próżny wasz trud… to mój pałac, moja domena, moje niewolnice...i teraz wy też jesteście moje.- stwierdziła szyderczo Aisha, a z podłogi wystrzeliły macki, które pochwyciły uda Carmen i zdarły z trzaskiem odzienie okrywające jej ciało pokryte wężową skórką.
- Przegrałyście.- dodała ze śmiechem. Claire nie zamierzała się poddać… nie od razu przynajmniej i wystrzeliła bełta z kuszy. Ten… został pochwycony przez dłoń Aishy, gdy ta zakpiła. - Co to za niby pomysły, to domena miłości nie wo…-
Bełt wybuchł z hukiem robiąc dużo dymu.
- Musimy uciekać… musimy wydostać się na jakiś plac. Tam światełko będzie.- mruknęła Claire drżąc zarówno ze strachu jak i podniecenia.
Huk otrzeźwił też Carmen, która wyrwała się mackom i podbiegła do najbliższych drzwi.
- Otwarte, otwarte, muszą być otwarte! - starała się siłą umysłu wpłynąć na nie i nacisnęła klamkę. Drzwi pozostały obojętne na jej zaklęcia, a Aisha zaśmiała się głośno. Bełt z kuszy nie zrobił na niej wrażenia. Za to minotaury zerwały się z łańcuchów rycząc głośno.
- Nie możemy wpłynąć na otoczenie… tylko na nas. - rzekła Claire osłaniając działania Brytyjki.Strzelała z kuszy i raniła jednego. Przeciw nim… jej bełty były nieco skuteczne.
Carmen przygryzła wargę. Czemu one... musiały mieć jego twarz? Nie chciała ich ranić. Zamiast tego jednak wyobraziła sobie... wytrych do zamków w swojej dłoni.
Ten się pojawił tam gdzie chciała, a wrzaski przypominające jego głos świadczyły o tym, że Claire takich skrupułów nie miała. Za to miała rewolwery z których zaczęła strzelać co chwila.
- Pospiesz się… ona tu biegnie. - krzyknęła w panice panna Warwick. Ona… mogła oznaczać tylko jedną osobę. Demoniczną Aishę.
Carmen na szczęście miała samodyscyplinę agenta do zadań specjalnych. Nawet dłonie jej nie drżały gdy wytrychem zaczęła otwierać zamek.
Udało się otworzyć go… drzwi się uchyliły. Znajomy korytarz, pełen pojękujących od niespełnionego pożądania Carmen spojrzało na nią. Teraz tylko należało dotrzeć na jego koniec… który wydawał się tak daleko. Brytyjka biegiem ruszyła przed siebie, nawet się nie oglądając. Za sobą słyszała jęki, krzyki Orłowów i śmiech Aishy i ciężki oddech Claire. Przed sobą widziała światełko w tunelu jakim było wyjście.
- Doganiają nas…- krzyknęła przerażona i nadal podniecona blondynka.
Carmen złapała ją za rękę i pociągnęła za sobą. Po chwili spróbowała wyobrazić sobie, że ma... skrzydła - podobne do tych, które nosiła na występie w Paryżu, ale... prawdziwe.
Po chwili poczuła jak drewniana konstrukcja wykluwa się jej z pleców i naciąga tkaniną. Skrzypiąc lekko sztuczne skrzydła zaczęły uderzać powietrze i… Carmen uniosła się nieco w górę ciągnąc za sobą Claire lekką jak piórko. Przyspieszyła, skupiając się na machaniu skrzydłami. Teraz było szybciej… śmiech Aishy zmienił się w okrzyki gniewu, a do łopotu jej drewnianych skrzydeł, dołączył łopot skrzydeł demonicy ich ścigającej. Było jednak za późno, Carmen wyfrunęła na plac i na purpurowym niebie dostrzegła zbawienne światełko latarni. Wyciągnęła ku niemu dłoń. I pochwyciła latarnię. Wszystko znikło, znów siedziała na kanapie, a Claire siedziała na niej. Obróciła twarz ku obliczu Brytyjki i zachłannie wczepiła swe wargi w jej usta całując namiętnie. Przez chwilę wiła się tak w pocałunku. Po czym oderwała usta, chrząknęła nerwowo, wyraźnie… speszona swym zachowaniem.
- Teraz wiesz czemu tak lubię moją latarenkę.- dodała spoglądając na dłoń Carmen zaciskającą się na niej.
Brytyjka szybko odsunęła się, speszona i rozpalona, niemal zrzucając medium. Niepewnie poszukała wzrokiem Magnusa. Ten, siedząc naprzeciw nich, był równie zaskoczony co obie kobiety, z pewnością obserwował je, gdy były w transie i nie spodziewał się, że… zobaczy je całujące się namiętnie. Claire drżąc z podobnego powodu i zerkając to na Carmen to na Magnusa starała się uspokoić. Co nie było łatwe w tym stanie.
- Aż korci zapytać… co tam się stało?- rzekł w końcu hrabia.
- Nic! Nic... się nie stało... nie wyobrażaj sobie za wiele.- rzekła przygryzając wargę Claire i zerkając mimowolnie na krocze mężczyzny. Widoki nie były tam tak imponujące jak w sali tronowej. Ale scena namiętnie całujących się kobiet wywołała poruszenie u ich gospodarza.
Carmen odetchnęła.
- Chyba już rozumiesz, że Aisha jest niesamowicie potężna.
- Tak. Tak… to było… niesamowite.- potwierdziła Claire z całej sił zaciskając nogi.- Ale jestem pewna, że to co widziałyśmy nie było Aishą. Nie ma nad tobą telepatycznej kontroli, choć jej wpływ na ciebie jest duży i wyraźny…- zaczerwieniła się mocno na twarzy.
- Ale do zwalczenia?- zaciekawił się Magnus.
- Chyba.- odparła wymijająco Claire.
Brytyjka przygryzła wargi.
- Czy to... koniec badania?
- Na dziś… z pewnością. Drugie badanie tak szybko… nie wytrzymałabym.- odparła cicho panna Warwick.- Potrzebuję… czasu na… Poza tym muszę przemyśleć, co dalej. Nie będzie łatwo zwalczyć tego… czegoś.
- Jasne, rozumiem.
- Tak czy siak, Włocha odeślij. To nie jest coś co można rozwiązać stawiając horoskopy.- stwierdziła Claire zaciskając dłonie na swych kolanach, wstydząc się rozchylić nogi.
- Carmen… co o tym sądzisz? - zapytał hrabia spoglądając na Brytyjkę nadal trzymającą latarnię w swej zaciśniętej dłoni.
- Ja się nie znam. Chciałabym jednak spróbować wszystkiego... bez obrazy, Claire. Twoje umiejętności są niezwykłe i gdyby nie twoja pomoc, nie dałabym rady nas wyciągnąć. - Powiedziała ostrożnie odkładając lampę.
- Nie obrażam się...- westchnęła panna Warwick i drżąc dodała.- Jestem po prostu rozkojarzona… trochę. Magnus… zostaw nas same, co?
- Czemu? - zapytał zapytał hrabia.
- Zostaw… nas… same.- podkreśliła z wyraźnym naciskiem Claire.
- Zgoda.- westchnął Magnus, wstał i wyszedł z pokoju, rzucając przez ramię.- Uważaj na siebie Carmen.
- Mam nadzieję, że nie zamierzasz na mnie odreagowywać tej wizji - powiedziała pół żartem pół serio agentka.
Claire rozchyliła szeroko uda i sięgnęła palcami pod swoją spódniczkę, by stanowczymi ruchami dłoni rozładować nieco napięcie. Spoglądała na Carmen oblizując usta i mówiąc. - Przeszło mi to przez głowę… ale… odprawiłam go, bo… nie chciałam… dawać mu… satysfaaaakcji.
- Mnie też mogłaś wyprosić - Powiedziała Brytyjka, odwracając wzrok.
- Możesz wyjść.- załkała cicho Claire starając się powstrzymywać jęki rozkoszy.- Przepraszam… ale to… było za silne.-
Carmen jednak nie ruszyła się. Wciąż głowę miała odwróconą, lecz... nie potrafiła wyjść teraz. Słyszała więc jęki, słyszała jak skrzypi skóra kanapy. Czuła jej drżenie, bo wszak Claire była blisko. Nie patrzyła na blondynkę, ale nie musiała… wyobraźnia podpowiadała jej jak wygląda jej nagie ciało pieszczone jej dłońmi.
- Jeszcze… chwilkę… jeszcze odrobinkę…- słyszała jej cichy drżący głos.
Nie wytrzymała. Wstała i zdecydowanym krokiem opuściła pomieszczenie.
Magnus stał na korytarzu nie bardzo wiedząc co właściwie ma zrobić.
- Widzę, że wyprawa musiała być wyjątkowo ciężka. Mam nadzieję, że przynajmniej była owocna.- uśmiechnął się niepewnie. Najwyraźniej liczył na to, że Claire okaże się bardziej pomocna i zwalczy problem.
- Nie wydaje mi się. Mam wrażenie, że trwonię tu czas. - Warknęła w odpowiedzi. - Twoja wspaniała medium siedzi teraz na kanapie i zabawia się sama ze sobą. Przy obcej kobiecie. Ja rozumiem, że widziała... erotyczne obrazy ze mną, ale chyba powinna wiedzieć, że pewne rzeczy są tylko w głowie.
- Ccco?- Magnusa zatkało po prostu, wyraźnie nie tego spodziewał się usłyszeć. Tymczasem drzwi otworzyły się i Claire wyszła tanecznym krokiem ze swą latarnią. Nadal lekko zaczerwieniona na twarzy, ale już bardziej opanowana.
- Ttaak więc… myślę, że… możliwe jest zorganizowanie… większej… wyprawy.- wydukała powoli zerkając to na zszokowanego hrabiego, to na Carmen.- W głąb twej psyche, może taka wyprawa z kilkoma człon… osobami da radę? Mmmuszę pomyśleć nad tym.-
Spojrzała na Brytyjkę. - Mogą być też jakieś efekty uboczne obecnej wyprawy. Cień jej jaźni tkwiący w twym umyśle jest bardzo sprytny. Ale nic co mogłoby wpłynąć na twój charakter i naturę. To tylko cień… nie może ci zrobić krzywdy na jawie.
- Mhmm... - mruknęła kwaśno Carmen.
- Tak więc. To ja już może sobie pójdę. Magnus będzie wiedział jak się ze mną skontaktować. - rzekła przesadnie optymistycznym tonem Claire czując że atmosfera jest tak gęsta, że da się kroić nożem. Po czym ruszyła do wyjścia. Carmen bynajmniej jej nie powstrzymywała. Była zmęczona sytuacją.
- Chyba też będę już wychodzić. - Powiedziała.
- Rozumiem i przepraszam. Nie sądziłem że to tak… wyjdzie.- westchnął hrabia i dodał smutno.- Musisz jednak zrozumieć, że twoja sytuacja jest wyjątkowa. Nikt z nas nie miał z czymś takim do czynienia. Więc… bądź wyrozumiała. Próbujemy ci pomóc.
- Jasne, po prostu... zirytowało mnie, że zostawiła mnie sobie na świadka. Muszę ochłonąć.
- Nie jestem pewien… nie wyglądała na to… wydawała się rozbita, gdy mnie przepędzała.- zastanowił się Magnus i wzruszył ramionami. - Choć… trudno powiedzieć. Claire jest próżna.
Carmen była zmęczona i poirytowana z powodu własnego nienasycenia. Skinęła tylko głową i ruszyła do wyjścia.
- Wezwiesz mi taksówkę? - zapytała tylko.
- Tak. Oczywiście. - rzekł nieco rozkojarzony Magnus. Najwyraźniej słowa Brytyjki go zszokowały. Odkrycie że królowa lodu może jest też zwykłą młodą kobietą niewątpliwie nim wstrząsnęło.


Powrót w taksówce pozwalał agentce ochłonąć, przynajmniej z gniewu. Bo obdarzona męskim atrybutem Aisha o czerwonych oczach i kuszących miękkich piersiach nie dawała Brytyjce spokoju w tej chwili. Łatwo się było oburzać na zachowanie Claire, ale z drugiej strony Carmen czuła ten sam żar nie dający się uspokoić. A jasnowłosa medium nie była wszak wyszkoloną agentką o żelaznej woli. I z pewnością nie mierzyła się z tak potężnymi zagrożeniami jak demoniczna Aisha. Nie usprawiedliwiało to co prawda jej zachowania, ale nieco je tłumaczyło. Carmen też zdawała sobie sprawę, że to co wyznała w gniewie hrabiemu może się potem kłaść cieniem na relacjach z panną Warwick, której talent może jeszcze okazać się potrzebny w przyszłości. Oby Magnus umiał trzymać język za zębami. Na razie jednak sprawa była zamknięta, Carmen dotarła do hotelu i musiała szykować się na spotkanie z panną Corsac. Musiała odzyskać chłodny umysł, co nie było łatwym zadaniem w tej chwili.
Zastanawiała się czy w apartamencie natknie się na Orłowa i... od razu jej wyobraźnia podsunęła minotaury o jego twarzy, obdarzone... nadludzko hojnie. Weszła do windy i znów poczuła to charakterystyczne mrowienie w podbrzuszu. Niech szlag trafi Jana Wasilijewicza! Wspomnienia tego, co robili ostatniego wieczora w windzie bynajmniej nie pomagały w opanowaniu się. W efekcie Carmen wpadła szybko do apartamentu i pospiesznie zaczęła zrzucać już w przejściu odzienie z siebie, by jak najszybciej wejść pod prysznic i ugasić płomień żądzy w ciele.
- Wróciłaś?- usłyszała głos Rosjanina z sypialni będąc w pokoju w samych pończoszkach.- Jeśli cię interesuje jak hojna okazała ambasada, to możesz zważyć w dłoni walizeczkę która leży pod stołem w jadalni. -
Ton jego głosu był sarkastyczny. Choć mógł udawać przed nią, że jest inaczej, to w głębi ducha bolało go to jak jego pobratymcy traktowali jego misję.
- Ja... em... najpierw muszę pod prysznic. - Powiedziała Carmen, pospiesznie przemykając się do łazienki.
- Rozumiem. Długo ci zeszło u tego ambasadora.- Orłow wszak nie wiedział o tym, gdzie Brytyjka się udała po występie. To była tajemnica, którą agentka obiecała dotrzymać. Na szczęście… lub niestety, Rosjanin nie podążył tym razem za nią. Choć z pewnością wkrótce zdecyduje się pochwycić swą narzeczoną w swe silne ramiona. Tego arystokratka była pewna.
Myśl o tym nie pomagała. Ciało Carmen było rozpalone i nawet chłodny prysznic nie pomógł. Chciała, by Rosjanin wziął ją tak, jak miał zwyczaj to robić - gwałtownie, wręcz brutalnie. Problemem były jednak ślady “testowania ziół” z Magnusem.
Dziewczyna owinęła się szczelnie ręcznikiem i ruszyła do sypialni. Miała zamiar zasłonić od razu okna, zwalając na ból głowy.
Orłow siedział na łóżku, w koszuli i spodniach. Zdecydowanie zbyt okryty jak na jej gust. Przeglądał jakieś gazety dodając.
- Ta Andrea jest wpływową kobietą i mającą wiele kontaktów w szwajcarskiej finansjerze. Mogłaby być użyteczna. Ale nie wydaje się być kochliwa. Ciężko będzie owinąć ją sobie wokół palca samymi figlami. Masz jakiś plan na wieczór?- zapytał w końcu.
- Poza wizytą u niej? Nie... - Carmen podeszła do okna i zaczęła zaciągać zasłony - Trochę głowa mnie boli. - Wyjaśniła.
- Jak było u ambasadora? Spędziłaś tam dużo czasu. - rzekł do niej jej kochanek wodząc wzrokiem za jej sylwetką przemieszczającą się do okna do okna. Czuła na sobie jego wzrok wodzący po jej krągłościach. Tak jak pragnęła.
- Właściwie to wybrałam się potem na miasto. Miałam kilka przygód... ale nic związanego z misją. - Powiedziała wymijająco. Podeszła do kochanka z wolna, gdy sypialnia pogrążyła się w półmroku.
- Przygód? Brzmi ciekawie. - zażartował Rosjanin zaintrygowany jej zachowaniem. - Zapewne olśniłaś biedaka swym talentem. Szkoda że tego nie widziałem.
Widziała jak jego ciało się spina, jakby tylko czekał aż znajdzie się w zasięgu jego dłoni.
- Myślę, że jego służąca dysponuje podobnymi umiejętnościami... choć masz rację, chyba był pod wrażeniem. Zapytałam go też o możliwość urządzenia przyjęcia... nie był niechętny, choć pewne rzeczy musiałyby pozostać... nieoficjalne... - Powiedziała Carmen idąc ku niemu. Tym razem to ona patrzyła wygłodniałym wzrokiem na kochanka.
- Stęskniłam się... wiesz? - wymruczała, gdy już była w zasięgu jego rąk.
- Nie tak jak ja…- pochwycił dłonią za otulający ręcznik i zerwał go z niej. Po czym wstał przyglądając się nagiej postaci kochanki. - Nie tak bardzo jak ja…
Jakże się mylił.
Tym razem to Carmen nieoczekiwanie zaatakowała pierwsza i gdy wstał, dość brutalnie popchnęła go na łóżko.
- Rozbieraj się. - Powiedziała rozkazującym tonem. Najwyraźniej role się odwróciły…
- Coś taka drapieżna… dziś? - był wyraźnie zaskoczony jej agresją, ale i podniecony. Czego dowodem była wyraźna wypukłość poniżej pasa. Uśmiechnął się łobuzersko i drocząc się z kochanką zaczął powoli zdejmować koszulę.
- Nie pyskuj, tylko zdejmuj te ciuchy... albo znajdę sobie kogoś innego. - Powiedziała, patrząc na niego z góry władczo.
- Możesz mi też pomóc w pozbyciu się ubrania. - zasugerował po rozpięciu koszuli i odsłonięciu torsu, a potem zabrał się za rozpinanie spodni. - Skoro taka niecierpliwa jesteś, to… pomóż mi z ubraniem moja pani.
Coś faktycznie w nią wstąpiło, bo podeszła i gdy rozpiął spodnie, ściągnęła je z kochanka w kilku szarpnięciach. Po chwili to samo stało się z bielizną. Nie dając Orłowowi szansy na pozbycie się koszuli, Carmen wskoczyła na niego i całując namiętnie, nabiła się na jego pal rozkoszy.
Mógł udawać opanowanego, ale nie był taki. Pocałunek rozpalił go tam mocno, że chwycił za jej pośladki i zacisnął na nich palce napierając jej ciałem na swą twardą męskość. Za szybko i za mocno, by było to w pełni komfortowe… ale w tej chwili Brytyjka pragnęła bestii, więc odrobina bólu była miłym dodatkiem. Tym bardziej, że jej ciało było gotowe na jego podbój… i ból był minimalny.
- Mój minotaur…- wyszeptała mu do ucha, które potem ugryzła dość boleśnie. Jej biodra zaczęły falować zanim jeszcze ciało przywykło do obecności kochanka wewnątrz.
- Dzikuska…- odgryzł się cicho i dał mocnego klapsa w pośladek. Trzymał mocno za jej pupę sprawiając, że za każdym razem gdy opadała, jej kwiatuszek w pełni przyjmował jego żądło. A opadała wszak często i mocno… Potrzebowała tego. Wszak za każdym razem, gdy zamykała oczy widziała tą scenę za pałacu demonicznej Aishy. I minotaury, i ją samą… i dwie niewolnice o obliczach Brytyjki pieszczotami błagające o obecność swojej pani w swym wilgotnym zakątku.
- Jeszcze... mocniej... - dopominała się Carmen, tracąc nad sobą kontrolę i ulegając widziadłom. Jej paznokcie drapały pierś kochanka do krwi niemal. Ujeżdżała Orłowa jak dzikie zwierzątko, czując rozkosz poniżej bioder przeszywającą ją raz po raz. Ale niełatwo nie było jej zaspokoić głodu. Teraz to ona była dziką bestią drżąc i łaknąc rozkoszy… i wyciskając soki pożądania z Rosjanina.
- Więcej... potrzebuję... więcej - skamlała bezwstydnie, nie kochając się z nim, a rżnąc brutalnie. Akt te niewiele różnił się od tego, którego doświadczyła z Magnusem, choć po prawdzie była teraz w pełni sobą.
Orłow zepchnął ją jednak z siebie zaraz po spełnieniu. Nie był jednak samolubnym kochankiem, bo leżącą na łóżku, pogrążoną w erotycznej maglinie kochankę zaczął namiętnie całować, a dłonią sięgnął między jej uda sięgając palcami do jej kobiecości w sposób brutalny i bolesny… byleby tylko doznania jakie odczuwała prężąca się na łóżku dziewczyna były intensywne.
- Dotykaj mnie…- wyrwało się ust Brytyjki, która czuła ową bezlitosną napaść na swój intymny zakątek.
Nawet z tym już nie walczyła. O ile bowiem czuła, że musi kontrolować się przy wszystkich innych, Orłow jakiś czas temu odkrył jej lubieżną naturę. Może od początku ją przeczuwał? Przed im w każdym razie nie udawała. Chciała rozkoszy i była gotowa zrobić wszystko i zgodzić się na każde szaleństwo, byleby jej zaznać.
A on wiedział jak sprawić jej rozkosz. Wiedział czego potrzebuje. I ponownie obrócił ją na brzuch, kwilącą i bezbronną… gotową żebrać o jego pieszczot i pal rozkoszy. Gotową oddać się mu wszędzie i poddać każdemu upodleniu. O tej stronie natury też on wiedział, wiedziała pewnie Yue… może Huai… i co najgorsze, wiedziały obie Aishe. I ta prawdziwa, i ta kryjąca się w jej umyśle. Ba, możliwe że to ta prawdziwa wydobyła z niej te ukryte pragnienia, grając palcami na jej ciele jak na instrumencie.
Carmen, wylądowała na brzuchu. Orłow pociągnął ją za nogi, na skraju łoża, tak że zwisały z niego, a jej pośladki były wypięte. Normalnie, każdy obserwator mógłby uznać że jest pozbawionym empatii zimnym draniem, ale nie czułości teraz potrzebowała.
Pochwycił ją za włosy i pociągnął do tyłu. Posiadł we władczy sposób, niczym barbarzyńca rozkoszujący się swą branką… ale co najważniejsze Carmen znów czuła to twarde berło, każdym pchnięciem rozrywającej bramę do gwałtownej ekstazy.
Krzyknęła tak, że słychać ją było może i na korytarzu. Aż odezwała się Hilda:
- Czy potrzebuje pani pomocy?
- Potrzebuję... tylko... jego... - wysapała w odpowiedzi Brytyjka pojękując zmysłowo za każdym razem gdy Orłow szarpał ją za włosy, jednocześnie wypełniając ją swoją wielką maczugą. Dziewczyna rozchyliła w rozkoszy usta, a z kącika jej warg aż poleciała ślinka, tak wielki był jej apetyt w tej chwili.
Jej ciało przesuwało się lekko na pościeli, Orłow dawał z siebie wiele i mocno eksploatował Brytyjkę. Rozkosz przelewała się falami, jak i ból… ale o to nie dbała docierając na szczyt mocno i gwałtownie. Carmen pokryła się potem, rozgrzane impetem pchnięć kochanka, gdy w końcu ekstaza boleśnie i rozkosznie szarpnęła ich ciałami. Bestia którą rozbudziła podróż do własnego umysłu, została nieco nasycona. Na tyle, by Carmen odzyskała nieco kontroli nad swoim ciałem i pragnieniami.
- Co w ciebie wstąpiło? Albo… co takiego zdarzyło się dziś, że… byłaś taka… dzika.- zapytał cicho Rosjanin siedząc przy łóżku i głaszcząc nadal wypiętą pupę obolałej dziewczyny. Aż strach pomyśleć, co by się stało gdyby zamiast dość niepozornego maga to Orłow odprawił ten rytuał afrykański. Ale może lepiej nie myśleć o takim sprawach… i nie budzić apetytu na więcej.
- Stęskniłam się. Źle ci było? - Zapytała z trudem podciągając się na łóżko i przewracając na plecy. Oddychała przy tym ciężko, ale na jej twarzy pojawił się wyraz zadowolenia.
- Źle? Nie. Z tobą nigdy nie jest mi źle. - stwierdził Rosjanin siadając.- I ja też się za tobą stęskniłem. Ale czuję że coś przede mną ukrywasz. Mam znów… podjąć się wyciśnięcia z ciebie prawdy?
Przesunął palcami po udzie kochanki mówiąc. - Słuchaj. Jeśli dla misji… musiałaś się oddać temu Drake’owi… to ja cię nie potępiam. Jeśli ten drań wykorzystał twoją chwilę słabości… nie… to wtedy bym go pewnie zabił. Ale jeśli ty miałaś… jeśli poczułaś pokusę i pozwoliłaś mu na więcej… niż tylko lizanie twego twojego dekoltu, to… ja się nie gniewam. Chciałbym cię mieć na własność, ale nie mogę. I zduszę zazdrość. Masz prawo na jakieś skoki w bok. Nie jesteśmy małżeństwem.
- Nic z tego. Ambasador ma do mnie słabość, ale nic więcej się nie działo niż powinno. - Odparła, błądząc gdzieś wzrokiem, byle nie patrzeć mu w oczy - Ty też masz pewnie swoje tajemnice. Po prostu... pomyśl, że to do ciebie przyszłam i o tobie marzyłam. I niech ci to starczy.
- Tajemnice? Do tego między nami doszło? A może zawsze były? - zamyślił się Orłow i musnął palcami jej łono.- Idziemy do wanny… nalejemy płynu do kąpieli, wetrzemy jakieś olejki w twoje ciało. Byłem zbyt brutalny… Nie powinniśmy pozwolić, byś była obolała na spotkaniu z Andreą Corsac.
Carmen usiadła na łóżku. Czuła wyrzuty sumienia.
- Ja... sama się wykąpię. Możesz nam zamówić coś do jedzenia, jak chcesz być uczynny. - Powiedziała i ciężko podniosła się z łóżka.
- Nie chcę być uczynny. - Orłow wstał i pochwycił ją w ręce wykorzystując zaskoczenie, po czym uniósł ją w górę tuląc do siebie niczym małą dziewczynkę.- Nie zrozum mnie źle. Nie robię tego tylko z powodu jakiejś troskliwości. Chcę wypieścić twoje ciało. Chcę wcierać w nie olejki, chcę cię całować. Chcę mieć okazję okazać ci czułość i patrzeć jak się wijesz w wannie. A kolację możemy zamówić nawet z łazienki.
Carmen jęknęła cicho, gdy chwytając ją dotknął także ranek na jej ciele, jakie zostawił Magnus.
- Nie trzeba... czuję się dobrze. - Skłamała.
- Jesteś dziś… jakaś... - westchnął Orłow obejmując czule Carmen i wyraźnie się zamyślając. - No dobrze… widzę, że dziś jesteś pełna tajemnic. A przed nami ciężka przeprawa z Andreą. Trzeba ją urobić mocniej niż tego… ambasadorka. Ona też musi mieć słabość, do jednego z nas. Albo do obojga.
Postawił ostrożnie Brytyjkę na podłodze.
- Czemu w sumie, jeśli podejrzewamy, że to nie ona jest naszym celem a ten Archibald? - Carmen założyła szlafrok i otuliła się nim szczelnie nim znów odsłoniła okna.
- Bo jeśli ten Archibald nie okaże się naszym AC, to będziemy musieli poszukać kolejnego. A z obecnej trójki, Huai, sir Drake’a oraz Corsac. To właśnie Andrea ma najlepsze kontakty i wpływy.- stwierdził w zamyśleniu Rosjanin.- Może trzeba by też zagonić biedną Gabi do zbierania informacji o nim?
- W sumie nie wiemy czego dowiedziała się w muzeum. Można by z nią porozmawiać. Ale najpierw faktycznie kąpiel…
- Przypuszczam, że niewiele więcej niż ty. Brak jej obycia i charyzmy jaką ty posiadasz.- stwierdził z uśmiechem Rosjanin. Po czym zażartował. - I masz ładniejszy tyłeczek od niej.
- Starasz się bym i ja miała powody odczuwać zazdrość? Myślę, że wystarczy mi patrzenie jak Corsac rozbiera cię wzrokiem. - Westchnęła, wybierając ubrania, w które przebierze się po kąpieli.
- Z tego co pamiętam… ciebie też rozbierała… nie tylko wzrokiem. Mam wrażenie, że podnieca ją moje cierpienie.- zamarudził Rosjanin i podrapał się po policzku.- Ty się kąp, a ja jej zlecę zbieranie informacji na temat Archibalda.
- Dobrze... naciesz się swoimi ostatnimi rozkazami zanim znów będziesz moim lokajem. - Rzuciła z uśmiechem Carmen i po chwili zniknęła w łazience.
 

Ostatnio edytowane przez Mira : 25-11-2017 o 21:18.
Mira jest offline