Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2017, 21:22   #29
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Było ciemno, choć oko wykol. Termin "egipskie ciemności" nie pasował tylko dlatego, bo rzeczony Egipt był raczej pustynny, a Alicja była głęboko pod wodą. Ale i tak było bardzo ciemno. Opierała się dłonią o kamienną ścianę, żeby mieć choć trochę orientacji w tym dokąd zmierza. Było też cicho, a jak już dziewczyna zdążyła się przekonać, woda przenosiła dźwięk wcale nieźle. Może po prostu nikogo tu nie było? Maszkara wzięła i sobie odpłynęła z nudów, a ona przypisze sobie zasługi i będzie po wszystkim. Nie, nie zrobiłaby tego. Musiała po prostu szukać dalej.
I wtem coś owinęło się wokół jej kostki. Było śliskie, ale też zaskakująco silne i lepkie. Alicja odruchowo spróbowała cofnąć nogę, przestraszona. Ta jednak utknęła, jak w imadle.
- Nie wierć się i tak nie uciekniesz - upiorną ciszę przerwał damski głos. W tej sytuacji brzmiał jednak chyba nawet bardziej upiornie niż milczenie.
- Ja nie... nie zamierza... chciałam z panią porozmawiać. - Powiedziała Alicja, starając zwalczyć wzbierającą w niej panikę. Usłyszała metaliczny brzdęk i nagle... to coś pociągnęło ją do przodu z siłą woła, albo parowej maszyny.
- Czy ty mnie w ogóle widzisz? - spytała maszkara, bo kto to mógł być inny? - Chwilę... - kolejne stuki i szmery wydłużały straszne oczekiwanie. Bez większego ostrzeżenia oczy Alicji zostały oślepione jasnym rozbłyskiem. W podwodnej jaskini, dzięki jakieś rybiej magii, zapaliła się lampa.
Przed unieruchomioną dziewczyną, na tronie z koralu, rozpierała się pół-kobieta pół-ośmiornica. Jej złote oczy wpatrywały się w nową ofiarę. Jakby spokrewniona z mityczną Meduzą, zamiast włosów miała wijące się macki. Jej pokaźny biust zakrywały sczepione kleszczami kraby. Wokół nagiego łona, zamiast nóg, również wyrastały jej macki - znacznie grubsze i dłuższe. To właśnie jedna z nich owijała się w koło dziewczęcej łydki.
- Czego szukasz w moim domu, istoto z powierzchni? Złota? Klejnotów? Innych skarbów? - tron faktycznie otoczony był przez stos monet i świecidełek, jak przystało na leże potwora.
- Czy też chcesz mnie zgładzić, jak trytoni? - wysyczała i zmrużyła gniewnie oczy.


1

- Ja... ja... - Alicja stała oniemiała wyglądem “maszkary”, dopiero po chwili dobre wychowanie wygrało i dziewczyna spuściła wzrok, by się nie gapić “jak ciele” - jak mówiła jej matka.
Nerwowo odgarnęła teraz włosy z czoła i tym razem dyskretniej zerknęła na niesamowitą istotę.
- Nie przyszłam pani zgładzić. Nie mam nawet broni. Przyszłam panią o coś... poprosić…
Pół-kobieta zastukała palcami o oparcie swego siedziska.
- Poprosić? - zaśmiała się. - A skąd przekonanie, że chcę cię słuchać, a nie… zjeść? - wyszczerzyła zęby.
- Bo... rozmawiamy? - zapytała niepewnie Alicja.
- I dlatego mi się z takim strachem przyglądasz? - rozbawiona odparła pytaniem.
- Widać, że jesteś potężna, pani. Nie bać się ciebie, to ignorancja. - Wyznała szczerze Alicja. Zamiast poczuć satysfakcję, maszkara nagle zmarkotniała.
- To czego chcesz? - burknęła.
- Chciałam prosić byś się przeprowadziła. Trytoni raczej nie odpuszczą i... w końcu znajdą sposób, by ci dokuczyć. A na pewno będą cię niepokoić. - Powiedziała dziewczyna prostolinijnie.
- Ha - odparła na takie dictum. - Nigdzie się stąd nie ruszam, a trytoni mogą mnie najwyżej cmoknąć.
- Ale... może dałaby się pani czymś przebłagać? - zapytała cicho Alicja.
- A co ty mogłabyś mi zaoferować? Mięso ze swoich kości?
- Potrafię robić różne rzeczy. No i... mogłybyśmy... po prostu się zaprzyjaźnić. Nie jest pani samotna? - dziewczyna słyszała jak naiwne są jej słowa, jednak postanowiła spróbować. I może to właśnie przez tę naiwność wydało jej się, że w spojrzeniu potworzycy coś się zmieniło.
- Wcale nie jestem samotna - zaprzeczyła błyskawicznie.
- Nie? - zdziwiła się dość naiwnie Alicja i rozejrzała - ja bym chyba była... A co pani tu... robi... jak pani nie je nikogo? Może mogłabym w czymś pomóc?
- Zbieram skarby, dekoruję - wymieniła.
- Zauważyłam, ale chyba... pani ofiary nie bardzo mają czas to podziwiać, prawda?
- Nie muszą - mruknęła, ale jakoś tak bez przekonania.
Alicja przekrzywiła głowę, przyglądając jej się.
- A czy mi by pani pokazała swoją kolekcję? Obiecuję nic nie dotykać, ale myślę, że to jedyna okazja w życiu zobaczyć tyle cudów w jednym miejscu, prawda?
- Przymilasz się tak tylko po to, żebym cię nie zjadła - zmieniła nagle front, a macka owinęła się bardziej, sięgając aż do kolana.
- A czy to ma wpływ? - zapytała Alicja, udając zdziwienie i starając się opanować dreszcz ciała, gdy oślizgła macka dotknęła jej skóry - Przecież jest pani tak potężna, że może mnie pani zjeść zarówno teraz, jak i w trakcie oglądania, czy nawet po.
- Ma wpływ taki, że wcale nie chcesz niczego oglądać, tylko nie chcesz być moim posiłkiem. Więc po co mam ci cokolwiek pokazywać? - marudziła.
Alicja rozejrzała się, zawieszając wzrok na jakimś sznurze pereł, który wyróżniał się tym, że miał poblask tęczy.
- To powie mi pani chociaż coś o tamtych perłach? - zagadnęła - Nigdy takich nie widziałam…
Macka przyciągnęła dziewczynę bliżej potworzycy.
- Nie zmieniaj tematu - ostrzegła.
Alicja jęknęła, chwytając skraj sukienki, która teraz jej się podwinęła, gdy była przyciągana.
- Przepraszam! Chodzi o to, że... mogłaby pani znaleźć inne miejsce dla swoich eksponatów... na pewno są tacy, którzy... płaciliby pani innymi skarbami za samo oglądanie ich. I nie byłaby pani cały czas sama.
- Piękna rada, ale próbują mnie przegonić z każdego miejsca i mam tego dosyć. Nie ruszam się stąd i do diabła z trytonami - syknęła gniewnie. - A do samotności można się przyzwyczaić. Co mi po towarzystwie, skoro się mną brzydzi jak ty?
- Ja? - zdziwiła się Alicja, po czym przypomniała sobie własną reakcję, gdy wzdrygnęła się na dotyk zimnej macki na nodze - Po prostu mnie wystraszyłaś. Nie spodziewałam się tego dotyku…
- Czyli się mnie nie brzydzisz? - uniosła się ze swojego tronu i z zaskakującą gracją podpłynęła do dziewczyny. - Udowodnij to - nakazała buńczucznie, zatrzymując się na wyciągnięcie dłoni.
Alicja przełknęła ślinę. Niepewnie wyciągnęła przed siebie rękę.
- Nie brzydzę się ciebie, pani. Boję się, bo ciągle mówisz o zjadaniu mnie, lecz nie brzydzę. - Na dowód swoich słów delikatnie wierzchnią stroną dłoni przejechała po policzku maszkary. Pół-ośmiornica mruknęła z zadowoleniem. Dziewczyna zaraz potem poczuła, jak macka ją wypuszcza.
- Nie zjem cię - westchnęła. - Uciekaj, jeśli chcesz. Nie będę cię goniła.
- W takim razie nie mam powodu, by uciekać. - Odpowiedziała Alicja, choć w pierwszej chwili miała ochotę wziąć nogi za pas. Jeszcze raz pogładziła policzek dziwnej istoty.
- Jak ci na imię? Ja jestem Alicja.
- Ja nazywam się Ursula - pół-kobieta była wyraźnie zadowolona i złakniona dotyku. - Chyba faktycznie źle rozpoczęłyśmy… - urwała nagle. - Alicja? Jak ta bohaterka z lądu?
- To... ja... - dziewczyna zarumieniła się i spróbowała teraz dotknąć dziwnych włosów Ursuli, które jakby żyły własnym mackowatym życiem. I faktycznie, zaczęły owijać się wokół dłoni, malutkie przyssawki “całowały” palce. Doświadczenie było dziwne, ale przyjemne.
- Alicja poskramiaczka dżabbersmoków - wyszeptała. - I naprawdę nie chcesz mnie zgładzić?
Dziewczyna zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie zabiję kogoś, kto tak naprawdę nie jest zły. - Odparła uśmiechając się i... nieśmiało bawiąc z dziwnymi “włosami” istoty.
- Właściwie dlaczego ty i trytoni nie możecie mieszkać koło siebie?
- Jak to dlaczego? - zawirowała mackami. - Bo nie mam pięknego ogona. Ani włosów - zachęcona działaniami Alicji, sięgnęła do jej blond pukli.
- Ale przecież jesteś piękna na inny sposób... - Dziewczyna mówiła prawdę, wszak niezwykła uroda Ursuli była nieco szokująca na początku, ale gdy się do niej przywykło, można było dostrzec wiele pięknych elementów w jej wyglądzie, nie mówiąc o wyraźnych atrybutach kobiecości…
- Żeby tak wszyscy myśleli - westchnęła melancholijnie. - Tylko jednemu spośród trytonów się spodobałam.
- Może... też ich nastraszyłaś za bardzo? - zapytała Alicja, wciąż głaszcząc po głowie Ursulę - A któremu?
- Za bardzo? Przyszli do mnie z bronią - fuknęła. - Temu trzeciemu się spodobałam. Syreny trzymają kolanka złączone, a ja chętnie rozkładam macki - zaśmiała się i na dowód swych słów bezwstydnie obnażyła swą kobiecość przed dziewczyną.
Alicja zarumieniła się.
- To może ja... em... - próbowała w głowie odnaleźć wątek rozmowy - Ja... porozmawiam z nimi. Ale musiałabyś obiecać, że nikogo nie będziesz atakować, jeśli on nie przyjdzie sam do ciebie w złych zamiarach.
- Szkoda twojego czasu - zmarkotniała. - Tryton też pokazał mi to i owo, obiecywał że porozmawia z królem i co? Dalej mnie wyganiają. Tyle mam z życia ile się zabawię.
- To niesprawiedliwe! - Oburzyła się Alicja, po czym dodała - Skoro uważasz mnie za bohaterkę... pozwól mi spróbować. Może... może mi się uda.
W złotych oczach zabłysnęła nieśmiało nadzieja.
- Zrobiłabyś to dla mnie? - spytała. - Czego chcesz w zamian?
Alicja pokręciła lekko głową.
- Niczego, choć... nie wiem czy kiedyś nie przyjdę poprosić cię o pomoc. Mam chyba naturalny dar, by pakować się w kłopoty.
Ukłoniła się jeszcze Ursuli i postanowiła wrócić do króla trytonów.
- O nie, nie zgadzam się - macki opłotły się wkoło dziewczyny, choć chwyt nie był silny. - Za przysługę trzeba się odwdzięczyć.
Alicja odwróciła się zdziwiona.
- Przecież nie wiemy nawet czy mi się uda... - zaprotestowała.
- Więc muszę ci dać jakąś zachętę - stwierdziła. - Kiedy się rozmówisz z trytonami, masz do mnie wrócić i przekazać informację, dobrą czy złą. Dam ci za to któryś z moich skarbów… - zawiesiła głos i podpłynęła bliżej, bardzo blisko. - Nie znam wielu osób, które by się mnie nie bały, a czasem chciałabym... - znowu urwała, szukając chwilę słow. - Gdybyś chciała, to odwdzięczyłabym ci się osobiście. Nie zjem cię, ale mogę ugryźć… i wylizać - dodała wulgarnie, przejeżdżając językiem po swych wargach.
Alicja miała wrażenie, że temperatura jej ciała podniosła się do tego poziomu, że woda wokół niej zacznie zaraz wrzeć. Za sprawą Księżnej nie była już taka naiwna i domyślała się co Ursula ma na myśli.
- Ja... to... to chyba nadużycie. Pójdę i spytam. Potem... zobaczymy.
- To nie będzie nadużycie, jeśli obie się zgodzimy. A ja się zgodzę - zapewniła. Puściła jednak blondwłosą, nie pozwalając sobie na nic więcej.

Alicja raczej nie spodziewała się, że spotkanie z maszkarą (która wcale nie była taką maszkarą) potoczy się w ten sposób. Owszem, była trochę straszna, ale wyglądało to na pozę, sposób obrony przed światem, który jej nie akceptował. Płynąc z powrotem do pałacu zastanawiała się, co też powie Posejdonowi? Nie udało jej się nakłonić Ursuli do opuszczenia jaskiń, a przecież właśnie tego żądał władca trytonów. Czy da się go nakłonić do zmiany zdania? Odprowadzana ciekawskimi spojrzeniami trytonów i syren zbliżała się ku budowli.
O dziwo, tym razem mniej się bała. Płynęła z podniesioną głową, jakby słowa Ursuli przypomniały jej, że faktycznie jest Alicją - bohaterką. Dzięki tej postawie mogła jeszcze lepiej docenić o ile większy i silniejszy jest od niej Posejdon. I tak jednak nie poczuła strachu, bo dżabbersmok był jeszcze większy i wcale mu to nie pomogło.
- Wracasz szybko, z tarczą jednak czy na tarczy? - zapytał władca syren.
- Wracam z pytaniem. - Odpowiedziała Alicja, tym razem prostując plecy i patrząc wprost na władcę. - Dlaczego właściwie chcecie, by Ursula się wyniosła?
- Król się nie tłumaczy, król wydaje rozkazy - zmarszczył w poirytowaniu brwi. - I kim jest Ursula? Bratasz się z potworem? - bratanie się mogło być problematyczne, biorąc pod uwagę, że obie były kobietami.
- Ursula jest żywą istotą, która zamieszkała w waszym sąsiedztwie - Odpowiedziała z uporem Alicja, choć serce jej dławił strach - I skłonna jest zawrzeć z wami pakt o nieagresji w zamian za zostawienie jej w spokoju... Choć z tego, co mówiła, przynajmniej jeden tryton chciał zawrzeć z nią już znajomość sąsiedzką i ani on, ani ona problemu w tym nie widzieli. Za to problemem wydaje się być czyjś niezrozumiały upór. - Znacząco popatrzyła na Posejdona.
- Co za impertynencja i kłamstwa - oburzył się. - Czy wy na lądzie przyjaźnicie się z potworami? My nie. Okazałem jej już dostateczną łaskę, pozwalając ujść z życiem.
- A przepraszam, jaka jest u was definicja potwora? Bo na lądzie to nie wygląd jest tutaj wyznacznikiem, lecz zachowanie. Ktoś, kto chce krzywdzić innych bez konkretnego powodu poza własnymi uprzedzeniami i owszem - jest potworem, proszę pana! - Odpowiedziała zdenerwowana Alicja, biorąc się pod boki.
Nieliczni, przysłuchujący się wymianie zdań dworzanie westchnęli, albo zakryli dłońmi usta. To już była obraza majestatu i Posejdon aż się zatrząsł ze złości.
- Zachowanie? Zachowania, to się powinnaś sama nauczyć panienko - zakrzyknął, aż woda zafalowała. - Nie będę tolerował syrenożercy pod moim domem.
Alicja cofnęła się wystraszona, za chwilę jednak opamiętała się. Zacisnęła dłoń w pięść.
- Jestem Alicja, pogromczyni dżabbersmoka. Chciałeś, bym w ramach zapłaty za wypożyczenie mi tej szaty, rozwiązała twój problem panie. Nie mogę tego jednak uczynić, jeśli problemem jesteś ty sam. Ursula jest mięsożerna, ale z tego co wiem, wy również jecie ryby. Cóż to więc za różnica, jeśli ona obieca, że nie ruszy nikogo z twego rodu? Co więcej, wydaje się samotna i mam wrażenie, że chętnie by wam nawet pomagała.
Argumentacja chyba nie przemawiała do władcy, ale za to dworzanie zaczynali między sobą szeptać. Przynajmniej część słów musiała ich zmusić do dyskusji.
- Nie wykonałaś zadania i masz jeszcze czelność mnie pouczać? - wypalił coraz bardziej poirytowany Posejdon.
- Mam czelność ci radzić, panie, a mądry władca słucha doradców. Twój problem można rozwiązać bez użycia siły. - Odpowiedziała dziewczyna, choć drżała już na całym ciele. Spotkanie z trytonem okazało się gorsze niż z mackowatą panną.
- Czyżbyś nawykła do tego, że władcy powierzchni słuchają twych niedorzecznych rad? - tajemnicą poliszynela było, że panna Liddell nie była ulubienicą Czerwonej Królowej. A Posejdon posiadał chyba wiele jej cech.
- A ty panie, czy nawykłeś do tego, że nikt nie kwestionuje twoich decyzji? To wszak jeszcze nie znaczy, że są one trafne. A jeśli mi nie wierzysz, może sam poznasz Ursulę? Albo wypytasz tego trytona, który nawiązał z nią znajomość i wcale nie zginął?
Szepty dworzan i dwórek narastały i władca nie mógł ich dłużej ignorować. Lądówka rzucała mu wyzwanie i musiał coś z tym zrobić.
- Twe słowa to jawne podżeganie do zamachu na moją osobę - oznajmił. - Przepytam zatem trytona, ale jeżeli kłamiesz, to każę zedrzeć z ciebie suknię i utoniesz za swoją bezczelność!
Wezwany tryton pojawił się po kwadransie. Wyglądał imponująco, jak na żołnierza przystało, lecz obok swego władcy i tak wypadał blado. W każdym razie na pewno nie wyglądał na ofiarę potwora, ani nie był ranny ani poobijany.
- Wzywałeś mnie panie? - zapytał kłaniając się nisko.
- Owszem. Ta oto lądówka - Posejdon niedbale wskazał Alicję - zarzuca ci, że zbratałeś się z potworem, zamiast go przegnać.
- Ursula nie jest potworem, panie. Wygląda inaczej niż wy, ale... wiele istot ma przecież różne cechy wyglądu. - Uściśliła Alicja, w napięciu czekając na odpowiedź.
- Nie bratałem się z potworem - panna Liddell dostrzegła jednak, że tryton rozpoznał imię pół-ośmiornicym. - Ze wstydem przyznaję, że zmogła mnie w walce.
- Nie bratałeś się z potworem, bo ona nie jest potworem! - Warknęła Alicja po czym podpłynęła do trytona - Czy ty nie rozumiesz? Jeśli nie powiesz prawdy, wydasz na nią wyrok. Twój władca nigdy nie zmieni zdania. A ona... nie jest zła. Wiesz o tym! - Powiedziała z naciskiem, po czym dodała ciszej - I bardzo miło wspomina twoją wizytę.
Miał dość przyzwoitości by się zarumienić.
- To wykluczone. Zaatakowała mnie w zupełnej ciemności i ledwo uszedłem z życiem - kłamał. - Jeśli coś wspomina, to tylko moje upokorzenie.
- Nie zabiła cię... choć mogła. W dodatku wypuściła cię... a ty tak jej się odwdzięczasz? Czy wszyscy tutaj jesteście bandą tchórzy?! - Zdenerwowała się Alicja.
- Wcale nie wypuściła, tylko uciekłem - zaprzeczył fałszywie.
- Może więc dokładnie nam o tym opowiesz? - Alicja wycelowała w niego palcem - Bo byłam tam i wiem, że jeśli Ursula chciałaby, to nie miałabym jak uciec. Jej odnóża są tak... giętkie i długie, że może nimi zasłonić cały otwór. Chętnie więc usłyszę o tym jak uciekałeś... tchórzu!
- Pchnąłem ją trójzębem w brzuch, a gdy zwinęła się z bólu zdołałem umknąć - wyjaśnił. Naturalnie Ursula nie miała po tej rzekomej ranie nawet śladu.
- Czyli na twoim trójzębie powinna być jej krew? Bo Ursula raczej nie wyglądała na ranną, gdy z nią rozmawiałam.
- Już dawno się zmyła, a ja widziałem jak była ranna. Panie, uwierzysz mi, czy jakiejś lądówce? - zwrócił się ku Posejdonowi.
- A czy ktokolwiek widział krew na tym trójzębie, gdy wracałeś? - nie ustępowała Alicja.
- Oczywiście, że tak. Wszyscy ją widzieli - zatoczył krąg rękami, tylko jakoś nikt nie kwapił się by potwierdzić jego słowa.
- Czyli kto? Kto widział? - Alicja rozejrzała się, wyraźnie zirytowana. Kłamstwa nienawidziła chyba bardziej niż wszystkiego innego.
- No… wszyscy - powtórzył, rozglądając się bezradnie. Inni trytoni i syreny szeptali między sobą. Przedstawienie dziewczyny chyba przynosiło efekt.
- Nagle zapomniałeś imion swoich braci i sióstr? Konkretnie... - Alicja rozejrzała się i zwróciła do wszystkich - Z pewnością powrót tego wspaniałego wojownika spotkał się z niemałym poruszeniem, toteż czy ktoś tu jest pewny, że widział krew kapiącą z jego trójzębu? Lub chociaż zabarwienie jakieś na zębach?
Posejdon mógł przedłużać to przedstawienie, ale jasnym było, że efekt końcowy nie będzie po myśli władcy. Żołnierz kłamał i nikt mu w tym nawet nie pomagał.
- A zatem potwór wcale nie zaatakował mojego żołnierza. Nie kłamałaś i uratowałaś swoje życie - ogłosił. - Czego teraz oczekujesz? Że zaproszę maszkarę między mój lud?
- Że ją poznasz. I dopiero wtedy zdecydujesz. Twój żołnierz zachował się niehonorowo. Zmaż plamę, panie. Zrozumiem, jeśli nie zmienisz decyzji i wtedy spróbuję znów przekonać Ursulę, by się wyprowadziła. Chcę jednak byś dał jej i sobie szansę zapoznania się.
Władca niemal kipiał z gniewu, zaciskając palce na swoim tronie, lecz nie miał większego wyboru. Sprzeciwiając się dałby dowód na to, że bezpodstawnie próbował przegonić, a może nawet zabić, niewinną istotę.
- Zgoda. Spotkam ją jutro pod latarnią. Możesz przekazać jej tę wieści - ogłosił.
- Dobrze... dziękuję wasza wysokość - skłoniła się, po czym dodała - Proszę tylko pamiętać, że to będzie pokojowe spotkanie. Żadnej broni.
- Naturalnie - potwierdził niechętnie.
Alicja więc jeszcze raz się ukłoniła, by oddalić się do groty Ursuli. Zastanawiała się co do czasu spotkania powinna zrobić. Może zdąży odwiedzić Pana Gąsienicę?

Pół-kobieta czekała w swej jaskini, leniwie ułożona na swym tronie. Teraz, gdy Alicja lepiej orientowała się w sytuacji, Ursula była znacznie mniej straszna niż Posejdon.
- Nie udało się, prawda? - zaczęła pesymistycznie. - Nie przejmuj się, nigdy się nie udaje. Taki już mój los.
- Właściwie to... udało się, choć było ciężko. Udało mi się umówić ci spotkanie z Posejdonem, by osobiście cię poznał. Bez broni. Pokojowe. - Powiedziała Alicja oszczędzając Ursuli opowiadania o tym jakim dupkiem okazał się tryton, którego uwiodła wcześniej. Złote oczy pół-ośmiornicy rozszerzyły się ze zdumienia. Wystrzeliła ze swego tronu niczym strzała i nim panna Liddell zdążyła zareagować znalazła się w serdecznym i bardzo ciasnym uścisku. Czuła się trochę jak obwiązany prezent, bowiem Ursula owinęła wokół nie tylko ręce ale i macki.
- Uch... będziesz musiała na tym spotkaniu nieco opanować swoją... spontaniczność. Ale na pewno wszystko pójdzie dobrze... - Alicja spróbowała odwzajemnić uścisk. - Macie się spotkać jutro pod latarnią.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję - wyrzuciła z siebie spoglądając swej wybawicielce głęboko w oczy. A potem ją pocałowała. Dziewczyna zdębiała z zaskoczenia.
- Czy… czy coś jest nie tak? - Ursula odsunęła się odrobinę.
- Ja em... po prostu nie przywykłam żeby mnie całowano. - Wyznała zarumieniona Alicja.
- Taka ładna dziewczyna i się nie całuje? Nie wierzę.
- Ja em... - Alicja spuściła głowę - W moim świecie nie uchodzi, by to robić jeśli nie jest się z kimś po ślubie. A i wtedy raczej... tylko we dwoje.
- To we dwie jesteśmy - zauważyła. - A ślub to się je przed obiadem czy po obiedzie?
- Nie, nie, nie... ślub to rodzaj... obietnicy - próbowała wyjaśnić dziewczyna, czując, że robi jej się dziwnie gorąco - To takie coś, że dwie osoby mówią sobie, że będą się wspierać, dzielić wszystkim i... całować tylko ze sobą.
- Dziwne macie zwyczaje - stwierdziła i objęła Alicję w pasie jednym z odnóży. - Obiecuję, że będę dziś całować tylko ciebie - ślubowała. - Nie, żeby ktoś tu jeszcze był - dodała ciszej i ucałowała dziewczynę w policzek.
- No dobrze, ale... tylko w ten sposób, po przyjacielsku. - Odpowiedziała blondynka. Ursula chyba jednak nie usłyszała, albo miała inną definicję przyjaźni, bowiem jej pocałunki nie ustawały. Schodziły niżej po policzku, a potem po szyi.
Alicja była co najmniej zdezorientowana. Z jednej strony nie czuła, by to, do czego dążyła Ursula było właściwe, z drugiej zaś strony nie chciała jej odrzucać.
- Ursulo... skoro wasze spotkanie będzie dopiero jutro, ja... chciałam cię przeprosić, ale muszę udać się na wyspę do pana Gąsienicy. Postaram się jutro wrócić na czas waszego spotkania.
- Nie podobam ci się - stwierdziła, zaprzestając pieszczot i wypuszczając dziewczynę ze swych objęć.
No i stało się!
- To nie tak, po prostu... mam coś ważnego do zrobienia. Ja... nie jestem w pełni tą bohaterką, która pokonała dżabbersmoka. Straciłam część wspomnień. Lalkarz prawdopodobnie zabrał mi pamięć. Muszę ją odzyskać żeby znów w pełni być sobą. Teraz... sama nawet nie wiem co mi się podoba, a co nie, skoro nie pamiętam wielu rzeczy... - westchnęła.
- Zatem tylu rzeczy możesz doświadczyć na nowo - pół-kobieta zaproponowała alternatywne spojrzenie na sytuację. - Przekonać się, czy ci się podobają, czy nie. Czemu jakiś tam Lalkarz - machnęła lekceważąco ręką - ma decydować o twoich gustach i przyjemnościach? A wyspa Gąsienicy nie jest tak daleko, mogę cię tam nawet zabrać - zaoferowała.
- Po prostu... nie czuję się całością, nie mając w pełni siebie. - Odpowiedziała Alicja i dodała - Jeśli możesz... będę ci wdzięczna za pomoc w dostaniu się na wyspę.
- Oczywiście, że ci pomogę… ale co dostanę w nagrodę? - nie poddawała się tak łatwo.
- Wydawało mi się, że chcesz mnie nagradzać za pomoc w rozmowie z Posejdonem. W takim razie moglibyśmy być kwita.
- Za to dostaniesz skarb - przypomniała. - A ja nie ukrywałam, że mam nadzieję na coś jeszcze.
Alicja spojrzała na nią ze smutkiem.
- To trochę nie w porządku, ale proszę... skoro to dla ciebie ważne. Nie dziw się jednak jeśli nie będę reagować jakbyś sobie tego życzyła. Moje myśli skupione są na moim własnym zadaniu i problemie. - Odpowiedziała wyjątkowo poważnie.
Przez chwilę macki Ursuli zawirowały w ekscytacji, ale równie szybko się uspokoiły.
- Nie, to faktycznie byłoby nie w porządku - przyznała. - Pomogłaś mi z własnej woli i nie powinnam ci się narzucać. Przepraszam - spuściła głowę i odpłynęła w głąb swego leża. Zanurkowała w swe skarby i długo w nich grzebała, dopóki nie wyciągnęła małego, czarnego woreczka. - O, to niech będzie moja odpłata za twoją dobroć - zbliżyła się do blondwłosej i zaoferowała jej zawiniątko. - Choć i tak uważam, że wywołałabym w tobie najróżniejsze reakcje - mrugnęła. - Mam do tego liczne predyspozycje.
- Może cię odwiedzę gdy... obie ułożymy nasze sprawy. - zaproponowała dziewczyna, po czym przyjęła prezent. - Dziękuję. Powiesz mi... co to?
- Naturalnie, tylko musisz zmrużyć oczy - ostrzegła, co mogło być pułapką, ale wcale nie musiało. Alicja postanowiła zaufać pół-ośmiornicy i zamknęła powieki. Słusznie, bowiem po rozchyleniu, zawartość woreczka niemal ją oślepiła. Schowany był w nim szlachetny klejnot, który jarzył się naturalnym światłem.
- Tu, w głębinach, nie łatwo o oświetlenie. Dlatego przygarnęłam sobie tę błyskotkę. Teraz jest twoja. Niech ci dobrze służy.
- Och... to chyba zbyt cenne, nie mogę tego przyjąć. - Powiedziała prawdziwie wzruszona dziewczyna.
- Możesz, wyświadczyłaś mi przysługę, która jest warta znacznie więcej - zapewniła Ursula. - Nawet, jeśli jutro rozmowy potoczą się niepomyślnie, to będziesz miała we mnie przyjaciółkę. A teraz, jeśli chcesz, mogę cię zabrać na wyspę. Tylko musiałabyś się mnie dobrze złapać, bo pływam bardzo szybko.
- Oczywiście i bardzo ci dziękuję. Gdy będę wracać na pewno postaram się cię odwiedzić. - Zapewniła Alicja i niepewnie objęła Ursulę za szyję. - Tak może być?
- Może - potwierdziła z uśmiechem.

------------
1 - grafika Jima Ballenta z komiksu Tarot Witch of the Black Rose #23
 

Ostatnio edytowane przez Mira : 25-11-2017 o 21:44.
Mira jest offline