Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2017, 21:37   #30
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wiliam spoczywał na łożu boleści. Był blady, lecz nie wyglądał na osobę, która była już w drodze do Ogrodów Morra. Na dodatek był w stanie odpowiadać.
- Czy ktoś z wioski wiedział, że Dustermann was wynajął? - spytał Kaspar.
- Tak, chwaliliśmy się tym u Gorzałków, bo jak my dostali zaliczkę, to prawie wszystko my przepili u nich i dużo gadalimy, że Kaltblut jest już historią.
- Czy ktokolwiek wiedział, w jakim kierunku idziecie?
- No raczej... wszyscy wiedzą, gdzie leży kryjówka bandziorów, ale nikt jej tam jeszcze nie widział tak naprawdę. Szlimy na północny zachód, jak plotki, co ludzie rozpowiadają mówiły.
- Ilu bandytów widziałeś? Ile strzał się na was posypało?
- Bandytów? - Wil postawił oczy. - Żadnego żem nie widział. Zajęty byłem spieprzaniem stamtąd, żeby żadną szczałą nie dostać. Nie wiem, ile się posypało, ale tak z tuzin na pewno. Biedny Heinrich i Volmir.
Pytanie o wygląd bandytów (które też Kaspar miał zamiar zadać) straciło rację bytu. Z oczywistych przyczyn.

Przed wyjściem Kaspar zwrócił się do Sterna.
- Proszę nikomu nie mówić, że rozmawiałem z Wilhelmem. I niech pan nikogo do rannego nie wpuszcza, niech pan mówi, że ranny ma gorączkę i z nikim nie może rozmawiać.
Ponownie sięgnął do sakiewki.
- A nuż ktoś nie uwierzy, że biedak nic nie widział i zechce mu pomóc zejść z tego świata.
Stern szybko schował podarowaną przez Kaspara monetę i pokiwał konspiracyjnie głową.
- Oczywiście, wszystko zostanie między nami. Gdyby coś się działo, dam znać. U Gorzałków się zatrzymałeś, panie, prawda?
Kaspar skinął głową.
- Dość dobrze tam karmią - powiedział.

Jeśli kto odróżniał jeden kierunek świata od drugiego, a przynajmniej wschód od zachodu, bez problemów powinien trafić do kuźni. Tak i Kapar, po drodze układający sobie listę pytań i podstępnych stwierdzeń, jakimi miał zamiar zasypać, dotarł tam bez trudu.
A chociaż był to środek dnia, kowala w kuźni nie było. I wyglądało na to, że nie wyszedł na piwo… Drzwi były co prawda gościnnie otwarte, ale ogień był wygaszony. Zapewne jak wieczorem go zgaszono, tak nikt się nie pofatygował, by go rankiem rozpalić.
Wszedł do środka i rozejrzał się.
Na kowalstwie w zasadzie się nie znał (potrafił odróżnić młot od kowadła i obcęgi od pilnika), ale według niego Ned nie zabrał ze sobą żadnych narzędzi.
Nagle usłyszał, że ktoś się poruszył za jego plecami.
Wizja uzbrojonego w młot kowala sprawiła, że obracając się chwycił za miecz… by ujrzeć jedynie wychudzonego chłopca, na oko szesnastoletniego, w łachmanach i z uniesionymi rękoma.
- Nie zabijajcie, nie zabijajcie, panie! - krzyknął chłopaczyna, pochylając głowę. - Jestem pomocnikiem kowala, myślałem, że już wrócił.
Kaspar puścił rękojeść miecza.
- Pomocnikiem kowala? - zdziwił się Kaspar, któremu kowal kojarzył się z chłopem na schwał, a pomocnik... No, powinien mieć już tyle krzepy, by móc młot chwycić i dzień cały przy miechu stać. - A to szkoda... Z panem Weissem chciałem porozmawiać. Kiedy wróci? Tyle wiesz z pewnością.
Usiadł na jakimś stołku, by nie patrzeć z góry na chłopaczka.
- I dokąd poszedł? - Sięgnął do sakiewki i wyciągnął parę miedziaków. - Nie głodnyś czasem?
Chłopak spojrzał na miedziaki, jakby uchyliły się przed nim same bramy sigmaryckie.
- Pomiata mną cały czas, jestem tu jako przynieś, wynieś, pozamiataj - wyjaśnił. - Karl na mnie mówią, a Ned... Ned mi płaci, jak ma taki kaprys. Mogę te pieniądze? Ja głodny nie jestem, wytrzymam, ale siostra i mama na pewno... - powiedział, a gdy Kaspar wysunął rękę, a tamten niemal wyrwał mu z dłoni pieniądze i schował je do kieszeni brudnych spodni, kontynuował. - Wczoraj Ned zostawił mi dużo pracy... naprawdę ciężkiej pracy, a ja przecież chuchro jestem. To się zdrzemłem w klitce, co Nedowi służy do przyjmowania klientów. I obudziły mnie dziwne odgłosy. Na początku żem myślał, że to bandyty jakie przyszły, ale to był Ned. Późno w nocy przyszedł do kuźni, wziął miecz, jakieś inne rzeczy i poszedł. Zapytałem go, co on robi, to mnie przepędził z kuźni i powiedział, żebym nie wracał już. Przyszedłem dzisiaj, żeby go przeprosić, jak żem co złego zrobił, ale cały czas go nie ma. Nie wiem, gdzie mógł iść, to naprawdę prawda. On mnie w ogóle nie lubi... ale... czy on co złego zrobił, że taki wielki pan tu jest? - Karl odważył się zerknąć na Kaspara.
Suczy syn...
Epitet oczywiście skierowany był pod adresem nie Neda, a jego przeklętego pracodawcy, który z pewnością popędził w las, by przekazać zbójcom, a dokładniej - Kaltblutowi, dwie informacje - że jedna z ofiar przeżyła, i że kolejna grupa straceńców, tym razem liczniejsza, przyjęła zlecenie i ma zamiar wyruszyć na polowanie na ich głowy.
Pytanie tylko brzmiało, czy wróci. W co Kaspar nieco wątpił.
- A czy często się zdarzało, że Ned tak wychodził w nocy? Uzbrojony po zęby? - spytał, nie nawiązując do pytania o to, jakiż to zły czyn popełnił kowal. - Nie mówiąc dokąd? Próbowałeś kiedyś się wywiedzieć, dokąd chadza? I jaką to robotę ci zlecił?
- Czasami się zdarzało, że jak miałem do późna pracować, to mnie przepędzał, bo miał swoje plany. Pewnie się gdzieś wymykał nocami, ale żem nigdy za nim nie poszedł, bom się bał. Ned potrafił mi przyłożyć za źle posprzątaną kuźnię, to nie chciałbym się przekonać, co by było, jakby mnie złapał na tym, że go śledzę. - Karl pokręcił głową. - Co do roboty, to musiałem zamienić co gdzie stało, bo się Nedowi tak uwidziało. Kazał poprzenosić narzędzia na sam koniec kuźni, chociaż wcześniej były w innym miejscu. Czasami mi wymyślał takie dziwne roboty, a ja posłusznie je wykonywałem, bo każdy pieniądz w chałupie się liczy. - Wzruszył ramionami.
Wyglądało na to, że Karl nic więcej nie powie. Ale Kasparowi coś jeszcze przyszło do głowy.
Skoro Ned był (no, Kaspar był o tym przekonany) członkiem lub współpracownikiem rozbójników, to z pewnością miał udział w łupach. A zatem powinien gdzieś je przechowywać. Może przenoszenie narzędzi miało na celu zamaskowanie kryjówki, w której trzymał swoją część zdobyczy…
- Jest tu jakaś piwnica? - spytał.
Piwnicy nie było, była za to przybudówka, która służyła kowalowi za graciarnię. Kaspar spenetrował tam każdy kąt, lecz żadnych łupów nie znajdzie. Był tam tylko jakiś stary kowalski sprzęt i inne rzeczy, których Kaspar nawet nie potrafił nazwać.
Strata czasu i tyle.
- Karl... - Kaspar już wychodził, gdy coś mu przyszło do głowy. - Jeśli znasz się choć trochę na kowalskim fachu, a chyba coś podpatrzyłeś, to wykonaj parę prac pod nieobecność Neda, który wyjechał nie wiadomo na jak długo, i zarobisz wtedy kilka groszy. Zostawił Karla, by ten przemyślał propozycję Kaspara, a sam ruszył w stronę gospody. Czas płynął, a on miał kilka informacji do przekazania.
 
Kerm jest offline