Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2017, 01:46   #239
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Co ona tu robiła? Nie umiała walczyć, a gdyby nie detektor, tylko by zawadzała jako kolejny cel do obrony przed atakiem potworów. Cywil do niańczenia i opiekowania się nim, podczas gdy trwa wojna… ale Brown 0 zeszła z Johanem i pozostałymi do piwnicy, nie mogła siedzieć bezczynnie na górze. Tym bardziej, gdy detektor pikał jak szalony, a oni stali dosłownie pod ścianą.
- Spróbujmy zrobić tak, aby mieć kontrolę nad tym co się tu dzieje - powiedziała cicho, strzelając oczami po twarzach dookoła - Przyda się możliwość zdalnego sterowania z innego miejsca niż to… pełne przeciwników - wzdrygnęła się.

- No fajnie. Ale to wtedy ktoś musi zrobić ten cholerny reset. A z tym mamy problem. - odpowiedział Johan pukając otwartą dłonią w pudło panelu i coraz częściej zezując w górę. Gdzieś tam z góry coraz wyraźniej brzmiało jakby coś się tamtędy skradało. Albo przeciskało wentylacją.

- Gdzie idziesz?! - syknął kpr. Paien widząc jak marine unosi broń gdzieś pod sufit i odchodzi kilka kroków od generatorów przy jakich dotąd obydwaj ślęczeli.

- Ja nie zrobię tego resetu a z tym tutaj coś jeszcze mogę. Ej wy dwaj! - Mahler odpowiedział wpatrzony w sufit i tylko na moment zerknął na dwóch ochroniarzy Morvinovicza lekko wskazując lufą podejrzany rejon sufitu. Ci po chwili wahania też unieśli swoją broń celując gdzieś w ten rejon.

- No ekstra, zostawiłeś mnie z tym syfem samego. To co mam robić? Wypruć go? - jęknął kapral z Armii patrząc z nerwową nienawiścią na oporny panel i drugiego technika który się wyślizgał z tego problemu.

- Pozwolisz że rzucę okiem? - Vinogradova podeszła do panela, mówiąc do pleców swojego marine - Powinniśmy się przygotować na… atak. Hektor też ma takie działko - popatrzyła na marine w pw i uśmiechnęła się nerwowo - Wiem, że potrafi trzymać je na dystans, są też granaty - tutaj popatrzyła na sapera - Też się przydadzą, Zoe ich zużywa w ilościach hurtowych… bez miotacza też damy radę. Potrzebuję chwili, pani mogłaby wziąć detektor - podała pikające pudełko paramedyczce.

- Pewnie. Głupie dziadostwo. - kpr. Paien wzruszył ramionami i odstąpił miejsca Parchowi w barwach brązu. Sam zaś stanął ze dwa kroki za nią i filował po suficie lufą swojej broni. Paramedyczka wydawała się najbardziej zdenerwowana z nich wszystkich ale jednak wzięła od Vinogradowej detektor choć trzymała go trochę niepewnie z tych nerwów. Nie trzeba było jednak być przeszkolonym operatorem tego mini skanera by wyłapywać coraz bardziej nerwowo pikające sygnały.

- Na mój znak. - Johan powiedział tak cicho, że właściwie szepnął. Ale dzięki komunikatorom i tak usłyszeli go pewnie wszyscy. Bezgłośnie odliczał kolejne palce i do otwarcia ognia zostały ostatnie sekundy. Dwaj ochroniarze rosyjskiego “gospodina” wycelowali w podejrzany rejon sufitu. Thompson nieco się cofnął tak, że teraz wewnątrz pomieszczenia widać było głównie jego ciężkie lufy obrotowego działka. Kapral Paien wydawał się być ostatnią osłoną dla Mayi i Renaty. A tam pod sufitem coś trzeszczało niepokojąco przypominało szuranie pazurów po płaskim metalu.
Detektor trzymany teraz przez paramedyczkę też nadal potwierdzał silny i pewny kontakt.

- Tam chyba coś idzie. - powiedziała a raczej wyszeptała zdenerwowanym tonem Herzog. Pewnie raczej po to by jakoś rozładować te napięcie bo i te trzaski z sufitu i pikanie ręcznego sensora słyszeli pewnie wszyscy.

Brown 0 w tym czasie miała inny problem, przewijający się w dziesiątkach linijek kodu. Musiała poświęcić cała uwagę panelowi hakera i liczyć że żołnierze dadzą radę. Prawdę mówiąc niewiele by im pomogła tam, zostawało działać tutaj. Kręcąc czarnowłosą głową wgryzła się w zabezpieczenia, krok po kroku przełamując kolejne blokady i uzyskując dostęp do dalszych części programu zabezpieczającego. To czego nie dała rady złamać - obchodziła, zostawiając za sobą fałszywą zasłonę dymną. System nie należał do skomplikowanych w stopniu przypominającym urządzenie łączności obrabiane ostatnio, ale i tak wypadało podejść do problemu na poważnie. Presja czasu też robiła swoje, dłonie Parchowi się pociły, oczy skakały nerwowo po holoekranie. Odetchnęła dopiero kiedy ekran wyświetlił informację o ponownym uruchomieniu systemu i prosił czekać.

System kazał jej czekać. Ale zatwierdził pierwszy etap resetu i pogrążył się w stawianiu systemu na nowo. Tyle zdołała ugrać Brown 0 zanim huknęły pierwsze strzały. Nagle wydawało się, że po ostatnich sekundach paraliżującej, napiętej ciszy nagle wszyscy zaczęli krzyczeć i strzelać. W pomieszczeniu w którym dotąd milczały ciemne bryły generatorów nagle rozbłysły lufy wystrzałów, huk, dźwięk niby cichy ale w swojej masie nie do przegapienia opadających łusek na beton podłogi, skrzek rozrywanych stworów no i ponaglające wrzaski ludzi. To jednak hakerka mogła obserwować tylko jednym okiem i uchem skoncentrowana na kolejnych programach i linijkach kodu jaki należało wbić w resetowany system.

W podziemnym pomieszczeniu rozgorzała walka. Xenosy zostały złapane w wąskim przejściu bez pola manewru więc ołów szatkował je z początku wręcz masowo. Plan ludzi wydawał się zdawać egzamin. Ale w końcu ołów rozszarpał wentylację i ta rozpadła się razem ze swoją skrwawiono na żółto zawartością. Część jednak ze stworów jeszcze żyła. Część zaczęła wyskakiwać z rozerwanych i odetkanych przewodów. Ludziom zaś odpadło ciężkie wsparcie obrotowych luf Thompsona bo początek walki stał się jakby sygnałem do masowego ataku stworów. Operator pancerza wspomaganego wrócił siać ołowiową śmierć na korytarz. Musiało być gorąco bo zamknął za sobą drzwi de facto zamykając też pozostałych w pomieszczeniu z generatorami. Słychać było tylko opętańczy wizg jego działka wytłumiony przez drzwi i ściany.

Pozostałych dwóch mundurowych i dwóch cywilnych ochroniarzy zaś mieli co do roboty. Johan wciąż ostrzeliwał te fragmenty przewodów z jakich próbowały do środka skakać xenosy. Para ochroniarzy próbowała ustrzelić te które już zdołały się dostać do środka. Ale trafienie w wąskiej szczelinie światła zamontowanego pod bronią, stworów zwinnie przemykających się między różnymi urządzeniami w ogóle nie wyglądało na łatwe zadanie. Kapral Armii zaś strzelał stał w miejscu jak wmurowany i strzelał do tych stworów jakie podeszły zbyt blisko do niego lub pary dziewczyn. W pewnym krytycznym momencie gdy zmieniał magazynek więc nie mógł strzelać jakiś xenos wylazł na generator i szykował się by skoczyć na niego, Mayę lub Renatę. Ale blondynka krzyknęła rozpaczliwie i równie rozpaczliwie cisnęła go jedynym przedmiotem jaki miała w ręku. Detektorem Mai. Ciężko było powiedzieć by trafiła stwora ale zdezorientowała go chyba na tyle by Paien dokończył zmianę magazynka i zdołał go ustrzelić. W pomieszczeniu panował chaos. Wydawało się, że ludzie i gnidy działają przypadkowo. Gdy pojawiła się okazja strzelić to ludzie strzelali. Gdy pojawiła się okazja szarpać to stwory szarpały. Poszarpały tek rękę jednemu z ochroniarzy któremu zwisała dość bezwładnie w krwawych na czerwono i żółto strzępach. Misza miał krwawe rany na udzie. Johan chyba był cały. W ogóle nie wiedzieli jak wygląda sytuacja u Thomasa na korytarzu poza tym, że nadal strzelał. Wtedy właśnie system zakomunikował Mai, że został zresetowany. Zaraz objawiło się to licznymi zielonymi kontrolkami a kontury maszyneria zaczęły pyrkotać coraz prędzej, gdy machinima generatorów budziła się do życia.

- Zajebiście! Wycofujemy się! - Johan też musiał usłyszeć ten dźwięk znowu działających generatorów i dał znać wskazując ręką na wziąć zamknięte drzwi. Pierwszy do nich dotarł ten ochroniarz z rozwaloną ręką. Ale czy z powodu tej rozwalonej ręki czy nerwów czy czegoś innego nie mógł sobie poradzić z ich otwarciem. Misza go raźno poganiał bogato używając ulicznego, rosyjskiego folkloru mówionego ale sam jednak wolał strzelać do skaczących co chwila xenos.

- Dawajcie dziewczyny do drzwi! - kpr. Paien ponaglił i Mayę i Renatę wskazując głową na drzwi by się tam wycofały.

- Detektor! - Vinogradova krzyknęła rozpaczliwie, skacząc tam ,gdzie ostatnio widziała swoje wyjątkowo cenne pudełko. Bez niego znalezienie potworów czających się w ciemnych tunelach stanie się jeszcze trudniejsze, a tak chociaż wiedzieli kiedy ich zaatakują.!

Kapral z Armii chyba coś zaklął widząc, że dziewczyna o czarnych włosach zamiast kicać w tył to kicnęła w przód. Ona sama też musiała skoczyć za generator. Tam spotkała się oko w oko z małym xenosem. Co prawda na pewno była od niego większa i silniejsza ale gdy tak wylądowała na kolanach by sięgnąć po ręczny sensor to jakoś ta przewaga jakby zmalała. Detektor upadł prawie dokładnie w połowie drogi między człowiekiem a xenosem. Z bliska zaś te kły i pazury stwora wydawały się co najmniej tak groźne jak nóż jakiegoś komandosa ale taki nóż nie był taki zaśliniony.

- Zacięły się! Zacięły! - zza pleców Vinogradovej doszedł zdenerwowany głos Herzog wpleciony w zgrzytliwy głos szarpanego mechanizmu otwierającego drzwi. Ochroniarz pewnie gdyby miał całą rękę byłby od niej silniejszy ale w tej chwili mogło być na odwrót. Zresztą drzwi powinno móc otworzyć nawet dziecko. Normalnie.

- Uspokój się! I spróbuj jeszcze raz! - odkrzyknął jej także zdenerwowany Johan choć silił się na zachowanie spokoju. Wychodziło mu jednak średnio. Ciężko było zachować spokój gdy człowiek odkrywał, że jest w pułapce bez wyjścia pełnej skaczących obcych. - Osłaniajcie ich! - krzyknął jeszcze marine i spróbował podbiec w kierunku klęczącej na podłodze hakerce.

Ona w tym czasie patrzyła zahipnotyzowana w paszczę pełną ostrych jak igły zębów… bardzo blisko siebie. Znieruchomiała, na skronie wstąpiły jej kropelki potu. Bała się ruszyć, ruch mógł sprowokować stworzenie do ataku. Co prawda wielkością odbiegało stanowczo od tych wielkich bestii z którymi walczyli razem z Zoe i chłopakami w kanałach, ale i tak widok nie należał do najmilszych. Rozsądek nakazywał się wycofać… gdyby nie detektor.
- S… spokojnie, nie musimy wa-walczyć - powiedziała cicho, próbując nadać tonowi głosu uspokajającego brzmienia. - Nie jesteśmy wrogami, możemy się rozejść w zgodzie… i… i bez awantur. - w międzyczasie centymetr po centymetrze wyciągała rękę po pikające pudełko - Potrzebuję tylko detektor, nie chcę zrobić ci krzywdy.

Fortel zdawał się działać. Stwór jeżył się, syczał i ślinił ale nie atakował. Jednak w miarę jak dłoń Rosjanki zbliżała się centymetr po centymetrze bliżej i bliżej do pikającego nerwowo detektora stwór wydawał się coraz bliższy momentu ataku. Zdołała już dotknąć i lekko poruszyć skanerem co wywołało wreszcie tą reakcję stwora jakiej się obawiała. Stwór skoczył na nią i choć zdołała złapać detektor to musiała się odganiać od kłów i szponów małej bestii. Czuła jak szarpie ją ale na szczęście jeszcze po pancerzu, nie przerywając go choć nie wiadomo było ile to szczęście będzie jej sprzyjać. Szczęście jednak tym razem jej sprzyjało. Ciężka, wojskowa kolba trzasnęła małą bestię zbijając ją z atakowanej hakerki. Zanim się stwór pozbierał kolejne uderzenie przetrąciło jej bebechy. - Dawaj! Do Drzwi! - krzyknął Johan podając jej rękę by mogła wstać. Vinogradova przyjęła ją z ulgą i wdzięcznością, podrywając się prędko na nogi.

- Job twoju mać! Zacięły się! - teraz przy drzwiach stał już rosły Misza i choć zapierał się pewnie ile mógł to nie mógł otworzyć tych cholernych drzwi.

- Niech ten duży otworzy! - krzyknął zdenerwowany Jurij wskazując na drzwi a raczej pewnie na Thompsona strzelającego wciąż po drugiej stronie. Sądząc z odgłosów kanonady musiał być z kawałek od drzwi a nie przy samych drzwiach.

- Nie słyszysz?! Nie może! Odsuńcie się wysadzę je! - odkrzyknął też zdenerwowanym tonem Paien. Przestał strzelać i skoczył do drzwi za to reszta się odsunęła choć dość skromnie. Przestrzeń opanowana przez ludzi zdawała się wciąż kurczyć i kurczyć.

Wczepiona w pancerne ramię żołnierza Floty Vinogradova odczuwała dotkliwy brak “czarnych” Parchów. Jakoś gdy byli w okolicy problemy nabierały magicznej właściwości do rozwiązywania się… zwykle podczas spalenie, rozcięcie, połamanie, wysadzenie… ale się rozwiązywały.
- Ogień… odetnijmy je ogniem, to nam kupi trochę czasu. - odpięła od pancerza granat zapalający i podała go Johanowi, patrząc na niego z troską i obawą - W głąb korytarza i… to się trochę pali.

- Nie! Jak wybuchnie tu pożar to albo włączą się zraszacze albo się zjarają generatory! Nie możemy używać granatów ani ognia! - krzyknął Mahler kręcąc przecząco swoją wygoloną głową. Popchnął lekko Mayę w stronę grupki ochroniarzy i cywili. Teraz strzelał głównie Misza i on. Kapral Armii podkładał pod drzwi jakiś ładunek. A na korytarzu nagle zaległa cisza. Była tak nagła, że wydawała się ogłuszająca. Mężczyźni i kobiety spojrzeli pytająco na ściany i drzwi jakby mogły one im zdradzić co się dzieje.

- Na pewno zmienia magazynek. - powiedział trochę uspokajająco ale jednak z wyraźną nutką obawy kapral saperów który dobierał się do wysadzenia drzwi. Pozostali jednak i tak mieli całkiem sporo celów do strzelania wewnątrz pomieszczenia.

Brown 0 stała bez sensu i celu pod ścianą, osłaniana przez tych potrafiących walczyć. Żeby zająć sie czymkolwiek znów patrzyła na detektor. Gdyby bestie dopadły kaprala Thomsona, powinna widzieć to na ekranie - bezpośrednią obecność żywych punktów zaraz za drzwiami.

Widziała holoekran detektora. A na nim jedną, dużą ciężką kropę świetnie wpasowaną w ruchomy ciężki pancerz wspomagany. Niedaleko, w linii prostej z tuzin kroków ale za ścianą więc w ogóle niewidoczny dla jej zmysłów. Widziała też liczne, mniejsze punkciki, też za ścianą. Przemieszczały się po całym korytarzu ściągane przez ten duży punkt jak opiłki żelaza przez magnes.

- Cofnąć się! Wysadzam! - krzyknął kapral Paien samemu też odskakując od drzwi i trzymając w dłoni mały detonator.

Grupka poruszyła się nerwowo odskakując ale ruch wydawał się urwany. Z dala od drzwi oznaczało właściwie w głąb pomieszczenia a tam już królowały xenos jakie Johan z Miszą na dwie lufy z wyraźnym trudem powstrzymywali. Jurij najwyraźniej wraz z ręką stracił zapał do walki bo czasem tylko strzelał do widocznych xenos z pistoletu. A gdy trzeci żołnierz był zajęty wysadzaniem drzwi jasne było, że dwie lufy nie utrzyma w miejscu bestii zbyt długo.

- 3! 2! 1! - saper odliczał na głos by dać reszcie znać na jakim etapie jest nadchodząca eksplozja.

Za dużo przeciwników jak na dwie sztuki broni, a czas uciekał. Wraz z nim malał teren zajęty przez ludzi i dystans potworów do marine po drugiej stronie drzwi. Maya przełknęła głośno ślinę, biorąc do rąk pistolet maszynowy. Była okropnym strzelcem, prawie tak tragicznym jak Parchem… ale to zawsze jedna lufa więcej. Wymierzyła w kotłującą się ciemność przed sobą i nacisnęła spust, blednąc ledwo poczuła znajome szarpanie broni.

Ledwo Maya nacisnęła spust owionął ją huk i suchy, gorący podmuch pobliskiej eksplozji. Ta co prawda nie była tak głośna i mocna jak od zwykłego granatu ale za to Parch znalazła się znacznie bliżej niż mówił regulamin o bezpiecznej odległości od granatu. Wraz z eksplozją trzasnęły jednak wyważone drzwi i droga na korytarz stanęła otworem. Zaraz też wznowił swoją pracę ciężki karabin wsparcia jaki posiadał kapral Thompson.

- Za drzwi, za drzwi! - krzyczał ponaglająco Johan ledwo odwracając głowę w stronę wywalonych drzwi. Pierwszy przez nie rzucił się Jurij przepychając się nawet przed Herzog. Ona przeszła zaraz za nim. Paien szykował chyba kolejny ładunek.

Ale z korytarza dobiegły krzyki i wrzaski Renaty i Jurija przemieszane ze skrzekiem xenos.
- Kurwa dopadły ich! - krzyknął kapral Armii który był najbliżej.

- Ja jebię! Uwolnijcie ich! Thompson! Osłaniaj ich! - Mahler krzyknął w nerwie i skorzystał z okazji, że Maya wsparła ich ogniem i zmienił magazynek wyrzucając pusty na podłogę. Kazał ruszyć na pomoc Miszy i Paienowi więc do osłony odwrotu z generatorów zostawał tylko on i hakerka w Obroży.

- A… ale ja nie umiem walczyć, kiepsko strzelam… i… nie znam się na tym... mów co mam robić - Rosjanka wyrzuciła z siebie nerwowy potok słów na granicy paniki. Trzymała pistolet oburącz, z całej siły zmuszając się do stania w miejscu zamiast padnięcia na podłogę i zakrycia uszu dłońmi.

- Dobrze ci idzie Mayu. Po prostu strzelaj do tych pokrak i tyle. - powiedział Johan i sam też strzelał do tych pokrak. Jemu szło to jakoś lepiej. Dla Mayi jednak biegające i skaczące, chowające się za załomami stwory były skrajnie trudne do trafienia. Niemniej na pewno zagęszczała drugą lufą stężenie ołowiu w powietrzu tego podziemnego pomieszczenia.

Do tego dochodziły szarpiące nerwy odgłosy z korytarza.
- Ja to wezmę! Osłaniajcie tam! - dał się słyszeć dudniący głos Thompsona zgrany z metalicznymi krokami kilkuset kilogramowego pancerza. Coś tam się działo bo wciąż ktoś strzelał i krzyczał na tym korytarzu. Za to umilkł odgłos ciężkiego działka który dotąd wydawał się dominować na polu walki.

- Biegnij! Biegnij do drzwi, obstaw tamte drzwi!
- krzyczał zdenerwowanym głosem kpr. Paien i brzmiało jakby ktoś tam faktycznie zaczął biec korytarzem. Szarpiące nerwy dla dwójki obrońców wejścia na korytarz było to, że teraz zdawało się, że w każdej chwili jakiś xenos z korytarza prześlizgnie się przez resztę obrońców i rozszarpie im plecy.

Przynajmniej Brown 0 jeszcze nikogo ze swoich nie trafiła, ani… niczego nie trafiła, ale też nie popsuła więc chyba było w porządku. Taką żywiła nadzieję, strzelając tam, gdzie wydawało się jej że dostrzega ruch. Obecność u boku znającego się na walce żołnierza pomogła ogarnąć sie na tyle, by nie uciec z krzykiem prosto za siebie… i pewnie w gnidy.
- Nie zostawiaj mnie, bez ciebie nie dam rady… nie pójdziesz nigdzie sam, prawda? Razem stąd wyjdziemy i… dziękuję Johan, za… za wszystko.

- Jasne, wyjdziemy stąd razem nic się nie bój.
- powiedział szybko Johan ale jednak bardziej celował i strzelał niż zwracał uwagę na coś innego. Udało mu się trafić jakiegoś karaczana który zasuwał po ścianie tak jak ludzie biegną po równiuśkiej bieżni. Tylko szybciej.

- Mam ją! Biegnij do drzwi! - z korytarza doszedł ich krzyk Thompsona. Tam też słychać było odgłosy zaciętej walki.

- Nie damy rady! Za daleko go odciągnęły! Zostaw go! Wysadzę korytarz! - krzyczał również zdenerwowany saper. - Johan! Wypad stamtąd! Spadamy stąd! - krzyknął w stronę marine wciąż razem z Brown 0 broniącego wyjścia na korytarz gdzie też już toczyły się walki.

- Niee! Nieet! Nie zostawiajcie mnie! Towarzyyszee! Misszaa! - gdzieś dalej zabrzmiał opętańczy głos Jurija który musiał być już kawałek dalej od drzwi.

- Mayu! Do drzwi i tam strzelaj z framugi! Potem moja kolej. No już! - Johan wydawał się spięty i strzelał do kolejnych xenos jakie próbowały się do nich dostać. Do drzwi nie było tak daleko. Kilka kroków. Przez ten krótki czas i odległość była realna szansa, że pojedyncza lufa zdoła zastopować nacierające stwory.

- Tam jest Jurij! Nie możemy go zostawić! One go zabiją! - Vinogaradova też krzyczała, cofając się i wykonując rozkazy marine. Nie przestawała przy tym gadać - W korytarzu nie ma generatorów, mam granty… trzeba spróbować! Tak nie można! On żyje, przecież słyszycie!

- No coś ty już po nim! Sama zobacz!
- gdy Maya cofnęła się za framugę wyrwanych drzwi mogła wreszcie zorientować się w sytuacji na korytarzu. Wiedziała, że przyszli z lewej strony. Tam przy otwartych drzwiach stał Misza i strzelał to wewnątrz korytarza to na zewnątrz. Przy samych wyrwanych drzwiach do generatorów kucał kpr. Paien który widocznie szykował kolejny plastik i właśnie on ją powitał. Kilka kroków w prawo zaś widziała plecy pancerza wspomaganego Thompsona. Wyglądało jakby właśnie wyrwał Herzog z jakiejś jamy. Ta wrzeszczała przestraszona i otrząchała się cała jakby strzepywała z siebie małe pająki. Właśnie jej znowu Thompson kazał biec do tych drzwi których pilnował Misza. I w tej jamie widziała też ludzki kształt. Stwory musiały przedostać się między tym poziomem używanym jako chodnik przez ludzi a kanałem technicznym w którym człowiek mógł co najwyżej czołgać się. Właśnie tam, chodnika kurczowo trzymała się zakrwawiona, ludzka ręka. Ale poza tym ciało zdawało się znikać przytłoczone masą, żywych stworów. Widocznie nie były w stanie przeżreć się od ręki przez wojskowy pancerz jaki ochroniarze pobrali z zasobnika Brownpoint ale wszelkie odstające części jak palce, dłonie, czubek nosa, twarz i kto wie co jeszcze były pożerane na bieżąco. W rogu pomieszczenia całe było zachlapane czerwoną posoką jaka co chwila tryskała z tego żywego kłębowiska. Wtedy przez framugę przebiegł Mahler i znów zaczął strzelać do stworów szturmujących wejście od strony generatorów.

Parch stanęła sparaliżowana, nie umiejąc oderwać oczu od zaciśniętych na krawędzi blachy palców. Był tak niedaleko, zdawało się, na wyciągnięcie ręki.. ale tak bardzo poza jej zasięgiem. Świadomość tego, jak długo i boleśnie będzie umierał wyjadany z pancerza człowiek wystarczyła aż nadto. Treść żołądka podjechała jej do gardła, gryząc żółcią język i usta. Miała wrażenie, że albo zaraz zwymiotuje na siebie, albo zemdleje. Albo zacznie uciekać… jak w kanale gdy wokoło umierali inni z grupy Brown. Kilka godzin wstecz, kiedy Rosjanka przeżywała pierwszy koszmar walki w ciemnych, zamkniętych przestrzeniach wypełnionych potworami.
- Odłamkowy… ja nie mogę… obroża zabije za atak - wybełkotała - … pancerz jest wytrzymały. Musimy spróbować… go wyciągnąć. Moze się uda… jak nie… to… one go nie mogą zjeść, nie żywcem.

- Daj! -
krzyknął krótko Johan wyciągając dłoń po granat. - I biegnij do drzwi! Zabierz Renatę! I do drzwi! - krzyknął biorąc od niej granat i wskazując dłonią na paramedyczkę. Ta co prawda stała o własnych siłach ale też musiała być chyba w podobnym stanie jak Vinogradowa. Mahler wrócił do ostrzeliwania pomieszczenia z generatorami ale zaraz przestał i próbował je zatrzasnąć. Zamek co prawda został rozerwany przez wybuch ale póki ktoś je trzymał była szansa, że powstrzymają xenos. Te nawet w kilka sztuk było wątpliwe by dały radę mocować się w takich zapasach z uzbrojonym i zdeterminowanym marine.

- Thompson! - Johan już trzymając drzwi krzyknął na pancerz wspomagany. Ten odwrócił się a drugi marine skinął głową w stronę kotłowiska ciał. Głowa w hełmie jednak wykonała przeczący ruch głową. Głos Jurija przeszedł w jakiś niezrozumiały charkot i rzężenie choć mimo, że wymieszany ze skrzekiem małych gnid wciąż był irytująco rozpoznawalny. - Paien wysadzaj! Thompson będziesz nas osłaniał! - Mahler krzyknął szybko i dwaj mundurowi pokiwali głowami. Saper klęknął i coś powciskał w rozstawianym plastiku.

- Już! Spadamy stąd bo zawali cały korytarz! - krzyknął kapral Armii wstając i biegnąc w stronę drzwi gdzie czekał Misza.

To był koszmar. Jeden niekończący sie zły sen, który nie chciał się skończyć. Ledwo Mai zdawało się, że gorzej juz nie będzie, następował kolejny jeszcze gorszy etap. Słyszała aż zbyt wyraźnie agonalne jęki i charczenie pożeranego żywcem człowieka… i nic nie mogła zrobić. Słyszała też Johana, jego głos odbijał się w jej głowie ale był jakby przytłumiony przez ostatnie dźwięki cierpiącego nieludzkie katusze Jurija. Zataczając się podeszła do paramedyczki i wzięła ją za rękę, ściskając mocno. Chciała coś powiedzieć, otworzyła nawet usta. Zamiast słów wydobył się z nich zduszony pisk, obraz się rozmywał, a z oczu Rosjanki potoczyły się palące, mokre krople. To ona prosiła Morvinovicza o wsparcie, gdyby tego nie zrobiła…

Przebiegły przez ten niebywale długi korytarz. Dobiegły do stojącego w przejściu Miszy. Minęły go i znalazły się po drugiej stronie. Gdzieś za ich plecami rozległ się wybuch. Zaraz potem Misza przeszedł na wewnętrzną stronę korytarza. Po chwili znowu eksplodował z typowym sykiem dla granatów zapalających. Z głębi doszło zduszone skrzeki stworów. I tupot nóg. Obydwa lżej uzbrojeni mundurowi wbiegli przez przejście prawie jednocześnie. Chwilę potem głuche dudnienie zapowiedziało przybycie operatora pancerza wspomaganego. Ten musiał być tak blisko wybuchu, że po pancerz ściekały mu pojedyncze stróżki płonącego napalmu.
- Zamykaj. - powiedział krótko Johan i wspomagany serwomotorami golem zamknął drzwi od zdewastowanego przedziału. Przez chwilę wszyscy tylko ciężko oddychali ale jakoś nikt nie kwapił się spojrzeć na drugiego.

- Jeszcze nie koniec. Musimy wrócić do naszych. Na górę. Thompson idziesz pierwszy. Potem ty. - wskazał na Miszę. - Potem wy dziewczyny. I na końcu my. - powiedział Johan ale mówił jakimś głuchym głosem. Ludzie i w mundurach i nie w mundurach popatrzyli na siebie i ten przejaw normalności wydał się pewnie jakiś dziwny. Misza wyciągnął zza pazuchy płaską butelkę z przezroczystym płynem i pociągnął z niego łyka. Potem podał Mahlerowi. Ten chwilę patrzył na wyciągnięte szkło, pokręcił głową i wziął butelkę z której też pociągnął łyka. A potem podał go Mai.

Informatyczka nie zareagowała ani na nowe wytyczne, ani na butelkę. Stała przy ścianie i ściskając rękę Herzog kiwała się w przód i w tył, zapatrzona w punkt pod nogami. Wolną dłoń przyciskała do boku głowy zasłaniając ucho, a blade i wyschnięte wargi poruszały się niemo.

- No już kochanie, już dobrze. - paramedyczka chyba wyczuła lub zorientowała się w jakim stanie jest Maya bo lekko odtrąciła butelkę trzymaną przez Johana i sama objęła ramieniem hakerkę przytulając ją kojącym ruchem do siebie. Mężczyźni popatrzyli na nie obie a w końcu scedowali spojrzenia na Mahlera.

- Dajmy im chwilę. Ale zaraz musimy iść dalej one nam jak odpuszczą to tylko na chwilę. - powiedział marine z trochę niewyraźnym wyrazem twarzy. Po chwili wahania wziął kolejnego łyka z butelki i podał butelkę dalej.

Vinogradova przestała się kiwać, zamiast tego oddała uścisk, rozpaczliwie przyklejając się do blondynki. Nie było dobrze, nic kompletnie. Parchem wstrząsnął dreszcz, potem następny. Rozryczała się nagle, mocząc naramiennik drugiej kobiety. Czuła się wymęczona, a obraz ostatnich chwil Rosjanina z ochrony był przysłowiowym gwoździem do trumny. Musieli iść, a ona nie była w stanie się ruszyć przez co narażała grupę. Powinni ją zostawić, i tak tylko zawadzała.

- Już, już dobrze, no już. Nic nie mogłaś zrobić. Nikt z nas nic nie mógł. To stało się zbyt szybko. Mógł być ktokolwiek z nas. Padło akurat na niego. To niczyja wina. - blondynka tłumaczyła gorączkowo a mężczyźni przez chwilę wyglądali po prostu głupio gdy Maya się rozryczała. Thompson coś mruknął, że pójdzie sprawdzić korytarz i po chwili zastanowienia kpr. Paien i Misza też poszli w jego stronę. Na miejscu przy obydwu kobietach został Johan który dobrą chwilę też chyba nie wiedział co zrobić czy co powiedzieć.

- Hej Mayu. No Renata dobrze mówi. Słuchaj to nie twoja wina. Ani niczyja. Za dużo ich tam było, za szybko to wszystko się stało. Nikt by tutaj nie zdziałał więcej. No zobacz jak Renata była do uratowania to żeśmy ją uratowali no. - marine podszedł do samej informatyczki i objął ją z drugiej strony. W ten sposób znalazła się między marine a paramedyczką. Oboje z wolna zaczęli prowadzić ją w kierunku gdzie przed chwilą poszła trójka mężczyzn. - Ale słuchaj Mayu pomożesz nam teraz? Ten twój detektor bardzo by nam pomógł. Musimy jeszcze wrócić na górę a nie wiadomo co tu się jeszcze czai. Pomożesz nam? - Johan zapytał patrząc z troską w spojrzeniu i pocieszającym dotyku na barku.

Coś zaczęło docierać, pomagało wsparcie i troska. Ciepło głosów i dotyk. Vinogradova wyprostowała plecy wciąż chlipiąc i pociągając nosem, pokiwała jednak głową na znak zgody, patrząc na rozmazaną twarz Mahlera zaraz obok siebie. Potrzebowali detektora, a ona umiała go obsługiwać. Wciąż pozostawali pod ziemią, a musieli wyjść na powierzchnię. Uruchomić nadajnik, bo generatory już chodziły - na tym próbowała się skupić, przełykając łzy i odpalając podrapane pudełko ze śladami żółtej posoki na obudowie.
Z drogi na górę zapamiętała niewiele oprócz widoku ekranu i wciąż odbijającego się w uszach wrzasku zabitego Jurija. Wyjścia na słońce też specjalnie nie odnotowała, ot zrobiło się tylko trochę jaśniej. Zimno było jednak nadal, a świat wyświetlany przez detektor pociągał o wiele bardziej niż rzeczywistość. Panel pokazywał kropki znikające bez krzyków i cierpienia. Po prostu gasły... Vinogradova bardzo im zazdrościła.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline