Ursula nie kłamała. Naprawdę pływała błyskawicznie. Alicja czuła się, jakby ujeżdżała jakiegoś dzikiego konia, który próbował ją zrzucić. Trzymała się kurczowo nowej przyjaciółki, a podwodny krajobraz migał jej przed oczami. Mijały ławice mokrych snów, łóżka z mackami i paszczami, polujących na niewinny narybek.
2
Mijały upiorne
piranie, które rzucały się za nimi w pościg. Pannie Liddell serce łomotało w piesi jak oszalałe, ale pół-ośmiornica tylko się serdecznie śmiała. Po takich przeżyciach już żadna karuzela nie mogła się jawić jako ekscytująca. Gdy Ursula wreszcie zwolniła, Alicja włosy miała już w zupełnym nieładzie, suknia jej się poprzekręcała i pogniotła, a ręce bolały ją od trzymania się pół-kobiety. Dno jednak stromo pięło się w górę, aby przebić powierzchnię wody i zamienić się w wyspę.
-
Tutaj muszę cię pożegnać, nie mogę oddychać na lądzie - rzekła Ursula, po czym wsunęła blondynce w dłoń małą fioleczkę. -
Jeśli to co mówią o Panu Gąsienicy to prawda, to może ci się coś przydać, żeby wkupić się w jego łaski.
Alicja skłoniła się nisko.
-
Dziękuję ci Ursulo. Jesteś wspaniałą przyjaciółką. Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy. - Powiedziała na do widzenia i ucałowała pół-ośmiornicę w policzek.
-
Właśnie… niedługo - powtórzyła. -
Czy gdybyś zdążyła… popłynęłabyś ze mną do syren?
-
Postaram się. - Zapewniła dziewczyna, wiedząc, że nowej przyjaciółce przyda się wsparcie.
-
To ja tutaj trochę na ciebie poczekam. Beze mnie mogłabyś nie zdążyć - zauważyła z obawą.
-
Szkoda byś się nudziła tu przeze mnie. Może... przepłyniesz po mnie o wschodzie słońca? Czasu powinnam mieć dość i wtedy zdążymy obie.
Popływała chwilę w kółko zastanawiając się nad propozycją.
-
Zgoda. Zatem do zobaczenia o świcie - pożegnała się i pozwoliła Alicji wyruszyć na spotkanie z mędrcem.
Ostatnie metry dziewczyna przepłynęła raźnie i z radością wyszła na brzeg. Podwodny świat był fascynujący, ale ona nie urodziła się częścią niego. Grunt pod stopami sprawił, że poczuła się pewniej. A zaraz potem ten sam grunt prawie usunął jej się spod nóg, gdy zobaczyła na jakiej znalazła się wyspie.
To był wulkan!
Jaskinia na wysepce znajdowała się w dymiącym wulkanie.
3
Owszem, liczyła że Gąsienica ciepło ją przyjmie, ale przecież nie dosłownie! Wzięła parę oddechów, żeby się uspokoić i skupiła się na najbliższym otoczeniu. Stała na plaży, a jakieś dwadzieścia jardów od niej wyrastał las. Chodzenie na oślep po wulkanie brzmiało lekkomyślnie, a może na wyspie mieszkał ktoś jeszcze i mógłby jej pomóc? Jak sympatyczne szympansy na początku jej szalonej podróży?
Zagłębiła się między drzewa, stąpając bardzo ostrożnie. Bosą stopą mogła łatwo nastąpić na coś ostrego i zrobić sobie krzywdę. Takim niespiesznym tempem podróżowała chyba godzinę, nim nareszcie usłyszała jakieś głosy. Były niewyraźne, przytłumione przez odległość i trochę sepleniące. Niemniej zbliżała się do ich źródła, albo źródło zbliżało do niej.
-
...Tracimy tu czazzz. Moglibyźźź-my upolowaźźź coźźź innego - wyłapała.
-
Królowa kazzz-ała. My muźźź-imy - odparł drugi głos.
Królowa? Czerwona? Czyżby ona też szukała Pana Gąsienicy? Pomiędzy drzewami dziewczyna w końcu dostrzegła źródła głosu - dwie czarne,
owadzie sylwetki. W chitynowym, rycerskim pancerzu i uzbrojone po żądła. Nie wyglądali przyjaźnie, ale w końcu pozory często myliły - Ursulę też nazywano maszkarą, a przecież była bardzo miła i ładna.