Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2017, 23:28   #11
Prince_Iktorn
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację
Enb
Pałac w Darsus, późne południe
Pokój w pałacu


Tara zaczęła wycierać ciało Eba lnianym ręcznikiem.
- Służę księżniczce od urodzenia. Nasze matki wydały nas na świat w tym samym dniu, tutaj, w pałacu. Wychowywałyśmy się razem. Mam nadzieję, że książę Darsus odrzuci propozycję cudzoziemca. – rzekła cicho, po czym potrząsnęła głową, jakby chciała odegnać złe myśli.
-Jeśli jeszcze nie gdy nie widzieliście uczty na zakończenie Wielkich Igrzysk panie, to czeka was noc pełna wrażeń. Będą tańce, muzyka, tyle jedzenia i wina ile zdołasz zjeść i wypić. Nawet zbóje i bandyci nie rabują w ten święty czas. Cechy piekarzy, cukierników, winiarzy rywalizują ze sobą o to który ofiaruje mieszkańcom swoje najlepsze wyroby. – Dziewczyna mówiła dalej, zaczynając wcierać olejek w zmęczone mięśnie młodzieńca. Na chwilę zamilkła, masując plecy Enba.
- Widziałam walkę finałową. Byłam w cieniu, w loży za księciem i księżniczką. Gdy zobaczyłam tego stwora – ręka jej zadrżała – modliłam się o was wszystkich. O ciebie. A potem, gdy zabiłeś skorpiona, krzyczałam razem z tłumem.

Jej ręce splotły się palcami z dłońmi młodzieńca.
- Obiecałam coś bogini, jeśli przeżyjesz – jej oczy spotkały się ze wzrokiem Enba, a ręce pociągnęły lekko w stronę łoża. Enb podążył za dziewczyną. Nie wiedział jeszcze, że w przyszłości wspomnienie tej chwili będzie dawało mu więcej sił w trudnych momentach niż modlitwy do jakiegokolwiek boga. Gdy złączyli się, oddając cześć Etu, bogini płodności i nowego życia, świat młodzieńca z sawanny zmienił się w jednej chwili. Zobaczył co to znaczy oddać się komuś całkowicie i wiedzieć, czuć, jak ten ktoś oddaje się wzajemnie. W tej unii ciał i dusz Enb odnalazł ukojenie, rozkosz i prawdziwe wyzwolenie.




Obudził go chlupot, chichot i drobiny zimnej wody na twarzy. Nie wiedział ile czasu upłynęło, co najmniej kilka godzin, sądząc po tym gdzie słońce stało na niebie. Z wysiłkiem podniósł powieki i ujrzał Tarę, piękną niczym nimfa, wycierającą się po kąpieli w basenie. Krople wody lśniły niczym perły na skórze dziewczyny, w promieniach słońca zbliżającego się ku zachodowi. Ślad wilgoci na podłodze wskazywał, że prysnęła na niego wodą z basenu.
-Muszę już iść, Księżniczka będzie się niepokoić, chociaż wie po co przyszłam. - z uśmiechem puściła oko do młodzieńca.
- Chciałabym podarować ci coś jeszcze. Proszę, nie pij wina na początku uczy. Wtedy podają najlepsze, najmocniejsze a wolałabym abyś nie był zamroczony już na początku wieczoru.
Z muśnięciem ręki wślizgnęła się w tunikę i po chwili zniknęła za drzwiami.


Pałac w Darsus, wieczór
Uczta
Rozpoczęcie uczty nastąpiło gdy słońce zaczęło znikać za widnokręgiem. Ulice były oczyszczone, budynki poprzystrajane kwiatami, lampy uliczne, oraz dodatkowe, zawieszone specjalnie na uroczystość płonęły we wszystkich kolorach tęczy. Enb przysiągłby, że pierwszy raz widział fioletowy czy zielony ogień. Rozstawione wzdłuż budynków, pod ścianami stoły uginały się pod ciężarem jadła i napojów. Zbliżająca się noc zapowiadała się ciepło. Żadna chmura nie pojawiła się na niebie, aby przysłonić światło Księżyca i gwiazd. Wszyscy mieszkańcy wylegli na ulice. Tłum najznaczniejszych z nich wraz z bogatszymi gośćmi zebrał się przed schodami pałacu. Większości z nich Enb nie znał. Poznał natomiast Putzho, oraz stał w pewnym oddaleniu, oraz Tricajnijczyka Xalotuna, stojącego oczywiście w pierwszym szeregu gości. Gdy kapłani Boskiej Pary skończyli błogosławić miastu na przyszły rok, książę uniósł ręce do góry aby uciszyć wiwaty. Enb nie mógł nie zauważyć Tary, stojącej obok pięknej, młodej kobiety w bogatym stroju, jak się domyślił, księżniczki Aglaji.



Księżniczka Aglaja

-Mieszkańcy Darsus i wy drodzy goście! Dziś, po raz kolejny, jak co roku od chwili założenia naszego miasta obchodzimy zakończenie Wielkich Igrzysk! Po raz kolejny bogowie byli dla nas łaskawi, ponownie czempioni naszego ludu zwyciężyli w walce ze straszliwym przeciwnikiem, zapewniając nam dobrobyt w nadchodzącym roku! Oto oni! - książę zbliżył się do Enba i jego towarzyszy z areny, wystrojonych niczym szlachta. Gdy wymawiał ich imiona, podnosił do góry rękę każdego z nich, wywołując okrzyki i brawa z tłumu.
- Keltus z Hillias! Ambroisius z Askerios! I wreszcie ten, który zadał śmiertelny cios, Enb z Połudnowej Sawanny! Dziś oddajemy im cześć! Niech wszyscy wiedzą, iż ci trzej herosi są od teraz ludźmi wolnymi!- Tłum wiwatował, okrzyki i brawa niosły się w nocne niebo. Książę uniósł rękę, w której trzymał opaski niewolników jeszcze nie tak dawno temu znajdujące się na szyjach Enba i jego towarzyszy. Jednym ruchem cisnął je do misy z płonącymi węglami.
- Grajkowie, grać! Zabawę czas rozpocząć!

Okrzyk ludzi zlał się w jedno z rozpoczęciem muzyki. Ludzie ruszyli do zabawy, jedni do tańca, inni do stołów, a jeszcze inni parami wymykali się poza obręb światła.
- Zostańcie przy moim stole, zapraszam. - książę wskazał leżanki rozstawione przy bramie pałacu. Jedzenie na stołach na placach wyglądało apetycznie, ale to co stało na stole księcia od razu wywołało skurcze głodu u wszystkich gości.

Na stołach stały mięsa, nadziewane i pieczone warzywa, chleby sery, ciasta wina, kandyzowane owoce i najróżniejsze wina i piwa.




Część gości rozeszła się po podcieniu pałacu, po chwili wszędzie słychać było gwar rozmów i śmiechów. Enb wygłodniały rzucił się na jedzenie, z wina póki co zrezygnował zgodnie z prośbą Tary. Rozejrzał się, ale nie widział dziewczyny. Przyjęcie w pałacu zaczęło się rozprzestrzeniać na inne pokoje. Zmęczony tym, że ciągle do niego zagadywano i pytano o walkę ze skorpionem postanowił obejrzeć przynajmniej część tego wielkiego budynku. Wystrój i zdobienia przypominały mu nieco Kyros, jednak były tam elementy których nie rozpoznawał.


Po chwili przystanął słysząc głosy z sąsiedniej komnaty. Rozpoznał księcia Darsus i kupca Ambrosiusa.
- Więc potwierdzasz, że złamałeś umowę i okradłeś Tricarnijczyka. Na dokumencie jest twoja pieczęć. Jest też twój kupiecki znak mówiący że podpisujesz bez przymusu. Czemu się zatem dziwisz że wniósł oskarżenie i że zostałeś skazany? Jeśli podejrzewałeś coś złego, czemu postawiłeś znak, że wszystko jest w porządku?
- Panie, musiałem. On by wiedział – powiedział z naciskiem kupiec – wiedział, że chcę uciec z Tricarnii. A wtedy by mnie zabił.
- Czemu zatem nie...
- Nie mogłem! - Ambrosius wpadł w słowo księciu. - Oni mają sposoby! I wiedzą gdy ktoś chce ich oszukać. Ja sam musiałem uwierzyć, że wszystko jest w porządku, nie myśleć o tym co chcę zrobić... i chyba tylko dlatego mi się udało. Ja...

Dalsze słowa zagłuszył okrzyk za plecami Enba.
- Witaj, przyjacielu! Na zebatą męskość Rakui! Znów wolny i to dzięki tobie! - Kletus z uśmiechem klepnął młodzieńca po plecach. - Zaproponowali mi służbę w rydwanach bojowych. Aż nie wierzę! Ha, zaraz pójdę rzucić okiem co ci Syrantyjczycy nazywają rydwanem bojowym. - Spoważnił nieco, patrząc w oczy wojownika.
- Jestem twoim dłużnikiem. Jakbyś kiedyś potrzebował pomocy, nie wahaj się i daj mi znać.
- uścisnął rękę Enba i ruszył w stronę wyjścia z pałacu, jedną ręką zgarniając dzban piwa a drugą spory kawałek dziczyzny. Pomachał dzbanem w stronę Enba.
- Tak jak tobie, wino mi nie pasuje – odchodząc krzyknął ze śmiechem.

Po Księciu i Ambrosiusie nie było już śladu. Enb, najedzony do syta, oglądał opływający przepychem pałac. Rzeźby i reliefy na ścianach, gobeliny, mozaiki na ścianach, podłogach i suficie, wszystko to wskazywało na olbrzymie bogactwo właściciela. Wędrówkę przerwała mu pałacowa służba, podchodząca do każdego z gości ze słowami:
- Wybaczcie Panie, książę zaprasza wszystkich na główny dziedziniec. Mężczyźni i kobiety w gościnie pałacu powoli zaczęli kierować się w stronę placu.



Pałac w Darsus, noc
Taniec Tary



Gdy Enb wraz z innymi dotarł na dziedziniec, byli tam zgromadzeni prawie wszyscy goście, stojący w półokregu wokół dziedzińca. Księżniczka Aglaja wyraźnie wypatrywała kogoś w tłumie i gdy tylko dostrzegła Enba, skinęła ręką, zapraszając go bliżej. Zgromadzeni przepuszczali z szacunkiem bohatera areny i tylko lekko zmrużył oczy, gdy jego oczy ujrzały drwiąco uśmiechniętego Triarnijczyka, przyglądającego się księżniczce i zebranym gościom.
Gdy młodzieniec stanął w pierwszym rzędzie, córka władcy miasta uniosła ręce w górę prosząc o ciszę.
- Drodzy goście, dziś będziecie mieli okazję zobaczyć coś niespotykanego. Oto dla was wszystkich, zostanie wykonany Taniec Spadających Gwiazd.

Służba zaczęła wygaszać pochodnie i lampy wokół dziedzińca, tak że wkrótce pozostało już tylko kilka niewielkich, pojedynczych źródeł światła.
Oczom zebranych ukazała się Tara, trzymająca w rękach coś, co wyglądało jak dwa kadzidła połączone delikatnym, długim łańcuchem. Ukłoniła się wszystkim, po czym do każdego nalała dużą ilość oliwy z wygaszonego żarnika, wystudiowanym gestem pokazując wszystkim zebranym jak dużo płynu znajdowało się w każdym pojemniku. Gdy rozpoczęła się muzyka, dziewczyna rozpoczęła taniec. Poruszała się luźno, w jej krokach widać było grację, wrodzoną, ale także wyćwiczoną. Sprawnymi ruchami wprawiała pojemniki w obroty, zataczając nimi kręgi wokół siebie to z jednej, to z drugiej strony. Jej gibkie ciało zaczęło wirować, obracać się w tańcu razem z obciążnikami. Widzowie nie wiedzieli już, czy to ona sama prowadzi kadzidła, czy pozwala im prowadzić się przez kolejne kroki i ewolucje. Enb nie mógł nie docenić jej wyczucia rytmu i ruchu. Patrzył na nią niczym zauroczony. Kątem oka widział, że inni także byli jak oczarowani. Mężczyźni i kobiety, szlachcice, kupcy, strażnicy i służba. Wszyscy pochłaniali wzrokiem widowisko. Ciało Tary płynęło niczym górski strumień, elastyczne niczym woda a jednocześnie silne i pełne celu niczym samum, pustynny wicher. Nawet Xalotun, zwykle patrzący na wszystkich z mieszaniną pogardy i kpiny, teraz wpatrywał się w tancerkę jak urzeczony. Tara stopniowo przyśpieszała, idealnie zgrana z muzyką. W pewnym momencie, obciążniki wyfrunęły w górę wyrzucane raz za razem pewnymi rękami dziewczyny. Nagle głośny okrzyk wyrwał się z wielu gardeł a pojemniki rozbłysły jaskrawym płomieniem , gdy Tara w tańcu musnęła nimi zapaloną pochodnię. Ogniste smugi zawirowały wokół niej niczym węże, na przemian spowijając ją i odsłaniając.



- Jeden fałszywy krok i oliwa ją zaleje – szepnął ktoś z tłumu.

Taniec przyspieszał, coraz szybciej i szybciej. Wstęgi ognia zwijały się niczym żywa istota, obejmująca tancerkę jak spragniony rozkoszy kochanek. Ona sama zatraciła się w tańcu kompletnie. Enb widział to nie raz u tancerzy na sawannie. Ten moment gdy wszystko przestaje mieć znaczenie, świat przestaje istnieć, liczy się tylko muzyka i taniec. Dziewczyna stała się jednością z płomieniami, przez nieskończoną chwilę zdawało się, że przemieniła się w ognistą boginię, nie dało rady odróżnić jej poszczególnych ruchów spomiędzy płonących smug. I nagle muzyka ucichła. Tłum stał oszołomiony. Nikt nie powiedział ani słowa, gdy Tara odczepiła łańcuch, i przelała płonącą oliwę z powrotem do żarnika. W tańcu nie uroniła ani kropli. Ukłoniła się wszystkim a potem jeszcze raz w stronę Enba. Czar prysł. Tłum zaczął bić brawa i okrzykami wyrażać swój zachwyt, Xalotun także otrząsnął się i po chwili na jego twarz wrócił znany już Enbowi arogancki grymas. Tara razem z księżniczką skierowała się do pałacu, zaś do młodzieńca zbliżył się jego niedawny właściciel, Putzho.
-Niewiarygodne, po prostu niewiarygodne – widok tańczącej Tary dla wielu musiał być jedynym tego rodzaju doświadczeniem w życiu.
- Enb, ja... przyszedłem przeprosić. Nie wiedziałem co on chce zrobić. Nie wiedziałem przeciw komu... przeciw czemu będziesz walczył. Ale udało ci się! Wiedziałem że masz coś w sobie, już od pierwszego dnia gdy mój lanista zaczął cię trenować. Tym niemniej... myślę, że jestem ci coś winien. Chciałbym cię ostrzec. Uważaj na Tricarnijczyka. On pytał o ciebie, później, po walce. Pytał skąd jesteś, gdzie leży twoja wioska, pytał o wszystko co tylko przyszło mu do głowy. A ja... mu powiedziałem. Gdy chce, jego oczy... są takie że nie możesz mu odmówić, choćbyś nawet chciał, to nie możesz. Oddałem mu jego złoto. - opuścił wzrok- Nie przyjął tego dobrze. Uważaj na siebie. - z tymi słowami człowiek zwany przez niewolników Spaślakiem odszedł w tłum z opuszczoną głową.

Uczta trwała dalej. Grajkowie przygrywali, muzyka Syrantyjska mieszała się z Kyrosjańską, tancerze i sztukmistrze pokazywali swoje sztuczki, piwo i wino lały się strumieniami, pod gwiaździste niebo unosiły się śmiechy i okrzyki radości. Czas zabawy! Niejedna kobieta obejmowała Enba, niejeden mężczyzna chciał z nim pić i słuchać opowieści z areny. Nigdzie nie było widać ani Tary ani księżniczki Aglaji. Noc powoli zaczęła zbliżać się ku końcowi. Na horyzoncie pojawiało się już pomarańczowe światło, zwiastujące świt.

Marcus Aulius


Miasto Darsus powitało Marcusa Auliusa widokiem wysokich kamiennych murów, brukowanych ulic, murowanych domów i czerwonych, ceglanych dachówek. Drugi pierścień wysokich murów otaczał wieże marmurowego pałacu, wznoszącego się w centrum miasta. Statek kupiecki którym Marcus płynął, miał dobry czas, choć właściciel, niejaki Ambrosius, nie pozwalał kapitanowi żeglować w nocy. Nocne postoje urządzali na plażach przy brzegu i człowiek z Rubieży zaczął się już przyzwyczajać do takiego sposobu podróżowania. Gdy przybili do portu, oczom Marcusa ukazały się widoki podobne do innych miast, które miał okazję odwiedzić. Zabiegani właściciele i kupcy, zapracowani tragarze i marynarze, wyniośli celnicy, zapracowane kurtyzany. Choć tu było cieplej. Zdecydowanie cieplej.
Po chwili rozpytywania wskazano mu drogę do dzielnicy zachodniej, gdzie, według listu który otrzymał kilka miesięcy wcześniej, mieścił się dom jego krewnej Aemelii Lepidy.
Była to dzielnica o wyższym standardzie, zamieszkana przez kupców i bogatszych rzemieślników. O dziwo, miała nawet kanalizację.

Aemelia przywitała Marcusa serdecznie, jako kuzyna i oczekiwanego gościa. Nie zmieniła się wiele od czasu gdy wiele lat temu widział ją ostatnio, choć teraz musiała wspierać się na lasce lub kuli podczas chodzenia. Okazało się, że ma także współlokatora, niemego chłopca w wieku kilkunastu lat.


Choć znał ciągoty swej krewnej do różnych dziwnych i niekobiecych rzeczy, widok jej pracowni zadziwił go. Różne szklane butelki o wymyślnuch kształtach, mnóstwo drobnych narzędzi, roślin, minerałów, wag, klepsydr, małych piecyków... i książki. Takiej ilości książek i zwojów Marcus jak dotąd nie widział w jednym miejscu.



Ona sama zaś z dumą opowiadała o swoich studiach tajników Lotosu, dzięki któremu można było niemalże czynić cuda. Jak się okazało, chłopiec o imieniu Diossos był jej służącym oraz uczniem. Zdradziła także powód dla którego prosiła o przybycie któregoś z krewnych. Otóż postanowiła odbudować rodzinną fortunę, przy pomocy handlu. Jak sama twierdziła, potrzebowała kogoś, kto będzie w stanie nadzorować interesy, gdyż jak się okazało, ona ma kłopoty z chodzeniem. Początkowo zbywała żartami pytania Marcusa o to jak straciła lewą stopę w kostce. Z upływem dni, Marcus zadomowił się w Darsus. Nie znał się na handlu, ale może pomysł kuzynki miał jakieś szanse powodzenia, gdyż widział że rzeczy za które na Rubieżach płacono krocie, tu były bardzo tanie. A wyglądało na to, że Aemelia dobrze sobie radzi.

Uruchomienie interesu co chwilę się jednak odwlekało. Alchemiczka była coraz bardziej zapracowana, albo zleceniami prosto z Pałacu albo od innych, mniejszych i większych klientów. Marcus często wyprawiał się za miasto w poszukiwaniu różnych ziół i odmian Lotosu, w które obfitowały okoliczne wzgórza. Często wędrował razem z Diossosem, który dotychczas sam zapewniał zaopatrzenie alchemiczce ale od przybycia Marcusa, patrzył na niego jak w obraz. Miał on jednak wiele blizn na ciele i choć Marcus proponował kilkukrotnie, Diossos nigdy nie odważył się wziąć łuku czy miecza do ręki.

Pewnej ciemnej nocy, pełnej wina i płaczu, Aemelia opowiedziała kuzynowi swoją smutną historię. Opowiedziała jak za długi została sprzedana w niewolę na Tricarnijski okręt. Opowiadała co przeżyła, choć Marcus podejrzewał, że pewne szczegóły zachowała dla siebie. Jak się okazało, obcięto jej stopę jako karę, za próbę ucieczki. Marcus dowiedział się także jak poznała Diossosa. Chłopiec także był niewolnikiem na tym samym statku i cierpiał na równi z nią. Podczas postoju w Darsus, próbowała pomóc mu w ucieczce, zostali jednak złapani i właściciel okrętu, niejaki Xalotun kazał oboje ukrzyżować na masztach, podczas postoju w porcie. Ze łzami w oczach Aemelia powiedziała jak pomogła jej córka władcy Darsus, którą Xalotun zaprosił do siebie na statek. Odkupiła ona dziewczynę i chłopca za dwu krotność ich wagi w srebrze. Później, gdy dowiedziała się o zainteresowaniach Aemelii związanych ze Sztuką Lotosu, uwolniła ją i została jej mecenasem, zapewniając pieniądze na rozpoczęcie działalności. To była jedna z najcięższych nocy w życiu młodego łucznika, który nie obawiał się stanąć z bronią w ręku naprzeciw żadnego człowieka.

Im bliżej do Wielkich Igrzysk, tym Aemelia była coraz bardziej zadowolona. Zyski rosły, pieniądze odkładane na rozpoczęcie przedsięwzięcia handlowego spoczywały w skrzyni zakopanej pod paleniskiem do której co jakiś czas dokładali kolejne sakiewki srebra. Marcus nie mogąc siedzieć bezczynnie, postanowił dołożyć coś od siebie. Syrantyjczycy nie byli dobrymi łucznikami, wynajmowali Kyrosjańskich najemników którzy pełnili tę rolę w ich armii. Gdy młody łucznik z północy pokazał południowcom co potrafi, okazało się że pieszo strzela najlepiej ze wszystkich najemników. Co innego konno, czy z poruszającego się rydwanu, ale jak stwierdził ich dowódca, nie jest to coś, czego nie można się nauczyć. I choć w porównaniu z Fortami na Rubieżach tu była cisza i spokój, to pieniądze do skrzyni wpływały spokojnym, pewnym strumieniem, zaś Marcus nosił na przedramieniu skórzany łuczniczy karwasz z wyrytymi w spiżu insygniami miasta – oznakę służby w oddziałach Darsus.
Kilka dni przed Wielkimi Igrzyskami, podczas wędrówki po porcie, Marcus i Aemelia zobaczyli cumujący wielki okręt, z czarnym skorpionem na żaglu. Na spływającym krwią maszcie widać było podziobany przez mewy kształt, który całkiem niedawno musiał być człowiekiem. Aemelia ze łzami w oczach nie słuchając nikogo ani niczego pokuśtykała do domu tak szybko jak mogła i zabarykadowła drzwi, a Diossos cały czas trzymał się przy niej. Zaniepokojony Marcus dowiedział się, że ten statek to Tricarnijski Septirem o nazwie „Tnący Burze”. Statek na którym oboje z Diossosem byli niewolnikami.

Czy Marcus rozważał morderstwo ich dowódcy? Ot, oceniał odległości, jak wiał wiatr w porcie, jak leciałyby jego strzały, a jak ciężkie kyrosjańskie, których używali najemnicy...
Aemelia drżącym głosem prosiła go jednak aby nic nie robił.
-Ktoś cię zauważy. Ludzie cię znają, wiedzą kim jesteś. Ty może uciekniesz, a my? Jak przypłynął, tak odpłynie... i oby piekło go pochłonęło.

Dwa dni przed Igrzyskami, alchemiczka odblokowała drzwi. Ani ona, ani Diossos nie wychodzili jednak na miasto bez towarzystwa Marcusa.

Bhatra
Soundtrack

Dni mijające w drodze zlewały się w nieskończony ciąg takich samych rytuałów. Spać, jeść, wędrować. Jak trudno jest znaleźć w całych Dominiach jedną osobę? Od jednego strzępka informacji do drugiego, od listów gończych wywieszanych na placach, do uwag rzucanych szeptem przez marynarzy w portowych tawernach. Cały czas w drodze, cały czas w poszukiwaniu. Po wydawałoby się miesiącach wędrówek, Bhatra ustaliła miejsce, gdzie była widziana jej siostra. Darsus. Podobno była w Darsus, mieście na południu Syranthii. Bhatra dotarła na miejsce po długiej morskiej podróży. Na miejscu okazało się, że Chatoy jest teraz kapitanem Tricarnijskiego okrętu „Tnący Burze”.

Chatoy

Niestety, wypłynął on z portu zaledwie kilka dni przed przybyciem Bhatry i nikt nie wiedział dokąd się kieruje, ani kiedy wróci. To, że wróci, było jednak raczej pewne. W portowych tawernach mówiło się o tym, że ostatnio „Tnący Burze” przypływał raz na kilka miesięcy. Co jednak zrobić do tego czasu? I co zrobić gdy jednak przypłynie?

Wydawałoby się, że w kupieckim mieście łatwo o pracę dla wojowniczki, jednak wszystkie karawany i statki kupieckie wyruszały w dalekie trasy, co nie odpowiadało Bhatrze. Rozwiązanie znalazło się jednak samo. Na ulicy zaczepiła ją kobieta, niewolnica z pałacu. Jej imię brzmiało Tara i poszukiwała kobiet-wojowniczek do ochrony Księżniczki Aglaji.

Jak się okazało Bhatra była jedną z dwóch kandydatek. Druga wojowniczka, Samarytha dorównywała Bhatrze umiejętnościami. Tak, sprawdziły się już pierwszego dnia. Obie ciemnowłose, choć jedna długowłosa i ogorzała od słońca, druga krótkoostrzyżona o perłowo białej skórze. W posługiwaniu się mieczem nie miały sobie równych w oddziałach Darsus, zaś same były na tym samym poziomie. Obie zdawały sobie sprawę że w przypadku konfrontacji między nimi, o rezultacie decydowaliby bogowie.

Księżniczka okazała się być dobrą osobą, w pełni oddaną swemu miastu i Bhatra po cichu zastanawiała się czasami czy na Ascai wszystkie królowe miały dla swojej wyspy i swoich ludzi tyle serca co Syrantyjska szlachcianka. Choć polubiła zarówno Tarę, jak i księżniczkę, wiedziała, że nadejdzie dzień w którym odejdzie. Dzień, w którym do portu przybije „Tnący Burze”.

I dzień ten nadszedł, razem z Wielkimi Igrzyskami. Bhatra wiedziała, że atak na gościa w okresie Wielkich Igrzysk to nie tylko przestępstwo ale i świętokradztwo. Wiedziała też, że następny dzień po finale Igrzysk jest już zwykłym dniem. Jednakże w głębi duszy drążyło ją pytanie: Co dalej? Jak wyciągnąć kapitana ze statku na którym może być i 200 żołnierzy piechoty okrętowej i ponad 500 wioślarzy?

Samarytha
Soundtrack

Ostatnio Samarytha czuła niczym liść puszczony na wodę. Wędrówka była celem samym w sobie. Być lepszą, sprawniejszą, walczyć i zwyciężać. To się liczyło.




W jednej z mijanych wiosek, stara wróżbitka powiedziała jej:
- Chcesz poznać prawdę o sobie? Idź do Darsus w czasie Wielkich Igrzysk.

Samarytha na początku wyśmiała staruchę. Przecież znałą prawdę o sobie, prawda? Poszła jednak, jak ten liść na wietrze. Bo w sumie czemu nie?

Na miejsce dotarła kilka miesięcy przed rozpoczęciem Igrzysk. A ponieważ dla własnej ciekawości chciała zobaczyć walki, a zwłaszcza finały, została. Poszukiwania pracy zajęły jej zadziwiająco mało czasu, można powiedzieć, że to praca znalazła ją. Tara, niewolnica z pałacu Księcia Darsus szukała strażniczek dla Księżniczki Aglaji, której służyła. Jak się okazało, kandydatki, dwie, musiały sprawdzic swoje umiejętności w starciu z żołnierzami armii Darsus. Oczywiście na drewniane miecze.

Tego dnia wielu wojowników skończyło z siniakami i złamaniami. I gdy dowódcy przerwali walki, z obawy że na na wartach następnego dnia nie będzie miał kto stać, wojowniczki postanowiły sprawdzić się same. To stacie trwało do chwili gdy z wyczerpania ani jedna ani druga nie miała już siły unieść reki. Po raz pierwszy w życiu Samarytha spotkała wojowniczkę równą sobie.

W czasie finału Wielkich Igrzysk, nagle zrozumiała o co chodziło wiedźmie. Gdy obok niej usiadł Xalotun, człowiek, który sprzedał ją w niewolę, te wszystkie lata temu, była tak zaskoczona, że nie pamiętała jak potoczyła się walka. W jednej chwili jej ręka skoczyła do miecza i wtedy ich oczy spotkały się. W tej chwili Samarytha zapomniała po co jej miecz, co chciała zrobić, po co w ogóle jej ten miecz. Po walce, próbując ogarnąć nagle dziwnie rozbiegane i poplątane myśli, starała się mimo wszystko jak najlepiej wypełniać swoje obowiązki. Piła tylko wodę, nic nie jadła na uczcie, gdyż słyszała, że tak trzeba aby oczyścić umysł. Nie pomogło, że jej towarzyszka, Bhatra, też wyglądała na zaprzątniętą swoimi problemami.

Wszyscy
Pałac Darsus, ranek następnego dnia po finale Igrzysk
Soundtrack
Enb zawędrował w okolice bramy pałacowej i tutejszej stajni. Wymienił powitania z żołnierzami, tutejszymi i najemnikami, którzy trzymali tu swoje konie. Z przeciwka widział wchodzącą parę, młodego mężczyznę, o jasnej skórze, i kobietę, która wyraźnie kulejąc szła opierając się na jego ramieniu. Nagle zobaczył, że zaczynają się zataczać. Po chwili padli na kolana, podobnie jak najemnicy i żołnierze przy bramie. Podobnie, jak ujrzał Enb, niewolnicy, mieszkańcy, wszyscy którzy brali udział w uczcie, zachowywali się niczym ludzie, którzy z całych sił walczą ze snem i przegrywają.
Marcus i Aemelia świętowali nowy rok razem z innymi. Duża ilość wina sprawiła, że dziewczyna rozluźniła się i zaczęła nawet snuć plany swatania Marcusa z córką któregoś z miejscowych kupców. Po chwili oboje poczuli się bardzo słabo, ziemia uciekała im spod nóg.
- Coś jest nie tak – wybełkotała Aemelia. Zaczęła grzebać w sakiewce przy pasie. Drżącą ręką wyłowiła mały flakonik, wypiła połowę a resztę podała Marcusowi.
- Pij! To odtrutka z Lotosu!.
Po chwili od wypicia Marcus poczuł się lepiej, normalnie. Ujrzał jak wszyscy goście, wszyscy mieszkańcy to upadają na ziemię, to osuwają się, to próbują się utrzymać czepiając się ścian i innych ludzi.
Bhatra i Samarytha wracały właśnie z obchodu pałacu, gdy ujrzały zataczających się i padających wszędzie ludzi. Biegiem ruszyły do komnaty księżniczki, zastając ją pustą. Jedna ze służących, słaniając się i krztusząc, wskazała drzwi:
- Porwali je! Księżniczkę i Tarę! Tricarnijczyk i jego ludzie!

Dziewczyny ruszyły w pościg, kierując się odgłosami grupy uciekających ludzi. Widok Tricarnijczyka przez chwilę znów wywołał zamęt w myślach Samarythy, jednak tym razem efekt był słabszy, wojowniczce udało się skupić na tyle aby najpierw osłabł, a potem zniknął zupełnie.

Z łomotem uderzających kopyt, ze stajni na dziedziniec wypadła grupa zbrojnych. Z Xalotunem na czele, od razu skierowała się do bramy prowadzącej do miasta. Rozpędzone konie roztrącały na boki każdego kto stanął im na drodze. Zebrani na placu przez chwilę widzieli na koniu kierowanym przez jeźdzca w srebrnej masce, przerzucone ciała księżniczki Algaji i niewolnicy Tary.

Na balkonie nad stajnią pojawił się książę Darsus
-Zatrzymać ich! Rarujcie moją córkę! - krzyknął, zanim osunął się na podłogę.
Bhatra i Samarytha dobiegły do stajni i na chwilę uskoczyły na bok, między spłoszone konie łuczników, gdy z hurgotem kół pod bramę wjechał rydwan bojowy zaprzężony w cztery konie. Po obu stronach wózka, w sakwach znajdowały się pęczki oszczepów. Woźnica, Kletus, pomachał do Enba:
-Myślisz, że będzie nagroda za ocalenie księżniczki? Jak tak to wsiadaj!
 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.

Ostatnio edytowane przez Prince_Iktorn : 29-11-2017 o 22:10.
Prince_Iktorn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem