Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2017, 00:33   #98
Selyuna
 
Selyuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Selyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputację
- Więc jednak wzięłaś sobie do serca to o drugiej randce - powiedział wesoło Dale. - Jak coś to ten wagon powinien być pusty - wskazał kierunek trzymaną w dłoni flaszką whisky.
- Ja-ha, mhm. - Pokiwała głową. Potem lekko zmrużyła oczy i przyjrzała mu się. - A w sumie. Spoko. Możemy wbijać. Ciszej będzie. - Uśmiechnęła się szeroko i ruszyła przodem do wagonu, który nosił ślady wcześniejszego biesiadowania, ale teraz był faktycznie pusty. Na stoliku stały brudne szklanki i zaczęta butelka coli.
- Ale jestem dziś rozchwytywany - rzekł Dale, który był pijany w ten uroczy sposób. - Zaczyna mi się to podobać.
Wlał whisky do szklanek i jedną uzupełnił colą a przy drugiej zatrzymał, patrząc pytająco na Howl.
- Ta jest po Liz, jak się nie brzydzisz.
- A! - Howl uniosła palec w górę. - Nie. Zwolnij trochę, mam złe doświadczenia ostatnio z facetami którzy piją duże ilości naraz whiskey.
- Masz rację, właściwie jestem w pracy - rzekł poważnie i napił się z butelki samej coli.
- Przez rozchwytywany masz na myśli kogoś poza mną i twoją siostrą, co? I jak bardzo jesteś pijany. I jak bardzo ja jestem pijana? - Zastanowiła się Howl. Jedno piwo na pół godziny przed spotkaniem z Silverem. Drugie w trakcie spotkania, które już trochę trwało. Ale w sumie czuła się dziwnie. - Chyba jednak muszę trochę przystopować. Spiralę w dół muszę sobie rozplanować na ładne kilka lat, co nie?
- Co? - nie zrozumiał.
- A wiesz, taki standard w świecie muzyków, skoro już wchodzimy w te wielkie cyfry i jeszcze większą jazdę po bandzie. - Walnęła się na długą ławkę i podciągnęła jedną nogę, tak żeby móc oprzeć brodę i splecione dłonie na kolanie. - Właśnie, jak już wspomniałeś pracę, to czym się tak właściwie zajmujesz i gdzie?
- W Amuse - odpowiedział, siadając. - Jestem negocjatorem biznesowym. Ale nie miałem dotąd do czynienia z artystami, raczej umowy z innymi firmami, przejęcia i tym podobne nudy. Dobra kasa, ale… sam nie wiem, sześć lat po studiach a czuję się już trochę wypalony.

Howl popatrzyła na niego jakby nagle przyznał się że spadł na Ziemię z Marsa.
Zmrużyła oczy.
- W Amuse. A jednak sprawiałeś wrażenie że bardziej czujesz respekt a wręcz stracha przed Niewidzialnym Człowiekiem.
- Bo on faktycznie jest niewidzialny - odparł Dale, nie zaprzeczając. - W sensie nikt nic o nim nie wie, nawet riserczerzy z mojej firmy. To nie jest dziwne w dzisiejszych czasach? Pojawił się znikąd cztery lata temu z kupą kasy i paroma ludźmi i rozkręcił interes. Teraz odwiedzają go korporacyjni dyrektorzy i szefowie gangów, sama widziałaś.
Zamyśliła się na dłuższą chwilę.
- Na pewno intrygujące. Dziwne, jasne że też. Ogólnie ostatnio dziwne dni nas odnalazły. - Nawiązała do tekstu utworu The Doors. - I chyba będą coraz dziwniejsze. Ja się może zaraz wytrzeźwię, jeszcze nie zdecydowałam, i przejrzę ten kontakt oraz puszczę go do zaufanego prawnika - opuściła nogę i podniosła się. - Jednak widzę takie opcje - zaczęła wyliczać na palcach - bierzemy ich kontrakt i negocjujemy ewentualne szczegóły, oczywiście na spotkanie wchodzimy już z propozycjami poprawek. Albo puszczamy informację do konkurencji Amuse, że dostaliśmy propozycję i szukamy kogoś kto złoży nam kontrofertę bardziej nam odpowiadającą i skrojoną pod nasze wymagania. Tylko tym rzecz jasna nie może się zająć nikt z zespołu. - Przeciągnęła się lekko w rękami założonymi za głowę. - Czemu to raczej sam widziałeś. Przyda się do tego albo ktoś doświadczony w tym biznesie… Albo po prostu dobry negocjator biznesowy. Ale jeśli pracujesz dla Amuse, to chyba może podpadać pod jakieś praktyki zakazane czy działanie na szkodę pracodawcy, co? A trzeba się tym zająć szybko.
- Niestety dobrze myślisz - przytaknął Dale. - Jeśli choćby zdradzę projekt kontraktu konkurencji mogę żegnać się z robotą. A konkurencja? Po tym jak Amuse wykupiło Warnera i Universal zostało tylko Sony, reszta się nie liczy. Jasne, są jakieś kurduplowate wytwórnie, wydające alternatywę, ale ich nie stać ani na porządny marketing ani na zaproponowanie wam lepszych warunków. Te od Amuse są naprawdę dobre, jak dla mało znanej kapeli. A jak już się wybijecie to przy przedłużaniu kontraktu wynegocjujecie jeszcze lepsze.

- Mi tego nie musisz mówić. - Machnęła ręką i posłała mu spojrzenie przepełnione znużeniem. - Ale byłeś na tym spotkaniu.
- Tak - kiwnął głową. - Na następne przyjdźcie już z poprawkami, tak jak mówisz. Ale uprzedzam, że większość paragrafów może być nienegocjowalna.
- Jeszcze nie wiem jakie te paragrafy są, grunt żeby wyłapać rzeczy, które byłyby nie do zaakceptowania. Chociaż po tej dzisiejszej rozmowie mocno wątpię w szanse na osiągnięcie porozumienia w dość szybkim czasie. Mówisz że nikt nie da lepszych warunków, ale popełniasz ten błąd - podeszła do niego i nachyliła się nieco, jedną ręką opierając się o jego kolano - że zakładasz że chodzi o “lepsze” w twoim czy Steve’a rozumieniu.
- Nie bardzo wiem jakie jest wasze rozumienie - Dale uznał, że jednak pora na drinka i chwycił szklankę whisky. - Jak mówiłem, nie miałem wcześniej wiele do czynienia z artystami. Jak najmniejsza marża wytwórni i jak najwięcej swobody, tak? To zrozumiałe. Ale dla firmy to no… inwestycja, która ma się zwrócić i obciążona ryzykiem, bo muzycy rockowi bywają jak wiadomo dość nieprzewidywalni i wasza następna płyta może okazać się gówniana, możecie zachlać i zawalić ważny koncert albo nawet się rozpaść. Stąd zabezpieczają się na różne sposoby, rozumiesz?
Wyjęła mu szklankę z dłoni, ale nie napiła się.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem. Aczkolwiek i tak jest to o wiele sensowniejsza rozmowa od jakiejkolwiek jaką przeprowadziłam w ostatnim czasie z kimkolwiek z zespołu. - Cofnęła rękę i westchnęła. - W sumie nie ma “naszego” rozumienia, do tego właśnie dążę, miałeś pokaz interesów jednostek. Nawet jeśli te interesy to “muszę za wszelką cenę pokazać jaka jestem zawsze prowokacyjna” czy wyrażenie nienawiści do korpo. Tam na tym spotkaniu w sumie najbardziej lubiłam Liz. A co do inwestycji i nieprzewidywalności, cóż, jednak ośmielę się twierdzić, że mamy więcej do stracenia.
Zanuciła coś pod nosem, a potem przeszła w czysty mimo lekkiego wstawienia śpiew.
O Rhodesia, I've given you my all
And now I'm nothing,
I'm nothing, I'm nothing, I'm nothing, I'm nothing


Dale zaklaskał.
- Prywatny występ, no no. Ładne.
- Wiesz co to jest Rodezja? Jakaś kraina chyba, co? Chcecie mi dać miliony które będą mnie słuchać, ale ile z nich będzie wiedziało, o czym jest moje Eltar Ago? - Popatrzyła mu prosto w oczy. - Ty wiesz?
- O równoległych rzeczywistościach? O reinkarnacji? Jestem dziś zbyt zniszczony na testy z poezji. To jest piękne w poezji, że każdy interpretuje ją na swój sposób. Bo nikt już nie pisze chyba zwykłej poezji a jeśli nawet to nikt nie czyta, dociera do ludzi tylko w muzyce. Dla jednych treść jest nieważna póki klimatycznie brzmi i dobrze komponuje się z dźwiękiem. Inni rozpisują i analizują, co za różnica? Im więcej posłucha tym więcej zrozumie twój przekaz tak jak tego chciałaś, wzruszy się, zamyśli nad wszechświatem, cokolwiek.
- Musi być stąd jakieś wyjście, powiedział błazen do złodzieja…? - Tym razem darowała sobie śpiewanie. - Tylko które z nas jest teraz błaznem a które złodziejem? Ty pewnie to drugie, w końcu zgniłe korpo.
- Na to wychodzi - zaśmiał się.
- A ja jestem błaznem, który lubi czasem pytać ludzi co widzą, kiedy patrzą w lustro. - Zapatrzyła się w szklankę którą wciąż trzymała w dłoni. Dopiła, a potem cisnęła naczyniem w róg wagonu. Szklanka nie stłukła się. Musiała być z nanoszkła.
- Ej, bycie błaznem nie jest takie złe - powiedział Dale. - Bawisz ludzi czyli zwiększasz sumę szczęścia na świecie. To chyba lepsze niż bycie złodziejem.

Powiodła wzrokiem za szklanką, z rezygnacją. Opuściła ramiona, zrobiła kilka kroków i ciężko opadła na ławkę obok swojego rozmówcy. Jak kukiełka której ktoś podciął sznurki.
- Jak ja mam tego wszystkiego już dosyć. - Oznajmiła w końcu. - Wyrwać się gdzieś, pojechać, nie wiem, może nad ocean. Liz opowiadała że była tam ostatnio na randce. Musi być super. Wiesz, co jest śmieszne? Ja bardzo lubiłam moje obecne życie. Do czasu, kiedy Meloman zabił Didi. Wtedy się jakoś… - rozłożyła bezradnie ręce. - Posypało. W sumie chciałabym zobaczyć trochę świata. A najbardziej, żeby coś się zmieniło.
- Jeśli podpiszecie kontrakt to zobaczysz od cholery świata - rzekł Dale, wlewając sobie resztkę whisky. - To akurat jest pewne.
- I ej, prywatny występ, serio? Coś jeszcze ci zaśpiewać?
- Ty wybierz. Ładnie śpiewasz - wskazał na nią palcem. - Nawet nie ważne co.
Popatrzyła na niego, przybliżając trochę twarz. Jakby zastanawiała się czy jednak nie jest tak bystry jak założyła.
W końcu wstała, żeby zapewnić sobie jedyne sensowne warunki do śpiewania, jak coś robić to w końcu perfekcyjnie. Chwilę się zastanawiała, w końcu posłała Dale’owi całusa, skłoniła się błazeńsko i pstryknęła kilka razy palcami, jakby chciała wyznaczyć sobie tempo.

Do you wanna be the animal to take me apart
break my patience, corrupt my sacred art?
Utwór trochę tracił w wersji a capella, ale tylko trochę, głównie dodatkowe wokale, Howl poradziła sobie jednak dość dobrze ze stworzeniem własnej, ciekawej interpretacji. Może dość osobistej.
Do you promise to be with me if I beg and I crawl
In my darkest mood, through the private wars?

Zaczęła spokojnie, dopiero później pozwoliła sobie na użycie pewnie z połowy mocy swojego głosu - doszedł do tego rzecz jasna taniec, ot żadne tam wielkie show, ale śpiewanie w bezruchu byłoby dla niej strasznie nienaturalne.
Will you stay... even when the drugs have gone?
For it won't be long before I tumble
Turning into the anxious clown
That just just won't come down

In fire, in whispers, I would die for a million years
I promise to be your rock star
But then promises don't mean anything anymore

In the summer of 2005 was the correcting
Of excuses of our need to win
To ourselves we lied we could be the new beginning
Digging up treasures, taking the time to love
And to live and to sin and you stayed...
Even when the drugs were gone
So I sing this song
To you on our island
Of never-ending poetry
It's just just you and me

In fire, in whispers, I would die for a million years
I promise to be your rockstar
but then rockstars don’t mean anything anymore

Zakończyła nieco melancholijnie, znów patrzyła mu prosto w oczy i wraz z ostatnim wersem podeszła do niego. Zatrzymała się może o pół kroku.

- Właśnie, że znaczą - powiedział cicho, dłońmi chwytając jej dłonie.
Nagle zdała się skoncentrowana tylko na tym jednym momencie, bez natłoku myśli który trapił ją wcześniej.
- Mhm. - Mruknęła cicho, i delikatnie i powoli splotła swoje palce z jego palcami. - Zobaczymy. To do której dziś jesteś w pracy?
- Myślę, że właśnie skończyłem - odpowiedział i uniósł się, zmierzając ustami ku jej ustom.
Howl nie uciekła, chociaż przez kilka sekund po prostu czekała. Nie potrzebowała jednak wyraźniejszego zaproszenia, pocałowała go bardzo delikatnie, jakby teraz tego właśnie najbardziej potrzebowała.
A on, choć bez wątpienia był pijany, nie naciskał na intensywniejszy pocałunek, zadowalając łagodnym dotykiem jej warg, i nie dobierał się do niej, opierając tylko dłonie na jej biodrach.
Sygnalizowała mu w sumie dość wyraźnie - pierwsza baza, nic więcej. Zazwyczaj była dość dobra w sterowaniu takimi sytuacjami tak, żeby sprawy nie potoczyły się za daleko, potrafiła delikatnie ostudzić zapały tak żeby jednocześnie nie wysłać sygnału odrzucenia.
Chociaż teraz było trochę inaczej. Nie czuła aż takiej potrzeby, żeby w odpowiednim momencie wycofać się, uciec, zmienić otoczenie. Wolała smakować pocałunki jak jakiś bogaty trunek.
Pozwoliła sobie w końcu na więcej niż zazwyczaj - trochę też żeby zniwelować różnicę wzrostu, popchnęła go delikatnie w stronę ławki, skłoniła żeby usiadł i wślizgnęła się na jego kolana.
Objął ją mocniej, przytulając do siebie, ale przesuwał dłonie tylko po jej włosach i plecach. Nie sięgał nigdzie tam, gdzie by się obawiała. Gdy wreszcie ich usta rozłączyły się ze sobą, spojrzał jej w oczy, chyba równie jak ona zaskoczony tym co się właśnie wydarzyło i zapytał, nie wiadomo czy na poważnie:
- Czy ty mnie właśnie uwiodłaś?

Wytrzymała to spojrzenie z iście stoickim spokojem. Długo nie odpowiadała.
- A chcesz zostać przeze mnie uwiedziony?
- Ja… - zaczął Dale, gładząc ją dłonią po włosach. - To nowe doświadczenie.
W tym momencie z sąsiedniego wagonu dobiegły przytłumione kobiece krzyki:
- Tak! Tak! Tak! - wskazujące na to, że ktoś sobie tam dobrze używał. - Dmuchaj mnie jak swój saksofon!
To sprawiło, że oboje nie wytrzymali i zgubili gdzieś powagę. A Howl wydawało się, że poznaje głos dziewczyny. Chyba należał do Jessie.
Howl nadstawiła ucha i przechyliła głowę. Co jak co, umiała rozpoznawać głosy.
- Żeby nie komplikować niepotrzebnie… - Potarła dłonią twarz, a potem spojrzała na swoją rękę, żeby sprawdzić czy nie rozmazała sobie oka. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że zmyła makijaż przed spotkaniem z Silverem. - Kiedy cię zagadnęłam to potrzebowałam towarzystwa przy barze aby uniknąć potencjalnych problemów, ale to - kiwnięciem głowy zasugerowała że chodzi o odgłosy zza ściany - oznacza że same się rozwiązały.
- Ha. - Dale był zdziwiony. - JJ cię podrywał?
- Nie. - Pokręciła głową. - Co miałeś na myśli mówiąc o tym nowym doświadczeniu?
- Nigdy jeszcze nie zostałem uwiedziony - uśmiechnął się. - A już na pewno nie piosenką.
Odwzajemniła ten uśmiech. Przyjrzała mu się jednak uważniej, spod przymrużonych powiek.
- Ale dlaczego? - Spytała cicho.
- To znaczy… miałem już kobiety - wyjaśnił. - Ale to zawsze ja robiłem pierwszy krok. Chociaż… to ja cię pocałowałem, prawda? - mówił trochę nieskładnie. - Ta noc okazała się nieoczekiwanie dobra. - pogładził ją dłonią po włosach i szyi.
- Tak, piosenki, nawet cudze, zdecydowanie dobrze mi wychodzą. - Ostrożnie dotknęła jego policzka. - Ta wydawała mi się adekwatna. - W jej głosie dało się wyczuć lekkie zdenerwowanie. - Teraz nie zrozum mnie źle, ale mogę cię o coś prosić?
- Musisz poprosić, żebym zrozumiał jakkolwiek. - Skinął głową. - Ale zabrzmiało strasznie poważnie.
- To nic poważnego. - Zaśmiała się. - Po prostu chodzi o to, że to ta prośba i nic więcej.
- Dawaj - powiedział. - Przyjmę to na klatę.
- Pojedźmy nad ocean. Najlepiej teraz.

Dale uśmiechnął się i pokręcił głową.
- I po to budowałaś takie napięcie? Ufff. Już myślałem, że powiesz: “nie mów nikomu, że się całowaliśmy”, taki wstęp do stwierdzenia, że byłaś wstawiona i to jednak pomyłka. Jesteś okrutna, wiesz? - wytargał ją lekko za ucho. - Pewnie, że jedźmy nad ten cholerny ocean.
- Nie budowałam, po prostu byłam… - Zacisnęła mocno swoje nienaturalnie blade usta. - Świadoma tego, że jak mówisz komuś “chcesz jechać do mnie” albo “wpadnij na kawę” to ludzie słyszą w tym bardzo jednoznaczną propozycję. Drugi raz tej nocy - zastanowiła się przez chwilę - słyszę że jestem okrutna, a to ty nie odpowiedziałeś mi na w sumie proste pytanie typu zamkniętego. - Próbowała być poważna, ale przypomniał jej się od razu tekst “dmuchaj mnie jak swój saksofon” i nie wytrzymała, zaśmiała się. - Przepraszam, po prostu przypomniał mi się tekst wieczoru.

Dale też się roześmiał.
- Odpowiedziałem przecież. Jedziemy! Za chwilę - pocałował ją jeszcze raz, co trochę się przeciągnęło. Gdy skończyli minutę później, klepnął ją dwukrotnie w uda, sugerując by wstała i wskazał głową na drzwi.
- Jak to… Nie zaniesiesz mnie? - Odezwała się głosem parodiującym Anastazję. Wstała, chociaż z pewną niechęcią, ocean jednak czekał. - W sumie może powinnam założyć jakąś torbę na głowę czy coś.
- Jezu, po co? Wstydzisz się mnie?
- Nie cały świat kręci się dookoła ciebie, Dale. - Mrugnęła do niego. - Po prostu boję się że jak ktoś mnie zaczepi to dam mu w mordę żeby się szybko odczepił. Jak chcesz to mogę cię nawet potrzymać za rączkę. - Obszukała kieszenie ale okulary przeciwsłoneczne zostawiła w garderobie. - No, trudno. Najwyżej serio strzelę komuś gonga.
Zaśmiał się.
- Spokojnie, o tej porze w Niewidzialnym wszyscy są już naćpani lub narąbani.
- Serio, to ma mnie uspokoić?
- Mam załatwić nam eskortę ochroniarzy? - zapytał. - Poczujesz się jak totalna celebrytka.
- Poszukiwacze oceanów robią wszystko samodzielnie. - Oznajmiła z powagą i złapała go za rękę. - Zaufaj mi, jestem gotowa na wszelkie niebezpieczeństwa. - Pociągnęła go za sobą do wyjścia.

Wyszli z tunelu i omijając bar wdrapali się na peron, przy czym Dale zamienił jeszcze dwa słowa z ochroniarzem. Było wpół do czwartej i na parkiecie trochę się już przerzedziło, więc omijając gęstsze skupiska tańczących dotarli bez problemu do schodów. Howl wydawało się, że widziała przez chwilę Locke’a gibającego się z jakąś dziewczyną, ale on jej nie zauważył.
Zaklęła pod nosem, ale rozglądała się głównie za bratem.
Zahaczyli jeszcze o toalety na wyższym poziomie i wspięli po zepsutych ruchomych schodach. Po chwili powitało ich rześkie nocne powietrze w pozbawionym szyb budynku służącym za wejście do stacji. Minęli bokiem bramki i wyszli na ulicę, gdzie kręciło się sporo ludzi czekających na podwózkę lub taksówki. Dale otworzył jej drzwi wyglądającego na drogi czerwonego samochodu.
- No tak. - Skwitowała cicho na widok auta. - To wygląda jak twoja karoca. - Wsiadła do środka z wdziękiem, którego nie były jej w stanie odebrać żadne ilości alkoholu. Pogrzebała w kieszeni bojówek i wydobyła mini-pendrive’y, które dostała od JJa. Chwilę zajęło jej odróżnienie tego od Silvera od drugiego. W końcu załadowała właściwy do holofonu.
- Muszę tylko podyktować szybkiego maila. - Odszukała plik, upewniła się że to właściwy i dołączyła go do nowej wiadomości.
- Jimi, pisz - do: Alicia Howard, temat: kontrakt. - Mówiła w miarę cicho. - Ustaw czas wysłania na 7:00. I zamów dla niej kawę taką jak zawsze, drondostawa na 6:55. - Matka wstawała codziennie koło 6 rano, a gdyby dostała teraz jakąkolwiek wiadomość od Howl pewnie jej AI by ją obudziła. - Mam naglącą i pilną prośbę, czy mogłabyś jak najszybciej zapoznać się z treścią, potrzebujemy pilnej konsultacji. Jeśli to nie do końca twoje pole ekspertyzy to byłabym wdzięczna za polecenie kogoś zaufanego i solidnego. Wstaw standardowe powitanie i pożegnanie.
- Yes ma’am.
W sumie matka kontakty dotyczące umów pomiędzy firmami konsultowała na co dzień, chociaż specjalizowała się w bronieniu cywilnych interesów ich dyrektorów i innych ważnych pracowników. Rozwody, sprawy kryminalne, jazda pod wpływem alkoholu - miała pod sobą odpowiednio duży zespół od papierologii i researchu, by móc pojawiać się na rozprawach, gdzie czuła się najlepiej.
- Wyświetl do przejrzenia. - Howl zmrużyła oczy i przez chwilę wpatrywała się w to co widziała dzięki holo-soczewkom. W końcu westchnęła i pokiwała głową.
- Jimi, o której wstaje słońce? - Poczekała na odpowiedź a potem popatrzyła na Dale’a.
- Niby mówią że wszyscy w korpo coś ćpają, ale albo to nieprawda, albo mój ojciec i matka bardzo dobrze się maskują. A ty?
- Na studiach paliłem trochę trawy, a w firmie na wyższych stanowiskach rządzi koka - odpowiedział. - Silver podobno wciągnął swego czasu Mount Everest koki. Mi się zdarzyło parę razy, ale na razie… nie wciągnąłem się we wciąganie - uśmiechnął się, programując trasę.

- Hey Howl, where you goin' without that gun of yours? - zanucił Jimmy na melodię Hey Joe, przypominając jej, że nie odebrała z depozytu broni.
- Oszkurwa. - Wyrwało jej się nagle. Odkaszlnęła. - Przepraszam, zostawiłam w Niewidzialnym… A, mniejsza. - Potargała włosy. - Hej, serio byłeś na naszym koncercie w Oakland, tak jak mówiłeś? Znaczy tak we własnej osobie, nie jakieś nagranie czy inne VRowe gówno?
- Tak.
Auto ruszyło szeroką aleją na zachód, gdzie na tle nieba rysowały się ciemne wzgórza. Fotel był niesamowicie wygodny, przynajmniej w porównaniu z siedzeniami w zrujnowanych wagonikach metra.
Przymknęła oczy.
- Swoją drogą, mieliśmy tam kilka wpadek. To była średnia noc. Pamiętam, że już po koncercie skułam się wtedy równo, prawie do nieprzytomności. - Uśmiechnęła się ponuro. - Ale ogólnie staram się za bardzo nie wciągnąć w nic. - Przemilczała, że jak do tej pory w relacje też. - Właściwie to tak, ta noc jest nieoczekiwanie dobra. Ale wcześniej była dla ciebie niezbyt?
- Miałem dużo obaw - wyjaśnił. - Że zjebiecie koncert po tym jak Liz zażyczyła wszystkim powtórki trzęsienia ziemi. Że Liz zwyzywa i pobije Silvera. Współorganizowałem tą noc i chciałem, żeby się udała. Chyba większość moich obaw związana jest z Liz… - zastanowił się na głos.
- Brzmi jak posiadanie młodszej siostry? Ej - nagle coś jej wpadło do głowy - ty w sumie jesteś w wieku mojego brata, wiesz? Chociaż to w rodzinie drażliwy temat. Nie wiem czy Liz jest ode mnie wiele starsza. W sumie wiele o niej nie wiem. Wiem że cię broniła, jak… no, w sumie chciałam sprawdzić, czy w ten sposób zareaguje.
W tym momencie przerwało jej piknięcie holo na nadgarstku. Szybko sprawdziła i otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Kurwa, co się odpierdala w tym zespole. - Zirytowała się. - Serio wszyscy tacy niedojebani, kurwa na chwilę gdzieś odejść. No i wiesz, przecież dla mnie Niewidzialny to był spacerek po parku, nie? - Uśmiechnęła się. - I to wszystko co się działo przed. Byłam zajebiście wyluzowanym kwiatem na powierzchni stawu. Hmm, puścisz jakąś muzykę?

- Byłaś świetna. Tam na scenie - odpowiedział, włączając najnowszą, czternastą płytę Nothing But Thieves. Niektórzy złośliwie twierdzili, że jest tak podobna do poprzednich, że muzykę pisze im pewnie AI. Z drugiej strony wiele kapel osiągało ten sam efekt własną pracą, bez pomocy kompozytorskich skryptów.
Pokręciła głową na tę pochwałę, przecząco.
- Tja, najlepsza byłam w Killing Lips. - wymieniła jedyny kawałek, w którym nie miała w Niewidzialnym żadnego udziału, co było zresztą widocznym skutkiem słów Liz kierowanych do Melomana.
Na dłuższą chwilę się zamknęła, za to wstukała w holofonie wiadomość do Locke’a.
“Zły timing. Bardzo, bardzo zły timing. Może zobaczymy się w Alamo.”
“Tam chyba nie dotrę. Heh, trzeba się chyba przyzwyczaić że gwiazdy mają mniej czasu :P” - odpisał po paru minutach.
“Daj spokój, dostaliśmy dziś propozycję kontraktu z Amuse, nie chcę myśleć jak moje życie będzie wyglądało za miesiąc. Ale póki co zawsze możemy się spotkać przy innej okazji.” Ogólnie preferowała sytuacje, w których to inni musieli włożyć trochę wysiłku żeby zdobyć jej uwagę, nie rzuciła więc żadnej konkretnej propozycji.
“Spoko, nie focham się. :) Amuse? Gruba sprawa! Przewieziesz mnie ferrari jak już sobie kupisz?”
“Zgonek moja miłość, nie ma mowy! Wiesz, co jest zajebiste? Ocean, ale nie widać tu wschodu słońca! To jest dopiero foch. Dobranoc, mam nadzieję że koncert ci się podobał.”

Napisała też do brata, gdy już sobie o nim przypomniała:
“Nadal imprezujesz?”
“Zwijamy się właśnie, a ty?” - odpowiedział.
“Odjechałam czerwoną sportową karocą. :D Pewnie w kierunku jakiegoś fuckupu, ucałuj ode mnie matkę jak wrócisz do domu.” Przytyki z tego że obecnie Jeff mieszka znów z matką, póki za jakiś rok nie skończy studiów, zawsze były w modzie.
“Sama se ucałuj! :P Dobrej zabawy w karocy! ;)”
“I właśnie dlatego matka cię nie kocha!” zarzuciła starym internetowym, wciąż powracającym memem. “Zobaczymy z tą karocą, chłopcy z korpo nie potrafią się naprawdę bawić :D. Dobranoc.”

Kolejną wiadomość zaprogramowała również na godzinę - tym razem 6:00 - nie chciała zrywać Patricka Golda z łóżka, w końcu potrzebował swojego “beauty sleep” jak nikt inny. Na szczęście ludzie z korpo wcześnie wstawali, a ona doskonale znała rozkład dnia i tygodnia Patricka i matki, gorzej bywało z ojcem.
“Wpuścisz mnie albo zostawisz mi klucz pod wycieraczką? Bo niedawno wyszłam z Niewidzialnego Klubu bez niczego, tylko z holofonem. I znowu muszę ci ukraść jakieś ciuchy. I kiedy miałbyś czas pogadać? I prośba, potrzebuję researchu na gościa z Amuse, siedzi w negocjacjach biz., Dale, to chyba imię, nie znam nazwiska. plz halp“

Kilka razy weszła na historię konwersacji z Simonem. Ostatnia wiadomość sprzed paru miesięcy, on do niej pisał, “spotkajmy się”, ona nie odpisała. A teraz nic, pusto, cisza. W końcu napisała do znajomej, której swego czasu udzielała lekcji śpiewu, i która była wizażystką oraz czasami modelką. Morgana Fata mieszkała w bliskim sąsiedztwie Simona, w bloku obok, to małżeństwo zresztą poleciło jej Howl. “Hej, mogłabyś sprawdzić co u Simona? Nie musisz z nim gadać, ale będę wdzięczna za rzucenie okiem.”

Howl dużo mówiła - chociaż teraz głównie starała się nie dopuścić do niezręcznej ciszy, nie poruszała też żadnych istotnych tematów - Dale potrafił słuchać. Nie pozwoliła jednak, by rozmowa przekształciła się w jej monolog, raz na jakiś czas wtrącała pytanie lub czekała na opinię.
Po kwadransie wjechali na biegnącą wzdłuż oceanu Great Highway, ale Dale jechał dalej. Po lewej mijali kolejne dogorywające plażowe imprezy i dogasające ogniska. Po kolejnych kilku minutach, przepuszczeni przez automatyczny szlaban wjechali do korporacyjnej dzielnicy, obejmującej północną część Ocean Beach, oddzieloną wchodzącym aż w ocean ogrodzeniem. Tu było dużo puściej, niosła się tylko niezbyt głośna popowa muzyka z dwóch plażowych barów. Dale zaparkował blisko końca plaży, w miejscu gdzie ustępowała ona wrzynającym się w ocean klifom. Słabe fale biły o skały.
- Surfujesz? - zapytał Dale.
- Ja? No codziennie. - Uśmiechnęła się. - Po parkietach. Nie, serio, a wyglądam? Taniec to chyba jedyna forma aktywności fizycznej, jaka jest dla mnie dopuszczalna. - Przeciągnęła się. Przez całą drogę sprawiała wrażenie, jakby nawet na superwygodnym fotelu luksusowego auta było jej niewygodnie.
Teraz wysiadła z westchnieniem ulgi i przez chwilę rozglądała się, po prostu chłonąc krajobraz. Wiatr, rozrzucający jej włosy na wszystkie strony, trochę w tym przeszkadzał.
- Ale nigdy jeszcze nie tańczyłam na plaży. - Ruszyła w końcu w kierunku wody, oglądając się co chwila na Dale’a.
- No chodź, chodź, chyba że mam ci znowu zaśpiewać, żebyś poszedł za mną? - Wyszczerzyła się. - O rany, wiem, zaśpiewam coś Silverowi. - Zachichotała, widocznie zadowolona ze swojego pomysłu. Kiedy udało jej się przestać śmiać, zaczęła śpiewać kilka pierwszych linijek “Halo”, musiała jednak przestać - albo nie pamiętała tekstu, albo znowu zachciało jej się śmiać.

Była wciąż ciemna noc, lecz ciepła, jak wszystkie noce tego upalnego lata.
- I nigdy nie imprezowałaś na plaży? - zdziwił się Dale. - Ja w liceum czy na studiach przyjeżdżałem tu co tydzień.
Z bliższego baru dobiegały teraz latynoskie rytmy i Dale chwycił dłoń Howl, porywając ją do tańca, niezbyt zgrabnego ze względu na piaszczyste podłoże. Piach wsypywał jej się do butów.
- Tam jeszcze otwarte - wskazał na bar w hawajskim stylu - zajdziemy na drinka?
Howl przykucnęła, żeby zdjąć buty.
- A… - Popatrzyła na niego z dołu, robiąc smutne oczy. - A ocean?
- Nie ucieknie, jest tu od miliona lat - uśmiechnął się.
- Ale nas tu nigdy więcej nie będzie w tej chwili. - Brzmiało jak nieco pokrętna ale jednak sensowna logika. - Zresztą, może sprzedają tam całe butelki, możesz iść sprawdzić, ja i tak - Howl ustawiła buty równo obok siebie, wstała i zbliżyła się do niego. - Wolę się upijać tobą. - Ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała go, nieco intensywniej niż wcześniej. Szybko jednak oderwała się od Dale'a i cofnęła o krok, odpychając lekko dłońmi od jego klatki piersiowej. Na twarzy miała trochę figlarny, trochę tajemniczy uśmiech - tak blisko, a jednak nieuchwytna.
- Ocean! - Zawołała, wyrzucając ręce w górę, i pobiegła po piachu w kierunku wody, jakby wstąpiła w nią nowa energia. Po drodze wykonała jeszcze skok i piruet, oraz kilka innych baletowych figur - nauka z młodych lat nie poszła w las.
- Wow! - Dale był pełen podziwu. - Uczą tego na parkietach Frisco?
- Co ty, nie zrobiłeś researchu z kim twoja siostra gra w zespole? - zażartowała, z komfortową (niekoniecznie zgodną z rzeczywistością) świadomością że rodzice zadbali żeby ukryć wszelkie informacje o niej.

- It's like I've been awakened! - znowu zaczęła śpiewać, unosząc ręce w kierunku nieba. Wizja tej specyficznej dedykacji dla Silvera zdecydowanie wprawiła ją w dobry humor, a może było to jeszcze jakieś inne skojarzenie. Już wolniej, ale cały czas z utworem Beyonce na ustach, ruszyła tanecznym krokiem w stronę fal uderzających o piasek.
Jednym słowem robiła wszystko żeby zrobić z siebie potencjalne widowisko, zupełnie się tym jednak nie przejmowała. Liczyła się dobra zabawa i to że w tej chwili czuła się szczęśliwa.
 
Selyuna jest offline