Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2017, 06:36   #90
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 10 01:50 h; 12.68 ja od Dagon V

Układ Dagon; 1:50 h po skoku; orbita Dagon V; pokład “SS Vega”



Śródokręcie; Silvia



I co dalej? Oddech znowu starał się ogrzać zgrabiałe palce. Podobnie ręczna latarka starała się rozjaśnić mrok sytuacji. Bardziej techniczna część wykształcenia Silvii mówiła jej, że nie jest dobrze. Właściwie coraz bardziej się utwierdzała w przeświadczeniu, że ten cholerny frachtowiec na jaki zwiała ma jakieś problemy. Zdecydowanie nie tak powinien reagować sprawny frachtowiec. Ot, choćby ktoś na mostku powinien odebrać te połączenie od innej jednostki właśnie po to by nie było, że coś jest nie tak. A skoro nikt nie odebrał, nawet automaty, to chyba właśnie coś było nie tak.

Najbardziej było to widoczne po tej wszechogarniającej ciemności. Nic właściwie tu nie działało jak należy. Żadnych świateł, wind, drzwi no nic co było na prąd. Strasznie to utrudniało poruszanie się po tej jednostce. Co najmniej kilka razy natrafiła na drzwi których nie dała rady ręcznie otworzyć a automaty nie działały. Problem był na tyle poważny, że stawiał pod znakiem zapytania sens podróży na mostek. W końcu mostek jakoś specjalnie nie różnił się od innych korytarzy, ładowni, kajut czy magazynów. Jeśli tutaj nie było energii to na mostku raczej też. Ale była nadzieja, że może uchowały się jakieś systemy rezerwowe chociaż na tyle by odpowiedzieć tamtej innej jednostce. Jeśli nie to właściwie wycieczka na mostek okazałaby się daremna i zostawało tylko wygrzebanie jakiegoś resetu w maszynowni. I tu właśnie była zagwostka na najbliższe minuty. De Luca dotarła do krzyżówek a na nich na szczęście była idiotoodporna tablica z rozrysowanym schematem statku i uprzejmym zaznaczeniem gdzie się znajduje w tej chwili.

A znajdowała się mniej więcej gdzieś w śródokręciu. Mostek znajdował się w stronę dziobu, jakieś dobre dwie czy trzy setki metrów dalej a maszynownia podobnie tyle, że w przeciwną, w stronę rufy. Była gdzieś na grzbiecie jednostki pod spodem mając ogromne ładownie frachtowca. Dół też był interesujący bo choć nie było na nim ani nic do sterowania ani nic do majstrowania to skoro było tam bydło w stanie aktywnego życia to SPŻ powinny zapewnić tam znośniejsze warunki bytowe niż tutaj na pustych korytarzach.

Poza ciemnością niepokojące były różne dziury. Pasowały zupełnie jak do inscenizacji holo z jakichś walk. Nawet zacieki i rozmazy pasowały. Takie czerwono - brunatne jak do krwi ludzi i takie szaro - białe jak do syntków i androidów. Znalazła nawet małą kabinę techniczną a w niej krzesło przed wygaszoną aparaturą kierującą zwykle chyba drzwiami do najbliższej ładowni. Bez energii i tak była tylko chłodnym, kanciastym bibelotem ale na siedzeniu znalazła sztywną od chłodu i w pierwszej chwili zimną jak cholera ale jednak bluze z kapturem. Zawsze chroniła przed wychłodzeniem lepiej niż sama kiecka i szpilki. Gdy już choć trochę nagrzała się od ciepła jej ciała. Niepokojący był też dźwięk jaki słyszała. Takie względne regularne stukanie jak ulał pasujące do miarowych, regularnych kroków. Na dwie osoby. Pewnie cięższe od niej. A ta kanciapa była taką klitką, że gdyby tu ktoś zajrzał miałby wszystko jak na dłoni. Tak samo jak ona tu właśnie zajrzała. I nie było drugiego wyjścia. Więc właściwie zostawał korytarz i któryś z jego kierunków. Na dziób? Na rufę? Na dół?




Układ Dagon; 1:50 h po skoku; 12.68 ja od Dagon V; pokład “Archeon”




Dziób; pokł C; seg 3; mostek; Tichy i Prya



No i wrócili do punktu wyjścia. Tak mniej więcej bo nie dosłownie. Ale choć wciąż wytrwale oddalali się od miejsca gdzie weszli w ten układ planetarny to na czysty abstrakcyjny czas i odległość znów mniej więcej byli w takim samym zestawie jak przed tym nim korweta kierowana przez same manewrówki a te przez Alex która wykonywała komendy wybrane przez ludzkiego nawigatora. Czyli przez prawie dwumetrową Pryę.

Wedle liczników na panelu sterowniczym mieli jeszcze jakieś dwieście minut nim śmignął wokół Dagon V. Z jakąś godzinę szybciej trzeba było zacząć hamowanie. Skanery pokazywały coraz wyraźniejsze detale z wykrytej anomalii grawitacyjno - magnetycznej na tym kosmicznym frachtowcu. Nadal jednak nie było jakiegoś specjalnego przełomu. Veronica dalej zajmowała się rozpracowywaniem kontenera jaki mieli przewieźć a Tichy… A Tichy właśnie próbował otworzyć drzwi na mostek ale ponieważ Prya właściwie odcięła mostek od reszty statku to naturalnie nie mógł tego zrobić. Przynajmniej nie ot, tak po prostu wejść. Przyszła też wiadomość od Lindy. Widocznie wysłała ją do wszystkich.

Cytat:
“Stan podwyższonej gotowości, nie szwendać się samotnie bez podstawowego wyposażenia.”

Tichy’emu zaś udało się przepłynąć przez całe śródokręcie, zauważalną część dziobu i co było pocieszające w tych rejonach obraz zniszczeń był coraz mniejszy im bliżej był dziobu i mostku. Gdyby działała grawitacja to względnie widząc tylko tą część jednostki można by udawać, że wyszła ona z walki prawie bez szwanku. Niestety dla odmiany wrócił właśnie z segmentu 7-go który wyglądał jak dosłowne pobojowisko a pewnie nie był to tak jedyny zdewastowany walkami obszar. Im bliżej mostka tym serce bardziej rosło wraz z coraz większą ilością sprawnych systemów, świateł a mniej migających awaryjnie sygnałów.

Dlatego zamknięte głucho drzwi na sam mostek mogły budzić zdziwienie. Powinny otworzyć się automatycznie gdy czujniki Alex wyczuły nie tylko załoganta ale i kapitana jednostki. A nie otwarły się. A gdy kapitan podał swój Klucz do zeskanowania co powinno ręcznie otworzyć drzwi nic się nie stało. Alex poinformowała go, że drzwi przeszły od wewnątrz na ręczne sterowanie czyli w tej chwili Alex nie ma nad nimi kontroli za to ma jedyna osoba będąca obecnie na mostku czyli Prya. Mogli ze sobą rozmawiać i przez komunikator skafandrów i przez panel w drzwiach ale bez specjalistycznego sprzętu nie było jak się dostać na mostek w cywilizowany sposób.

Cytat:
“Stan podwyższonej gotowości, nie szwendać się samotnie bez podstawowego wyposażenia.”

Odebrał przez komunikator wiadomość od Lindy. Widocznie wysłała ją do wszystkich. Czujniki Alex zameldowały, że medyczka kieruje się w stronę mostka i niedługo powinna tu dotrzeć.



Rufa; pokł C; seg 8; siłownia hipernapędu; Rohan



Wypalacz znowu został ustawiony i wgryzał się w kolejny pokład. Drugi z planowanych trzech. Wgryzał się mocniej i goręcej niż przewidywały fabryczne normy i choć co prawda operator ryzykował przegrzanie a nawet eksplozję urządzenia to na razie szło po jego myśli. Maszynka na zwiększonych ponad normy obrotach zdołała wypalić już jakieś 1/5 - 1/4 planowanego otworu gdy przybył mechaniczny pies głównego inżyniera. Zamerdał radoście obskakując swojego pana i ulubieńca. Ale gdzieś w tym momencie przyszła też wiadomość od Lindy.

Cytat:
“Stan podwyższonej gotowości, nie szwendać się samotnie bez podstawowego wyposażenia.”


Właściwie to w tej chwili Rohan zdawał sobie sprawę, że jak najbardziej zawala te zalecenie. Bo szwendał się samotnie już dłuższy czas i jak nie zamierzał przerwać roboty to raczej to nie mogło się zmienić. W tej chwili był w tym zdewastowanym rejonie sam więc ani on nie mógł jakoś specjalnie kogoś wspomóc ani jemu nikt nie mógł pomoc. Co więcej już tutaj rwała się łączność. Co prawda rozumiał co inni do niego mówili ale najwyraźniej był już na pograniczu tej zdewastowanej strefy gdzie łączności nie było. A wszystko wskazywało na to, że wypalając ten i kolejny otwór będzie musiał się w nią zagłębić.



Śródokręcie; pokł D seg 7; kadłub zewnętrzny przy śluzie D7p; Drake i “Red”



O takich chwilach mówiło się zwykle, że całe życie przeleciało komuś przed oczami. A przynajmniej cały świat. Pomysł by wywiać kwasową chmurę na zewnątrz wydawał się niezły. Najlepszy jaki zdecydowali się zrealizować. Ale wadą było to, że trzeba było go wykonać ręcznie. Wrócić do śluzy w 7-mce, przejść na ręczne, przyczepić się i w chwili otwarcia wewnętrznych drzwi śluzy dać się wyrwać przestrzeni razem z kwasową mgłą i tym wszystkim co nie było przymocowane na stałe. Wszystko trwało krótko, góra kilka sekund. Ale przez te kilka sekund dwójka kosmonautów była bombardowana przez wszelkie możliwe bibeloty które uderzały w nich z całym impetem swojej masy i pędu, byli owiewani przez kwasową mgłę która zaczepiała i kryła w zakamarkach hełmów, plecaków i skafandrów, szarpał nimi pęd niczym latawcem na uwięzi podczas wichury. A potem cisza i spokój. Piekło nagłej dekompresji segmentu tak nagle jak się zaczęło tak i się skończyło. Unosili się na nagle luźnych linkach w ciszy i spokoju dryfujących fragmentów wraku. Co mogło zostać z tego zdewastowanego segmentu wywiane to pewnie zostało. Był tylko jeden problem.

Kanonier widział swój problem wybitnie wyraźnie. Jakiś fragment pręta wbił mu się z rozpędu w szybę hełmu. Co prawda szybka wytrzymała. Ale pręt się wbił i widział niepokojącą pajęczynę pęknięć od tego miejsca. Nie miał pojęcia ile jeszcze materiał hełmu wytrzyma. Może całe godziny i się stanie jednym z takich szczęśliwych fantów co potem się pokazuje innym jakiego miała się farta. A może i trzaśnie za parę oddechów. Na razie jednak skafander trzymał hermetyczność. Mógł na wszelki wypadek użyć zalepiacza co wyglądałoby paskudnie i ograniczało widoczność ale zwiększało szanse na to, że pajęczynka pęknięć nie powiększy się na wylot.

“Red” miała mniej szczęścia. Coś z tego śmiecia jakie obok nich przefruwało przecięło jej skafander na boku. I znów to usłyszała od swojego skafandra "Alarm! Nieszczelność skafandra!". Powstało przebicie jak po cięciu nożem czy czymś podobnym. Skafander błyskał czerwonym alarmem utraty hermetyczności. Ale rozcięcie było jeszcze względnie małe, zalepiacz dołączony do skafandra powinien dać radę jeśli tylko nie straci głowy i zrobi co trzeba. Ale znowu miała też problem z kwasem. Część osiadła na zgięciu pod pachą i się przeżerała tak samo jak poprzednio. Tyle, że mniej i wolniej więc znowu była szansa użyć pakietu naprawczego skafandra. Ale to byłby już drugi z dwóch, jeśli oprócz tego coś jeszcze by się jej przytrafiło to już więcej pakietów nie miała.

Cytat:
“Stan podwyższonej gotowości, nie szwendać się samotnie bez podstawowego wyposażenia.”


Gdzieś w tym momencie dopadła ich wiadomość od Lindy. Chyba wysłała ją do wszystkich. A im wypadało jeszcze wrócić do tej rozwalonej na oścież śluzy i ją zamknąć bo inaczej dekompresja będzie pożerać kolejne rejony korwety jak tylko ktoś otworzy jakieś drzwi do właśnie rozszczelnionego rejonu.



Śródokręcie; pokł D; seg 6; korytarz główny; Abe



Właściwie pozbył się radioaktywnego problemu i ryzyka skażenia głównej rozdzielni SPŻ. A dalej to po odesłaniu Rohanowi jego elektronicznego psa to właściwie i tak wszystkie drogi zdawały się prowadzić do głównego inżyniera. Jeśli chciał sprawdzić osobiście jak mu idzie to musiał lecieć do niego by zobaczyć. Jak chciał obejrzeć jednostkę na zewnątrz to najlepiej do tego nadawał się “Iron Sky” a nim zarządzał Rohan. Zresztą nawet wysłał go już na spacer wokół jednostki więc do tej pory nawet jakiś materiał mógł już być do przejrzenia. A jakby Abe chciał spełnić jego prośbę i poszukać Jeana którego faktycznie już dłuższy czas Alex miała trudności namierzyć to ten też powinien być gdzieś w sąsiedztwie Rohana. Zresztą główny inżynier zaczynał trzeszczeć i rwać słowa więc wchodził pewnie w ten zdewastowany rejon statku gdzie łączność i namiary szwankowały.

Cytat:
“Stan podwyższonej gotowości, nie szwendać się samotnie bez podstawowego wyposażenia.”


Do tego wszystkiego przyszła wiadomość od Lindy. Chyba wysłała ją do wszystkich ale widocznie leżało jej na sercu by się nikt nie pętał samotnie po statku. A Rohan chyba był najbliżej ze wszystkich załogantów.



Śródokręcie; pokł D; seg 4; biolab; Nivi



Badanie próbki od Lindy która jak mówiła miała ją od Drake, który z kolei znalazł to gdzieś przy maszynowni przyniosło kilka ciekawych rezultatów. Po pierwsze substancja okazała się być o konsystencji elastycznego żelu a momentami galarety. Była właśnie podobna właściwościami do kleju. Zachowującym swoje elastyczne właściwości mimo warunków kosmicznej próżni lub prawie.

A po drugie próbka choć inna, okazała pewne pokrewieństwo do tej pobranej z konteneru. Znalazła w niej okazy kilku gatunków jednokomórkowców. Z połowa z nich mogła mieć jak najbardziej ziemskie pochodzenie. Ale ze dwa to kompletnie nie pasowały do znanego z Ziemi świata roślin i zwierząt. Wszystkie zaś wydawały się w stanie aktywnego życia co właśnie różniło je od resztek znalezionych w kontenerze.

Sama substancja okazała się mieć silnie zasadowy odczyn. Ale na tyle mocny, że na ziemskie normy też byłby uznany za całkiem mocno żrący. Co prawda ot, tak choćby skafandra jakich używali nie powinien przepalić ot, tak z miejsca ale też pozostawienie go w takiej paćce na kilka czy kilkanaście godzin już nie musiało oznaczać, że wyszedłby z takiej próby bez szwanku. Choć tutaj już brakowało Nivi czasu i materiału na próbki i symulacje więc szacowało to “na oko”.

Cytat:
“Stan podwyższonej gotowości, nie szwendać się samotnie bez podstawowego wyposażenia.”


Wtedy właśnie doszła do niej wiadomość od Lindy. Widocznie wysłała ją do całej załogi. Chwilowo jednak była sama w biolabie. Najbliżej była chyba Veronica w ładowni albo obsada mostka. Właściwie to biolab nie był jakimś specjalnie obszernym pomieszczeniem. Ale czego się spodziewać po konstrukcji o typowo wojskowym pochodzeniu? No w każdym razie miał tylko jedne wejście i wyjście. W tej chwili poza brakiem grawitacji było względnie normalnie. Jak na krajobraz pobitewny. Ale choć tutaj Nivi nie dostrzegała żadnego niebezpieczeństwa to całkiem łatwo było ją tu odciąć od reszty załogi. Wystarczyło być po drugiej stronie drzwi.



Dziób; pokł D; seg 3; kajuta Lindy; Linda



Miała chwilę spokoju. Co prawda przelanie cieczy z butelki do szklanki wymagało trochę wysiłku, wprawy i uporu gdy robiło się to w stanie nieważkości a po wszystkim trzeba było korzystać ze szklanki z przykrywką i słomką ale było warto. I póki nie zostaną naprawione generatory ciążenia no to trzeba było radzić sobie w ten sposób. Ale za to smak burbon pozostawał ten sam i gdy już trafił na język i podniebienie smakował tak samo jak na Ziemi.

Kajuta lekarki i jednocześnie zastępcy kapitana była w dość mało zniszczonym rejonie więc poza brakiem grawitacji i chaosem jaki to wywołało właściwie można było z pewnym przymrużeniem oka uznać, że jest względnie normalnie. Chwila spokoju. Chwila przerwy. Chwila prywatności. Chwila oddechu. Chwila gdzie można wysłać reszcie komunikat.

Chwila gdy można zastanowić się co dalej. No tak, wypadało wrócić na mostek. Wcześniej można było zabrać jednak z kajuty to i owo.



Śródokręcie; pokł C; sek 5; ładownia; Veronica



Podszycie się pod admina było dużo trudniejsze niż podszycie się pod zwykłego użytkownika systemu. Ale z większym ryzykiem wiązały się odpowiednio większe korzyści jakie można było zdobyć. Veronica musiała przekonać system, że jest adminem czyli żonglować zdobywanymi na bierząco hasłami i kodami dostępu tak aby system nie zorientował się, że sam jej właśnie je przed chwilą podał. Ale Doombull mógł zaatakować jej komputerek a nawet skasować wszystkie dane z hakowanego panelu. Było więc i o co walczyć i czego się bać.

Kowalsky wstukiwała w rękawicach kombinezonu holoklawiaturę wybierając kolejne opcje i programy jakie miały przekonać system do jej uprawnień. Czuła jak Doombull przygląda jej się, sprawdzając jej programowe przepustki do przebywania w danym sektorze systemu. Już nie tylko na ogólnym, powszechnie dostępnym forum ale i opłotkach systemu, tam gdzie można zajrzeć co jest za płotem a nawet stawiać nowe płoty i burzyć stare. Nic dziwnego, że system był nieufny i podejrzliwy.

Veronica podstawiła bazowy program jaki powinien dać jej klucze do systemu. System nie dał się nabrać i odrzucił tą prośbę. Nie dał się nabrać też na zalew spamu który całkiem zgrabnie zablokował ignorując cały atak trafnie kwalifikując to jako atak. Musiała zmienić bazowe IP by podszyć się za kolejnego użytkownika i spróbować pomacać system z innej strony. Co prawda nie udało się znowu ale wszystkie te nieudane ataki likwidowały kolejne opcje ograniczając te które mogły doprowadzić ją do celu. Udało się dopiero gdy pomocniczy program skanujący wyhaczył w plikach dane kogoś z obsługi które co prawda nie pozwalały podszyć się pod admina bezpośrednio ale pomogły sforsować pierwszą furtkę jako ktoś z obsługi. Potem wprawa, dobór odpowiednich programów i zwykły fart pozwoliły Veronice poszerzyć ten pierwszy, skromny wyłom w pełnoprawne uprawnienia admina. Stało się. Weszła do systemu a ten uznał ją jako admina. Mogła teraz zarządzać systemem jak swoim własnym. Przez komunikator przyszła jej wiadomość od Lindy.

Cytat:
“Stan podwyższonej gotowości, nie szwendać się samotnie bez podstawowego wyposażenia.”


A ona była tu samiuśka jak palec w tej ciemnej i rozprutej eksplozjami ładowni. W razie natknięcia się na powód tej podwyższonej gotowości nikt jej tu nie pomoże bo zwyczajnie nikogo więcej w pobliżu nie było. Na pewno przecież to tylko spięte nerwy i presja sytuacji myśl, że gdy tak wisi przy tym panelu skoncentrowana na walce z systemem jaki go zamieszkuje to aż prosi się o rozprucie pleców pazurami czegoś strasznego, nożem jakiegoś palanta czy strzałem z plecy z jakiejkolwiek klamki. Na pewno przecież nikt się za nią czy do niej nie skrada. W tej ogromnie ogromnej i ciemnej ładowni.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline