Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2017, 11:04   #103
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
27/28 Eleint, Śródlecie


W czasie gdy w gospodzie trwały negocjacje Turmalina stanęła kilkanaście kroków od budynku i zmierzyła go wzrokiem. Dla niej budynek i tak już istniał na kredyt, i nadszedł właśnie dzień spłaty.
Geomantka odetchnęła głęboko, kucnęła, dotknęła ziemi i poczuła gdzieś głęboko, jak skały odpowiadają. Była gotowa. Teraz to była już tylko jej wola, jej łaska.
Słodziutkie uczucie.
Gdzieś tam na krawędzi pola widzenia coś mignęło. Wszędobylskie dzieciaki były oczywiście i tutaj; obcy plus najemnicy to zbyt ciekawa okazja by to przepuścić. Turmalino, powiedziała sobie krasnoludka, może być z tego dużo więcej radości.
I ruszyła do namiotowa, w którym rezydowali osadnicy wygonieni z dworku na wzgórzu, z zamiarem złapania burmistrza i zgromadzenia tam wszystkich Phandalińczyków. Wszystkich! Harbin Wester nie był skory do współpracy - mimo wydarzeń ostatnich miesięcy nadal był tchórzem, który niechętnie sprzeciwiał się sile i władzy, zwłaszcza gdy występowały łącznie. Ale dzieciaki były bardziej skore do współpracy, mimo że o tej porze powinny być w zasadzie w łóżkach.

Turmalina usiadła i czekała aż zgromadzi wystarczająco dużo tłuszczy. Niestety efekt był marniejszy niż zakładała. Do namiotowiska przyszły głównie osoby znające krasnoludzicę osobiście: burmistrz Harbin Wester, Qelline Alderleaf(niziołka zapewne głównie po to by zagonić niesfornego syna Carpa do łóżka) i nocujący u niej ludzie, kupiec Elmar Barthen wraz z pomocnikami Andrenem i Thistlem, Linene Graywind, przedstawicielka kompanii Lionshield,Halia Thornton ze składu górniczego, Nilsa Dendrar z matką Mirną, elfia kapłanka Garaele oraz pijani w sztok Sildar Hallwinter, Daran Edermath, Duran (który jak zwykle wyczuł gdzie można się napić za darmo) i… Joris. W sumie może ze 40 osób; dużo mniej niż liczyła osada… ale geomantce taka widownia wystarczała.

- Phandalińczycy! - ryknęła Turmalina i zaczęła perorę o jawnej niesprawiedliwości, jaka spotkała tutejszych ze strony Tressendarów. Ludzie słuchali chętnie, lecz gdy krasnoludzica zaczęła nawoływać do zbrojnego wykurzenia przyjezdnych bogaczy, linczu wręcz, entuzjazm opadł. Nic zresztą dziwnego; w końcu w większości przemawiała do zwykłych chłopów, drwali i rzemieślników. Większość z nich nigdy nie miała miecza w dłoni, o walce innej niż na pięści nie wspominając. No i południowcy przybyli z całkiem sporą grupą ochroniarzy, o czym Turmi nie wiedziała, bo i wcale jej to nie interesowało. Nawet pijani nie byli skorzy do wybitki; jedynie Slidar rwał się do walki, ale na szczęście miecz zostawił u Darana w domu.

Turmalina nabzdyczyła się i nadęła. Nie chcą jej pomocy?! To się jeszcze okaże!


Noc każdy spędził w innym miejscu, a i rankiem mało komu śpieszyło się do nowych zadań. Jedynie Marv, Przeborka oraz Zenobia wstali o przyzwoitej porze, by stawić się przed wytatuowanym obliczem nowego chlebodawcy. Dołączył do nich również Shavri, co specjalnie nie zaskoczyło Hunda. Traffo po prostu MUSIAŁ wszędzie wsadzać swój ciekawski nos. Z drugiej strony jednak tropiciel im się przyda, a Jorisa nigdzie nie było widać.

Najwyraźniej pora była zbyt wczesna by szlachetni jaśnie państwo zwlekli swoje godne zadki z łóżek, gdyż w gospodzie spotkali jedynie Dawda. Dwójka ochroniarzy ponownie pilnowała wejścia na schody.

- Witajcie, czcigodni wojownicy i wojowniczki - starzec pokłonił im się nisko. Gdy zasiedli na ławie z tubusu leżącego na stole wyjął kilka zwojów, przysunął też atrament i pióro.
- Tutaj jest kontrakt z moim panem, dostojnym Omarem yn Druzir yn Abdul el Erispal. Z tego co wiem, jest to standardowa umowa honorowana w tych stronach. Tuszę, że któreś ze szlachetnych państwa umie czytać i pisać?
Kontrakt faktycznie wydawał się w porządku, a podane sumy były zgodne z wczorajszymi słowami maga. Wystarczyło wpisać nazwiska najemników i podpisać. Dawd podał Marvowi skórzany mieszek.
- Zawiera on 200 sztuk złota za pierwszy dekadzień pracy. Tutaj - wręczył mu welurową sakiewkę - jest medalion, który umożliwi ewentualną identyfikację ciała Hamuna Kosta.
Hund wysunął rzeczony przedmiot. Był tam też skrawek papieru z hasłem aktywującym.
Tymczasem Dawd wyjął z tubusa mapę okolicy. Wyglądała na bardzo dokładną i dość nową.
- Mój pan, dostojny Omar yn Druzir yn Abdul el Erispal zaznaczył najbardziej prawdopodobne miejsca, gdzie mógł przebywac poszukiwany przez niego człowiek. Jeśli zmarł mój pan, dostojny Omar yn Druzir yn Abdul el Erispal życzy sobie odzyskać jego rzeczy, w szczególności magiczny pierścień w kształcie tarczy.

Najemnicy pochylili się nad mapą. Zaznaczony był na niej zamek, w którym byli, Studnia Starej Sowy (na oko oddaloną o niecały dzień drogi od Phandalin), Góra Hotenow, Thundertree, trzy miejsca w Górach Miecza od strony Phandalin oraz Wzgórze Beruna, które pobieżnie spenetrowała kiedyś drużyna Marva i Shavriego. Sporo miejsc… ale i sporo pieniędzy do zarobienia - tym więcej im dalej pojadą.



Tymczasem skacowany Joris wytoczył się z domu Edermatha, w którym nocował wraz ze Slidarem i Duranem. Słońce nieprzyjemnie raziło go w oczy. Myśliwy wiedział, że jeszcze długo będzie odchorowywał męskie spotkanie; tym dłużej, że nie miał zamiaru prosić Torikhi o lecznicy napar, który ulżyłby jego żołądkowi. Wyciągnął ze studni pół wiadra wody i wylał sobie na głowę. Niewiele pomogło, jedynie zrobiło mu się zimno. Kichnął, parsknął i zmrużył oczy. Na dukcie prowadzącym w stronę Kopalni dojrzał znajomą postać. Na rockseekerowym mule siedziała Turmalina, kolebiąc się wte i wewte z całą godnością, na jaką było stać jej nieznoszące koni jestestwo. Ilość pakunków, którymi objuczyła biedne zwierze świadczyła o tym, że wybiera się gdzieś na dłużej.

 
Sayane jest offline