Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2017, 17:30   #293
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
John niczym cień ruszył w kierunku niczego niespodziewającego się strażnika. Jego ruchy były płynne, a kroki miękkie. Nie bez powodu mówiło się o kocich ruchach czarnych i, że biali nie potrafią się ruszać. Doe potrafił. Wyskoczył z cienia za strażnikiem posyłając krótkie pchnięcie w potylicę. Przeciwnik nie zdołał nawet jęknąć, gdy gnany pędem John pochwycił przeciwnika, zakneblował mu usta i wycofał się w cień. Ciało odłożył do pobliskiego wychodka i ruszyli dalej. Przeszli przez ogród pachnący kwiatami, których John nie był w stanie zidentyfikować, przekradając się ciemnymi alejkami podświetlonymi tu i ówdzie pochodniami. Gdy mijali posąg obecnego czempiona - czterorękiego olbrzyma niespodziewanie trafili na patrol wychodzący z jednej z alejek.
John zareagował automatycznie skracając dystans krótkim skokiem zakończonym krótkim prawym prostym prosto w skroń pierwszego ze strażników. Nim ten upuścił pochodnie i padł, Doe zawirował pomiędzy pozostałą dwójką i wykorzystując siłę skrętu bioder silnym kopnięciem z obrotu złamał szczęki pozostałej dwójce. Podniósł pochodnie i spokojnie wrzucił ją do sadzawki. Droga do pałacu była otwarta. Szybko wrzucili strażników w krzaki i śmielej ruszyli dalej.
Tu strażników było mniej, a teren był oświetlony, więc zdecydowali się zagrać va banque i udawać, że wracają ze spaceru. Jeden z patroli nawet ich zatrzymał, jednak pod ostrym spojrzeniem Johna puścił bez większych problemów. Wreszcie znaleźli się w upragnionych murach pałacu.
- Jakoś poszło Tong, jakoś poszło - odezwał się do towarzysza, gdy byli już na swoim piętrze...
 
psionik jest offline