| Była czwarta nad ranem, ale impreza nie wyglądała jakby miała się zaraz skończyć. Do świtu były jeszcze dwie godziny. Z głośników leciała głośna elektronika - jakiś stary klubowy klasyk. Setki osób wciąż wypełniały parkiet. Z górującej nad peronami galerii gdzie mieściło się stanowisko DJ-ki, dostrzegła Kirka, tańczącego z jakimś mężczyzną. Zaś kawałek dalej Anastazję i Billy’ego złączonych w bardzo erotycznym tańcu i otoczonych przez kółko fanów. Rosalie była świadoma, że może bez trudu znaleźć sobie mężczyznę na dzisiejszą noc, czy raczej poranek, i będzie mogła w nich przebierać. W końcu po to większość facetów przychodziła do klubów. Przywykła już do rozbierających ją spojrzeń a dziś w dodatku każdy ją zapamiętał z tańca na scenie. Teraz zresztą gibały się tam jakieś półnagie panienki a i sporo ludzi na parkiecie było mocno roznegliżowanych.
Schodami z peronu wtoczył się właśnie z trudem, obijając o innych ludzi, Oliver. Wyglądał na mało przytomnego i miał minę zbitego psa.
- Hej! - usłyszała jednocześnie tuż obok. Jakiś koleś bez koszulki, z postawionymi na sztorc włosami, oparł się o barierkę galerii obok i uśmiechał do niej. - Ty prowadzisz fanpejdż kapeli, nie? Jestem Mike i jestem fanem takich fanek jak ty. Co powiesz, żebyśmy razem wbili na parkiet i pokazali ludziom jak się wymiata?
- Ałaa! - zawyła i w teatralnym geście złapała się za serce przechylając się nieco za barierkę. - Takich fanek jak ja? - wyprostowała się i zmierzyła go krytycznym spojrzeniem. - Pff.
- Czyli nie? - wzruszył ramionami i poszedł w swoją stronę. Koleś był najwyraźniej z tych łatwo poddających się, albo po prostu szukał łatwej dupy.
Nie zawracając sobie głowy typem, gibała się dalej radośnie dopijając odziedziczoną po Liz flaszkę. Po kilku chwilach butelka się skończyła a ją dopadł typowy, imprezowy zjazd a myśli sfokusowane były tylko na jedno - do łóżka. Przetaczała się przez parkiet w stronę wyjścia wystukując w e-glassach wiadomość do Olivera i Kirka:
“Spaaaać! Któryś zwija się ze mną?“
Na parkiecie ze znajomych dostrzegła jeszcze Chrisa z kumplami, ale obmacywał się w tańcu z jakąś panienką, jeszcze inną niż ta która wcześniej w garderobie robiła mu masaż.
“Jeszcze 1h pls” - odpisał jej Kirk.
“Zamawiam właśnie Ubera, jestem na górze” - odpowiedział Oliver.
Rosalie wiedziała, że godzina w wykonaniu Kirka może łatwo przerodzić w dwie, zwłaszcza że poderwał jakiegoś faceta. Ruszyła więc znów na powierzchnię, po drodze odbierając z depozytu swój gaz pieprzowy. Oliver pomachał do niej z ulicy.
"To ja spadam lulu " opisała fryzjerowi.
Uber już czekał, w postaci starego Azjaty w przerdzewiałym rzęchu. Ale był tańszy niż taksówka, więc nie wybrzydzali, ładując się na tylną kanapę. Skośnooki kierowca w milczeniu jechał przez opustoszałe ulice.
- Wyprowadzam się z Alamo - powiedział Oliver.
- Najebałeś się na smutno i musisz trochę posmęcić, czy to tak na serio? - zmierzyła go wzrokiem.
- Na serio - odpowiedział, choć najebany był zdecydowanie, nawet bardziej niż ona. I brzmiał całkiem na serio. - Anastazja dziś nawet na mnie nie spojrzała, traktuje mnie jak powietrze. A tyle dla niej robię. Wiem, że sypia z innymi facetami, ale dzisiaj z Billym to co innego. Ja nigdy nie będę tak zajebisty jak on albo ktokolwiek z zespołu. Chuj z tym wszystkim!
- No i chuj z Anastazją! - zawołała entuzjastycznie, chyba tylko po to żeby podnieść go trochę na duchu. Jakoś nigdy nie darzyła go szczególną sympatią, ale w tym momencie było jej po prostu gościa szkoda. Poza tym była niemal pewna, że gdy wytrzeźwieje nie będzie miała na tyle odwagi, by faktycznie zostawić swoją królową i wszystko wróci do normy. - Tyle dobrych dupeczek kręciło się dziś po Niewidzialnym. Nie gadaj, że nie wypatrzyłeś jakiejś ciekawej opcji na otarcie łez?
- Ale ja ją kocham... - powiedział cicho. Widziała, że zaczyna się rozklejać.
Kierowca Ubera nie zwracał na nich uwagi, albo udawał że nie zwraca. Pewnie w życiu już się nasłuchał takich rozmów.
O ja jebie - pomyślała i przewróciła oczami. Ostatnim na co miała teraz ochotę był szlochający Oliver. - Noo, miłość to piękne uczucie - palnęła pierwsze, co wpadło jej do pijanego łba i wyszczerzyła się.
- Może odwzajemniona - westchnął, ocierając dłonią policzki. - Nie ważne, poradzę sobie. Anastazja jeszcze zobaczy. - odwrócił głowę, patrząc na przesuwające się za oknem miasto. - Oni kochają tylko siebie, artyści. Wszyscy ich uwielbiają i im to uderza do łbów.
- Mądrze prawi, polać mu! - zarządziła, ale za chwilę zorientowała się, że za mądrość Olivera raczej się nie napiją. - To może trzeba znaleźć jakąś normalną laskę, wiesz, nie gwiazdę - powiedziała całkiem na serio.
- Masz rację. Ale najpierw muszę się wynieść od Anastazji.
Spojrzał na nią i dodał: - Lubię cię, Rosie.
Na szczęście dojeżdżali już do Alamo.
- O patrz, już prawie na miejscu - dotknęła palcem szyby zmieniając temat. Wyciągnęła z torebki holomaskę, tak na wszelki wypadek. - Obczaj jakie to jest zabawne - zaczęła odpalać kolejne z kilkunastu wgranych twarzy. Co wybieramy? Ja bym była za Azjatką z trądzikiem, ale nie wiem czy chcesz się z taką średnio ładną laską pokazywać, hm?
Oliver zaśmiał się krótko.
- A chuj, wszystko jedno - powiedział, pociągając nosem. - Azjatka z trądzikiem i tak ma zajebiste niebieskie dredy.
Wjechali na parking przez Alamo i samochód zatrzymał się z piskiem opon, ale nie gwałtownie. Piszczał dlatego, że chyba zamierzał się zaraz rozlecieć. Stary Azjata za kierownicą zerknął w lusterku na Rosalie i uniósł kciuk do góry. Chyba mu się spodobała.
Przed głównym wejściem do Alamo była już wzniesiona częściowo barykada z prefabrykatów, palet i gruzu.
__________________ "You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one" |