Na piaszczystym placyku do ćwiczeń stała grupa kobiet, wszystkie uzbrojone i harde. W cieniu budynku otaczającego plac z trzech stron siedzieli żołnierze. - Nie mamy czasu więc załatwimy sprawę szybko - powiedział - wy idziecie z Zybarem tam - wskazał żylastego żołnierza - wy z Demoresem tam. Każda ma miecz ćwiczebny? No dobrze zaczynamy. - Postaram się być delikatny - powiedział żołnierz podchodząc z drewnianym mieczem.
Miecz Bhatry wystrzelił w przód trafiając pochodzącego tuż pod mostkiem. Żołnierz z sykiem wypuścił powietrze i padł na kolana.
Sierżant pokręcił głową: - Wyznania miłosne potem, zabrać go i następny.
Następny podchodził ostrożnie, z gotowym do ataku mieczem. Błyskawiczna finta zmyliła go, drewniana klinga minęła jego “ostrze” i oparła się o gardło. - Po jednym zejdzie się do obiadu - rzuciła.
Sierżant nic nie powiedział tylko pokazał cztery palce i skinął na amazonkę.
Z cienia wyszło czterech zabijaków, ci nie spieszyli się tak bardzo. I nie lekceważyli jej… tak przynajmniej myśleli, ale przewaga liczebna dawała im złudną nadzieję.
Bhatra przesunęła się w lewo i ruszyła naprzeciw jednemu. Planowali ją okrążyć, ale jak tu nie skorzystać z okazji? Dwóch najbliższych ruszyło, pierwszy dostał czoło i padł pod nogi drugiemu, ten klnąc przeskoczył nad kompanem. Jego cios ześlizgnął się po ukośnej paradzie. Amazonka skręciła się w biodrach uderzając pod go pod kolano. Padł na ziemię, a siła rozpędu wcisnęła mu twarz w piach.
Bhatra skoczyła pomiędzy dwóch kolejnych. Byli zgrani, jeden miał uderzyć nisko, drugi wysoko. Nie mogła sparować obu ciosów. I nie sparowała. Uderzyła wcześniej. Ze złamanego nosa bluzgnęła krew. Sparowała cios jego kompana i uderzyła płaskim sztychem. Drewno uderzyło o drewno. Dobry był, ale miał pecha, zawadził nogą o rękę leżącego. Mgnienie oka, tyle wystarczyło Bhatrze by odbić jego miecz i strzałem z główki powalić go na ziemię. - Następni - powiedział sierżant bacznie obserwójąc. - Którzy? - ktoś zapytał. - Wszyscy naraz, któryś z was musi mieć trochę szczęścia - odparł sierżant.
Dwójkami i trójkami wstawali i wychodzili na słońce. Stukot drewna, przekleństwa i łomot spadających ciał trwał chwilę. W końcu umilkł. Bhatra dmuchnięciem odrzuciła kosmyk włosów z twarzy. - Raz cię trafili - stwierdził sierżant patrząc na leżących wokoło żołnierzy. - No - przyznała wydłubując drzazgę z barku, na którym któryś z żołnierzy złamał ćwiczebny miecz. Nie była nawet zdyszana. Wokoło jęczeli i klęli pobicie żołnierze. Obejrzała się na pozostałe kandydatki. Została tylko jedna. W otoczeniu omdlałych adoratorów. - Macie więcej żołnierzy? - zapytała, machnęła ręką, że to nie ważne już - Siostro! Muszę zaprezentować umiejętności, potrzebuję pomocy.
Blondynka zawinęła mieczem i odwróciła się w kierunku Bhatry, ta zasalutowała mieczem i ruszyła biegiem przeskakując nad leżącymi żołnierzami.
Pałac Darsus, ranek następnego dnia po finale Igrzysk
Gdy rydwan zatrzymał się pod bramą porzuciła marzenia o konnym pościgu. - Jadę z nimi - krzyknęła do Samarythy. I ruszyła biegiem w kierunku rydwanu.
Wskoczyła do środka. - Jestem Bhatra, z osobistej gwardii Księżniczki Aglaji. Jadę z wami.
Myliłby się jednak ktoś kto by pomyślał, iż amazonka poleciała na umięśnionego amanta w bojowym wozie. Po prostu jako wyspiarka lubiła konie… oglądać bezpiecznie stojąc na ziemi. |