Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2017, 11:27   #44
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację

Miał odprowadzić tylko swojego konia, ale ostatecznie zabrał się ze wszystkimi zwierzętami, żeby kompani nie mieli z tym fatygi. Gdy wszedł do stajni, zauważył, że cztery konie zostawione w boksach są mocno pobudzone. Rżały, próbowały stawać dęba i strzygły uszami na lewo i prawo. Czyżby wystraszyły się szalejącej na zewnątrz ulewy? Wolbergowi wydawało się to zbyt oczywistym wyjaśnieniem. Zostawił ich zwierzęta przywiązane i rozejrzał się po stajni.

Niedaleko naprzeciw wejścia dostrzegł schody prowadzące na stryszek, więc ruszył tam ostrożnie. Ledwo znalazł się u góry, a wyczuł wyraźny odór, który znał nie od dziś. Odór śmierci. Z dobytym mieczem zaczął rozglądać się po stryszku i w słabym świetle podwieszonej pod sufitem latarenki odkrył niezdarnie przykryte sianem, zakrwawione zwłoki młodego chłopaka, na oko dwunastoletniego, najpewniej stajennego. Był zimny i sztywny, a na jego ramionach banita ujrzał kilka szerokich, owalnych ran, jakby ktoś lub coś po prostu wygryzło mu skórę i mięso. Okrwawiona na brzuchu tunika zdradzała jednak, że musiał zginąć od miecza.

Andreas rozejrzał się i nieopodal zauważył klapę w dachu, z której kapała woda. Prowadząca do niej drabinka również była mokra i - co najgorsze - ubabrana krwią. Czyżby ktoś zabił chłopca stajennego i wylazł na zewnątrz? W taką pogodę? Andreas musiał szybko się zastanowić, co robić - czy zawiadomić o wszystkim towarzyszy, czy spróbować rozejrzeć się na zewnątrz przez klapę w dachu.



Gruby karczmarz podrapał się po łysinie, zastanawiając się i robiąc przy tym strasznie głupie miny. Co rusz oglądał się przez ramię, jakby w głównej sali znajdowała się odpowiedź na jego troski. Ostatecznie skinął im głową.
- Dobra, właźta, miejsce przy kominku się znajdzie, skoro zwierzoczłeki w okolicy grasujo...
Rozwarł drzwi wejściowe, odsunął się i puścił piątkę awanturników przodem.


Ledwo przekroczyli próg, a już poczuli przyjemne ciepło oplatające ich ciała, jeszcze mocniejszy zapach pieczonego mięsa i alkoholu. Główna sala była spora - na wprost od wejścia znajdował się szynk, po lewej wejście na zaplecze, a po prawej kominek, w którym płonęło ognisko. Pod nisko zawieszonym sufitem dyndał kandelabr z kilkoma świecami, natomiast położone nieopodal schody na piętro niknęły w mroku.

Całą główną przestrzeń zajmowały ławy i stoły. I choć bohaterowie byli pewni, że słyszeli odgłosy rozmów i zabawy, to zaledwie jeden stolik przy palenisku był zajęty. Siedział przy nim wysoki, postawny mężczyzna w biało-czerwonym mundurze reiklandzkiego strażnika dróg. Czarne włosy zaczesane miał do tyłu, a na jego czole podróżni dostrzegli dwie wyblakłe blizny, z czego jedna przechodziła aż na policzek. Nie spuszczał z nich oczu od momentu, gdy pojawili się w sali, popijając z wolna jakiś napój z miedzianego kubka.
- Słyszałem waszą rozmowę przy drzwiach - powiedział strażnik dróg spokojnym głosem. - Przewoźnik zaginął dziś rano. Prawdopodobnie rozprawiła się z nimi banda Wilhelma Szarego, okolicznego zbója. Dlatego tu jestem. Hans Grunwald. - Przedstawił się. - A wy, skąd i gdzie zmierzacie?

Nagle z zaplecza dobiegło ich głuche łupnięcie i wyskoczył stamtąd żylasty, tyczkowaty chłopak o wyłupiastych oczach. Przytargał ze sobą wiadro i zaczął zmywać podłogę przy szynku. Karczmarz zmarszczył brwi, zerkając na pomagiera, po czym spojrzał na nowoprzybyłych.
- To co podać? Kucharza nie poczebuje, dobrze gotuje sam, więc bedzieta jeść to, co wam przygotuje - mruknął. Ewidentnie nie podobało mu się, że pojawili się jacyś nowi goście.
- Wybaczcie gospodarzowi. Od zniknięcia przewoźnika nerwowy się zrobił i nie chce nikogo pod swoim dachem gościć. Nawet ja miałem problem, żeby mnie wpuścił. - Hans uśmiechnął się delikatnie, lustrując ich wzrokiem.

 
Tabasa jest offline