Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2017, 00:18   #49
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

***

Architektura tubylców obfitowała w bardzo przestronne wnętrza. Ktoś mógłby powiedzieć, że dostosowane dla kogoś znacznie większego niż przedstawiciel ras zamieszkujących planetę. Ale mógł być to też po prostu element tutejszej sztuki.
[MEDIA]https://arch5541.files.wordpress.com/2012/09/1306408507-columns61.jpg[/MEDIA]
- Słyszymy was - tłumaczył mężczyzna nie przerywając pochodu. - możemy też pomóc ci się z nimi skontaktować - wyjaśnił zatrzymując się na środku okrągłej sali.
Sag stanął blisko środka, dokładnie tam gdzie padało nań światło z ogromnego otwarcia w suficie dokładnie w centralnej części. Powoli ściągnął rękawice okrywające jego dłonie. Wampirzycy zdawały się one w jakiś sposób chore, pomarszczone, pokryte bliznami i zwyczajnie nie pasujące do “elfiego” image’u.
Mężczyzna wyciągnął coś co było niczym innym niż małym sztyletem. Z namaszczeniem i precyzją poprzecinał nim skórę na swoich nagich dłoniach. Wampirzyca czuła wyraźnie, jak krew wypływa z ciała mężczyzny, żadna jednak kropla nie dotknęła posadzki. Ciecz, czerwona choć znacznie ciemniejsza niż u ludzi, zdawała się parować w zetknięciu z powietrzem, zamieniając się w brunatne smugi dymu unoszące się ku górze.
Brujaszka obserwowała to w napięciu. Nie rozumiała do czego ten zabieg prowadzi, lecz na razie jeszcze wykazywała cierpliwość.
- Mogę im więc powiedzieć, gdzie mają kierować statki żeby uniknąć zniszczeń, ale i tak... to wydaje się za mało, by ocalić załogę. Macie coś jeszcze, by ich ratować?
Mężczyzna wydawał się całkowicie pogrążony w… medytacji? z jego luźno opuszczonych po sobie dłoni unosił się nieustannie krwawy dym. Kobieta zaś wykonała serię gestów, po której pomieszczenie a w szczególności przestrzeń okupowana przez Tatianę i parę tubylców zaroiła się od widzianych już wcześniej na statku “ciem” Malutkie skrzydełka co raz muskały pancerz wampirzycy, wtedy brujaszka usłyszała komunikację między swoją flotą - setki rozmów, krzyków, nawoływań. To było coś niezwykłego! Jednak wampirzyca nie miała teraz czasu na zachwyty. Skupiła się, by wyłowić ten jeden, najważniejszy dla niej głos.
I znalazła. Czy to za sprawą tubylców, własnym czułym zmysłom, asyście KO lub innemu jeszcze przywiązaniu do tego konkretnego człowieka, Tatiana złowiła głos swojego męża.
- Nie możemy pozwolić im wylądować na planecie, nieważne jakim kosztem. - mówił właśnie do kogoś. Tatiana poczuła dotyk smukłych palców półnagiej Aziganki na swojej skroni, kobieta najwyraźniej chciała zwrócić jej uwagę. Ciemna uniosła wolną dłoń ku własnej krtani w geście który nie mógł być niczym innym jak zachętą do odezwania się.
- Yul? Yul słyszysz mnie? - zapytała niepewnie.
- Tatiana? to naprawdę ty? - mężczyzna odezwał się natychmiast.
- Tak,nawiązałam kontakt z gospodarzami planety. Widzimy okręty, które za szybko wchodzą w atmosferę. Chcemy wam pomóc. - Powiedziała szybko, by nie trwonić czasu.
- Wyostrzyć! mamy kontakt z planetą, to Hetman! - Yul zwrócił się oczywiście do kogoś ze swojego otoczenia, po czym przeszedł na bardziej spoufały, choć równie podekscytowany ton - One spadają, te maszyny nigdy nie miały lądować na powierzchni planet o takiej grawitacji. Walka przeniosła się na orbitę… jak się czujesz?
- Nic mi nie jest, choć część oddziału... nie żyje. Spotkaliśmy Legion. - Odpowiedziała, po czym zwróciłą się do tuziemców - Wiecie co możemy zrobić z tymi okrętami? Macie jakieś zbiorniki wodne, gdzie można by je skierować?
Rój ciem był już tak gęsty, że Tatianie, poza parą tubylców trudno było w zasadzie dostrzec cokolwiek innego. Spowity oparami własnej krwi Sag pozostawał pogrążony w transie, toteż jedyną osobą jaka mogła odpowiedzieć wampirzycy była kobieta Azigów. Jej ogromne oczy wpatrywały się w brujaszkę jeszcze chwilę, nim pozostawiająca do tej pory rozmowę mężczyźnie ciemna, postanowiła się odezwać:
- Nie, jest was za dużo. - powiedziała lepiej niż pilot czy pilotka, ale nie tak dobrze jak rogaty.
- Cholera...a czy Legion ma jakieś bazy? By tam zesłać te okręty z najmniejszą ilością załogi? - zapytała znów, po czym zwróciła się do męża - Nie wiem co robić... jak wam pomóc…
- Chroń miejscowych i przede wszystkim nie daj się zabić -
Tatiana usłyszała nieznoszący sprzeciwu głos męża. - Legion wycofuje się w stronę planety, robimy co możemy by mu to uniemożliwić, bitwa jest wygrana, ale to nie jest przeciwnik, który kiedykolwiek się podda. Będą walczyć do ostatniego plugastwa starając się zabrać ze sobą tak wielu z nas, jak to tylko możliwe. Udało im się nawet zaatakować Makarę, walki toczyły się na kilku pokładach. - tłumaczył. Ciemna kobieta wzdrygnęła się w geście irytacji.
- Muszhusz tylko się pożywia. Przybądźcie a przyjdzie.
- Yul, ich krwią można się żywić. Działa jak moja. -
Powiedziała, po czym dodała - Prześlę ci pozycje, gdzie najlepiej kierować spadające statki.
- Dajcie mi namiary na obszary niezamieszkałe i zbiorniki wodne.
- Powiedziała do “elfów” - Możecie jakoś wesprzeć naszych ludzi w tworzeniu tego ochronnego pierścienia?
- Niezamieszkałe, wszystko co nie tu… -
powiedziała ciemna zanim podłoga lekko zadrżała. Tatiana nie słyszała żadnego dźwięku jednak szybko skojarzyła fakty: W okolicy coś dużego właśnie uderzyło o ziemię. Ciekawe co...
- Zajmę się Legionem na planecie, póki jest odcięty od oddziałów na niebie. - Rzekła, nie mogąc znieść własnej bezsilności.
- Można inaczej - Azigianka była wyraźnie sfrustrowana, całe jej ciało falowało w irytacji - on tu jest, idź do niego.
Tatiana zacisnęła wargi na moment i spojrzała gdzieś w przestrzeń. Zacisnęła pięść i trafiła na obrączkę na swojej dłoni.
- Muszę iść, Yul. - Powiedziała, po czym dodała - Jeśli chcesz bym ich broniła... bym miała o co walczyć... musisz przeżyć. Tylko ty odgradzasz mnie od bestii. Rozumiesz?
- Dobrze wiedzieć, że po tych wszystkich latach razem, wciąż tak wiele nas łączy, na przykład poglądy: umieranie jest bee… -
Yul, który w pewnym momencie podróży zrobił się całkiem wyszczekany zdobył się na żart. - Nie zostawię cię samej - dodał już poważnie.

Azigianka prowadziła Tatianę za rękę długimi korytarzami. Dwie kobiety otaczała nieustannie chmara czarnych ciem. Wampirzyca musiała przyznać, że dała się zaskoczyć, gdy elfka zwyczajnie skoczyła ku bezdennej przepaści pociągając hetman z sobą...
[MEDIA]http://wac.450f.edgecastcdn.net/80450F/comicsalliance.com/files/2013/05/rise.jpg[/MEDIA]
Lot trwał dobrą minutę, ale i dlatego, że ćmy spowalniały opadanie kobiet. Tym sposobem lądowanie na kamiennej posadzce okazało się dość gładkie.
Pomieszczenie było ciemne, lecz temperatura powietrza całkiem wysoka. Tatiana oczywiście nigdy tu wcześniej nie była, jednak będąc wampirem od ponad pół tysiąca lat po prostu wiedziała…. że znajduje się w grobowcu.
Rozglądała się ciekawie.
- Co teraz będzie? - zapytała cicho “elfki”.
Znów, podobnie jak w okrągłej sali na górze, do pomieszczenia wpadało światło przez dziurę w suficie (tunel którym Tatiana i jej gospodarz sfrunęły). Oczywiście było go znacznie mniej, gdyż nad nimi nie było nieba, lecz dopiero wnętrze budowli.
[MEDIA]https://i.pinimg.com/236x/80/c9/2a/80c92adcf1121f9619ac860b76536cf6--fantasy-fiction-fantasy-books.jpg[/MEDIA]
- Nie wiem - odpowiedziała Azigianka. - On tu jest, ty możesz go… obudzić. - podprowadziła Tatianę do skrzyni, w której można by schować konia.
Lub olbrzyma.
Ciemna przejechała dłonią po kanalikach pokrywających powierzchnię “trumny”.
- Śpi od zawsze. Przybył z waszej skały. Przepowiedział…
- Wszystko - rogaty Sag wreszcie dołączył, stępując z sufitu i zajmując miejsce obok kobiet. - My nie możemy już wejść z nim w kontakt, ale ty tak.
“Kain” - pomyślała odruchowo Tatiana, pamiętając legendy o tym skąd wywodził się jej gatunek. Brzmiało to jednak zbyt abstrakcyjnie, nawet w jej głowie. Wampirzyca pochyliła się nad trumną i powoli przejechała palcami po całej jej powierzchni, która nie była wcale tak gładka jak mogłoby się wydawać. Krawędzie były po prostu tak ostre i cienkie, że nie sposób było ich zauważyć. Posiadający normalne czucie człowiek nawet nie poczułby jak jego dłoń zamieniłaby się w krwawą plamę. Oczywiście wampirzyca ani nie była człowiekiem, ani nie dotykała “trumny” gołą dłonią.
- Co dokładnie przepowiedział? - Zapytała. - I skąd wiecie, że stanie po waszej stronie?
Aziganka popatrzyła po Sagu, zanim ten odpowiedział.
- Mo’het jest jednym z tych, którzy rozsiali po wszechświecie życie. - Sag przekrzywił głowę - Dziś nazywacie ich Niebianami, kiedyś Bogami. Kiedy Niebianie zetknęli się z Niematerią, Mo’het poświęcił samego siebie, umarł by zrozumieć. Przybył tutaj ze zwierzętami z waszej planety. To z nich stworzył Sagów i Azigów, oraz wszystkie inne stworzenia które dawniej zamieszkiwały Ur. - Ciemna uniosła brew, wyraźnie czekając aż jej towarzysz dokończy myśl. - Jednak żadne z nas nie mogło być nigdy przemienione, tak jak ty, Mo’het stworzył nas zbyt odmiennych od człowieka. Kiedy muszhusz nas znalazły, próbowaliśmy go obudzić, lecz jego sen jest zbyt mocny, nie sposób rozbudzić go krwią naszą czy nawet muszhusz. Mo’het wiedział jednak, że z czasem, wampiry Ziemi pożrą się wzajemnie, aż ich własna krew stanie się na tyle silna by zwrócić jego uwagę.
Tatiana patrzyła na powierzchnię trumny, zastanawiając się nad sytacją i wydając w międzyczacie rozkazy.
- Żołnierze... od was zależy czy pozwolicie obcym na ingerencję większą niż napojenie was krwią Legionu. Mówią, że w ten sposób mogą was szybciej wyleczyć i ja im wierzę, lecz was nie zmuszam. Każdy z osobna ma prawo decyzji. Proszę was tylko o jedno. Gdy znów odzyskacie zdolności bojowe, skupcie się na ratowaniu waszych braci, których okręty mogą niedługo rozbijać się na powierzchni planety. Bez odbioru.
Wyłączyła szerokie pasma komunikacyjne, po czym zwróciła się do towarzyszących jej elfów.
- A co jeśli odmówię?
Gospodarze nie wydawali się w żaden sposób zdziwieni: Połowa twarzy mężczyzny była zasłonięta maską, kobieta zaś… kobieta pewnie potrafiła nie tylko kontrolować swoją mimikę ale i puls. Ot trafiła się para pokerowców.
- Mo’het mówił, że wasz rodzaj ciężko przyjmuje autorytety i tak jest właśnie dzięki niemu. Uczynił sobie śmiertelne ciało i w nim pozwolił by muszhusz go dosięgło. Mo’het zachował swoją świadomość, studiował zachowanie i działanie Niematerii. Zabrał jej dary dla siebie. Jeśli przybyłaś by zrobić to samo, żadne z nas nie stanie ci na drodze. Nie jesteśmy jego strażnikami, lecz tworami. Dziećmi i niewolnikami. Jednak tylko za sprawą jego wiedzy możemy uwolnić się od muszhusz.
Tatiana słuchała, zastanawiając się nad sytuacją. Czy nie było tu analogii do obudzenia Umy - potężniejszej od siebie istoty? Tam matka próbowała ją zmusić, tutaj miała wolny wybór, ale czy nie były to tylko pozory, aby “lepiej” reagowała?
Wampirzyca przeszła się wolnym krokiem na około trumny.
- Przybyliśmy wam pomóc. To dzięki wam u nas na planecie ludzie sami się nie pozabijali. Przetrwali i zmądrzeli. I poczuli się dość silni, by przylecieć tutaj. W pewnym sensie... zaufali mi.
Westchnęła, choć ostatni oddech opuścił jej pierś setki lat temu.
- Zgoda. Wystarczy, że rozetnę dłonie o powierzchnię czy macie jakiś inny patent na te całe budzenie śpiocha?
Sag pierwszy raz od dłuższego czasu przeniósł wzrok na swoją ciemną towarzyszkę. Ta wykonała doń sygnał który można było tylko określić jako “słodka minka”.
- Tutaj, Mo’het wie o każdej kropli krwi. wystarczy, że ją przelejesz… - Azigianka dotknęła dłoni swojego towarzysza - jeśli chcesz go obudzić a nie pożreć oczywiście. - dodał.
- Powiedzmy, że w ciągu ostatnich dwudziestu paru lat zaczęłam wierzyć, że można inaczej niż... pochłaniając.
To rzekłszy Tatiana zdjęła rękawice i położyła nagie dłonie na powierzchnię trumny. Nacisnęła, by ostre krawędzie przebiły jej skórę.
Tak jak brujaszka przypuszczała. Przy tak cienkich ostrzach i krawędziach nie czuć było żadnego bólu. To tak jak zaciąć się źdźbłem trawy czy kartką papieru. Oczywiście wampirzyca była nadnaturalnie świadoma każdej kropli krwi stojącej w jej żyłach, toteż wiedziała, że ta powoli i w niewielkiej ilości, ale jednak wypłynęła na powierzchnię “trumny”.
Wieko sarkofagu jednak nie uniosło się z dramatycznym zgrzytem, nie rozlegał się żaden obłąkańczo-diaboliczny śmiech. W zasadzie nic się nie działo.
Tak przynajmniej z początku wydawało się spokrewnionej, na której nikt od wieków nie używał “darów Lilith”. Tatiana rozejrzała się. Obok Saga i Aziganki stał Marcus Braun, Uma oraz… dwóch Yuli! jeden wyglądał dokładnie jak jej mąż, drugi… drugi ładniej, bardziej dziko.
I martwo.
Tatiana przekrzywiła głowę, lecz nie zabrała dłoni, pozwalając krwi wciąż wypływać ze swojego ciała.
- Robi się ciekawie... - powiedziała, przyglądając się ze szczególną uwagą postaciom byłego i obecnego męża... w aż dwóch odsłonach.
Uma wykonała niecierpliwy gest dłonią.
- Wystarczy, wiem już wszystko, możesz zabrać rękę. - W tym czasie tubylcy stali jak zaklęci, Tatiana zrozumiała, że w ogóle nie oddychają. Marcus uśmiechnął się, tak jak tylko on umiał:
- Oszukujemy trochę czas. Jedna z wielu rzeczy jakie możesz.
- I co, będziecie moimi duchami świąt bożego narodzenia? -
zapytała z uśmiechem, choć czuła się zaniepokojona tą projekcją, która wydawała się dziwnie realna. Powoli cofnęła ręce i zaleczyła rany.
- Po co tu jesteście?
Yul-wampir przewrócił oczami.
- Tak, wierzenia Ziemian są zabawne dla kogoś takiego jak ja, czy ty, na pewno zabawne dla Urytów. - w słowo wszedł mu Yul-żywy:
- Nie ma żadnych “nas” to tylko ja, wybrałem najbardziej odpowiedni sposób by rozmawiać. - Znów odezwał się Marcus:
- Zwróciłaś moją uwagę, dokonasz teraz wyboru.
Tatiana machnęła kilka razy dłonią w geście “do rzeczy, do rzeczy”. Jej wzrok raz za razem wracał do Yula wampira, choć gdy przyglądała się mu, czuła wyrzuty względem Yula-człowieka i szybko uciekała spojrzeniem na kolejne widziadło.
- Wszechświat, cała materia, wszystko co jest, ma swoją własną świadomość. Kiedy ta świadomość chce doświadczyć samej siebie, umniejsza się na tyle by zaistnieć sama w sobie. Tym właśnie są Niebianie. Są absolutem nazwanym, zamkniętym w ramach materii którą są, umniejszeni. Taka jest konieczność. Jako niebianie tworzyliśmy życie. Ale nie tylko takie organiczne o którym myślą ludzie. Sol, jeden z nas postanowił zostać gwiazdą. Wszystko co wokół niego istnieje jest z niego zrodzone. Nie tylko ludzie, ale i Ziemia, księżyce, wszystkie inne tamtejsze planety. Znowu ja, ja stałem się jednym z ludzi, widzisz czas czy miejsce nie ma tutaj znaczenia, dla Niebian wszystko “jest” nie ma wczoraj albo jutro. Niektórzy z nas czuli smutek, pozwoliliśmy sobie na to żyjąc jako proste istoty. Tak wiele naszych dzieci we wszystkich zakątkach wszechświata nie miało nigdy szans na poznanie się, spojrzenie na siebie z innej perspektywy. Oddzielała je przestrzeń i czas. Dla nich, dla was, to coś nieprzekraczalnego. Ale czy jest coś, czego nie wiedzą Niebianie? czy jest coś czego nie zna Wszechświat? Oczywiście! - to co jest poza nim. To czego nie ma. Niemateria wypełnia wszystko, czy może nie wypełnia niczego. - Marcus rozejrzał się - w tej formie nie da się tego nawet powiedzieć. Poprzez Niematerię jednak, nawet śmiertelni mogą oszukać czas i przestrzeń. Mogą znaleźć się bliżej siebie. Niestety, jest to zabójcze. To co nazywa siebie Legionem jest tam. A czego może chcieć Niemateria od materii? oczywiście zniszczenia tej ostatniej. Potrzebowałem kogoś, kto będzie w stanie kontrolować moce tamtej strony, nie stając się jej sługą. Kogoś kto będzie mógł nawigować pojazdy poruszające się przez Niematerię. To dlatego umarłem, wymyśliłem wampiry. - Marcus uśmiechnął się. - teraz, kiedy świat śmiertelnych stoi na krawędzi, kiedy Legion wie już o Ur, Ziemi oraz wielu innych miejscach gdzie żyją nasze dzieci, kiedy mogą się tam przemieszczać na okrętach stworzonych przez śmiertelnych, powiedz, co może być jeszcze gorsze? - temat podjął Yul-człowiek:
- Mogą znaleźć mnie. Dowiedzieć się o wszystkich światach żywych, o technologii umożliwiającej dostanie się tam w niezwykle krótkim czasie. I teraz pytanie do ciebie - czy chcesz stać się kimś innym niż teraz jesteś? moim heroldem? moim zabójcą? a może chcesz znów stać się śmiertelna?
- To jest ten moment, kiedy powinnam z bólem serca porzucić marzenia o byciu śmiertelniczką i odegrać jakąś dramatyczną scenę, nie? -
Tatiana uśmiechnęła się krzywo.
- Niestety, dawno już odrzuciłam mrzonki o domku na prerii i stadku gówniaków, będących następstwem współżycia z moim mężem-drwalem. Jak sam dałeś mi to odczuć, jestem tylko małą istotą, jedną z tych małych istot, które stworzyłeś, która nie ogarnia wielkich dylematów. - Rozłożyła ręce w geście bezradności. - Przybyłam tu żeby zniszczyć Legion. Wiem już, że sama tego nie zrobię, więc jeśli mam stać się twoim heroldem, zabójcą czy lachociągiem, żeby tego dokonać... tak się stanie. Bo cel jest jeden. Jestem kim jestem i nie chcę się cofać, dlatego wybór jest prosty. Bardziej mnie zastanawia... dlaczego w swojej projekcji rozdzieliłeś Yula?
Yul-wampir uniósł brew.
- Doprawdy? Podczas mojego czasu na Ziemi, byłem świadkiem niezliczonych przykładów przywiązania dzieci Sola do światła i życia. Wszystkie wampiry które stworzyłem prędzej czy później traktowały swój stan jak jakąś klątwę. Uczyniłem tych ludzi czymś więcej, jedyną ceną było unikanie Sola. I ta jedna rzecz, ta jedna jedyna rzecz doprowadza was do obłędu… przynajmniej tą część z was która nie jest uszkodzona w inny sposób. Zaprawdę zgładziłem znacznie więcej wampirów niż stworzyłem.
- Jak ci się podoba Aszme? Czarne Słońce? -
podjęła Uma - nie zastanawiałaś się jeszcze, czemu jej światło cię nie rani? to dość proste, widzisz, nie każda gwiazda jest Solem. Tak jak ja, stałem się mniej więcej jednym człowiekiem, a nie wszystkimi, tak i mój brat stał się pewnymi gwiazdami, a resztą nie. Aszme to po prostu gwiazda, dlatego jej promienie nie mają niszczycielskiego wpływu na byty Niematerii, jak ty czy Legion.
Tatiana uśmiechnęła się krzywo.
- Widzę, że doskwiera ci fakt iż zamiast interesować się wielką gwiazda, bardziej skupiam się na losie śmiertelnika. I to mimo wszystkiego co przeżyłam, ile bytów ludzkich przetrwałam... wciąż patrzę na jednostkę a nie na ogół, jak mówi się, że powinni patrzeć bogowie…
Yul-człowiek uśmiechnął się wcale nie krzywo.
- Gdybym chciał, żebyście byli bezmyślnymi dronami, zostawiłbym Legion takim jakim jest. Twój Yul mógłby być drwalem, wygląda na zdrowego mężczyznę. Ty zaś naprawdę mogłabyś stać się śmiertelną kobietą. Co prawda nie wiem, co byś tutaj robiła, ale dla mnie to nie jest niemożliwe. Nie ma czegoś takiego jak dusza, mogę cię odtworzyć dokładnie taką samą, mogę zrobić was tysiące, ludzkie ciało, myśli, wspomnienia, uczucia, wszystko składa się z materii i wszystko można skopiować.
- Dlaczego Yuli jest dwóch? -
znów mówił Marcus - Mężczyzna jest dla ciebie ważny. Trzymasz go przy sobie, wiesz jak może się to skończyć. Trochę tego nie chcesz, a trochę chcesz. Kiedy zobaczyliśmy jak działają byty Niematerii, moje rodzeństwo zgodziło się, że jakiekolwiek próby kontrolowania tych stworzeń muszą zostać zaniechane. Ja byłem innego zdania. W Niematerii nie istniał indywidualizm, postanowiłem więc go nadać. Dlatego się zabiłem, połączyłem. Zachowałem oczywiście swoją wolę. Nauczyłem się infekować ludzi tak, by oni też ją zachowywali. Mówię ci to, bo chcę żebyś wiedziała: to wy decydujecie kim jesteście, niezależnie od tego czy oddychacie czy nie. - wywód Marcusa przerwało klaskanie Umy:
- Podoba mi się twoja odpowiedź Pumo, chodź do mnie… - projekcje znikły a twarz Aziganki wykrzywiła się w autentycznym przerażeniu. Szczęka Saga zaś opadła. Tatiana rozmawiając z projekcjami miała sarkofag zaraz za plecami. Już po zachowaniu tubylców, wiedziała, że coś musiało wypełznąć z niego.
[MEDIA]https://i.pinimg.com/564x/86/fd/f6/86fdf6802a45341dd51222bb5a6d494f.jpg[/MEDIA]
Wampirzyca sięgała mu do bioder, doskonale wiedziała jak działa prezencja, ale cóż… Mo’het był “naj” we wszystkim.
Poczuła jak dreszcz przechodzi jej martwe ciało. Dreszcz strachu? A może bardziej ekscytacji? Wreszcie bowiem i ona natrafiła na byt doskonalszy od siebie.
Ruszyła posłusznie ku niemu, zastanawiając się czy można zagubić się w owej doskonałości.
- Mówisz, że to myśmy nadali wampiryzmowi wymiar klątwy... - rzekła, stając naprzeciwko niezwykłej istoty - Ale to też tylko twoje słowa. Twoja wersja, twoja interpretacja. To samo dotyczy Legionu. Może to on jest dobry, a my jesteśmy źli? Czym wszak jest dobro, jeśli nie niwelowaniem cierpienia, które postrzegamy jako zło? Legion zabierając indywidualizm, zabiera ból decyzji, ból niespełnionych marzeń. Na mojej planecie ktoś kiedyś powiedział, że być prawdziwie wolnym, to porzucić jakiekolwiek pragnienia i oczekiwania. - Podniosła spojrzenie na Mo’heta, choć nie była w stanie spojrzeć mu w twarz, bo Niebianin jej nie miał. - Nie chcę być więc wolna. I nie chcę być dobra. Chcę zabić Legion i chcę ocalić tego, którego nazywam moim mężczyzną. Chcę by był ze mnie zadowolony. Reszta... to tylko dym i lustra.
Mo’het nic już nie powiedział (w sumie może i lepiej, zważywszy na jego anatomię…) chwycił Tatianę w jedno ramię i uniósł ku kłębowisku swoich macek. Te ocierały się chwilę ciekawie po pancerzu wampirzycy. Czyżby był przeszkodą nawet dla Mo’heta? Niestety, kobieta miała się już nigdy tego nie dowiedzieć, gdyż “bóg” nie musiał jej rozbierać - twarz wampirzycy była przecież odsłonięta. Oczy zaszły Brujaszce mackami, które wślizgiwały się jednocześnie do ust i uszu Pani hetman. Nie było to jakoś niemiłe, po prostu… dziwne. Gdyby nie moc prezencji, ktoś z uznawanym za “zdrowy” zmysłem estetyki uznałby to pewnie za obrzydliwe. Jednak teraz dla Tatiany to było super!
Dopiero kiedy Mo’het zaczął ją wysysać zrobiło się nieprzyjemnie i przerażająco. W gasnącej świadomości wampirzycy wizualizowała się scena z jakiegoś filmu: W ekskluzywnej restauracji siedziała piękna kobieta. Ta wspaniała istota nie tylko cudownie wyglądała, miała śliczne ubranie, ale i jej gesty i pozy były iście dostojne. Kobieta przybliżyła do swoich idealnych ust ślimaka, po czym głośno wyssała go ze skorupy. Gdy odrzuciła chitynę na talerz, Tatiana usłyszała brzęk egzoszkieletu uderzającego o ziemię.

***


 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline