Do komnat dotarli po kilku minutach. Gdy weszli Rayden akurat kończył uzdrawiać Liu Kanga. Gdy bóg piorunów odstąpił mnich wstał i rozruszał bark. - Jak nowe, dziękuję.
Sonya wstała z krzesła i podeszła do przybyłych. - Co z wami? Gdzie się podziewaliście? - zapytała - Myśleliśmy, że nasz gospodarz zaproponował wam wikt i opierunek na stałe.
- Wiecie coś o tych fajerwerkach? - Jax wskazał okno - Jak na moje oko ładna kupa sprzętu poszła z dymem.
Rayden popatrzył na komandosów. Jego spojrzenie na dłużej spoczęło na Johnie, ale nic nie powiedział. Choć coś mówiło Johnowi, że prezent od Quan Chi nie pozostał niezauważony. - Hej, hej - powiedział Johnny podchodząc z dzbanem i kubkami - Wyglądacie na złachanych. Macie, to postawi was na nogi.
Kylen unikała ich wzroku. najwyraźniej miała im za złe, że nie dali się wczoraj otruć. Wtedy jej życie byłoby prostsze. |