-
A ten Zhung to kto? - zainteresowała się Luna, drepcząc za pozostałymi do lochów.
- Wiecie, żeby się nie okazało, że jego potomkowie ścigają waszych potomków... i tak dalej... Choć wy to już chyba nie będziecie mieć żadnych potomków - dodała ciszej i zrobiło jej się troszkę smutno. Ale tylko troszkę.
- Gir ma racje, ktoś musi z nią iść. My nie jesteśmy RODZINĄ - surowo rzekła niziołka, choć nadal było niepojęte jak można odesłać własne dziecko SAMO, dla głupiego HONORU. Najwyraźniej jednak królewna nie miała wyboru, a decyzja nie należała do nich. Oni mogli tylko pomóc biedactwu, choć w takiej sytuacji dziewczynka pewnie będzie szczęśliwsza jako wieśniaczka niż królewna upadłego królestwa. Dlatego Luna nie miała zamiaru składać żadnych przysiąg na temat rodu i chwały. Za to miała zamiar dopilnować, żeby mała miała normalne życie.
Potem zainteresował ją skarbiec. Zbroja...? Jakiś magiczny przedmiot? Nie bardzo wiedziała co mają do wyboru.